Читать книгу Piszący te słowa jest pracownikiem gettowej instytucji... - Monika Polit - Страница 6

WSTĘP KILKA KOREKT ORAZ GARŚĆ UZUPEŁNIEŃ DO BIOGRAFII I TWÓRCZOŚCI JÓZEFA ZELKOWICZA

Оглавление

Biogram Józefa Zelkowicza zestawiałam kilkakrotnie1. Zawsze krótki i zawierający przy tym informacje niepewne lub niepotwierdzone, domagał się uzupełnienia, co jednak nie było i do dziś nie jest łatwe. Po Zelkowiczu nie pozostał żaden obszerniejszy osobisty zapis, na którego podstawie można by szczegółowo opowiedzieć o losach autora „Z dziennika”. Jeśli taki tekst istniał, to nie przetrwał lub ciągle jeszcze nie trafił do rąk badaczy. Prawdopodobniejsze, moim zdaniem, jest to, że Zelkowicz wskutek splotu rozmaitych wydarzeń nigdy takiego zapisu nie sporządził.

Jedyny zachowany dokument osobisty autorstwa Zelkowicza to notatka autobiograficzna2 przesłana Zalmanowi Rejzenowi, twórcy Leksikon fun der jidiszer literatur, prese un filologie [Leksykon żydowskiej literatury, prasy i filologii]3. Zelkowicz, wyraźnie zawstydzony koniecznością własnoręcznego jej sporządzenia, zastrzegł: „Trzymając się zasady «Niechaj cię kto inny chwali, a nie usta twoje»4, czekałem, aż któryś z moich kolegów zestawi moją krótką biografię do Pańskiego leksykonu. Ponieważ jednak, o ile mi wiadomo, dotąd nikt tego nie zrobił, niechże mi Pan wybaczy, że sam skreśliłem kilka słów o sobie, bo bardzo chciałbym figurować w Pańskiej pracy”5. Mieszczące się na jednej kartce sprawozdanie ze swojego życia i twórczości Zelkowicz spisał w trzeciej osobie, co wydaje się osobliwe na tle obszernych ankiet, wypełnianych bez skrępowania w pierwszej osobie6 przez innych twórców odpowiadających na Rejzenowy apel o stworzenie jak najpełniejszego kompendium poświęconego ówczesnej kulturze jidysz.

Do noty jest dołączony wycinek z reporterskimi szkicami z nędzarskich Bałut, opublikowanymi przez Zelkowicza w łódzkiej gazecie „Najer Folksblat” z 3 lutego 1928 roku7. Ponieważ redaktor leksykonu prosił autorów o przesłanie kopii wszystkich opublikowanych tekstów, a tych do roku 1928 Zelkowicz napisał już co najmniej kilkanaście, należy przypuszczać, że reszta przekazanych materiałów zaginęła w czasie wojny. Prawdopodobnie hasło mu poświęcone miało się ukazać w planowanym suplemencie do leksykonu, który niestety nigdy nie został ogłoszony drukiem8.

Wobec tego niepublikowane do tej pory osobiste świadectwo autora „Z dziennika” stanowi wyjątkowo cenny dokument, również z tego powodu, że pozwala weryfikować informacje na temat Zelkowicza zawarte w powojennym Leksikon fun der najer jidiszer literatur [Leksykon nowej żydowskiej literatury]9, który do dziś pozostaje podstawowym źródłem informacji dla badaczy literatury i historii kultury jidysz.

Dzięki zestawieniu archiwalnej noty i hasła z Leksikon fun der najer jidiszer literatur wiadomo, że Józef Zelkowicz urodził się w podłódzkim Konstantynowie nie w 1897 roku, jak podaje autor jego biogramu Chaim Lejb Fuks, ale „między rokiem 1898 a 1900”10. Rozpiętość rocznych dat narodzin, choć w tym wypadku zaskakująco duża, pojawia się w wielu osobistych zapisach żydowskich twórców11. Fuks, który nie tylko miał dostęp do korespondencji Rejzena, lecz także znał Zelkowicza przed wojną, zapewne postanowił wybrać pierwszą z dat (1898), ale się w jej zapisie pomylił. Zwykłym błędem czy przeoczeniem nie można już jednak nazwać lakonicznego sformułowania „zajmował się handlem w Błaszkach”, w którym Fuks streścił losy pisarza z czasu pierwszej wojny światowej12. W nocie znajdującej się w YIVO wyraźnie bowiem czytamy, że już w 1914 roku „ojciec został zupełnie zrujnowany, co odbiło się na młodym J[ózefie] Zelkowiczu tak silnie, że nie chciał siedzieć na garnuszku rodzica, który wówczas sam nie miał co jeść. Zabrał się podówczas młody, 15- czy 16-letni, Zelkowicz do szmuglowania. A kiedy Niemcy zarekwirowali mu cały towar, ruszył pieszo do Błaszek”13. Chaim Lejb Fuks świadomie przeinaczył informację pochodzącą od autora i używając zamiast negatywnie konotowanego słowa „szmugiel” neutralnego określenia „handel”, oczyścił biografię pisarza z niepożądanego wątku kryminalnego. Rozmyślne usunięcie przemytniczego epizodu jest dobrym przykładem cenzorskich zabiegów podejmowanych zarówno przez powojen­nych leksyko­grafów, jak i redaktorów oraz tłumaczy tekstów ofiar ­Zagłady14.

Skorygowania wymaga też podana przez Fuksa informacja o formalnej świeckiej edukacji Zelkowicza. O ile wiadomości na temat jego religijnego wychowania i nauki w jesziwach w Koźminku i Błaszkach autor „Z dziennika” przekazał wiernie, acz z konieczności skrótowo (tylko lektura archiwalnej noty pozwala się dowiedzieć, że do chederu zaczął chodzić, mając 3 lata, jako wybitnie uzdolniony już w wieku 9 lat studiował z dorosłymi mężczyznami Gemarę w konstantynowskim bejt ha­-midraszu, gdyż „w miasteczku nie było dla niego [odpowiednich] mełamedów”), o tyle błędny jest zapis o ukończeniu przez Zelkowicza seminarium nauczycielskiego. W jego odpowiedzi na ankietę Rejzena czytamy przecież wyraźnie, że po niefortunnym szmuglerskim incydencie ruszył do Błaszek, gdzie jeszcze przed wojną, jako szesnastolatek15, uzyskał tytuł rabina. Z powodu wojennego spustoszenia nie znalazł tam jednak żadnego zamożniejszego dobrodzieja, który zgodnie z żydowskim obyczajem dałby wikt i opierunek ubogiemu, lecz zdolnemu uczonemu w Piśmie. Nie wiedząc, co ze sobą począć, i nie mając środków do życia, posłuchał rady jednego z błaszkowskich maskili i „zabrał się do nauki”16 tak intensywnie, iż dwa lata później, pod koniec 1917 roku, objął posadę nauczycielską w szkole powszechnej w Lutomiersku. Oznacza to, że Zelkowicz musiał się samodzielnie przygotować do końcowych egzaminów zdawanych jako ekstern, gdyż warunkiem przyjęcia do trwającego nie krócej niż trzy lata seminarium nauczycielskiego, czyli zawodowej szkoły średniej17, było świadectwo ukończenia szkoły powszechnej, którego żydowski młodzieniec nie miał.

Jako nauczyciel pracował Zelkowicz tylko nieco ponad rok, ponieważ po uchwaleniu przez Sejm Rzeczypospolitej poboru do wojska roczników 1896–1901 (co nastąpiło w marcu 1919 roku) wraz z innymi rekrutami został posłany na wojnę polsko­-bolszewicką. Jak podał w nocie biograficznej, „frontowe życie odcisnęło na nim swoje piętno, pisał więc wiersze oraz przelewał na papier wrażenia, które wydrukował wojskowy organ «Żołnierz Polski»”.

Rzeczywiście w przejrzanych rocznikach „Żołnierza” z lat 1919–1922 (wtedy Zelkowicz został zdemobilizowany) znalazłam dwie wojenne relacje18 podpisane inicjałami „ZJ”. Nie udało mi się natomiast odszukać żadnego wiersza. Najpewniej, jak wiele innych debiutów, nie znalazły one uznania w oczach wybrednego redaktora gazety, słynnego młodopolskiego poety Artura Oppmana, „Or­-Ota”, który w rubryce „Odpowiedzi Redakcyi” w prostych żołnierskich słowach komunikował nieudolnym wierszopisom: „Nie wydrukujemy” bądź „Radzimy dużo czytać Mickiewicza i Słowackiego”.

Dziennikarski debiut Zelkowicza nastąpił zatem po polsku. Zastrzeżeń nie budzą ani kompozycja, ani język jego tekstów. Bardzo dobrą znajomością polszczyzny młodzieniec musiał się wykazać już wcześniej, kiedy podchodził do egzaminów nauczycielskich, wśród których trzeba było zaliczyć pracę pisemną oraz egzamin ustny ze znajomości literatury. W Lutomiersku, od kiedy znalazł się pod okupacją niemiecką, zelżały też wcześniejsze zaborcze rygory i w szkole uczono po polsku. Jednak mimo osiągnięcia biegłości w języku polskim Zelkowicz nie zdecydował się w nim pisać i tworzyć. Dlatego otrzymawszy w Łodzi w 1922 roku solidną posadę buchaltera19, zaczął szukać kontaktów z tamtejszym intelektualno­-artystycznym środowiskiem żydowskim.

Łódź była wówczas oprócz Warszawy najważniejszym w odrodzonej Polsce ośrodkiem nowoczesnej kultury i literatury jidysz, a wyrazem śmiałych, wręcz wyjątkowych w skali świata przemian w dziedzinie języka i sztuki żydowskiej stały się pionierskie dokonania łódzkiej grupy literacko­-artystycznej Jung Idysz. Członkowie Jung Idysz, jak i innych podobnych jej mniej lub bardziej formalnych grup skupiających inteligencję żydowską20, podkreślali swe pragnienie kształtowania nowej narodowej sztuki, literatury i kultury, której językowym tworzywem miał być jidysz. Choć Józef Zelkowicz osiadł w Łodzi już po oficjalnym rozpadzie tego ugrupowania, mogły na niego oddziaływać jego nieprzebrzmiałe jeszcze postulaty oraz osobiste kontakty z głównym twórcą grupy i jedną z najważniejszych postaci żydowskiej awangardy – Mojszem Broderzonem21.

Jako prozaik zadebiutował Zelkowicz w 1926 roku na łamach poczytnej gazety „Lodżer Najer Folksblat” tekstem zatytułowanym Di kale leczlech [Pantofelki panny młodej]22. Potem autor „Z dziennika” często ogłaszał tam opowiadania chasydzkie, humoreski, felietony, obrazki i reportaże, które zgodnie z ówczesnym obyczajem prasowym przedrukowywały inne tytuły, zarówno wydawane w Polsce, jak i zagraniczne, takie jak „Forwerts” i „Keneder Odler”. Zelkowicz sporadycznie pisywał też do gazet reprezentujących określoną opcję polityczną (kilka tekstów umieścił w bundowskim „Lodżer Weker” oraz w organie Poalej Syjon „Lodżer Arbeter”), aczkolwiek właściwie nic nie wiadomo o jego zaangażowaniu w jakikolwiek ruch polityczny. W notatce z YIVO nie ma na ten temat żadnej wzmianki. Dlatego też informację Fuksa o pracy w kole teatralnym założonym przy łódzkiej siedzibie partii folkistowskiej23, gdzie Zelkowicz miał wystawiać teksty Icchoka Lejbusza Pereca, należy traktować z należytą ostrożnością – tym bardziej że jeden ze świadków tamtego czasu, aktor Mosze Puławer24, wspomina, iż to w założonym w 1925 roku przez Mojszego Broderzona studium teatralnym25, w którym Zelkowicz prowadził zajęcia z historii literatury żydowskiej, pokazano między innymi Perecowskich Mekubolim [Kabaliści], a o własnej inscenizacji tego właśnie opowiadania pisze Zelkowicz we wspomnianej notatce26.

Swoją odpowiedź na ankietę autor „Z dziennika” kończy zdaniem: „od czasu powstania JIWO w Wilnie jest jednym z jego korespondentów”. Ten niezwykle istotny wątek w życiu i twórczości Zelkowicza ilustrują materiały Komisji Etnograficznej Jidiszer Wisnszaftlecher Institut (JIWO). Instytucja ta w latach 1925–1930 opublikowała kilkanaście kwestionariuszy dla zamlerów27, czyli miłośników języka i kultury jidysz angażujących się w gromadzenie i dokumentowanie na piśmie wszelkich przejawów żydowskiego życia, którzy na podstawie owych formularzy opracowywali poszczególne zagadnienia, a następnie wyniki swych prac odsyłali do JIWO. Dzięki zachowanej karcie korespondenta­-zamlera28 wiemy, że od marca 1926 roku Zelkowicz regularnie przekazywał Komisji teksty związane z tematyką kolejnych kwestionariuszy, a także nadesłał projekt własnego formularza dotyczącego obyczaju biesiad w chasydzkich sztyblach. Z adnotacji na karcie wynika, że łódzki zamler przekazał Instytutowi pokaźny zbiór regionalnych piosenek ludowych i dziecięcych, zabaw, zagadek oraz anegdot. Zanotował też 1300 charakterystycznych dla tego regionu wyrażeń oraz spisał obyczaje związane z obchodami świąt Purim, Pesach, Lag ba­-Omer i Szawuot w jego rodzinnym Konstantynowie oraz w Koźminku, gdzie studiował w jesziwie. Zelkowicz odpowiedział również na kwestionariusze odnoszące się do działalności stowarzyszeń chewra kadisza29 i do ludowej pamięci o pierwszej wojnie światowej30.


Karta zamlera Józefa Zelkowicza z 1926 roku


List Józefa Zelkowicza do JIWO z 26 lutego 1927 roku


Spis materiałów etnograficznych nadesłanych przez Józefa Zelkowicza do JIWO w 1926 i 1927 roku

Mimo że w listach do JIWO Zelkowicz skarżył się na ciągły brak czasu („przeklęta jest moja praca zarobkowa, bo niestety mało mam miejsca na inne, intelektualne zadania”31) i bolał nad koniecznością odłożenia na później nawet tak zajmującej lektury etnograficznej jak wydana w 1926 roku Landoj buch32, o której chciał napisać dopełniający ją artykuł33, to wciąż podejmował nowe zamlerskie wyzwania. Jak wynika z jego korespondencji z Komisją Etnograficzną, wiosną 1927 roku wybierał się do podłódzkich sztetli, między innymi do Ozorkowa, Łęczycy, Parzęczewa i Lutomierska, mając nadzieję na odnalezienie w tamtejszych archiwach klasztornych i kościelnych „ogromu materiałów o Żydach”34. Ponieważ taka misja wymagała oficjalnego dokumentu potwierdzającego jego status zbieracza żydowskiego folkloru, wzorem innych zamlerów35 wysłał do JIWO swoją fotografię z prośbą o wydanie legitymacji w języku polskim i po łacinie36.

Wydaje się, że kolekcjonując folklor, Zelkowicz długo działał w pojedynkę. W każdym razie w marcu 1927 roku pisał do Instytutu: „Nie jestem członkiem żadnej grupy. Dopóki nie powstanie [zamlerskie] koło z prawdziwego zdarzenia, dopóty nie chcę nawiązywać żadnych kontaktów, bo to tylko przeszkadzałoby mi w pracy. Zawsze jednak gotów jestem pomóc każdemu innemu zamlerowi, pisząc rekomendacje, dając wskazówki itp. Ze wszystkich tutejszych zamlerów znam tylko Nachtigala37, któremu przekazałem kilka rzeczy do wysłania do Państwa archiwum”38.

Cecile E. Kuznitz, badaczka dziejów JIWO/YIVO, podaje, że do 1929 roku w Polsce i na całym świecie powstały 163 lokalne grupy zbieracze [zamler­-krajzy]39. Wedle zachowanych dokumentów w Łodzi istniały dwie. Jedna z nich utworzyła się najpewniej latem 1926 roku40. Spośród pięciu jej członków dwóch było robotnikami, trzech handlowało – drewnem, artykułami kolonialnymi lub książkami41. Z wymiany listów między Instytutem a kołem wynika, że choć zapał jego twórców był wielki (przez pewien czas nadsyłali egzemplarze prasy łódzkiej, kolekcjonowali anegdoty, opowieści, a także teksty nigunów42), to nie potrafili lub nie mogli się poddać rygorom regularnego zamlerskiego wysiłku. Ostatni zachowany list, z 1928 roku43, każe się domyślać, że po dwóch latach nastąpił rozpad grupy. Z wąskiego grona jej założycieli później indywidualnie korespondowali z JIWO Naftali Berliński44 i Icchak Markiewicz45. Natomiast żywot drugiego łódzkiego koła zamlerskiego wydaje się już zupełnie efemeryczny, gdyż poza wysłanymi do Instytutu w grudniu 1926 i 27 marca 1927 roku listami informującymi o powstaniu przy łódzkim Cukunf­cie grupy zbieraczej46 oraz standardową na nie odpowiedzią JIWO, entuzjastyczną i zagrzewającą do pracy, niczego więcej w dokumentach nie znajdujemy.


Wydane przez JIWO 11 maja 1928 roku potwierdzenie nadesłania materiałów przez zamlera Józefa Zelkowicza

Pierwszą organizacją długotrwale wspierającą działalność JIWO w Łodzi było powołane do życia na początku 1930 roku Towarzystwo Przyjaciół Żydowskiego Instytutu Naukowego (JIWO). Z zachowanych akt Urzędu Wojewódzkiego Łódzkiego wynika, że w marcu tegoż roku trzej założyciele Towarzystwa – redaktor Lazar Fuks, Jakub Szulman i Mendel Szwalbe – przesłali do Łódzkiego Starostwa Grodzkiego statut z uprzejmą prośbą o jego zatwierdzenie47. Po pozytywnym zaopiniowaniu wniosku przez Wydział Bezpieczeństwa Publicznego, który stwierdził, że „założyciele opinią pod względem moralnym i politycznym cieszą się nienaganną oprócz Lazar[a] Fuksa, który w 1922 roku był aresztowany jako podejrzany o komunizm, lecz na rozprawie Sądu Okręgowego w Łodzi został zwolniony z powodu braku dowodów. Obecnie Lazar Fuks czynnego udziału w życiu politycznym nie bierze”48, statut, po naniesieniu kilku poprawek, został zatwierdzony49. Z innych zachowanych dokumentów państwowych wynika, że do wybranego w październiku 1932 roku siedmioosobowego zarządu Towarzystwa należał Józef Zelkowicz, a jego mieszkanie przy ul. Gdańskiej 10 służyło jako siedziba organizacji50. Dwa lata później został wybrany na jej sekretarza51. W zarządzie autor „Z dziennika” zasiadał nieprzerwanie do 1938 roku52.

Kiedy w latach trzydziestych Zelkowicz wstępował w szeregi Towarzystwa, miał zapewne nadzieję na systematyczną i pogłębioną współpracę zamlerów i badaczy, na którą wcześniej nie mógł liczyć w rachitycznych strukturach zamler­-krajzów. Towarzystwo powołali wszak w znakomitej większości ludzie z cenzusem naukowym oraz wysokim statusem społecznym – profesorowie, nauczyciele, lekarze, adwokaci, dziennikarze, urzędnicy53 – deklarujący jak najżywsze zainteresowanie i zatroskanie losem młodego i ciągle wymagającego wsparcia Żydowskiego Instytutu Naukowego. W praktyce, co pokazuje lektura zachowanej korespondencji z Instytutem, było jednak nieco inaczej. W krążących między Łodzią a Wilnem listach z lat 1933–1934 czuć przede wszystkim napięcie związane z trapiącym wówczas całą Europę wielkim kryzysem, który niósł ze sobą również bezpośrednie zagrożenie bytu JIWO54. Przez ponad rok Zalman Rejzen przesyłał do ówczesnego prezesa zarządu redaktora Lazara Fuksa i członka komisji rewizyjnej Pinkusa Nadela55 (równocześnie sekretarza łódzkiej gminy żydowskiej) usilne prośby o jak najszybsze interweniowanie u przewodniczącego łódzkiego kahału Lejba Mincberga, który obiecał Instytutowi pomoc w wysokości 250 zł. Ostatecznie z powodu najwyraźniej małej skuteczności starań Fuksa i Nadela oraz, jak podsumował sprawę sam Rejzen, ze względu na oskarżenia o lewicową orientację i o propagowanie antyreligijnej postawy, wysuwane pod adresem JIWO przez niektórych gminnych parnasów, subsydium nie zostało wypłacone56.

W dobie wielkiego kryzysu i w latach bezpośrednio po nim następujących duże znaczenie przy pozyskiwaniu środków na potrzeby utrzymania Instytutu i jego nowych przedsięwzięć miały tak zwane akcje, czyli szeroko zakrojone kampanie propagujące działalność JIWO na obszarze Europy i całego świata. Tego rodzaju inicjatywy podejmowano również w Łodzi. Kwatera główna w Wilnie od momentu powstania Towarzystwa korespondowała z nim żywo w sprawie dorocznych wizyt swych wysłanników. Od Towarzystwa oczekiwano pomocy w organizowaniu spotkań jiwowskich emisariuszy z łódzkimi stowarzyszeniami handlowymi i artystycznymi, a także bankami lub pojedynczymi osobami, które zarówno przez swoje wpływy, jak i składane donacje mogły się przyczynić do rozwoju Instytutu57. Z pism zachowanych w archiwum YIVO wynika, że w 1935 roku w czasie „akcji” przeprowadzonej na terenie Łodzi przez Zalmana Rejzena datki z przeznaczeniem na nowo otwarty w JIWO dział „aspirantury” (jednostki, która w trybie regularnego kształcenia akademickiego przygotowywała młodzież do samodzielnej pracy badawczej) obiecało szesnastu dobroczyńców, w tym znani w Łodzi przedsiębiorcy Maks Kon i Pinkus Gerszowski58. Wobec zmagania się

z ciągłym deficytem Instytutowi zależało na jak najszybszym uzyskaniu środków. Rejzen pisał do Łodzi: „Pragniemy wiedzieć, które z zadeklarowanych sum pozyska Towarzystwo Przyjaciół, a o które mamy zwrócić się bezpośrednio. […] Prosimy o natychmiastową odpowiedź […] pieniędzy potrzebujemy na gwałt”59.

Mimo naglącego tonu listu oraz posyłania kolejnych monitów60 Towarzystwo nie dyscyplinowało opieszałych donatorów. W marcu kolejnego roku z tego oraz z kilku innych powodów (nieobecność na sesji centralnego zarządu JIWO oraz brak działań Towarzystwa w okresie zimowym) Rejzen czynił łódzkiemu kierownictwu gorzkie wyrzuty61. Odpowiedź otrzymał dopiero w maju: „Sądzę, że nie będzie dla Pana bolesnym rozczarowaniem, jeśli powiem, że od [naszego Towarzystwa] nie powinien Pan wiele oczekiwać. Wszyscy ci nieszczęśni ludzie na szczycie władz są zbyt zagonieni i zapracowani, żeby się poświęcać sprawom Towarzystwa. W ostatnim czasie kilkakrotnie próbowałem zwołać zebranie, choćby po to, by się dowiedzieć, jaką dać odpowiedź na list Instytutu z 22 marca, ale mi się nie udało”62. Wydaje się, że autor tych słów, członek ówczesnego zarządu Józef Zelkowicz, nie miał złudzeń co do kondycji stowarzyszenia, które tworzył. Ponieważ nie ma archiwaliów z późniejszego okresu63, trudno orzec, jak układały się stosunki łódzkiego oddziału z wileńską centralą. Wiadomo jedynie, że od grudnia 1935 aż do lutego 1937 roku zarząd Towarzystwa nie odbywał zebrań, a jego działalność ograniczyła się do zorganizowania dwóch akademii i jednego jubileuszu. Zdołano też powołać własny zamler­-krajz, w którym aktywny był przede wszystkim Zelkowicz. Współpracując z nauczycielką Zlatą Brysz, zebrał, opracował i posłał do JIWO około 2000 eksponatów64.


Sprawozdanie z walnego zebrania Towarzystwa Przyjaciół JIWO w Łodzi 20 lutego 1937 roku


Sprawozdanie z walnego zebrania cd.

Za podsumowanie tego wątku niechaj służy opinia dziennikarza i prozaika Chaima Brzustowskiego, który w marcu 1939 roku na łamach „Najer Folksblat” pisał: „Łódzkie Towarzystwo Przyjaciół JIWO nie zdołało wyściubić nosa z ciasnego kąta, ograniczyło się do skromnych działań i stało się niepozorną instytucją aktywną tylko na skrawku żydowskiego życia”65.

W tym samym czasie, kiedy subwencję dla rozpaczliwie poszukującego finansowego wsparcia Instytutu przyrzekła łódzka gmina, obietnicę pomocy złożył również łódzki oddział Żydowskiego Towarzystwa Krajoznawczego, ale z braku funduszy nie mógł jej zrealizować, o czym w oficjalnym piśmie informował członek ŻTK Józef Zelkowicz66.

To, że autor „Z dziennika” angażował się jednocześnie w prace Towarzystwa Przyjaciół JIWO oraz ŻTK, było typowe dla szerokich kręgów ówczesnej inteligencji żydowskiej. Obie instytucje stawiały sobie podobne cele, a periodyki ŻTK („Krajoznawstwo. Wiadomości Ż.T.K”/„Landkentnisz”) zamieszczały na swoich łamach prace i kwestionariusze powstałe w wileńskim Instytucie. Zarówno JIWO, jak i ŻTK przywiązywały dużą wagę do włączania amatorów w poszukiwanie i opisywanie dawnej i współczesnej żydowskiej obecności na terenach Rzeczypospolitej67.

Piszący te słowa jest pracownikiem gettowej instytucji...

Подняться наверх