Читать книгу Niezwykły dar - Нора Робертс - Страница 3
ROZDZIAŁ DRUGI
ОглавлениеA.J. oparła się pokusie, by zjeść sandwicza. Jeśli będzie dostatecznie głodna, być może zdoła się przemóc i przełknie to, co Clarissa poda na kolację.
Z otwartym oknem w dachu, wbita w fotel, próbowała rozkoszować się trwającą czterdzieści minut jazdą z biura do Newport Beach. Obok niej leżała płaska skórzana teczka, a w niej kontrakt, który dostarczyło biuro Dawida Brady’ego. Nie istniał żaden istotny powód, dla którego nie miałaby zaakceptować umowy, a jej klientka odmówić współpracy z Bradym. Jedynym kontrargumentem były jej dziwne odczucia.
Wmawiała sobie, że wczorajszy incydent wynikł z przepracowania. Zrobiło jej się słabo, ponieważ za szybko wstała, to wszystko. Nie poczuła nic do Dawida Brady’ego, absolutnie nic.
A jednak…
Przez następnych dziesięć kilometrów obrzucała się wyzwiskami, co pomogło jej wrócić do jakiej takiej równowagi.
Nie wolno jej okazać ani krzty złego humoru, bo przed Clarissą DeBasse nic się nie ukryje. Rozmawiając o warunkach kontraktu i o Dawidzie Bradym, musi być w pełni opanowana i profesjonalna, inaczej Clarissa wychwyci wszystko niczym radar.
Przez następnych dziesięć kilometrów zastanawiała się, czy nie zatrzymać się przy budce telefonicznej i nie odwołać spotkania.
Rozluźnij się, wyobraź sobie, że jesteś w swoim mieszkaniu i robisz powolne, kojące ćwiczenia jogi. Pomogło, a gdy zelżało napięcie mięśni, włączyła radio. Po jakimś czasie wreszcie zajechała przed uroczy podmiejski dom, który pomogła wybrać Clarissie.
Zawsze przyjeżdżała tu z radością i cudownie się czuła. Otoczona trawnikiem willa z ładnymi białymi okiennicami świetnie pasowała do Clarissy. Wprawdzie dzięki sukcesowi, jaki odniosły jej książki, i wysokim honorariom za publiczne wystąpienia, mogłaby sobie pozwolić na rezydencję w Beverly Hills, ale nic tak nie pasowałoby do niej, jak ta śliczna wiejska posiadłość.
A.J. popchnęła drzwi, które rzadko kiedy były zamknięte.
– Hop, hop! Jestem groźnym bandziorem, który zamierza ukraść twoją biżuterię. Nie zechciałabyś mi pomóc?
– Och, znów zapomniałam przekręcić zamek. – Clarissa wynurzyła się z kuchni. Była niezwykle zaaferowana. Wytarła ręce w poplamiony fartuch. Żar kuchenki zaróżowił jej policzki, powitalny uśmiech gościł na ustach.
Jak zwykle uścisnęły się serdecznie.
A.J. próbowała dyskretnie wywęszyć, jaka tortura pichci się w kuchni.
– Pieczeń rzymska – poinformowała Clarissa. – Dostałam nowy przepis.
– Och. – A.J. uśmiechnęła się z trudem, dobrze pamiętała bowiem smak ostatniej pieczeni. – Wyglądasz fantastycznie. Mogłabym przysiąc, że wpadasz co tydzień do Los Angeles i fundujesz sobie seans kosmetyczny u Elisabeth Arden.
– To zbyt wielki kłopot. Poza tym od samego myślenia o tych wszystkich maseczkach, masażach i innych torturach wiotczeje skóra i robią się zmarszczki. Powinnaś o tym pamiętać.
– Czyżbym wyglądała jak stara wiedźma? – A.J. rzuciła teczkę na stół i zdjęła buty.
– Skądże, choć widzę, że coś cię trapi.
– Nie mogę się doczekać kolacji – obłudnie odparła A.J. – Na lunch zdążyłam zjeść tylko pół sandwicza.
– No właśnie, wiecznie ci powtarzam, że odżywiasz się niewłaściwie. Chodź do kuchni. Zaraz wszystko dojdzie.
Zadowolona, że odwróciła uwagę Clarissy, A.J. ruszyła za nią.
– Więc co cię trapi?
– Masz ci los – mruknęła A.J., gdy rozległ się dzwonek u drzwi.
– Otwórz, proszę. – Clarissa zerknęła na kuchnię. – Muszę dopilnować brukselki.
Brukselka? – w panice pomyślała A.J. Nic nie będzie jej darowane…
Kiedy otwierała drzwi, twarz nadal miała skrzywioną.
– Czyżby mój widok tak panią przeraził?
Zdumiona patrzyła na Dawida.
– Co pan tu robi?
– Będę jadł kolację. – Nie czekając na zaproszenie, podszedł bliżej i stanął obok niej w otwartych drzwiach. – Jaka pani wysoka. Nawet na bosaka.
Przepuszczając go, A.J. trzasnęła drzwiami.
– Clarissa nie wspomniała, że ma to być służbowa kolacja.
– Sądzę, że traktuje ją towarzysko. – Nadal nie wiedział, dlaczego jeszcze nie wybił sobie z głowy nadzwyczaj zasadniczej i profesjonalnej panny Fields. – Może podejdziemy do tego w ten sposób, A.J.?
– Pewnie masz rację, Dawidzie. Mam nadzieję, że lubisz ryzyko – stwierdziła grobowym głosem.
– Nie rozumiem.
– Będzie rzymska pieczeń. – Wzięła od niego butelkę szampana i sprawdziła etykietkę. – To powinno pomóc. A może zjadłeś duży lunch?
W jej oczach pojawił się uroczy, niezwykle pociągający chochlik.
– Do czego zmierzasz?
Poklepała go po ramieniu.
– Szczęśliwi, którzy nie znają dnia ani godziny – rzekła uroczystym tonem. – Ciesz się spokojną chwilą, która poprzedza nieuniknioną zagładę… Usiądź, a ja przygotuję drinka.
– Auroro…
– Tak? – odpowiedziała., zanim ugryzła się w język.
– Aurora? – powtórzył Dawid. – Więc to kryje się za literą A?
Kiedy odwróciła się w jego stronę, miała złe błyski w oczach.
– Jeśli ktokolwiek z moich znajomych czy kontrahentów tak mnie nazwie, będę wiedziała, komu to zawdzięczam. Zapłacisz za to.
Z trudem ukrył uśmiech.
– O niczym nie wiem, niczego nie słyszałem.
– Auroro, czy to był… – Clarissa stanęła w drzwiach i rozpromieniła się. – Tak, to Dawid. Cudownie. – Przyjrzała się im w skupieniu. Aura wokół nich była wyraźna i bardzo świetlista. – Tak, naprawdę cudownie – powtórzyła. – Tak się cieszę, że pan przyszedł.
– Dziękuję za zaproszenie. – Dawid podszedł do niej i na powitanie pocałował w rękę. Clarissa spłonęła rumieńcem.
– O, szampan. Otworzymy go po podpisaniu kontraktu. – Dostrzegła kątem oka naburmuszoną minę A.J. – Kochanie, nalej sobie i Dawidowi drinka. Muszę wracać do kuchni.
A.J. pomyślała o kontrakcie i o swoich obiekcjach. Postanowiła jednak machnąć na to ręką. Clarissa i tak zrobi, co zechce.
– Ręczę za wódkę, bo sama ją kupiłam.
– Poproszę z lodem.
A.J. podeszła do szafki.
– Pamiętała o lodzie – powiedziała zdumiona, otwierając mosiężne wiaderko.
– Jak widzę, świetnie znasz Clarissę.
– Jest moją klientką, ale zarazem kimś znacznie więcej, Dawidzie. Stąd moja troska o ten program.
Gdy napełniła kieliszki, podszedł do niej, i dopiero wtedy poczuł, jak cudownie pachnie. Zastanawiał się, czy skrapia się tak lekko, żeby przyciągać mężczyzn, czy żeby blokować im drogę?
– Myślałem, że wszystko już uzgodniliśmy. Masz jeszcze jakieś zastrzeżenia?
– Nie do samego kontraktu. Zresztą tego nie uda ująć się w paragrafy.
– Tak?
– Clarissa bywa zbyt szczera, zbyt otwarta, przez co zdarza się, że niektórzy ludzie nią manipulują – stwierdziła otwarcie.
– Uważasz, że powinnaś ją chronić przede mną?
A.J. wysączyła łyczek.
– Nie wykluczam tego.
– Lubię ją. – Nagle wyciągnął rękę i owinął lok A.J. wokół palca, po czym natychmiast się wycofał. – Jest wyjątkowo miła.
Zaczął przechadzać się po pokoju. Co się z nim, do cholery, dzieje? Ma współpracować z A.J., a nie uwodzić jej. To był całkiem nieprofesjonalny, a przez to niewybaczalny gest. Najgorsze, że zrodził się spontanicznie, bez udziału jego woli.
Odczekała chwilę, dopóki nie nabrała pewności, że jej głos zabrzmi spokojnie i rzeczowo.
– Miło mi to słyszeć, ale wiem, że na pierwszym miejscu stawiasz film. Chcesz mieć dobre widowisko i zrobisz wszystko, by to osiągnąć.
– To prawda. – Problem w tym, że A.J. nie wygląda dzisiaj tak zasadniczo i jak spod igły, pomyślał. Bluzka w kolorze maków wabiła jedwabistą miękkością, do tego bose stopy i zmierzwione przez wiatr włosy. Ale i tak nie była w jego typie. – Nie sądzę jednak, bym zasłużył na reputację szefa, który wykorzystuje ludzi i bezwzględnie zmierza do celu. Robię swoje, A.J., i oczekuję tego samego od innych, to wszystko.
– Całkiem słusznie. – Dopiła drinka. – A moim zadaniem jest chronić Clarissę.
– Nie widzę problemu.
– No, wreszcie wszystko gotowe. – Clarissa ujrzała, że jej gości dzieli cała szerokość pokoju. Wyczuła napięcie, zakłopotanie i nieufność. Między dwojgiem upartych i dominujących ludzi to normalne, pomyślała. Ciekawe tylko, ile zajmie im czasu uznanie i zaakceptowanie faktu, że czują do siebie pociąg. – Mam nadzieję, że jesteście głodni.
– Jak wiesz, niewiele jadam, natomiast Dawid przyznał się, że kona z głodu i marzy o podwójnej porcji – stwierdziła A.J. z niewinnym uśmiechem.
– Szkoda, że taki z ciebie niejadek, kochanie, ale cudownie, że trafił mi się prawdziwy głodomór. – Rozpromieniona spojrzała na Dawida, a potem ruszyła do stołu. gdzie paliły się dwie świece, a na kredensie kolejnych sześć. A.J. uznała, że romantyczne oświetlenie zdecydowanie poprawia wygląd rzymskiej pieczeni. – Aurora przyniosła wino, więc pewnie będzie wyśmienite. Nalej, Dawidzie, a ja wam nałożę.
– Wygląda wspaniale – powiedział, zastanawiając się, dlaczego A.J. tłumi śmiech.
– Dziękuję. Pochodzisz z Kalifornii, Dawidzie? – zapytała Clarissa, podając półmisek A.J.
– Nie, ze stanu Waszyngton. – Nalał Clarissie kieliszek beaujolais.
– Piękny region. – Nałożyła A.J. porcję kartofli puree. – Ale taki zimny.
Do dziś z nostalgią wspominał długie, wietrzne zimy.
– Bez trudu zaaklimatyzowałem się w Los Angeles.
– A ja pochodzę ze Wschodu. Przyjechałam tu z mężem prawie trzydzieści lat temu. Gdy nadchodzi jesień, nadal ogarnia mnie smutek za Vermontem. Auroro, nie nałożyłaś sobie jarzyn.
Dołożyła na talerz trochę brukselki, mając nadzieję, że jakoś ją przełknie.
– Mogłabyś w tym roku odbyć podróż pełną wspomnień – powiedziała. Jeden kęs pieczeni wystarczył aż nadto. Sięgnęła po wino.
– Mam taki zamiar. Masz jakąś rodzinę, Dawidzie?
Właśnie doświadczył pierwszych wrażeń związanych z kulinarnymi umiejętnościami Clarissy i nie mógł się pozbierać. Czyżby zamiast u kucharza praktykowała u szewca, dlatego zamiast pieczeni wyszła podeszwa?
– Słucham?
– Masz jakąś rodzinę?
– Tak. – Zerknął na A.J. i zobaczył ten sam kpiący uśmiech. – Dwóch braci i siostrę.
– Też pochodzę z licznej rodziny. Miło wspominam dzieciństwo. – Wyciągnęła rękę i pogłaskała dłoń A.J. – A nasza Aurora jest jedynaczką.
– I mimo to równie miło jak wy wspominam dzieciństwo. – Patrząc, jak Dawid rozpaczliwie walczy z górą rozpaćkanych kartofli i potężnym kawałem pieczeni, poczuła lekki wyrzut sumienia… i zachichotała w duchu.
– Co sprawiło, że zająłeś się dokumentem, Dawidzie?
– Zawsze fascynowała mnie mała forma. – Sięgnął po sól i obficie posypał jedzenie. – Ważne jest również to, że w filmie dokumentalnym fabuła jest dana z góry, wynika bowiem z życiowej prawdy, natomiast ode mnie zależy sposób narracji. Moją rolą jest pokazać rzeczywistość w taki sposób, by widz zainteresował się tym, co przedtem zafrapowało mnie.
– Nie mam uprzedzeń wobec telewizji. Inaczej miałbyś trudności z podpisaniem umowy z moją najważniejszą klientką.
– Może jeszcze trochę pieczeni? – zapytała Clarissa.
– Nie przełknę już ani kęsa. – A.J. uśmiechnęła się do Dawida. – Ale Dawid na pewno nie odmówi.
Nie odmówił, bo nim zdążył otworzyć usta, na jego talerzu wylądowała następna, szczęśliwie dużo mniejsza porcja. Uznał, że im szybciej ją pochłonie, tym tortura trwać będzie krócej. Złorzecząc w duchu A.J., ostro zabrał się do dzieła, natomiast panie w tym czasie miło sobie gawędziły.
Wreszcie skończył.
– Nie ma to jak domowa kuchnia. Clarisso, wspaniale pani gotuje. – Starając się ukryć niewysłowioną ulgę, szybko wstał od stołu.
– Tylko pozmywam i zaraz wracam – stwierdziła Clarissa. – To mnie relaksuje. Auroro, mogłabyś w tym czasie pokazać Dawidowi moją kolekcję?
– Oczywiście. – A.J. dłonią, w której trzymała kieliszek, skinęła na Dawida, by udał się za nią. – Clarissa nie każdemu pokazuje swoją kolekcję. Mieści się w baszcie.
Pomyślał, że pewnie chodziło o dziwaczną wieżę, która przylegała do budynku.
– Czuję się zaszczycony. – Kiedy ruszyli wąskim korytarzem, wziął ją za łokieć. – Jak rozumiem, zależy ci, bym ograniczył kontakt z Clarissą wyłącznie do spraw zawodowych.
Wolałaby, żeby trzymał się sto kilometrów od Clarissy. I dwa razy tyle od niej.
– Sama wybiera sobie przyjaciół.
– A ty dbasz o to, żeby jej nie wykorzystywali.
– Właśnie. – Otworzyła drzwi i zapaliła światło.
W pokoju wisiały grube kotary i z zewnątrz nie sposób było tu zajrzeć.
Od razu zobaczył wielką kryształową kulę. Podszedł do wysokiego, zwieńczonego koliście stojaka, żeby przyjrzeć się jej z bliska. Szkło było gładkie i bez skazy, a odbijało tylko malutki skrawek leżącej pod nią materii. Karty do tarota – oczywiście stare i mocno sfatygowane – wystawione były w zamkniętej gablocie. Przy bliższym oglądzie stwierdził, że są ręcznie malowane. Na półkach znajdowało się mnóstwo eksponatów, między innymi przedmioty związane z kultem wudu i telekinezą. Stała tam również świeca w kształcie szczupłej kobiety, która wznosiła ramiona ku niebu.
Na stole z wyrzeźbionymi pentagramami leżała ouija. 2 Wzdłuż jednej ściany zgromadzono przeróżne maski – ceramiczne, drewniane, a nawet z papier mache. Były też różdżki i wahadełka. W przeszklonej szafce stały piramidy różnej wielkości, a obok indiańska grzechotka, niezwykle delikatna i bardzo wysłużona, a także działające uspokajająco sznury koralików z gagatu i ametystu, które ludzie, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie, przesuwają w palcach.
– Spodziewałeś się więcej? – zapytała A.J.
– Nie. – Wziął szklaną kule w dłonie.
– Kolekcjonerstwo to hobby Clarissy.
– Nie używa tych magicznych akcesoriów?
– Jedynie w ramach hobby. To zaczęło się dawno temu. Jedna z jej przyjaciółek kupiła te karty do tarota w londyńskim antykwariacie i ofiarowała je Clarissie. Taki był początek kolekcji.
– Nie aprobujesz tego?
A.J. wzruszyła ramionami.
– Nie aprobowałabym, gdyby traktowała to poważnie.
– Nigdy sama nie próbowałaś? – wskazał na tabliczkę ouija.
– Nie.
Kłamie. Co z tego, że nie miał na to żadnych dowodów? Po prostu był pewien.
– Nie wierzysz w białą i czarną magię?
– Wierzę w Clarissę.
– Nigdy cię nie kusiło, żeby wypatrzyła w kuli twoją przyszłość? Albo przyszłość świata?
– Clarissa nie potrzebuje kuli i nie przepowiada przyszłości.
Popatrzył na przezroczyste szkło.
– To dziwne, myślałem, że skoro umie robić jedno, potrafi również i to.
– Nie powiedziałam, że nie potrafi, tylko że tego nie robi.
– Dlaczego?
– Clarissa wierzy w przeznaczenie, uważa też, że można w nie ingerować, ale za żadne skarby nie zgadza się przepowiadać przyszłości.
– Ale mówisz, że mogłaby.
– Tak, ale nie robi tego. To jest jej wybór. Traktuje swój dar odpowiedzialnie. Prędzej wyparłaby go ze swojego życia, niż nadużyłaby go czy niewłaściwie wykorzystywała.
– Wyparła? – Odłożył kulę. – Chcesz powiedzieć, że ona… że osoba, która została obdarzona zdolnościami parapsychologicznymi, może na własne życzenie je stłumić? Zablokować energię? Wyłączyć ją?
– W dużej mierze tak. Taka osoba funkcjonuje na zasadzie zbiornika, a zarazem przekaźnika. To, ile przyjmie, a potem przekaże, zależy tylko od niej.
– Dużo o tym wiesz.
Jest szybki i ostry, przypomniała sobie.
– Dużo wiem o Clarissie. Gdy będziecie robić ten program, też poznasz sporo z tego, co cię interesuje.
Popatrzył na nią uważnie, po czym wyjął z jej ręki kieliszek i wypił trochę. Wino było ciepłe i zdawało się mocniejsze.
– Odnoszę wrażenie, że nie czujesz się dobrze w tym pokoju. A może nie czujesz się dobrze w moim towarzystwie?
– Zdaje się, że twoja intuicja szwankuje. Jeśli chcesz, Clarissa może zaaplikować ci parę ćwiczeń na jej wyostrzenie.
– Masz wilgotne dłonie. – Wziął jej rękę i przesunął palce na nadgarstek. – Masz też przyspieszony puls. Żeby się o tym przekonać, nie potrzeba intuicji.
Za wszelką cenę musiała się opanować.
Popatrzyła na niego z rozbawieniem, w jej mniemaniu całkiem naturalnym i niewymuszonym.
– To raczej sprawa pieczeni rzymskiej.
– Kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz, zareagowałaś na mnie bardzo silnie i bardzo dziwnie.
Nie musi jej tego przypominać. Przez niego miała bardzo niespokojną noc.
– Wytłumaczyłam…
– Nie kupiłem tego – przerwał jej. – I teraz też nie kupuję. Coś jednak musi w tym być.
Nauczyła się bronić swoich pozycji. Musiała. Uczyniła więc ostatnią próbę. Odebrała kieliszek i wysączyła go do dna. To był błąd, ponieważ do smaku wina dołączył smak Dawida.
– Nie zapominaj, że nie jestem w twoim typie – powiedziała.
Również ta taktyka okazała się błędna.
– Nie, nie jesteś. – Objął ją za szyję, a następnie wsunął palce w jej włosy. – Ale jakie to ma znaczenie.
Kiedy pochylił się nad nią, mogła wyrwać się i uciec albo demonstracyjnie okazać absolutny brak zainteresowania. Wybrała to drugie. I to był jeszcze jeden błąd.
Umiał uwodzić kobiety. Gdy zniżył wargi do jej ust i lekko ich dotknął, nie przestając pieścić szyi i włosów, A.J. ścisnęła kieliszek, ale nie ruszyła się z miejsca. On zaś koniuszkiem języka muskał jej wargi.
Gdy przymknęła oczy, gdy ciało zaczęło się poddawać, powędrował ustami po jej podbródku. Żadne z nich nie zwróciło uwagi, że kieliszek wysunął się z jej ręki i wylądował na dywanie.
Gdy ponownie przywarł do jej ust, były rozchylone i spragnione, lecz on nadal działał powoli, ogarnięty nagłą obawą. Spodziewał się oziębłej modliszki, a okazało się, że ma do czynienia z namiętną kobietą, której uległość mogła być niebezpieczna. Potrzebował czasu, żeby to wszystko ogarnąć myślą.
Kiedy się cofnął, oboje byli podekscytowani.
– Może to nie była aż tak dziwna reakcja, Auroro – szepnął. – Ani twoja, ani moja.
Jej ciało zarazem płonęło, było lodowate i bardzo słabe, a w głowie czuła zamęt. Mobilizując resztki energii, wyprostowała się.
– Jeżeli mamy dojść do porozumienia i razem pracować…
– Jak najbardziej.
– Nie przerywaj… Chciałabym, żebyś mnie dobrze zrozumiał. Nie puszczam się z facetami na lewo i na prawo, a tym bardziej z kontrahentami.
– Masz więc ograniczone pole działania… czyż nie tak?
– Nie twoja sprawa – warknęła. – Bywasz wścibski, ale wiedz jedno: nie mieszam życia prywatnego z zawodowym.
– Karkołomny wyczyn jak na to miasto, ale godny podziwu. Zresztą… – Nie mógł się powstrzymać i musnął kosmyk jej włosów. – Nie prosiłem cię, żebyś ze mną spała.
– Mimo wszystko uprzedzam, gdy najdzie cię taka ochota, nie czuj się zdeprecjonowany, gdy zostaniesz odprawiony z kwitkiem. A z całą pewnością zostaniesz.
– Zdeprecjonowany? – Znów wyciągnął rękę i dotknął jej policzka.
Jaka była? Atrakcyjna? Z całą pewnością. Nie piękna, ale na swój sposób efektowna. Jednak zbyt asertywna i stanowcza, a może raczej uparta. No i ten chłód… Ot, baba chłop.
Więc dlaczego wyobraża ją sobie nagą i owiniętą wokół niego?
– Jak nazwać to, co jest między nami?
– Animozją – odparła natychmiast. – Potężną animozją.
Uśmiechnął się szeroko, oczarowując ją bez reszty. Najchętniej by go za to zamordowała.
– Zapewne… ale skąd wzięło się tak silne, choć jak twierdzisz negatywne uczucie, skoro ledwo się poznaliśmy? Przecież aż iskrzy od tej animozji. Przed chwilą widziałem cię ze mną w łóżku. Możesz mi wierzyć albo nie, ale nie kocham się z każdą napotkaną kobietą. A z tobą chciałbym.
Znowu spociły się jej dłonie.
– Czuję się zaszczycona – sarknęła z jawną ironią. – Wprost nie ogarniam mego szczęścia.
– Daj spokój. Mówię, jak jest, bo uważam, że będzie nam się lepiej pracować, gdy będziemy się wzajemnie rozumieć.
– Masz rację. Zapamiętaj więc dobrze, że reprezentuję interesy Clarissy DeBasse. Gdybyś próbował jej zaszkodzić, czy to prywatnie, czy zawodowo, zrównam cię z ziemią. Stracisz pozycję, wypadniesz z branży, nagle okaże się, że nie masz żadnych przyjaciół i znajomych. – Oboje wiedzieli, że nie były to czcze pogróżki. A.J. cieszyła się opinią jednej z najbardziej wpływowych osób w środowisku, powszechnie też było wiadomo, że niezwykle ostro, a nawet bezwzględnie reagowała, gdy ktoś próbował ją oszukać lub zachował się wobec niej nie fair.
– Nie zamierzam szkodzić Clarissie – powiedział zgodnie z prawdą.
– To dobrze… W takim razie nic nie powinno zakłócić naszej współpracy.
– Czas pokaże.
2
Ouija – plansza z alfabetem i różnymi symbolami oraz przesuwaną deseczką, służąca do odczytywania znaków i poleceń duchów podczas seansów spirytystycznych. (Przyp. tłum.).