Читать книгу Ostatnia rola Hattie - Mindy Mejia - Страница 8

PETER / Piątek, 17 sierpnia 2007

Оглавление

Wykończy mnie niewydolność serca.

Miałem dwadzieścia sześć lat i byłem w szczytowej formie. Z chudego, siedzącego z nosem w książkach licealisty przekształciłem się w faceta, który przebiegał co najmniej dwadzieścia pięć kilometrów tygodniowo. Prawdopodobnie dałbym sobie nawet radę z podnoszeniem ciężarów, gdybym tylko się ośmielił i poszedł na jedną z tych siłowni pełnych spoconych mięśniaków. Byłem wegetarianinem i nie paliłem – ale to niewydolność serca rujnowała mi życie.

– Co zjesz na deser?

Spojrzałem na siedzącą naprzeciwko mnie Mary. Mało co się odzywała, odkąd przyniesiono nam dania główne, i co chwilę zerkała na zegarek.

– Mus czekoladowy? – zapytałem z szerokim uśmiechem. Po siedmiu spędzonych wspólnie latach wiedziałem, że nie potrafi oprzeć się czemuś, w czym jest choć odrobina czekolady. Zapewne wielu facetów mówi tak o swoich żonach, ale kiedyś na festynie widziałem, jak Mary zjada bekon w czekoladzie. Smażony świński tłuszcz zanurzany w czekoladzie. Na widok mojej pozieleniałej twarzy roześmiała się i oświadczyła, że nie było to wcale takie złe.

– Może być. – Wzrusyła ramionami.

Przywołałem kelnera i zamówiłem kawę oraz deser. Był to tego rodzaju lokal, w którym bez problemu można było machnąć na dyskretną obsługę i zamówić caffè americano. Nad stolikami wisiały nisko lampy, otulając każdą grupkę gości własnym kokonem światła. Było tu nowocześnie, ale romantycznie. Mary nie miała ochoty jechać aż do Rochester, ale w Pine Valley można było wybrać albo Dairy Queen, albo kawiarnię, którą zamykano o siódmej. Poza tym w Pine Valley nie było kina, a to miała być nasza tradycyjna randka w stylu „kolacja plus kino”, tyle że w przeciwieństwie do większości par zawsze zmienialiśmy kolejność. Najpierw kino, potem kolacja, tak żebyśmy mogli podyskutować o obejrzanym filmie. Tak właśnie zrobiliśmy podczas naszej pierwszej randki, kiedy poszliśmy na American Beauty i omawialiśmy wyższość moralną każdej z postaci, aż w końcu kelnerka poprosiła nas o opuszczenie lokalu, żeby można było posprzątać. Dzisiejszego wieczoru długie, kokieteryjne debaty z całą pewnością nie okażą się problemem dla pracowników restauracji.

Na stolik wjechała kawa i od razu wziąłem łyk, parząc sobie język. Nie przejąłem się tym. Piłem i obserwowałem Mary, próbując zrozumieć, w którym momencie popełniłem błąd.

Włosy miała dzisiaj rozpuszczone i światło lampy sprawiało, że wokół jej głowy widać było złotą aureolę. Kosmyki opadały jej na twarz, kiedy przyglądała się obrusowi, innym gościom i wykuszowym oknom, wszystkiemu, tylko nie mnie. Mary miała twarz w kształcie jabłka, taką z okrągłymi policzkami, które w chwili szczęścia unosiły się ku oczom, dzisiaj jednak nie odnajdywałem w niej żadnej radości.

Włożyła niebieską szmizjerkę w stylu lat pięćdziesiątych, a kiedy zeszła na dół przed wyjściem, przytuliłem ją, pocałowałem w policzek i szepnąłem:

– Witaj, piękna.

Uśmiechnęła się i odsunęła. Wtedy uznałem, że powodem jest Elsa, która siedziała na sofie i nas obserwowała, ale Mary tak samo zachowywała się przez resztę wieczoru. Była grzeczna. Chłodna. Jakby to wyjście było takim samym obowiązkiem jak wyrzucanie łajna z kurnika Elsy. Film nie okazał się pomocny, ale to wyłącznie moja wina. Wybrałem Wpadkę, bo Mary lubiła komedie romantyczne, a ten film cieszył się dobrymi recenzjami, ale podczas seansu mało się śmialiśmy. Od czasu nocy poślubnej żadne z nas nie stosowało antykoncepcji i po trzech latach starań moja żona musiała siedzieć i patrzeć, jak para idiotów udaje, że pijacka przygoda na jedną noc kończy się dla nich ciążą.

– Przepraszam za ten film.

W końcu na mnie spojrzała.

– W porządku.

– Powinienem był o tym pomyśleć.

– Nie, naprawdę, Peter. – Mary wyprostowała się, kiedy zjawił się kelner i postawił między nami deser. – Ostatnio mało myślę o dzieciach.

– To niedobrze. Bo po kolacji zamierzałem zaparkować gdzieś auto i się z tobą poobściskiwać. A może i coś więcej. – Mrugnąłem do niej. Nic nie powiedziała, więc z nadzieją kontynuowałem: – Mam wrażenie, jakbyśmy znowu mieszkali w akademiku. Czekali, aż nasi współlokatorzy gdzieś sobie pójdą, albo szukali jakiegoś ustronnego parkingu. Pamiętasz ten piętrowy na Fourth Street? I tę część, gdzie nie działały światła?

Nabrała na łyżeczkę odrobinę musu, wsunęła ją do ust i pokręciła głową.

– Musimy wracać. I tak długo nas nie ma.

– Elsa dawała sobie radę przez siedemdziesiąt trzy lata. Wytrzyma jeszcze jedną godzinę.

Mary wzięła kolejny kęs, ignorując mnie. Następnie odłożyła łyżeczkę i skrzyżowała ręce na piersi.

– O co chodzi?

– Dziesięć dolarów za mus czekoladowy. To szaleństwo.

– Cóż, w takim razie jeszcze większym szaleństwem jest zamówienie go i niezjedzenie. – Posmakowałem mus. Był cholernie dobry. Lekki, mocno czekoladowy i nie za słodki. – Spróbuj jeszcze. To porcja za dziesięć dolców. – Zamachałem jej łyżeczką przed twarzą, a Mary westchnęła i otworzyła usta.

Ponownie zaczęła jeść, ale w milczeniu, nie mając ochoty na rozmowę. Dopiłem kawę i próbowałem zagadywać żonę. Nic nie działało.

Kiedy przyniesiono nam rachunek, od razu przejęła go Mary. Zapłaciła kelnerowi i wzięła do ręki torebkę.

– Gotowy?

– Twojej mamie nic nie jest – rzekłem, głaszcząc ją po dłoni, kiedy szliśmy do samochodu.

– Wiem – odparła, choć oboje wiedzieliśmy, że wcale nie mówię prawdy.

– No to o co chodzi?

– O sześćdziesiąt osiem dolarów za kolację, Peter. Do tego dwadzieścia za kino. Myślisz, że kto za to wszystko zapłaci?

– Mam pracę. Będziemy mieli pieniądze. – Jej irytacja powoli zaczynała się mi udzielać.

– Jeszcze nie zacząłeś pracować, a już wydajesz.

– Chciałem po prostu, żebyśmy gdzieś wyszli i miło spędzili czas – rzuciłem ponad dachem auta, po czym oboje wsiedliśmy i trzasnęliśmy drzwiami.

Droga do Pine Valley była ciemną, płaską dwupasmówką biegnącą pośród pól uprawnych. Żadne z nas nie miało ochoty słuchać radia. Tego wieczoru nic już nie było w stanie uratować.

Jeśli miałem być szczery – a z każdym kolejnym kilometrem pomysł ten stawał się coraz rozsądniejszy – nadal nie miałem pojęcia, jak się w to wszystko wpakowałem.

Pochodziłem z Minneapolis. Dorastałem, włócząc się po barach kawowych, omawiając nad makaronem w Figlio’s okładkę licealnej gazetki poświęconej literaturze, a każdy weekend spędzałem na przerzucaniu płyt w sklepie muzycznym. Mary poznałem na uczelni i pobraliśmy się latem, zaraz po skończeniu studiów. Byliśmy prawdopodobnie zbyt młodzi, ale jej rodzice byli starzy. Dziecko późno pojawiło się w ich życiu – ogromna niespodzianka po latach niepowodzeń i porzuconych marzeń. Zapewnili córce najlepszy możliwy start, kochali ją i wspierali, a ona w zamian pragnęła im pokazać, że jest zamężna i ustatkowana. Wykorzystałem cały limit na karcie kredytowej i wsunąłem brylant na palec Mary, a potem staliśmy przed ołtarzem w kościele w jej rodzinnym mieście, gdy tymczasem jej rodzice siedzieli rozpromienieni w pierwszym rzędzie. Ten ślub okazał się pociechą dla nas obojga, kiedy następnej wiosny jej ojciec podczas pracy w polu zmarł na zawał.

Po ślubie wynajęliśmy dwupokojowe mieszkanie niedaleko przystanku autobusowego i podjąłem studia uzupełniające, a Mary znalazła pracę w jednym z banków w centrum.

I wtedy w naszym życiu pojawiła się niewydolność serca.

Elsa, matka Mary, zaczęła coraz bardziej słabnąć. Mary jeździła do niej raz w miesiącu, żeby sprawdzić, jak się czuje, i pomóc jej na farmie. Zawsze trzeba było coś przerobić albo naprawić, albo dopilnować terminów wizyt u lekarza. Próbowałem żartować na temat mojej żony farmerki, ale ona śmiała się coraz rzadziej. Potem zaczęła jeździć w każdy weekend, a jako że część zajęć miałem wieczorami, bywało, że nie widywaliśmy się całymi dniami. Kiedy skończyłem studia i uzyskałem licencję nauczycielską, Mary trzy dni w tygodniu spędzała w Pine Valley, a przez cztery pracowała w banku po dziesięć godzin dziennie.

Ostatnia rola Hattie

Подняться наверх