Читать книгу Niezwykły dar - Нора Робертс - Страница 4

ROZDZIAŁ TRZECI

Оглавление

Prace ruszyły pełną parą.

Pomysł Dawida, by wywiad z Clarissą DeBasse odbył się u niej, spotkał się z kategorycznym sprzeciwem A.J. Fields. Pani DeBasse ma prawo do prywatności, orzekła. Koniec, kropka. Chcąc nie chcąc, Dawid musiał odtworzyć w studiu przytulną i swojską atmosferę wiejskiej rezydencji Clarissy.

Wywiad miał prowadzić Alex Marshall, weteran dziennikarstwa. Dawidowi zależało, by program poświęcony parapsychologii wypadł możliwie wiarygodnie, i Marshall dzięki swej reputacji nadawał się do tego idealnie.

Teraz czekali tylko na Clarissę. Spóźniała się, co prawda niewiele, ale Dawid i tak pognał do telefonu, żeby zasięgnąć języka i dać nauczkę agentce. Wypadając ze studia, natknął się na pędzącą korytarzem Clarissę.

– Och, Dawidzie, tak mi przykro.

Zatrzymała się i wyciągnęła do niego ręce. Pomyślał, że dzisiaj w niczym nie przypomina dobrodusznej ciotki. Ściągnięte do tyłu włosy przydawały jej ekstrawagancji i odejmowały lat. Srebrny naszyjnik z ametystem zdobił szyję, zręcznie zrobiony makijaż, a także głęboki, intensywny błękit ubrania podkreślały niebieską barwę jej oczu. To nie była ta sama kobieta, u której jadł pieczeń rzymską.

– Clarisso, wygląda pani cudownie!

– Dziękuję. Ledwo zdążyłam się przygotować. Pomyliłam dni i właśnie pełłam petunie, kiedy przyjechała po mnie Aurora.

– Ona tutaj jest?

– Parkuje samochód. – Clarissa popatrzyła za siebie i westchnęła. – Wiem, że jestem dla niej utrapieniem, i to nie od dziś.

– Chyba ona nie odbiera tego w ten sposób.

– To prawda. Aurora jest tak wspaniałomyślna!

Swoją opinię zachował dla siebie.

– Czy jest pani gotowa, czy może najpierw wolałaby pani wypić filiżankę kawy albo herbaty?

– Nie, nie. Kiedy pracuję, unikam wszelkich używek. Zaciemniają umysł. – Dłużej zatrzymała na nim wzrok. – Wydajesz się trochę niespokojny, Dawidzie.

Powiedziała to w chwili, gdy obejrzał się za siebie i zobaczył nadchodzącą A.J.

– Na planie zawsze jestem zdenerwowany. – Jak to się stało, że wcześniej nie zauważył jej chodu? Tak szybkiego, płynnego.

– Nie, to nie dlatego – skomentowała Clarissa, poklepując go po ręku. – O, jest i Aurora. Możemy zaczynać?

– Dzień dobry, Dawidzie. Mam nadzieję, że nie zakłóciłyśmy twojego harmonogramu – powiedziała A.J.

– Ani trochę. Wejdźcie, proszę. – Otworzył drzwi. – Clarisso, proszę pozwolić, że przedstawię pani naszego reżysera, Sama Cauldwella. Sam, oto Clarissa DeBasse.

– Bardzo mi miło, pani DeBasse. Przeczytałem pani książki, żeby nam się lepiej współpracowało.

– Cieszę się. Mam nadzieję, że się panu podobały.

– Nie wiem, czy „podobały” to właściwe określenie. Ale z pewnością dały mi do myślenia.

Następnie przedstawiono Clarissie Aleksa Marshalla. Weteran dziennikarstwa telewizyjnego i powszechnie szanowany prezenter był wysokim, szczupłym i dystyngowanym mężczyzną. Lekko szpakowate włosy ładnie kontrastowały z mocną opalenizną.

– Dobry wybór – skomentowała na boku A.J.

– Twarz, której ufa Ameryka – dodał Dawid.

– O to chodzi. Nie wyobrażam sobie, żeby mógł palnąć jakieś głupstwo i ośmieszyć Clarissę.

– Dlatego go zatrudniłem. Dzwoniłem do ciebie w tym tygodniu.

– Tak, wiem. – A.J. dostrzegła, że Clarissa śmieje się z czegoś, co powiedział Alex. – Czyżby moja asystentka nie oddzwoniła do ciebie?

– Nie chciałem rozmawiać z asystentką, ale z tobą.

– Och, byłam bardzo zajęta. Świetnie odtworzyłeś salon Clarissy.

– Nie zmieniaj tematu. Unikasz mnie, A.J.

– Jakiś ty domyślny.

– I tak ci się nie uda. – Przejechał palcem wzdłuż poły jej żakietu i po broszce w kształcie półksiężyca.

Przygotowała się na tę chwilę. Tymczasem wcale nie poszło tak łatwo, jak sądziła.

– Jak widzę, nie należysz do mężczyzn, którzy dobrze przyjmują odmowę.

– A ty nie należysz do kobiet, które potrafią udawać brak zainteresowania.

– Niczego nie udaję. – Popatrzyła mu prosto w oczy. – Nie jestem zainteresowana.

Zaczęło się pierwsze ujęcie. Clarissa i Alex siedzieli na sofie. Rozmawiali o jasnowidztwie, o przewidywaniu zdarzeń, wreszcie o astronomii, którą interesowała się Clarissa. Miała talent do udzielania prostych, zrozumiałych odpowiedzi na długie, złożone zdania, dlatego tak chętnie zapraszano ją na spotkania autorskie. Była nie tylko wybitną specjalistką, ale i świetną popularyzatorką parapsychologii.

Filmowali, robili powtórki, zmieniali ujęcia. Mijały godziny, ale A.J. była zadowolona. Najważniejsza jest jakość.

Teraz Clarissa mówiła o roli kart w testach na percepcję pozazmysłową i na telepatię, o swoim udziale w pracach badawczych w tej dziedzinie prowadzonych przez czołowe placówki naukowe w Stanach i w Anglii. Wyjaśniała trudne sprawy w sposób klarowny i przystępny. Następnie Alex Marshall poprosił ją o zademonstrowanie umiejętności odgadywania kart i czytania z nich. Gdy sięgnął po nietkniętą, zapieczętowaną talię, Clarissa zażartowała, że nigdy nie była dobra w pokera ani brydża.

Ze środka talii Alex wyciągnął jedną kartę.

– Czy może pani powiedzieć, jaka to karta?

– Nie. – Uśmiechnęła się, gdy reżyser zaczął dawać znak, by przestano nagrywać. – Najpierw musi pan spojrzeć na nią, pomyśleć o niej i utrwalić w swej świadomości jej wygląd – powiedziała spokojnie.

Po krótkiej chwili Alex kiwnął głową na znak, że wykonał jej polecenie.

– Obawiam się, że nie dość mocno pan się skoncentrował, mogę jedynie powiedzieć, że to czarna karta. O, teraz jest lepiej… – Uśmiechnęła się promiennie do Aleksa. – Dziewiątka trefl.

Zanim Alex odwrócił kartę, którą była dziewiątka trefl, kamera uchwyciła jego zdumioną twarz. Clarissa bezbłędnie odgadła kolejną kartę, ale przy trzeciej skrzywiła się i zatrzymała.

– Próbuje mnie pan zmylić, myśląc o innej karcie niż ta, którą pan trzyma. To zaciemnia obraz, ale dziesiątka pik wyraźnie się wybija.

– Fascynujące – mruknął z podziwem Alex, pokazując dziesiątkę pik. – Naprawdę fascynujące!

– Obawiam się, że to, co robimy, raczej przypomina grę salonową – sprowadziła go na ziemię Clarissa.

– Chce pani powiedzieć, że to tylko trik?

– Osobiście nie stosuję trików, ale zapewniam pana, że dobry magik może zrobić to samo, oczywiście w inny sposób.

– Zaczęła pani swoją karierę od czytania z ręki. – Alex odłożył karty. Nie był już taki pewny siebie.

– To było dawno temu. Cóż, każdy może czytać z ręki, interpretować linie życia, serca, majątku. Dobry podręcznik powie panu, czego szukać i jak to znaleźć. Natomiast osoba specjalnie wyczulona nie tyle czyta z ręki, co odbiera i wchłania odczucia.

Zachwycony, ale wcale nie przekonany Alex wyciągnął dłoń.

– Nie bardzo wiem, w jaki sposób, patrząc na moją rękę, może pani wchłaniać odczucia.

– Przekazuje pan swoje nadzieje, smutki, radości, wszelkie emocje i uczucia. Patrząc na pana rękę, już na pierwszy rzut oka mogę powiedzieć, że ma pan łatwość komunikowania się, a także solidną bazę finansową, tylko że w pana wypadku takie informacje nikogo nie zaskoczą. Jeśli jednak pan pozwoli… – Ujęła jego dłoń. – Mogę jeszcze powiedzieć, że… – Spojrzała na niego ze zdumieniem. – Och.

– Czy już mam się denerwować? – zapytał półżartem.

– Och, nie. – Uśmiechnęła się lekko. – Nie, ani trochę. Ma pan bardzo silne wibracje, Aleksie.

– Dziękuję. Nic dziwnego.

– Od mniej więcej piętnastu lat jest pan wdowcem. Był pan bardzo dobrym mężem. – Całkiem się odprężyła. – Jest pan też dobrym ojcem. Ma pan dwoje dzieci.

– Miło mi to słyszeć, ale to żadna nowina – stwierdził z delikatną ironią.

– Pana dzieci… – Clarissa zdawała się nie słyszeć jego komentarza. – Pana dzieci już się ustabilizowały. Nigdy nie miał pan z nimi poważnych problemów, choć przez jakiś czas trochę ścieraliście się z synem, który dość długo szukał swego miejsca w życiu.

Już się nie uśmiechał, tylko wpatrywał się w nią tak intensywnie, jak ona w niego.

– To prawda.

– Jest pan perfekcjonistą, nie tylko w pracy, ale i w życiu prywatnym, przez co pańskiemu synowi nie zawsze było łatwo. Nie mógł sprostać pańskim oczekiwaniom. Kiedy jednak sam został ojcem, bardzo zbliżyliście się do siebie. Cieszy się pan na myśl o wnukach. Jednocześnie częściej myśli pan o przyszłości… o nieuchronnym końcu własnego życia. Zastanawiam się, czy dobrze pan robi, myśląc o wycofaniu się z zawodu. Jest pan w kwiecie wieku i u szczytu kariery, żyje pan na wysokich obrotach, ma napięte terminy. Gdyby się pan teraz… – zatrzymała się. – Przepraszam. Gdy coś mnie zainteresuje, lubię tak sobie powędrować. I zawsze się boję, czy nie za bardzo się spoufalam.

– Ani trochę – Zamknął dłoń. – Pani DeBasse, jest pani niezwykła.

– Cięcie! – zawołał Sam Cauldwell. – Za pół godziny chcę mieć playback. Dzięki, Aleksie. Wspaniały początek, pani DeBasse… – Podałby jej rękę, gdyby nie lekka obawa przed wysłaniem złych wibracji. – Była pani rewelacyjna. Nie mogę się doczekać dalszego ciągu.

Jak spod ziemi u jej boku wyrosła A.J. Wiedziała, co teraz nastąpi, bo tak działo się zawsze. Jedni zaczną zamęczać Clarissę „czymś zabawnym, co im się przydarzyło”, inni będą ją prosić, żeby powróżyła im z ręki, niektórzy zaczną podkpiwać, jeszcze inni zaleją ją potokiem pytań.

– Zaraz odwiozę cię do domu – stanowczo stwierdziła A.J.

– No wiesz, przecież już to uzgodniłyśmy. – Clarissa rozglądała się bezradnie za swoją torebką. – Nie będziesz mnie odwozić i zaraz potem wracać. Wezmę taksówkę.

– Mamy dla pani kierowcę – poinformował pospiesznie Dawid, uprzedzając ewentualny sprzeciw A.J. – Nie ma mowy, żeby pani wracała taksówką.

– To bardzo uprzejmie z waszej strony.

– I zupełnie niepotrzebne – sarknęła A.J.

– A może jednak – odezwał się Alex, który zręcznie przedarł się do nich i wziął Clarissę za rękę. – Mam nadzieję, że pani DeBasse pozwoli, bym odwiózł ją do domu… oczywiście po kolacji, na którą serdecznie panią zapraszam.

– Och, wspaniale – zapaliła się Clarissa, nie dopuszczając A.J. do głosu. – Mam nadzieję, że nie sprawiam panu kłopotu.

– Ale skąd, będę zachwycony.

– Jest pan bardzo miły. Dziękuję, kochanie, za dotrzymanie mi towarzystwa. – Pocałowała A.J. w policzek. – Jak zawsze dodałaś mi otuchy. Dobranoc, Dawidzie.

– Dobranoc, Clarisso, cześć, Alex. – A gdy się oddalili, dodał, nim zdążył pomyśleć: – Jaka ładna z nich para.

– Idiota – żachnęła się A.J.

Zatrzymał ją dopiero blisko drzwi studia.

– Co cię ugryzło?

Gdyby zapytał o to samo z uśmiechem, może by się opanowała.

– Chcę przejrzeć ostatnie piętnaście minut nagrania, Brady, i jeśli mi się nie spodoba, usuniesz to.

– Nie przypominam sobie, żeby w kontrakcie była mowa o twoich prawach autorskich, A.J.

– Nie ma tam też nic o tym, że Clarissa będzie czytać z ręki.

– Zgoda. Alex wymyślił to na poczekaniu i wypadło bardzo dobrze. O co ci chodzi?

– Do diabła, byłeś przy tym i wszystko widziałeś. – Szukając ujścia dla złości, omal nie staranowała drzwi.

– Byłem – zgodził się Dawid, próbując ją zatrzymać. – Ale widocznie nie widziałem tego co ty.

– Coś ukryła. Poczuła coś, gdy tylko wzięła jego rękę. Kiedy obejrzysz taśmę, zobaczysz, że przez jakieś pięć, dziesięć sekund nic nie mówi, tylko patrzy oniemiała.

– Jeśli tak jest, to tylko się cieszyć. Taka chwila doda tajemniczości, więc efekt będzie lepszy. Większa skuteczność…

– Wypchaj się ze swoją skutecznością! – Odwróciła się tak szybko, że omal nie wbiła go w mur. – Nie życzę sobie widzieć jej w takiej roli. Jest człowiekiem, osobowością, a nie jakimś sprzętem!

– W porządku. Przestań. Już wystarczy! – Złapał ją znowu, gdy wypadała wyjściowymi drzwiami. – Kiedy Clarissa stąd wychodziła, czuła się dobrze i była w świetnym humorze.

– Nie podoba mi się to wszystko. – A.J. zbiegła jak burza po schodach na parking. – Te parszywe karty! Rzygać mi się chce, gdy widzę, jak sprawdza się ją w taki sposób.

– A.J., dla renomowanych instytucji w całym kraju Clarissa robiła poważniejsze testy z kartami.

– Wiem. I jestem wściekła, że nieustannie musi coś udowadniać. I jeszcze to czytanie z ręki! Musiała coś dostrzec, co ją zaniepokoiło, a ja nawet nie mogę z nią o tym porozmawiać, bo zginęła z tym wielkim, złotoustym reporterem.

– Z Aleksem? – Nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. – Boże, jesteś niesamowita.

Zwolniła kroku, zmrużyła oczy i pobladła z wściekłości.

– Więc to cię śmieszy, tak? Ufna, naiwna kobieta odjeżdża z obcym facetem, a ty się śmiejesz? Jeżeli coś jej się stanie…

Dawid wzniósł oczy do nieba.

– Na Boga, A.J., Alex nie jest zboczeńcem, tylko powszechnie szanowanym przedstawicielem mass mediów. A Clarissa jest dorosła i wie, co robi, kiedy umawia się na randkę.

– To nie jest randka.

– Wyglądało, że jest.

A.J. zmełła w ustach przekleństwo, po czym zakręciła się na pięcie i pomaszerowała w stronę swojego samochodu.

– Daj spokój, zaczekaj. – Złapał ją za ramiona i uwięził między sobą a zaparkowanym autem. – Nie wyobrażaj sobie, że będę cię gonił po całym Los Angeles!

– Wystarczy, że wrócisz do studia i uważnie przyjrzysz się temu ujęciu.

– Nie słucham niczyich rozkazów, a już na pewno nie paranoicznej agentki. Skończmy wreszcie z tym. Nie wiem, co cię ugryzło, A.J., ale nie wierzę, że możesz być zdenerwowana tylko dlatego, że twoja klientka dała się zaprosić na kolację.

– Ona nie jest zwykłą klientką! – wrzasnęła A.J. – Jest moją matką.

Po tym oświadczeniu zapadła cisza.

Dawid najpierw osłupiał, a potem zdumiał się, że wcześniej się tego nie domyślił. Ten sam kształt twarzy, te same oczy…

– Niech to diabli…

– Właśnie, niech to diabli – mruknęła. – Tylko uważaj, to nie jest do publicznej wiadomości. Zrozumiałeś?

– Ale dlaczego?

– Dlatego – warknęła.

– W porządku. – Była to ich prywatna sprawa i nie miał tu nic do gadania. – Nie puszczę pary z ust. Cóż, wreszcie rozumiem, dlaczego tak bardzo się w to angażujesz, choć nadal uważam, że za daleko posuwasz swoją troskę.

– Uważaj sobie, co chcesz. – Zaczęło jej dudnić w głowie. – A teraz muszę już jechać.

– Nie. – Zablokował jej drogę. – Można by pomyśleć, że ingerujesz w życie matki, bo nie masz własnego.

Pociemniały jej oczy, pobladła twarz.

– Nie twój interes, Brady – syknęła.

– Nie, ale…

– Ale za wiele sobie pozwalasz. Łączą nas tylko sprawy zawodowe. Jeśli jeszcze raz spróbujesz przekroczyć granice mojej prywatności, gorzko tego pożałujesz. Nie wybaczam wścibstwa i bezczelności.

Ale jędza! – pomyślał ze złością. Nienawidził, gdy ktoś mu groził. W takich chwilach rodziła się w nim agresja.

– Co, dasz mi prztyczka w nos, maleńka? – zadrwił, i zaraz tego pożałował. To było głupie, nie w jego stylu.

Ale stało się.

A.J. spojrzała na niego ze spokojną wyższością.

– Zachowujesz się jak smarkacz, Brady.

– Masz rację. Przepraszam. Ale gdy mi ktoś grozi, dostaję małpiego rozumu. Pewnie znasz to uczucie. Gdybyś była facetem…

– To już dawno leżałbyś z rozbitym łbem – syknęła, i nagle uśmiechnęła się. – Co za miła rozmowa, nie uważasz?

Też się uśmiechnął. Ale to niczego nie zmieniło. Nadal byli wrogami.

– A.J., zrozum, wcale nie zamierzam wtrącać się w twoje życie prywatne, dopóki jednak realizuję ten projekt, interesuję się Clarissą. Zostaw jej trochę swobody, nie zachowuj się jak kokoszka.

Ponieważ zabrzmiało to rozsądnie, A.J. ostro się zaperzyła.

– Nic nie rozumiesz.

– Więc mi wytłumacz.

– A jeśli podczas kolacji Alex Marshall wymusi na niej wywiad?

– A może po prostu zależy mu na miłym wieczorze z interesującą, atrakcyjną kobietą? Powinnaś bardziej ufać Clarissie.

– Nie chcę, żeby ją skrzywdzono.

Miał mnóstwo mądrych i rozsądnych argumentów na poparcie swojego zdania, ale wiedział, że w takiej atmosferze nic nie wskóra.

– Przejedźmy się.

– Co?

– Przejedźmy się. Ty i ja. – Uśmiechnął się do niej. – Tak się składa, że opierasz się o mój samochód.

– Och, przepraszam… Muszę wracać do biura.

– Praca może poczekać do jutra. – Otworzył auto. – Moglibyśmy pojechać wzdłuż plaży.

Bez dwóch zdań miała ku temu słuszny powód, ale za bardzo się uniosła. Dobrze jej zrobi niewinna rozrywka, pęd powietrza, poczucie swobody. Oczywiście nie powinna tego robić z Dawidem, ale z braku laku…

– Podniesiesz dach?

– Oczywiście.

Podziałało – jazda, powietrze, zapach morza, głośno nastawione radio. Nie odzywał się do niej, nie próbował wciągnąć w rozmowę. A.J. zrobiła coś, na co rzadko pozwalała sobie w towarzystwie innych ludzi. Zrelaksowała się.

Kiedy ostatnio, nie licząc się z czasem i bez żadnego celu, jechała wzdłuż wybrzeża? Och, bardzo dawno… albo nigdy. Zamknęła oczy, zapomniała o wszystkim i cieszyła się chwilą.

Kim ona naprawdę jest? – zastanawiał się Dawid. Twardą negocjatorką, zimną egocentryczką czy też opiekuńczą, oddaną córką?

Znał się na ludziach. Bez tego mógłby co najwyżej kręcić amatorskie filmy na użytek domowy. Kiedy ją pocałował, nie stwierdził, żeby była twardą, pewną siebie kobietą, jak tego oczekiwał. Raczej nerwową i uległą, niezbyt pewną siebie… A przecież kreowała się na kogoś całkiem innego. Ciekawe dlaczego?

Słyszał o niej to i owo. Kanciarze i wydrwigrosze, jakich pełno w tej branży, omijali ją szerokim łukiem, natomiast ludzie z poważną pozycją lub stojący u progu prawdziwej kariery zabiegali, by stać się klientami jej agencji. Twarda, profesjonalna, nadzwyczaj bystra, bezwzględnie uczciwa i absolutnie lojalna. Taki monolit. Bywała niebezpieczna, gdy ktoś złamał zasady, przekroczył dopuszczalne granice. Modelowa postać, jakby wykuta z jednej bryły. Postrzegano ją tylko przez pracę, nic nie mówiono o jej życiu prywatnym. W środowisku, gdzie rozwód gonił rozwód, a zdrada zdradę, i gdzie brak plotek na czyjś temat świadczył o śmierci zawodowej, jawiła się jak ktoś nie z tej planety.

A przecież nie była ufoludkiem czy robotem. Była żywą, czującą kobietą, lecz z jakiegoś powodu ukryła się pod pancerzem profesjonalizmu i nie ukazywała swej prawdziwej twarzy światu.

– Głodna?

Rozmarzona A.J. otworzyła oczy i spojrzała na niego. Że też wcześniej tego nie zauważył. To były oczy Clarissy, taki sam kształt, kolor i niezwykły wyraz… przepastna, tajemnicza głębia. A może po matce odziedziczyła również niezwykły paranormalny dar? Szybko oddalił tę myśl.

– Przepraszam – powiedziała półgłosem. – Co mówiłeś? Zamyśliłam się.

– Pytałem, czy nie jesteś głodna.

– Och, tak. Daleko odjechaliśmy?

– Jakieś trzydzieści kilometrów. – Zjechał na pobocze i wskazał na restaurację oraz stoisko z hamburgerami. – Wybieraj.

– Wezmę burgera.

– Uwielbiam tanie randki.

A.J. parsknęła.

– To nie jest żadna randka.

– Jak nie randka, to płacisz za siebie – burknął, niby to obrażony.

Roześmiała się beztrosko, zaraźliwie i bardzo kobieco. Nigdy jej takiej nie widział. Mój Boże, pomyślał, jak niewiele trzeba, by spłynęło z niej to całe napięcie. Niewinna przejażdżka, jakiś żarcik…

Niezwykły dar

Подняться наверх