Читать книгу Oswajanie świata - Nicolas Bouvier - Страница 5

Оглавление

I shall be gone and live

or stay and die.

Szekspir

Przedmowa

Genewa, czerwiec 1953 r. – Przełęcz Chajber,

grudzień 1954 r.

Opuściłem Genewę i od trzech dni wędrowałem sobie powolutku, gdy w Zagrzebiu, na poste restante, zastałem ten list od Thierry’ego:

Travnik, Bośnia, 4 lipca

„Dziś rano cudowne słońce; poszedłem rysować na wzgórze. Margerytki, świeże zboża, spokojne cienie. Wracając, spotykam wieśniaka na osiołku. Zeskakuje z niego i skręca mi papierosa, którego palimy przykucnięci na skraju drogi. Dzięki paru serbskim słowom, które znam, udaje mi się zrozumieć, że wiezie do domu bochenki chleba, że wydał tysiąc dinarów, odwiedzając dziewczynę, która ma pulchne ramiona i duże piersi, że ma pięcioro dzieci i trzy krowy, że trzeba się wystrzegać pioruna, który w zeszłym roku zabił siedem osób.

Potem wybrałem się na jarmark. To dzień targowy: worki uszyte z całych skór kozich, sierpy, na których widok masz ochotę żąć hektary żyta, lisie skórki, papryka, gwizdki, saboty, ser, ta blaszana biżuteria, sita z jeszcze zielonej trzciny, które wąsaci chłopi wykańczają na poczekaniu, i królująca nad tym wszystkim galeria jednonogich, bezrękich, chorych na jaglicę, trzęsących się i kuśtykających o kulach.

Dziś wieczór byłem na kielichu pod akacjami, żeby posłuchać Cyganów, którzy przechodzili samych siebie. W drodze powrotnej kupiłem duży marcepan, różowy i oleisty. Wschód, co chcesz!”.

Przestudiowałem mapę. Było to małe miasteczko w kotlinie górskiej, w samym sercu krainy bośniackiej. Stamtąd Thierry zamierzał pojechać do Belgradu, na zaproszenie Związku Malarzy Serbskich, który chciał tam urządzić wystawę jego prac. Ja miałem do niego dołączyć w ostatnich dniach lipca z bagażami i starym fiatem, którego wyremontowaliśmy, aby dotrzeć do Turcji, Iranu, Indii, a może jeszcze dalej... Mieliśmy przed sobą dwa lata i pieniądze na cztery miesiące. Program był mglisty, ale w podobnych przypadkach najważniejsze to wyjechać.

To nieme wpatrywanie się w atlasy, gdy leżysz na brzuchu na dywanie, między dziesiątym a trzynastym rokiem życia, sprawia, że nagle chcesz rzucić wszystko. Pomyśl o regionach takich jak Banat, wybrzeże Morza Kaspijskiego, Kaszmir, o melodiach, które tam rozbrzmiewają, o spojrzeniach, które napotkasz, o ideach, które tam na ciebie czekają... Kiedy to pragnienie stawia opór głosowi rozsądku, szuka się jakiejś motywacji. I nie można znaleźć nic przekonującego. Bo prawdę mówiąc, nie wiadomo, jak nazwać to, co cię wypycha. Coś w tobie rośnie i zrywa tamy, aż któregoś dnia, pełen wątpliwości, odchodzisz na dobre.

Podróż nie potrzebuje uzasadnień. Rychło okazuje się, że jest celem sama w sobie. Sądzisz, że po prostu odbędziesz podróż, lecz niebawem ta podróż zaczyna cię kształcić lub paczyć... Na odwrocie koperty było jeszcze dopisane: „mój akordeon, mój akordeon, mój akordeon!”.

Dobry początek. Dla mnie też. Siedziałem w kawiarni na przedmieściach Zagrzebia, nie spiesząc się nigdzie, przy szklaneczce białego musującego wina. Patrzyłem, jak gęstnieje mrok, opróżnia się fabryka, przechodzi kondukt pogrzebowy: bose nogi, czarne chustki, mosiężne krzyże. Dwie sójki kłóciły się wśród gałęzi lipy. Zakurzony, z nadgryzionym strączkiem pieprzu tureckiego w prawej ręce, słuchałem, jak w głębi mojego jestestwa dzień zapada się radośnie niczym nadmorska skała. Przeciągałem się, wdychając powietrze pełną piersią. Myślałem o przysłowiowych dziewięciu życiach kota; miałem nieodparte wrażenie, że właśnie wchodzę w drugie.

Oswajanie świata

Подняться наверх