Читать книгу Hashtag# - Norbert Góra - Страница 5

2

Оглавление

Nick Sharesmayer przekroczył próg wynajmowanego mieszkania, którego stał się właścicielem kilka dni temu. Bez żadnych skrupułów zamordował człowieka, stale domagającego się opłacenia czynszu. Nick miał dwadzieścia pięć lat i nie pracował, więc skąd miał, do cholery, wziąć pieniądze na wynajem? Siwowłosy właściciel mieszkania, gdzie przebywał Sharesmayer, stale dręczył go niezapowiedzianymi wizytami i telefonami, a Nick zbywał staruszka, wykręcając się nieplanowanymi wyjazdami. Kilka dni temu, przed wizytą starca, dobrze naostrzył nóż kuchenny. Gdy tylko Edward Brockson – właściciel mieszkania – wszedł do jego pokoju, bez żadnego powiadomienia, nawet jeśli drzwi były zamknięte na klucz, Nick zaprosił go nieokreślonym gestem do środka, twierdząc, że zdobył pieniądze na zapłacenie czynszu i musi po nie pójść tylko do kuchni. Staruszek ucieszył się i rozsiadł na jednoosobowym fotelu, obitym białą, sztuczną skórą. Nick wtedy opuścił pokój – o ścianach, przypominających bezkresny las o wakacyjnej porze – kierując się do kuchni, gdzie miał już przygotowany nóż.

Wrócił do pomieszczenia, w którym znajdował się Brockson, a następnie rzucił się na starszego mężczyznę i podciął mu gardło. Staruszek próbował się bronić i odpychać Sharesmayera, ale był on o wiele za silny dla człowieka w jego wieku. Skąpany w kałuży własnej krwi, ubrany w jasną, dżinsową kurtkę i sztruksowe spodnie o kolorze piasków Sahary, leżał na ziemi, patrząc w sufit niebieskoszarymi oczyma, które coraz bardziej traciły wyrazistość spojrzenia i stawały się jedynie pustką kartą.

– Nareszcie przestaniesz zawracać mi głowę, ty stary pasożycie społeczny! – wrzeszczał w jego stronę Nick, nie mogąc już dłużej powstrzymywać swoich emocji na wodzy. Umył wtedy nóż i położył narzędzie zbrodni w białej umywalce. Ciało zostawił na ziemi, w kałuży krwi. Pod osłoną nocy wyprowadził zmarłego Brocksona z mieszkania i zakopał na obrzeżach lasu Harrier Marsh, należącego jeszcze do administracyjnych granic Ogden.

Nie musiał się bać. Mieszkał zaledwie kilka kroków od lasu, a w tej okolicy ludzie chodzili spać wcześnie i nie zawracali sobie głowy czyimiś sprawami, a co dopiero bestialskimi morderstwami.

Dla pewności zasypał grób Brocksona workiem wapnia, aby zabić uporczywy smród rozkładającego się ciała. Teraz siedział w mieszkaniu, na tym samym skórzanym fotelu, na którym wylegiwał się starzec, oczekując na zapłatę za wynajem. Na zewnątrz już zmierzchało, więc Nick zmuszony był zapalić świeczkę, po czym ustawił ją na mahoniowym stole w pokoju. Nie płacił za prąd, ogrzewanie, wodę i gaz. Co dziwniejsze, nikt nigdy nie nawiedził tego miejsca – nie chodziło tylko o zmarłego Brocksona, ale kogokolwiek z administracji, czy egzekutora prawa.


Nick mógł się domyślać dlaczego. Parterowa kamieniczka była zamieszkana głównie przez margines społeczeństwa – pijaczków, osoby z wykrzywioną psychiką, ale niegroźne i zdolne do samodzielnej egzystencji. Normalny człowiek nigdy nie odważyłby się zająć mieszkania w tak dziwacznym, strasznym miejscu, ale nie Sharesmayer. Miał ciszę i spokój. Tego właśnie potrzebował. Dodatkowo administracja nie chciała się poświęcać na rzecz ściągania długów od osób chorych psychicznie i bezrobotnych pijaczków. Zapewne państwo wolało podnieść podatki. Chory system. Podsunął fotel bliżej świeczki, która oświetlała słabym, żółtym promieniem pokój.

W ręku trzymał najnowsze wydanie Ogden News. Na pierwszej stronie tego szmatławca widział duże, czarne litery.

HASHTAG ZNOWU ZAATAKUJE? TAJEMNICZE SYMBOLE W MIEŚCIE ZWIASTUJĄ GROZĘ. MIESZKAŃCY PRZERAŻENI.

Roześmiał się z całych sił, nie mogąc się powstrzymać. Już od dłuższego czasu był nazywany w mieście Hashtagiem. Tajemniczy mężczyzna, który rysuje na murach dziwne, złowieszcze znaki, wykorzystując terminologię internautów, do czynienia zła. Następnie ktoś ginie. Scenariusz nigdy się nie zmienia. Sprawcy morderstw nie odnaleziono do dziś. Spekulowano o kilku grupach przestępczych, ale bestialstwo, jakie charakteryzowało opisywane przez media zbrodnie, było poza wszelkimi formami określeń. Ci idioci nic nie rozumieją, pomyślał Nick, wykrzywiając usta w złowieszczym, szatańskim uśmiechu, po czym odrzucił gazetę w kąt. Usłyszał jedynie cichy trzask papieru o ścianę i z ulgą westchnął.

– Ojcze. Jesteś tutaj? – zapytał, rozglądając się we wszystkie strony.

– Jestem, mój synu – odpowiedział mu ciężki, gardłowy głos, który dochodził, jakby z otchłani piekieł. Diabelski pomiot, Lucyfer w najczystszej postaci pozazdrościłby owej istocie tembru głosu. Nick nie mógł nigdzie zauważyć swojego ojca. Liczył na to, że może teraz się zobaczą, oko w oko, twarzą w twarz.

Z drugiej strony Sharesmayer uważał, iż lepiej będzie, jeśli pozostaną w kontakcie telepatycznym. Możliwość zobaczenia ojca, który nie żył już od kilku lat, byłaby dla Nicka zbyt wielkim szokiem.

Hashtag#

Подняться наверх