Читать книгу Nina i Tajemnica ósmej nuty - Moony Witcher - Страница 9
Diaboliczne ocalenie i Srebrna Kostka
Оглавление12 września o godzinie 11 Ljuba, rosyjska niania Niny, zwana słodko Bezą, wparowała do willi Espasia z wypiekami na twarzy. Rzuciła torby z zakupami na ziemię i od razu zaczęła mówić:
– Właściciel warzywniaka szepnął mi na ucho, że na własne oczy widział, jak potrząsa grzywą. I ja mu wierzę! Wierzę mu! To poważny człowiek, nie jest już dzieckiem i nie miałby żadnego interesu, by opowiadać banialuki.
Nina przełknęła pośpiesznie kawałek czekolady, którą właśnie miała w ustach, zamknęła książkę do alchemii, zeskoczyła z fotela i popatrzyła z niedowierzaniem na rosyjską nianię.
– Grzywą?
– Tak, tak, grzywą. Skrzydlaty Lew jest żywy. Właściciel warzywniaka nie kłamie – mówiła Ljuba podekscytowana, zbierając jabłka, seler i pomidory, które wyleciały z siatek.
– Co też ty mówisz, Bezo? – Ninę rozpierała ciekawość, ale nie chciała, by niania to zauważyła.
– Oj Ninoczka, myślę, że dobrze wiesz, o czym mówię – rzuciła niania podniesionym głosem. – I nie mów mi, że nie masz nic wspólnego z tymi czarami, dzięki którym lew zaczął latać. Nigdy cię wcześniej o to nie pytałam, ale teraz… cóż, teraz chciałabym wiedzieć, czy to zwierzę… to znaczy… ten posąg, czy jest niebezpieczny, czy nie.
– Nie wiem. Ale... może lepiej o tym nie rozmawiać… przecież burmistrz zakazał. Chyba nie chcesz wylądować w więzieniu? – spytała pośpiesznie dziewczynka.
Krzepka niania stanęła przed nią, oparła ręce na biodrach i popatrzyła srogo:
– Czy chcesz mi powiedzieć, że się zgadzasz z Sibilem Loredanem?
– No nie, skąd. Nie lubię burmistrza. Jest obmierzły jak glista – odparła natychmiast Nina.
– No proszę, więc coś o nim wiesz! – wykrzyknęła Ljuba i zaciekawiona pochyliła się, patrząc w napięciu na dziewczynkę.
– Tylko tyle, że to nie jest dobry człowiek i że nie lubi magii ani alchemii – odpowiedziała Nina, robiąc krok w tył.
– Ta sprawa z lwem i ciebie powinna zaniepokoić! – odrzekła stanowczo Ljuba. – Poza tym, moja mała, od czasu do czasu powinnaś się mnie posłuchać. Nawet twój dziadek, którym zawsze zajmowałam się z oddaniem, wybitny znawca alchemii, liczył się z moim zdaniem. Uważaj, ten Skrzydlaty Lew jest niebezpieczny! Podążaj swoją drogą, ale nie patrz tylko w dal, obserwuj i to, co jest obok. Drobne rzeczy, te najprostsze, mogą wskazywać to, co jest w świecie ważne.
Beza nigdy nie była bardziej zasadnicza i zagadkowa. Jej długi wywód wywarł duże wrażenie na Ninie, która spuściła wzrok i szepnęła:
– Przepraszam Bezo. Nie chciałam cię urazić. Ja tylko… o niektórych sprawach wolę nie mówić, bo…
Niania natychmiast jej przerwała.
– Nie interesują mnie sprawy, o których nie możesz mi powiedzieć. Ale musisz się nauczyć słuchać innych. No, a teraz wracaj do książek. Ja idę do kuchni. To, co miałam ci do powiedzenia, już wiesz.
Ljuba odeszła w towarzystwie Adona i Platona. Dog i kot byli najwyraźniej głodni, ale ich pani myślała teraz o reprymendzie, jaką dostała od niani, i nie miała głowy, by się nimi zająć! Słowa Ljuby zapadły jej w serce; faktycznie, kto jak nie ona, stojąca na straży willi Espasia, może zrozumieć tajemniczy świat alchemii dziadka Miszy?
Nina żyła w ciągłym napięciu, odkąd jej wroga numer jeden pochłonęło morze. Bo, czy naprawdę zginął? Jakoś nie mogła w to do końca uwierzyć. Dręczyła ją myśl: „A jeśli zdołał się uratować i teraz szykuje straszliwą zemstę?”
Cały ten szum towarzyszący zagadkowej sprawie Skrzydlatego Lwa coraz bardziej ją niepokoił, chociaż to właśnie dzięki niej dzieci zaczęły snuć domysły i fantazjować na większą, niż dotychczas, skalę. A to oznaczało jedno – że ocalenie Xorax, planety światła, już się rozpoczęło!
Nina doskonale znała losy lwa… To przecież ona, wraz z przyjacielem Dodem, wyratowała go z morskiej głębiny i pomogła wrócić do Wenecji. Niepokoiła ją jednak pewna sprawa; na plaży znaleźli dziwny pergamin, z paktem zawartym po wsze czasy między Skrzydlatym Lwem a Karkonem. A jeśli stał się on bestią hrabiego, jak zapowiedziała Eterea, Wielka Matka Alchemiczka z planety Xorax?
Jeżeli tak się stało, byłby to znak, że… Karkon nadal żyje!
Zły alchemik mógł znowu zaatakować! Mógł ją zabić, tak jak dziadka Miszę, który – chroniąc Taldom Lux, magiczne berło Szóstego Księżyca – zginął od wiązki elektrycznej wystrzelonej z potężnego miecza Karkona, Pandemonu Mortalis. Na szczęście, na podłodze willi Espasia pozostało jedynie ciało profesora Miszy. On sam, jako światło, „poszybował” na Xorax, wypowiedziawszy ostateczne zaklęcie. Nina nie znała jego treści, zaś Eterea wyjaśniła jej spokojnie i zdecydowanie, że to tajemnica, której nie może wyjawić.
Jeszcze wiele miała odkryć i poznać Dziewczynka z Szóstego Księżyca. Teraz jednak wciąż myślała z niepokojem o tym, że jej główny wróg gdzieś żyje i że jej zagraża.
Wzięła komórkę i zadzwoniła do Cesca.
– No i jak? Sprawdziliście, czy lew się rusza?
– Słuchaj Nina, Roxy i ja pilnowaliśmy posągu przez całą noc. Rodzice myślą, że spaliśmy u ciebie… No więc, nic się nie wydarzyło. Lew się nie rusza, a oczy nie błyskają mu fioletowymi promieniami.
Słychać było, że Cesco jest zmęczony i że ma dość wpatrywania się godzinami w marmurowy posąg.
– No dobrze, ale wszyscy gadają! Ljuba powiedziała, że nawet właściciel warzywniaka na Giudecce widział, jak lew potrząsa grzywą. A może zamiast stać na straży, zasnęliście i nie widzieliście, co się dzieje? – naciskała Nina.
– Sama mogłaś tu sobie postać, jak nam nie ufasz! – rzucił ze złością Cesco i Nina uspokoiła się w jednej chwili:
– Ojej, daj spokój, nie denerwuj się.
Cesco przekazał komórkę Roxy.
– Wcale nie zasnęliśmy! Poza tym przecież wiesz, że to niebezpieczne zadanie. Jak nas nakryją, trafimy do więzienia. Padamy już z nóg i sama już nie wiem, co mam mówić mamie. Nie ma mnie w domu przez wiele godzin i boję się, że to w końcu wyjdzie na jaw. Nie rozumiesz?
– Rozumiem. Ale wasi rodzice są wtedy w pracy, prawda? – pytała Nina.
– No, tak! Najczęściej rodzice Cesca i Doda. W Salonie Masek Weneckich interes idzie super, a teraz jeszcze ten nadchodzący karnawał! Dopiero wrzesień, a już mają zamówienia. Mama Cesca szyje tysiąc kostiumów dam z XVIII wieku, a rodzice Doda robią ponad trzy tysiące odlewów gipsowych i masek z papier-mâché!
W tym momencie włączył się do rozmowy Cesco.
– Mają dużo roboty, ale wiesz, jak to jest, to są rodzice! Pytają, gdzie się włóczymy przez cały dzień! Wiedzą, że nie chodzi o naukę, bo szkoła zaczyna się dopiero za kilka dni.
– Jasne, macie rację. Zresztą później i tak nie będziecie mogli opuszczać lekcji. Ale przecież musimy wiedzieć, czy Karkon nadal żyje i czy lew jest niebezpieczny. Nie możemy stać z założonymi rękami, jak trzeba ratować Xorax – przekonywała ich Nina, starając się ukryć niepokój.
– My będziemy zaraz wracać do domu. Czekamy na Doda i Fiore, którzy nas zmienią. Po drodze zahaczymy o pałac Ca’ d’Oro, zobaczyć, jakie są tam nastroje. Potem damy ci znać – zakończył rozmowę Cesco.
Nina zapadła się w fotel w Sali Pomarańczowej, jednej z wielu w willi Espasia, i zaczęła opracowywać plan działania. Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu, kiedy dziadek Misza „opuścił” Ziemię, pozostawiwszy wnuczce w spadku swój dorobek alchemiczny. Czwórka przyjaciół z Giudekki pomogła Ninie odnaleźć Pierwszy Arkan, czyli Atanor, Wieczny Ogień zawierający Duszę Mocną Wszechświata, uwięziony przez Karkona w jednej z jego diabelskich maszyn. Brakowało wciąż trzech pozostałych! A jeżeli hrabia nie został pokonany, ryzyko porażki było naprawdę duże. Zbyt duże.
Nina zeskoczyła na ziemię i pobiegła do Sali Doży. Wyciągnęła z kieszeni spodni kryształową kulę i przytknęła do otworu w drzwiach laboratorium dziadka Miszy. Drzwi się otworzyły i dziewczynka weszła do środka. Kominek jak zawsze był rozpalony, aparaty do destylacji i ampułki leżały w idealnym porządku, podobnie drogocenne kamienie i piramida z zębami smoka. Nina podeszła do stołu, na którym przeprowadzała eksperymenty, musnęła palcami Jambir, medalion umożliwiający powrót do przeszłości i pogroziła w powietrzu pięścią: „Przeklęty Karkonie, udało ci się idealnie skopiować mój Jambir i teraz możesz dotrzeć w każde miejsce, do jakiego się udam. Ale zatrzymam cię… przysięgam, że cię zatrzymam!”. Włożyła rękę do kieszeni i ścisnęła mocno Taldom Lux, który Zły Mag chciał jej wykraść, by poznać sekrety Szóstego Księżyca i zyskać moc Alchemii Światła i Magicznego Wszechświata.
– Nigdy nie pozwolę, byś go zdobył, przeklęty hrabio. Taldom należał do mojego dziadka. Dzięki temu berłu można dostać się na Xorax. Tylko my, alchemicy i dobrzy magowie, mamy prawo i zaszczyt go używać – szeptała przez zaciśnięte zęby.
Uważnie rozejrzała się po laboratorium. Najwyraźniej niczego tu nie zmieniano, wszystko było pod ręką, jak zawsze. Popatrzyła na gwiezdną mapę, wiszącą na ścianie, wskazującą położenie Xorax i zaraz przypomniała sobie przepiękne krajobrazy na Szóstym Księżycu oraz wszystkie fantastyczne zwierzęta, które zobaczyła podczas pierwszej podróży.
Xorax była tak piękna, składała się ze światła, z lśniącej, jasnej poświaty, i teraz ten wspaniały świat był zagrożony. Marzenia i pomysłowość dzieci mogły go ocalić, ale Zło cały czas próbowało tłumić ich fantazję… Nina musiała odnaleźć brakujące arkany, bo tylko dzięki nim dziecięce marzenia będą mogły wrócić na Ziemię, a Szósty Księżyc zostać uratowany.
Misja Niny z każdym dniem stawała się coraz bardziej skomplikowana i niebezpieczna. Telepatycznie słyszała w duchu głos Eterei, która powtarzała: „Profesor Misza jest tutaj, razem z nami. Gdy ktoś umiera, to nie znaczy, że przestaje istnieć. Myśl pozostaje, a tylko ona jest naprawdę ważna. Myśleć to stwarzać”. Nina przypomniała sobie rozświetloną twarz dziadka i zadanie, które jej powierzył: „Uwolnij dzieci od Bez-Myślenia. Uwolnij je od Zła i nie pozwól, by Karkon z Ca’ d’Oro poznał tajemnice Szóstego Księżyca”. Mała alchemiczka doskonale wiedziała, że aby tego dokonać, musiała wrócić do przeszłości i odzyskać Myśl Życia.
Pierwszy krok był już za nią. Dotarła na Wyspę Wielkanocną, zdobyła Pierwszy Arkan i pomogła jaskółkom odlecieć, wraz z dziecięcymi marzeniami, na Xorax. W ten sposób zdołała zasilić Mirabilis Fantasto, wielkie alchemiczne laboratorium, w którym pracował jej dziadek, pisarz Birian Birov oraz liczni Xoraxianie zaangażowani w utrzymywanie przy życiu Szóstego Księżyca.
Nie było wątpliwości, że sprawa jest bardzo skomplikowana, ale Nina wiedziała, że nie może się poddać, że czwórka jej przyjaciół daje z siebie wszystko, ryzykując życie i łamiąc srogi zakaz burmistrza, Sibila Loredana.
Kilka miesięcy wcześniej, latem, na dnie morza, zdołała zadać pierwszy cios Karkonowi i pomogła wrócić Skrzydlatemu Lwu na wenecką kolumnę, ale to nie wystarczyło. Nina wielokrotnie próbowała się dowiedzieć, czy diabelski mag nadal żyje. Wypytywała o to Systema Magicum Universi, mówiącą Księgę Magicznego Wszechświata, którą przechowywała w laboratorium dziadka Miszy, ale księga udzielała jedynie niezrozumiałych odpowiedzi. I chociaż wcześniej, gdy Nina kładła na jej płynnej kartce prawą dłoń z charakterystycznym, czerwonawym znamieniem w kształcie gwiazdy, uzyskiwała pomoc, to teraz Księga Magicznego Wszechświata odpowiadała jedynie niezrozumiałymi rymowankami. No właśnie, rymowankami, bo magiczne księgi odpowiadają w ten sposób, aby wystawić ma próbę alchemików i sprawdzić, czy będą w stanie w krótkim czasie rozwiązać kolejne zagadki.
Dziewczynka z Szóstego Księżyca ponownie podeszła do księgi, podniosła okładkę przedstawiającą złotego Gugę, magicznego ptaka z Xorax, położyła prawą dłoń na płynnej kartce i zapytała po raz setny:
– Księgo, czy Karkon nadal żyje? Proszę, odpowiedz mi!
Płynna kartka zajaśniała zielonym światłem i wypełniła się literami:
Prawdę, której szukasz
tylko ty odszukasz.
Tajemnica lwa
rozwiązanie ma.
Wciąż o to samo nie pytaj mnie;
mój umysł teraz odpocząć chce.
Tak więc i tym razem księga nie udzieliła Ninie zrozumiałej odpowiedzi.
– To już dwa miesiące! Od dwóch miesięcy tak mi odpowiadasz… Na wszystkie czekoladki świata! Co mam robić? No co? – wybuchła dziewczynka, tracąc cierpliwość.
Nie mogła się z tym pogodzić… i nie potrafiła się uspokoić. Chodziła tam i z powrotem po laboratorium, powtarzając: „Żadnej pomocy… żadnej wskazówki…”
Nagle, jej wzrok przykuł płomień w kominku. W kociołku, jak zawsze, gotował się wywar z szafiru i złota, stanowiący podstawę alchemicznych eliksirów. Nina spojrzała na magiczną księgę i potrząsnęła głową. Wtem, ku swemu zdziwieniu, zauważyła kawałek papieru, wystający spomiędzy kartek. „Nie było go wcześniej, jestem tego pewna!” – pomyślała ożywiona. Rozłożyła go delikatnie i ścisnęło jej się serce, ponieważ był to list od dziadka.
LIST O NIEPEWNOŚCI
Moja djevoczka (Moja dziecinko)!
Nie można znać i rozumieć wszystkiego. Tylko poszukiwania i ciekawość mogą nam pomóc w uzyskaniu pewności. Pamiętaj, moja mała Ninoczko, że niepewność jest czasami konieczna. Tylko wtedy, gdy do końca nie wiemy, co należy robić, jesteśmy w stanie znaleźć najlepsze rozwiązanie.
Zaraz Ci to lepiej wytłumaczę. Niepewność skłania nas do myślenia. A potem odkrywamy, że rozwiązanie było proste. Było tuż obok, w sercu, w głowie. Pośpiech i przekonanie o własnej racji nigdy nie popłaca. Należy zwłaszcza dostrzegać szczegóły, aby podjąć właściwą decyzję. Denerwujesz się, bo nie wiesz, czy pokonałaś Karkona. Nie jesteś pewna, czy wygrałaś walkę. Jeśli pomyślisz i wykorzystasz całą swą wiedzę, jeśli się dobrze zastanowisz, to znajdziesz właściwą drogę i wszystko zrozumiesz. Masz już wokół siebie wszelkie potrzebne elementy.
Chcę Ci przez to powiedzieć, że z niepewności rodzi się droga prowadząca do pewności. A wiesz dlaczego? Bo wszystko jest tylko kwestią wyboru. Wybierz to, co podpowiada Ci intuicja. Wykorzystaj inteligencję i alchemię. Przekonasz się, że sprawy staną się prostsze i bardziej zrozumiałe.
Kocham Cię,
1004104
dziadek Misza
Trzymając list w ręku, Nina podniosła wzrok i zaczęła się bacznie przypatrywać mapie Systemu Alchimidycznego. Pomyślała, że dziadek jest daleko, a jednocześnie bardzo blisko. Jak zawsze potrafił przekazać jej swą miłość i pomóc w tym trudnym zadaniu.
– Pewność… Hm, a więc muszę teraz obmyślić plan działania, który pomoże mi się dowiedzieć, czy Karkon nadal żyje – wyszeptała Nina.
Wsunęła list do kieszeni, chwyciła klucz w kształcie gwiazdy, włożyła go do zamka przy włazie do tunelu, prowadzącego do sekretnego przejścia, wypowiedziała pewnym głosem magiczne zaklęcie „Quos Bi Los” i pokrywa sama się uniosła. Szybko zbiegła po schodach do tunelu pod willą Espasia, wsiadła do wagonika, pociągnęła dźwignię i w jednej chwili znalazła się przed drzwiami Acqueo Profundis, laboratorium pod laguną, stworzonego przez dziadka Miszę. Procedurę wchodzenia znała już na pamięć. Włożyła Pierścień Dymu w zagłębienie w skale, odpowiadające kształtem magicznemu klejnotowi, który należał kiedyś do babci Espasii, i wypowiedziała tajemną formułę: „Duszo pierścienia, otwórz ścieżkę rosy niebieskiej. Duszo pierścienia, wypuść strzałę, która skruszy skałę. Duszo pierścienia, stwórz harmonię, by wzlecieć swobodnie”. Z głębi tunelu wyleciała strzała i wbiła się w sam środek skały. Z czarodziejskiego szmaragdu w pierścieniu wydobyła się smużka dymu, spowijając kamień. Ciężkie drzwi się otwarły.
– Hello, Nina! Jak miło cię widzieć! – powiedział Maks 10-p1, wierny android, stworzony przez dziadka, by służył wnuczce jako towarzysz przygód oraz stróż laboratorium.
– Cześć Maksiu! Jak się czuje nasza kupa złomu?
Mała alchemiczka wskazała nieruchome, metaliczne ciało androida, podobnego pod każdym względem do cioci Niny. Był to robot, którym Karkon zastąpił prawdziwą Andorę, aby kontrolować działania dziewczynki i realizować swe przewrotne plany. Teraz leżał nieruchomo w laboratorium, ale jego życiowe przewody były nadal podłączone do cioci z krwi i kości. Nie można więc było go wyłączyć ani się go pozbyć.
– Świetnie! Choć muszę powiedzieć, że ostatnio odbiera dziwne impulsy z zewnątrz – odparł z przejęciem Maks.
– Impulsy? – spytała zaniepokojona Nina.
– Tak, tak. Elektrryczne impulsy – wyjaśnił Maks. – A kiedy je odbierra, w jego mózgu włącza się mikrrochip i obawiam się, Ninko, że wcześniej czy później, jakiś uczeń Karrkona odkrryje, gdzie jesteśmy.
Zasępiona Nina spojrzała na leżącą nieruchomo fałszywą ciotkę Andorę.
– Tylko Pandemon Mortalis, diabelski miecz Karkona lub używany przez niego komputer mogą wysyłać impulsy. A to oznacza, że on żyje… Karkon nadal żyje! Teraz jestem tego pewna! Dziękuję dziadku! Dziękuję! – zawołała mała alchemiczka, przyciskając list do piersi.
I natychmiast zerknęła na znamię na ręku. Gwiazda nie poczerniała, a więc nie groziło jej teraz żadne niebezpieczeństwo. Nina podbiegła do Maksa, objęła go i podnosząc do góry Taldom Lux obwieściła:
– Ponownie stawię czoła Karkonowi! Teraz mój Taldom ma większą moc, ponieważ zawiera Atanor, Wieczny Ogień. Pokonanie maga to tylko kwestia czasu! Jego diabelskie sztuczki na nic się nie zdadzą!
Przerażony Maks 10-p1 zakrył oczy rękoma i potrząsnął głową:
– Karrkon żyje? To strraszne! Strraszne! A więc go nie pokonałaś? Nie zatopiłaś?
– Oj, kochany Maksiu! Chyba nie umarł naprawdę. Widziałam tylko, jak zniknął w morskich odmętach. Ale jeżeli przeżył, to wszystko zaczyna nabierać sensu, wszystko staje się jasne. Karkon chce nawiązać kontakt z fałszywą ciotką Andorą, by znów nas zaatakować i odnaleźć Acqueo Profundis. Rozumiesz?
Maks wzdrygnął się, aż mu zaskrzypiały kolana, potem chwycił ogromne obcęgi i zabierając się do pracy, powiedział:
– Tak, tak… stanę na głowie i zrrobię wszystko, by Karrkon nie zwyciężył i by twojej prrawdziwej cioci Andorze nie grroziło już żadne niebezpieczeństwo.
Nina pogłaskała metalową twarz Maksa i pocałowała go w czoło.
– Uważaj na fałszywą Andorę, a ja przygotuję się do nowej walki z Karkonem. Nie można przerwać misji ratowania Szóstego Księżyca!
Nina wyszła z Acqueo Profundis, uśmiechając się lekko. Sprawdziła, czy w laboratorium dziadka wszystko jest w porządku i skierowała się do swego pokoju. Gdy była już na kręconych schodach z granatowego marmuru, prowadzących na górę, usłyszała głosy przyjaciół, przechodzących przez mostek nieopodal willi.
– Nina, Nina, już jesteśmy!
Roxy nawoływała jak oszalała i ogrodnik Carlo natychmiast otworzył furtkę, by wpuścić ich do środka.
– Co tu robicie? Nie mieliście iść do domu? Coś się stało ze Skrzydlatym Lwem? – wołała podekscytowana Nina, biegnąc im na spotkanie.
– Przede wszystkim uspokój się i uważnie posłuchaj – odparł z powagą Cesco.
Potem zdjął okulary, wytarł je w koszulkę i spojrzał prosto w niebieskie oczy Niny.
– Poszliśmy pod pałac Karkona i widzieliśmy, jak wchodzili do środka: Visciolo, jego asystent, oraz trójka małych androidów – Irene, Gastilo i Sabina. Nieśli ogromne klatki z bezpańskimi kotami. Biedaki miauczały przeraźliwie, a im bardziej się szamotały, tym bardziej te wypierdki Karkona się cieszyły – opowiadał Cesco.
– Właśnie, cie… cie… szyły – powtórzył Dodo, machając nerwowo rękoma.
– Na szczęście nie widzieli nas – dodała zaaferowana Fiore, osuwając się na miękkie poduchy w Sali Pomarańczowej.
– Jeśli Visciolo, zwany Jednookim, pomocnik Karkona i jego mechaniczne dzieciaki się cieszyły, to znaczy, że w pałacu Ca’ d’Oro wszystko idzie ku dobremu. A skoro tak, to Karkon na pewno wrócił… Żyje! Pewnie te nieszczęsne koty mają mu posłużyć do realizacji jakiegoś diabelskiego planu i ich los jest już przesądzony.
Nina objęła przyjaciół:
– Słuchajcie, nie możemy poddać się panice. Mam fantastyczny plan. Maks właśnie blokuje elektryczne złącza w fałszywej Andorze, więc Karkon nie zdoła namierzyć Acqueo Profundis. Teraz musimy upewnić się, czy zły mag na pewno wrócił i czy odzyskał wszystkie ciemne moce. Może zabił już te nieszczęsne koty… Musimy się pośpieszyć!
– Jasne! – odparli chórem przyjaciele.
– Ale jak to zrobić? Jak to zrobić? – spytała rzeczowo Roxy, patrząc po kolei na każdego z nich.
– Musimy uniemożliwić plany Karkona i obserwować Skrzydlatego Lwa – zawyrokowała Nina bez chwili wahania.
– A koty? Nie pomyślałaś o nich? – nie wytrzymała Roxy.
– Jasne, że o nich pomyślałam – odparła Nina. – Powstrzymując Karkona ocalimy koty. I ocalimy Szósty Księżyc… ocalimy dziecięce marzenia.
– No tak, dziecięce marzenia… Fajnie by było, jakby wszyscy nam w tym pomogli. Wtedy na pewno pokonalibyśmy Karkona.
Fiore była czasami uważana za snobkę, ale teraz to właśnie ona poddała niezły pomysł. Może należało pogadać o wszystkim z innymi dziećmi?
Ale Nina zmroziła ją wzrokiem.
– Chcesz, żeby wszystkich zamknęli? Dzieci nie są w stanie stawić czoła Karkonowi i jego czarnej magii! My też nie potrafimy wyjaśnić, co się dzieje. Jeszcze na to za wcześnie… za wcześnie. Najpierw musimy znaleźć arkany i dopiero wtedy dzieci będą mogły swobodnie myśleć. Fantazja i pomysłowość znów wywołają atmosferę radości, której teraz tak bardzo brakuje.
Fiore zastygła w bezruchu, Roxy się skrzywiła, Dodo schylił głowę, a Cesco… Cesco chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał go dźwięk dzwonka do drzwi.
Kto to mógł być? Minęła dopiero czternasta i Nina nie spodziewała się gości. Ljuba otworzyła drzwi i zaskoczona ujrzała na progu ubranego na czarno mężczyznę w okularach przeciwsłonecznych oraz blondynkę w ślicznym, żółtym kapelusiku.
To Vera Michajłowna i Giacomo de Nobili, rodzice Niny, naukowcy z Ferk, Moskiewskiego Centrum Badań nad Życiem Pozaziemskim, pojawili się bez uprzedzenia w Wenecji.
– Mama, tata! – krzyknęła Nina, nie wierząc własnym oczom.
Vera i Giacomo uścisnęli z całych sił córkę, a wzruszona Ljuba rozpłakała się serdecznie. Rodzice i córka mieli sobie tyle do opowiedzenia. Ileż to razy, po śmierci dziadka Miszy, Nina marzyła o tym, by znaleźć się w ich objęciach!
Czwórka przyjaciół przedstawiła się, a Cesco, z typową dla siebie śmiałością, oświadczył:
– No, to i my idziemy do naszych rodziców. Na pewno już skończyli lepić maski i szyć kostiumy.
– Maski? Kostiumy? – zapytała Vera, zdejmując kapelusik.
– Tak, mamuś. Rodzice Doda i Cesca mają pracownię, w której szyją przepiękne stroje na wenecki karnawał. Nazywa się Salon Masek Weneckich i znajduje się niedaleko mostu Accademia – pośpieszyła z wyjaśnieniem Nina.
– Gratuluję! – wykrzyknął Giacomo – to fascynująca praca.
Adon, machając ogonem, odprowadził do wyjścia przyjaciół Niny, która w końcu została sama z mamą i tatą. Nareszcie razem. Nina chciałaby zatrzymać ten moment w pamięci, aby – w chwilach osamotnienia i strachu – przypominać sobie pełen miłości wzrok rodziców.
Usiedli na kanapie w Sali Pomarańczowej, pod ogromnym portretem babci Espasii, mamy Very i zaczęli rozmawiać. Po trzech godzinach nadal tam siedzieli, a Ljuba, nalewając herbatę, ponownie opowiadała o śmierci profesora Miszy. Nie mogąc powstrzymać łez, wyjęła testament.
– Zawał… jego serce nie wytrzymało – szlochała.
Rodzice Niny oczywiście nie znali całej prawdy. Nie mogli nawet przypuszczać, że dziadek Misza żyje teraz w innym świecie, na Szóstym Księżycu. Nina spuściła wzrok, bo chociaż bardzo chciała opowiedzieć wszystko mamie i tacie, by nie cierpieli, to zdawała sobie sprawę, że nie zrozumieją. Nie mogli tego zrozumieć… A przede wszystkim nie mogli o tym wiedzieć…
Vera objęła mocno córkę i szepnęła:
– Ja nie zostałam alchemikiem. Nie byłam wybrańcem. To ty odziedziczyłaś wszystko po moim tacie. Jestem z ciebie dumna. Tylko proszę, unikaj niebezpieczeństw. Nie chcę się o ciebie martwić.
Giacomo wziął Ninę za rękę i patrząc na plamkę w kształcie gwiazdy, powiedział:
– No tak, odziedziczyłaś wszystko po dziadku. Również i znamię.
A potem z powagą poprosił:
– Spójrz mi w oczy i powiedz, co to za historia ze Skrzydlatym Lwem? Ludzie mówią, że posąg wzleciał w powietrze i że jest żywy. Od razu po przyjeździe do Wenecji zobaczyliśmy z mamą obwieszczenie burmistrza. Wiesz coś na ten temat?
Dziewczynka z Szóstego Księżyca zrobiła się czerwona jak burak. Nie chciała okłamywać taty… jakże miałaby go oszukiwać… Giacomo i Vera wymienili pośpiesznie spojrzenia, podczas gdy Nina wstrzymywała oddech ze strachu, że wszystko się wyda. Jeszcze chwilka… i rodzice uśmiechnęli się. Nina odetchnęła z ulgą i oparła czoło o szybę ogromnego, gotyckiego okna. Tym razem jej się udało!
Giacomo zapalił cygaro i zmienił temat.
– Jak wiesz, razem z mamą prowadzimy badania nad ważnym projektem.
Vera pogłaskała córkę po buzi i dodała:
– W Ferk, gdzie pracujemy od wielu lat, dali nam niewiele czasu, żeby cię odwiedzić. Mamy tylko dwadzieścia cztery godziny, a potem musimy wracać do Moskwy i przez trzy miesiące będziemy ciężko pracować. Zobaczymy się dopiero na Boże Narodzenie.
– To nie przyjedziecie na moje urodziny? – zapytała zrozpaczona Nina.
– Nie, maleńka – odparł Giacomo. – 26 października nie będzie nas w Wenecji. Napiszemy do ciebie i zadzwonimy. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo chcielibyśmy być razem z tobą w tym dniu, ale to teraz niemożliwe. Wiesz, że kochamy cię najbardziej na świecie.
– Wiem, tato, wiem. Bardzo za wami tęsknię. Ljuba się wszystkim zajmuje… ale są takie chwile, kiedy chciałabym, abyście byli blisko mnie.
Miała łzy w oczach i mama objęła ją z całych sił.
– Wiele dzieci mogłoby mi pozazdrościć. Moja mama i tata zajmują się kosmitami! – wyszeptała dziewczynka, znowu się uśmiechając.
Nareszcie wszyscy uśmiechnęli się, nawet zapłakana Beza.
– No dobrze, zrobiło się późno, idę do kuchni – stwierdziła niania, podnosząc się ociężale z kanapy.
Gdy tylko Ljuba wyszła z pokoju, Vera wyjęła z torebki niebieskie pudełeczko.
– Proszę, to dla ciebie, na jedenaste urodziny. Kiedyś dał mi to dziadek. To bardzo ładny drobiazg.
Nina ucałowała mamę, wzięła pudełeczko, delikatnie je otworzyła i…
– Jaka śliczna! – wykrzyknęła zaskoczona.
Była to mała kostka, cała ze srebra.
Dziewczynka obróciła ją między palcami i zapytała:
– Czy to talizman?
– Chyba tak – odpowiedziała mama. – Jak ją podrzucisz do góry, zacznie wydawać dźwięki. Zagra cztery pierwsze nuty: do, re, mi, fa. Myślę, że to dziadkowy wynalazek.
Nina nie czekała nawet chwili. Podrzuciła kostkę do góry i natychmiast rozbrzmiała melodia. Gdy tylko chwyciła sześcianik z powrotem w dłonie, muzyka zamilkła.
– Dziwna ta kostka, bardzo dziwna – powiedziała, chowając ją do kieszeni. – Dziękuję, mamo. Będę ją miała zawsze przy sobie.
Popołudnie minęło w mgnieniu oka. Ljuba przygotowała wyśmienitą kolację i podała ją w pięknej, wykwintnej Sali Różanego Zakątka. Na stole położyła stare, srebrne sztućce z zastawy księżniczki De Righejra, urodziwej babci Espasii, oraz talerze z rosyjskiej porcelany i czerwono-złote kieliszki z weneckiego szkła. Wszystko było jak w bajce. Wreszcie, po długiej rozłące, rodzina znów się połączyła. Nina nie posiadała się z radości. Rozmawiali o dziadku i jego niesamowitym życiu, o ciężkiej pracy w Moskwie i o zmianie, jaka zaszła w cioci Andorze.
– Dzwoniłam niedawno do Carmen, która powiedziała mi, że u nich wszystko w porządku – przekazała Vera. – Potem rozmawiałam z Andorą. Miała spokojny głos. Cieszę się, że siostry mojej mamy w końcu żyją w zgodzie.
– Fakt – powiedziała Nina – to był najwyższy czas. Andora bardzo długo była naprawdę niedobra. Nawet ciocia Carmen traciła cierpliwość. Ale teraz wszystko wróciło do normy. W Madrycie nareszcie zapanował spokój.
Dziewczynka z Szóstego Księżyca spojrzała na Ljubę, która spuściła wzrok i ruszyła do kuchni z brudnymi talerzami. Kochana Beza, dobrze znała historię złego androida i prawdziwej cioci, która została uwięziona w Toledo. Doskonale pamiętała robota leżącego na ziemi w holu willi. Ale nie mogła o tym powiedzieć Verze i Giacomo. Obiecała Ninie, że dochowa tajemnicy.
Kolację zwieńczyło ciasto czekoladowe i sok porzeczkowy. Nina siedziała wtulona w tatę, Platon chodził po pokoju, ocierając się o nogi Very, a Adon leżał na dużym perskim dywanie i ziewał, ukazując wszystkim ostre kły.
Dziewczynka z Szóstego Księżyca, rozmawiając z tatą, wkładała co chwila rękę do kieszeni i dotykała Srebrnej Kostki. Z przyjemnością obracała dziwny przedmiot między palcami.
„Już go gdzieś widziałam” – powtarzała w myślach. To przeświadczenie nie dawało jej spokoju przez całą kolację i kiedy pałaszowała ostatni kawałek ciasta, oczami wyobraźni ujrzała kostkę podobną do tej, którą dostała, tyle że wykonaną ze złota.
Jeszcze w sypialni, do której się udała na zasłużony odpoczynek, leżąc w świeżo wypranej pościeli z turkusowego jedwabiu, nie przestawała myśleć o dziwnym sześciennym, drobiazgu. Nagle podskoczyła na łóżku i wykrzyknęła w ciemnościach:
– To tam! W Pokoju Luster! Wśród klejnotów babci Espasii!
Nareszcie! Nareszcie sobie przypomniała!
Następnego dnia rodzina udała się na cmentarz. Vera położyła na grobie Miszy bukiet róż i stała, pogrążona w milczeniu, przez kilka minut. Ninie było smutno, choć wiedziała, że dziadek tak naprawdę nie umarł. Zanim poszli, pocałowała jego zdjęcie.
Kiedy się prostowała, fotografia drgnęła!
Przez krótką chwilę, zamiast ukochanej twarzy dziadka, zamajaczyło ponure oblicze Karkona, który uśmiechał się szyderczo.
– Aaaaaaa… on żyje. Jest tutaj! – krzyknęła dziewczynka.
Vera i Giacomo odwrócili się w jednej chwili.
– Co? Kto żyje? Co ty mówisz?
– Nic, nic, przepraszam… coś mi się pomieszało. Chodźmy do domu – odpowiedziała Nina, zakrywając oczy.
– Na pewno dobrze się czujesz? – zapytał Giacomo.
– Tak, tato. Tak. Wszystko w porządku.
Vera przytuliła Ninę do siebie.
– Jest tylko trochę przejęta.
Na szczęście rodzice niczego nie zauważyli. Dziewczynka starała się odzyskać spokój i zachowywać normalnie. Ale wizja Karkona na dobre ją przeraziła.
Po powrocie do willi Espasia mama postanowiła lepiej poznać czwórkę przyjaciół i po kilku minutach Cesco, Dodo, Fiore oraz Roxy stawili się na podwieczorek. Zachowywali się jak należy i Nina była z nich dumna, choć nie mogła się już doczekać, by im opowiedzieć o tym, co zobaczyła na cmentarzu. Ale to nie był odpowiedni moment.
Vera i Giacomo, nie kryjąc zadowolenia, zwrócili się do czwórki przyjaciół:
– Bardzo się cieszymy, że nasza córka ma przyjaciół, z którymi może się bawić.
Cesco spojrzał im prosto w oczy i oświadczył z powagą:
– Proszę się nie martwić. Jest w dobrych rękach.
Nina spiorunowała go wzrokiem, ale wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem.
Wieczorem nastał moment pożegnania. O godzinie siódmej Vera i Giacomo byli gotowi do wyjazdu. Mama, stojąc przed bramą, po raz kolejny objęła Ninę.
– Zaraz do ciebie napiszemy. Pamiętaj, że jesteś zawsze z nami, w naszych myślach. A gdy tylko będziemy mieć jakąś wolną chwilę …
Nina uśmiechnęła się szelmowsko i powiedziała:
– Czas służy, ale nie istnieje.
Giacomo spojrzał na nią zaskoczony.
– Nie istnieje? Hm… jak to nie istnieje? Gdzie to wyczytałaś?
– Dużo się uczę, tato. Poza tym dziadek zostawił mi bardzo ciekawe książki…
– Bystra dziewczynka! Ucz się pilnie – przykazała mama. – I zadzwoń do profesora José. Może będzie mógł przyjechać na jakiś czas i ci pomóc. Wiesz, że w tym roku czeka cię sporo nauki. To już nie jest podstawówka. Pierwsza klasa gimnazjum to nie przelewki.
– Pewnie, że wiem. Niedługo skończę jedenaście lat. Nie jestem już dzieckiem! – odparła jednym tchem Nina, robiąc sprytną minkę.
– Bądź grzeczna i ucz się nie tylko alchemii. W życiu liczą się też inne rzeczy – przestrzegł ją poważnym głosem Giacomo.
– Wiem, wiem. A teraz idźcie już, bo się spóźnicie na samolot do Moskwy – i mówiąc to pomachała mamie Srebrną Kostką. – Będę ją zawsze mieć przy sobie – wyszeptała, całując przedmiot, a potem zamknęła bramę.
Ljuba patrzyła za oddalającą się parą, ocierając łzy ogromną, białą chustką. Platon z Adonem położyli się w kącie i ani drgnęli. Dziewczynka stała bez ruchu. Z jednej strony była zrozpaczona, że rodzice wyjeżdżają, ale z drugiej nie mogła się już doczekać, by kontynuować misję.
Wytarła oczy mokre od łez i głęboko westchnęła, myśląc o wszystkich czekających ją zadaniach... Karkon dał pierwszy sygnał, że powrócił!
Wizja złego maga była naprawdę straszna. Nina opowiedziała czwórce przyjaciół o tym, co ją spotkało na cmentarzu i w jednej chwili, w willi Espasia zapanowała cisza jak makiem zasiał. W końcu jednak Cesco odchrząknął i rzucił propozycję:
– Chodźmy podpatrzeć, co kombinuje Jednooki. Na pewno czegoś się dowiemy.
– Koty! Musimy je wynieść z tego pałacu śmierci – powiedziała Roxy, wbijając wzrok w podłogę.
– Idźcie. I pamiętajcie, by nikt nie zobaczył, że kontrolujecie lwa – przestrzegła Nina. – Ja zostanę, bo mam tu pewną sprawę do załatwienia.
– Jaką sprawę? – zapytali zaciekawieni.
– Opowiem wam jutro – ostudziła ich Nina, muskając palcami Srebrną Kostkę, którą miała w kieszeni.
– Ale jak to? Nie idziesz z nami? – pytali z niedowierzaniem.
– Nie, tym razem nie mogę. Jutro wam wszystko wyjaśnię. No, idźcie już, robi się późno.
Nina zamknęła drzwi. Czwórka przyjaciół popatrzyła po sobie zdumiona; nie byli w stanie pojąć, co kryje się za dziwnym zachowaniem koleżanki. Czasami mała alchemiczka uwalniała się od ich towarzystwa w mało sympatyczny sposób!
Tymczasem Nina pobiegła do Pokoju Luster, by poszukać drugiej kostki. Czuła, że musi to zrobić.
Gdy tylko włożyła klucz w kształcie półksiężyca do dziurki, ogarnęła ją dziwna i mroczna aura. Niebezpieczeństwo. Ale było za późno, by się wycofać.
Półksiężyc zajaśniał i lustra rozbłysły, odbijając światło. Nina potarła taflę zwierciadeł, które zaczęły rozsuwać się na prawo i lewo, ukazując wnętrze szaf.
– A oto i klejnoty księżniczki Espasii – szepnęła.
Szperając wśród naszyjników i bransolet, tam gdzie znalazła swego czasu szkatułkę z Pierścieniem Dymu, dostrzegła Złotą Kostkę.
– No proszę! Wiedziałam, że tu jesteś!
Nina chwyciła ją i podrzuciła do góry. Natychmiast rozbrzmiały Sol, La, Si. Trzy brakujące dźwięki.
A zatem obie kostki wygrywały siedem nut.
Gdy tylko Złota Kostka wylądowała z powrotem w ręku dziewczynki, Nina zauważyła, że gwiazda na dłoni zaczyna gwałtownie ciemnieć. Znak niebezpieczeństwa!
– Karkon! – krzyknęła, czując, że zły mag czai się w pobliżu.
Tak właśnie było. Hrabia był gdzieś obok. Powrócił. Jak podczas pierwszego spotkania, kiedy przedstawił się w lustrzanym odbiciu!
Nina wsunęła kostkę do kieszeni, wyjęła Taldom Lux i stanęła gotowa do walki.
W jednej chwili wszystkie lustra zajaśniały żółto-czerwonym blaskiem. Wśród wysokich płomieni pojawiło się straszliwe oblicze maga. Oczy miał zaciśnięte w szparki i zanosił się gromkim śmiechem.
– Uchachachacha! Głupia, mała czarownico! Myślałaś, że się mnie pozbyłaś? Naiwna! Jak mogłaś sądzić, że pokonałaś diabła? Przygotuj się, bo nadeszła twoja godzina.
Karkon sprawiał wrażenie jeszcze silniejszego i bardziej zdeterminowanego niż kiedykolwiek. Morze go nie pochłonęło. Cudem się uratował.
Nagle jego obraz zniknął z lustrzanej tafli. Półksiężyc zgasł i Ninę otoczyły ciemności.
Po chwili, tuż przed nią, buchnął płomień sięgający sufitu. W językach ognia stał on, hrabia!
– Twoje ocalenie to sztuczka diabelska! Tak, nie zatonąłeś, ale ja się ciebie nie boję! – krzyczała Nina ze wszystkich sił.
Kłamała w żywe oczy i oboje doskonale o tym wiedzieli.
Karkon wzniósł Pandemon Mortalis i jednym susem znalazł się tuż przy dziewczynce. Nina objęła mocniej gałkę Taldomu Lux w kształcie głowy Gugi i przycisnęła trzy razy oczy magicznego ptaka, wykonane z goazylu, różowego kamienia występującego tylko na Szóstym Księżycu. Wystrzeliła z nich wiązka światła i musnęła fioletową pelerynę Karkona. Mag odwrócił się w jednej chwili, otworzył usta i splunął na drewnianą podłogę. Niezwykle trujący kwas był tak mocny, że wypalił dziurę. Nina wypuściła z dłoni Taldom, a czarnoksiężnik zręcznie go pochwycił. Nina poczuła, że traci grunt pod nogami. Gwiazda stała się czarna jak smoła. Przerażonej dziewczynce serce waliło młotem.
– Teraz Taldom należy do mnie! Jestem Magister Magicum i zostanę panem wszechświata – wykrzyknął hrabia, pewny wygranej.
Ale Nina nie straciła zimnej krwi. Przykucnęła, złapała Karkona za masywne stopy i pociągnęła mocno. Mag zachwiał się i skłonił ku ziemi, a wtedy dziewczynka wyciągnęła rękę i wyrwała mu Taldom Lux. Potem obróciła się trzy razy i zaczęła strzelać ognistym światłem w złego maga.
– A masz! I jeszcze raz! Dobrze ci tak! Giń, przeklęty magu! – Krzyk Niny był pełen gniewu.
Promień Taldomu trafił w Pandemon Mortalis. Karkon zakrył twarz połą peleryny, wyprostował się i wzniósł w powietrze, niczym ogromny, fioletowy nietoperz. Krążąc nad głową Niny, wołał:
– Naprawdę sądzisz, że uda ci się mnie pokonać, bo wykradłaś mi notatki z Pokoju Uroków? Uchachacha! Bardzo się mylisz! To wyzwanie cię przerasta! Nie zrozumiałaś i nigdy nie zrozumiesz moich alchemicznych formuł i czarnej magii. Zobaczmy… zobaczmy, czy dasz radę mnie pokonać!
– Dam radę! Jeszcze się przekonasz! Jestem wnuczką profesora Michaiła Meszyńskiego. Jestem alchemiczką! – odpowiedziała twardo, nie spuszczając oczu z krążącego maga i trzymając mocno w rękach Taldom.
– Dobrze, dobrze… ale masz tupet, dziecino. Pamiętaj, że mam taki sam Jambir, jak twój. I mogę cię dopaść, gdziekolwiek się udasz i przeszkodzić ci w znalezieniu pozostałych arkanów. Choć nie mam już Atanora, moja magia jest tak potężna, że zastąpiłem go czymś innym. Uchachacha! Uchachacha! Mam sto, tysiąc Wiecznych Ogni. Mam sto, tysiąc nieznanych ci mocy! – zachrypnięty głos Karkona stawał się coraz bardziej przerażający.
– Nie wierzę ci. Atanor należy teraz do mnie! Wieczny Ogień jest w Taldomie! Pierwszy Arkan już pomaga Szóstemu Księżycowi, dzieci zaczęły znowu myśleć i marzyć. Dobrze o tym wiesz. Nie wierzę, że masz teraz jakąkolwiek potężną broń. Ocalę Xorax, a ty zginiesz. Odnajdę pozostałe trzy arkany, a twoja magia mnie nie powstrzyma! – odkrzyknęła Nina, wymachując Taldomem, aby ugodzić napastnika.
– Wiem, że więzisz moją androidkę, klona twojej ciotki Andory. Zrób sobie z nią, co chcesz. Nie jest mi już do niczego potrzebna – głos Karkona przeszedł w pisk i Nina zrozumiała, że hrabia zmyśla.
Klon go interesował, i to jak!
Nina nie rozumiała tylko, dlaczego Karkon nie próbuje jej ugodzić. Jedna wiązka jego płomieni i zostałaby z niej kupka popiołu. Znajdowała się w zamkniętym pomieszczeniu i nie miała drogi ucieczki. Mag zachowywał się dziwnie; miała wrażenie, że zamiast walczyć, ma raczej ochotę z nią porozmawiać i napędzić jej strachu.
– A co powiesz o Skrzydlatym Lwie? Obwieszczenie burmistrza Lorisa Sibila Loredana zamknęło wszystkim usta, ale posąg tam jest. I żyje! – szydził hrabia, zanosząc się śmiechem. Z ust spływała mu strużka szarawej śliny. Obrzydliwy widok.
– No tak. Obwieszczenie. Ładne rzeczy! A więc LSL… działa na twoje polecenie! – wykrzyknęła Nina, szukając potwierdzenia na jego twarzy.
– LSL wykonuje jedynie swoje obowiązki – stwierdził hrabia.
– Wiem, że i lew został przez ciebie zaczarowany. Przeczytałam pergamin, który zgubiłeś w morzu. Ale to zwierzę nie wydaje mi się groźne – ciągnęła Nina, drżąc jak osika.
Stała z zadartą głową i śledziła bacznie każdy ruch Karkona, który niebezpiecznie krążył wokół niej.
– Groźne? Uchachacha! Uchachacha! Niedługo sama się przekonasz!
Mag przeleciał obok okna, oparł się o szybę, otulił szeroką peleryną i spojrzał małej alchemiczce prosto w oczy.
– Ty mała, przewrotna czarownico! Jeszcze nie wiesz, że mam w zanadrzu broń nie do pokonania!
– Broń nie do pokonania? Nie wierzę ci. Tylko magii i alchemii Szóstego Księżyca nie można pokonać – odparowała Nina, coraz bardziej zaniepokojona.
– Zobaczysz, zobaczysz… a nawet… usłyszysz… – powiedział mag.
– Co usłyszę? – zapytała Nina, nie przestając obserwować jego ruchów.
Karkon otworzył szeroko usta i chuchnął w kierunku dziewczynki, wymawiając powoli słowo: „P E R S U A Z J O”. Smrodliwy, czerwonawy prąd oddechu wdarł się do nozdrzy Niny. Natychmiast zakręciło jej się w głowie. Ponownie zmierzyła hrabiego wzrokiem i skupiwszy się z całych sił, powiedziała:
– Masz cuchnący oddech! Jesteś gnijącym magiem!
– Usłyszysz wkrótce Głos Perswazji! Jemu nie będziesz mogła się przeciwstawić. Uchachacha! Uchachacha! – szatański śmiech hrabiego wypełnił Pokój Luster, a sam Karkon znikł w wirze dymu i płomieni, zostawiając po sobie tylko kwaśny odór siarki.
Pod Niną ugięły się kolana. Wykończona i przerażona, przycisnęła Taldom do serca i wzięła głęboki oddech. Ten cuchnący zapach zupełnie ją otumanił. Półksiężyc znowu zajaśniał i rozświetlił pokój. Wszystkie lustra odbijały obraz dziewczynki, która rozejrzała się dokoła, zastanawiając nad słowami Karkona i nad rolą nowego burmistrza w ostatnich wydarzeniach. Markizem LSL postanowiła zająć się później. Najważniejsze było wyzwanie, jakie jej rzucił mag, i teraz musiała się skupić tylko na tym. Obracając w palcach srebrne cacko od mamy oraz Złotą Kostkę odnalezioną przed chwilą, nie przestawała zadawać sobie pytania: „Siedem nut… ciekawe czemu mają one służyć…”.
Z trudem podniosła się i spojrzała na gwiazdę na ręku, która znowu przybrała czerwony odcień. Dziewczynka miała mętlik w głowie. Nie przestając myśleć o niezwyciężonej broni Karkona, zbiegła po krętych schodach do laboratorium. Podeszła do Systema Magicum Universi, położyła prawą dłoń na płynnej kartce i zapytała:
– Księgo, co to jest Głos Perswazji?
To głos niebezpieczny; może cię oszukać.
Silnej woli trzeba, by go nie usłuchać.
Wypełni cię całą, powoli, od środka
niczym syreny piosenka przesłodka.
Lecz coraz większa będzie twa siła,
kiedy z Karkonem będziesz walczyła.
– Księgo, a czy istnieje jakakolwiek mikstura alchemiczna przeciwko Głosowi Perswazji? – nie poddawała się Nina.
W liście potrzebnej wskazówki szukaj
i tam należny eliksir wyszukaj.
Gdy będziesz cierpliwą, a także stateczną,
posiądziesz łatwo wiedzę konieczną.
Odczytaj kartki ze znanej ci księgi
oraz dochowaj złożonej przysięgi.
Kartki, o których wspominała mówiąca księga to zapiski Karkona. Wreszcie Systema Magicum Universi jasno wskazała właściwą drogę! Jednak nie wyjaśniła do końca, jak postępować z Głosem Perswazji, o którym Nina nic nie wiedziała. Tym bardziej cenne powinny się więc okazać notatki maga, zawierające całą jego wiedzę i opisujące Alchemię Ciemności oraz Magiczny Wszechświat Zła, który walczy z Alchemią Światła i z Szóstym Księżycem.