Читать книгу Zatoka - Naval . - Страница 8

Przedmowa

Оглавление

Przed 11 września 2001 roku nasza GROM-owska rzeczywistość była nieciekawa. Naprawdę nie było nam czego zazdrościć. Ówczesny dowódca pułkownik Roman Polko starał się wprowadzić do Firmy standardy, które były mu znane z Wojska Polskiego, czyli tak zwanego MON-u. Różnie to można rozumieć, ale nam kojarzyło się to przede wszystkim z cotygodniowym rozprowadzeniem, podoficerem dyżurnym na kompanii i zakazem szkolenia się tak, jak nauczyli nas kiedyś Amerykanie.

Wypytywani o SOP-y, czyli o podstawy przeprowadzania zajęć strzeleckich lub taktycznych, otwieraliśmy szeroko oczy ze zdziwienia. Polskie regulaminy wojskowe nie przewidywały używania materiałów wybuchowych w bezpośredniej bliskości szturmowca, strzelania ostrą amunicją w pomieszczeniu, a co dopiero w obecności przebywających tam osób, a strzał snajperski, gdy twarz zakładnika zlewa się wręcz z głową terrorysty, był nie do pomyślenia.

Generałowie za to pożądliwie patrzyli na nasz sprzęt, który tak mozolnie sprowadzał do jednostki generał Petelicki. O nas zaś nikt się zbytnio nie martwił, no bo przecież skoro polski pilot jest w stanie latać na drzwiach od stodoły, to pewnie każdy szeregowy po unitarnym przeszkoleniu potrafi to co my. Znów królowało powiedzenie: sztuka jest sztuka, którego nie da się pogodzić z poziomem profesjonalizmu, jaki trzeba utrzymać, by wykonywać te wszystkie skomplikowane czynności, i to nie tylko na zajęciach, ale i w boju. Lecz o boju nikt nie myślał, raczej martwiono się, czy potrafimy dobrze maszerować, a tu zawodziliśmy na całej linii.

Rodziły się też wówczas różne pomysły na zagospodarowanie naszej jednostki, a to planowano wcielenie nas do Żandarmerii Wojskowej, a to podzielenie pomiędzy inne jednostki wojskowe. Z przerażeniem czytałem opinię jednego z generałów, który przewidywał, że żołnierze jednostek specjalnych nie odegrają znaczącej roli w ewentualnych konfliktach zbrojnych. Przyszłość pokazała, jak bardzo się mylił. Byliśmy solą w oku generalicji i bardzo niewygodni politycznie, bo jak tu zlikwidować coś, co sprawdziło się na arenie międzynarodowej. Chłopaki na Haiti i w Słowenii świetnie zapracowały na naszą renomę. To z GROM-em chcieli współdziałać nowi sojusznicy, którzy w dodatku wydali sporą kasę na światowej klasy uzbrojenie.

Politycy też się nie cackali, ówczesny minister obrony narodowej Bronisław Komorowski już po 11 września podpisał dokument zrównujący płace żołnierzy, co tylko upewniło wielu wartościowych chłopaków, że trzeba odejść z Firmy. Ale co tam, przecież w wojsku sztuka jest sztuka, więc da się szybko zapełnić wolne etaty. Chętnych, aby zostać z dnia na dzień komandosem, było wtedy wszak wielu. Takie, niestety, myślenie betonowych głów często doprowadzało i pewnie jeszcze nieraz doprowadzi do tragedii, bo przecież nam, Polakom, na ogół się udaje, a jak się nie uda, to znak, że istnieje spisek knuty od wieków przez wrogów zewnętrznych i wewnętrznych. Tylko groza wojny powoduje chwilowe otrzeźwienie. Wojskowa patologia, która stworzyła nieżyciowe regulaminy i wydaje niezrozumiałe rozkazy musi się ocknąć. Gdyby nie wydarzenia z 11 września 2001 roku rozwiązanie GROM-u było w zasadzie przesądzone. Procedury misternie budowane na nowych standardach poszłyby zapewne w zapomnienie, jak kompanie kadrowe rozwiązane kilka lat wcześniej. Średniowieczni żołnierze zaciężni mawiali: „Daj nam Boże sto lat wojny, ale ani jednej bitwy”. Żołnierz jest ostatnim człowiekiem, który chce wojny, ale politycy muszą mieć świadomość, że pokój nie jest dany na zawsze. Powinni patrzeć na armię jak na szaniec, którego budowa w trakcie pokoju ma sens. Trzeba budować dobrą armię i dbać o żołnierzy, mając nadzieję, że nigdy nie będzie trzeba wysyłać ich na wojnę, ale muszą być zawsze gotowi. Taki mamy świat, że musimy się zabezpieczać i być czujni, tak robi się w czasie pokoju, a nie dopiero wtedy, gdy wróg u bram, bo podczas wojny jest już, niestety, na wszystko za późno.

Przysłowie mówi: „Psy szczekają, karawana idzie dalej”, tak więc i my wróciliśmy do szkolenia nurkowego. Pod wpływem naszych poprzedników zaszła w nas ogromna zmiana mentalna, dzięki której mogliśmy być poza całym tym zgiełkiem. Mieliśmy w głowach tylko szkolenie, a poprzeczka stale się podnosiła. Pewne sprawy i tak od nas nie zależały, więc tak jak w jedno popołudnie byliśmy gotowi do walki, tak kolejnego poranka wróciliśmy pod wodę, ucząc się ciężkiego rzemiosła, jakim jest bycie nurkiem bojowym.

Zatoka

Подняться наверх