Читать книгу Podróż po Ameryce - Oriana Fallaci - Страница 11

Miły brunecik o imieniu Eddie

Оглавление

On nie, on tak nie sądzi. On, czyli Eddie Fisher, były mąż Elizabeth Taylor; spotykam go w NBC, gdzie poszłam podziękować przyjacielowi za to, że znalazł mi mieszkanie takie wygodne, takie przyjemne i takie tanie. W NBC przystępują właśnie do nagrywania najbardziej popularnego w Ameryce programu Tonight Show, nadawanego co wieczór o dziesiątej trzydzieści we wszystkich pięćdziesięciu stanach; mistrzem ceremonii jest gwiazdor, który nazywa się Johnny Carson. Johnny Carson przeprowadza co wieczór wywiad z aktorami, pisarzami, politykami, gangsterami, jednodniowymi celebrytami, ludźmi nieznanymi, a w zeszłym roku, z powodu ukazania się mojej książki po angielsku, przeprowadził wywiad także ze mną, co okazało się kompletną katastrofą. Nie spodobał mu się mój punkt widzenia na amerykańskie kobiety, których ulubionym pożywieniem jest, jak twierdzę, amerykański mężczyzna: pożerany przez swoją prawowitą żonę albo prawowitą matkę, które następnie z kości nieboszczyka wznoszą drapacze chmur. Jeszcze mniej spodobał mu się mój punkt widzenia na amerykańskich mężczyzn: bezbronnych baranków, jak twierdzę, którzy w oczekiwaniu, aż zostaną wydani na pożarcie swoim żonom i matkom, żyją w niewoli porównywalnej jedynie do niewoli muzułmanek okrytych od stóp do głowy burką.

– Moja droga, nie widzę, żebym miał na sobie jakąś burkę – rozzłościł się Johnny Carson.

– Pan tego nie widzi, ale ja widzę – odpowiedziałam. Wśród publiczności ktoś się roześmiał, ktoś inny zawołał:

– Świetnie ci w niej, Johnny.

I tak zostaliśmy nieprzyjaciółmi.

Przechodząc koło mnie za kulisami Tonight Show, gwiazdor mi się nie kłania i udaje, że nie widzi ręki, którą wyciągam na znak zawieszenia broni.

– Chyba jest wściekły – komentuje przystojny młody człowiek z dużą głową, całą w ciemnych lokach, elegancki, bardzo szczupły, niewiele wyższy ode mnie. Istotnie, mogę patrzeć mu w oczy, nie zadzierając głowy. Jego oczy są również czarne, smutne i zarazem żywe. Pośrodku jest nos, spory, odrobinę haczykowaty, jak u Żydów, dziwne, że go nie rozpoznaję, że myślę natomiast, jak bardzo przypomina postać z Le dernier des Justes (Ostatni ze Sprawiedliwych), powieści André Schwarza-Barta.

– Tak, jest wściekły – potwierdzam.

– Dlaczego?

Tłumaczę mu, uśmiecha się.

– Właśnie, tak o nas myślą inni: że jesteśmy słabymi mężczyznami, niczym bezbronne baranki. To niewiarygodne, jak łagodność może być często mylona ze słabością. Ktoś usiłuje być dobry, miły, na przykład wobec kobiety, którą kocha, usiłuje ją zrozumieć, usprawiedliwić, a ona pierwsza mówi: jesteś słaby, słaby. Wiem o tym, bo przydarzyło mi się coś podobnego. Chciałem, żeby o mnie mówiono: prawdziwy z niego dżentelmen, ale mówi się o mnie: słaby.

Młodzieniec jest sympatyczny; wszystko, włącznie z niskim, przytłumionym głosem, budzi czułość, szacunek.

– Jak pan powiedział, że się nazywa? – pytam go.

– Nie powiedziałem – mówi. – Nazywam się Eddie Fisher.

Rozmawiamy jeszcze przez jakiś czas, występuje w show jako ostatni, więc zdąży mi oznajmić, że jutro wieczorem śpiewa w Long Beach: może przyjdę go posłuchać? Zjemy razem kolację i porozmawiamy o moich punktach widzenia; jeśli chcę, przyśle po mnie po południu. Okej? Okej. Trzymam pod pachą egzemplarz „L’Europeo”, zabiera mi go.

– Co to jest?

– Tygodnik, dla którego pracuję.

Przerzuca kartki, w środku jest zdjęcie Elizabeth Taylor w kostiumie kąpielowym.

– Znam ją – uśmiecha się – ją trochę znam.

I nagle oczy giną mu w mnóstwie drobnych zmarszczek, szczęki się zaciskają, to już nie chłopak, lecz trzydziestosześcioletni mężczyzna, któremu złamano serce i nie można odkupić go w drugstorze. Chciałabym coś powiedzieć, na przykład, że nie zamierzałam poruszać tego tematu, nawet go nie rozpoznałam, ale reżyser woła:

– Eddie, twoja kolej.

– Okej, już idę. A więc do jutra – mówi. – Niech pani zostawi swój adres w Waldorf Astorii, poślę po panią po południu. – Potem wychodzi na scenę, znika.

Elizabeth Taylor wyleciała dziś rano z Burtonem do Los Angeles. Będę jednak musiała skierować jutro rozmowę na Elizabeth Taylor. Ale jak? Na jego miejscu posłałabym do diabła każdego, kto spróbowałby to zrobić.

Podróż po Ameryce

Подняться наверх