Читать книгу Podróż po Ameryce - Oriana Fallaci - Страница 9
Miejsce w piekle pięć na cztery
ОглавлениеKiedy przyjeżdżam do piekła, mieszkam zwykle w hotelu albo motelu. Tylko raz jeden, wiele lat temu, zdarzyło mi się dzielić dom z pewną dziewczyną z Greenwich Village, ale dziewczyna była Francuzką, Village jest w europejskim stylu, a zatem to się nie liczy. W prawdziwym mieszkaniu, amerykańskim mieszkaniu wyłącznie dla mnie, nigdy nie byłam; stąd ogarniająca mnie nerwowość, kiedy wchodzę, eskortowana przez Shirley i Duilia, pod numer dwieście dwadzieścia na Wschodniej Pięćdziesiątej Siódmej Ulicy. Nigdy nie widziałam podobnego mieszkania, nawet na zdjęciu: znalazł je dla mnie przyjaciel z NBC i wiem jedynie, że jego wynajęcie kosztuje dwieście pięćdziesiąt dolarów miesięcznie plus opłaty. Drobnostka, jeśli pomyślę, że jest położone w Upper East Side, to znaczy na wschód od Piątej Alei. Jak wiedzą to nawet dzieci, Piąta Aleja stanowi niewidzialny mur, który pod względem politycznym, światowym, ekonomicznym dzieli Nowy Jork na Upper East Side i Upper West Side tak, że podobnie jak istnieje Berlin Wschodni i Berlin Zachodni, istnieje wschodni i zachodni Nowy Jork. Podczas gdy jednak w Berlinie część wschodnia jest bardziej postępowa i biedna, a część zachodnia bardziej reakcyjna i bogata, w Nowym Jorku część zachodnia jest bardziej postępowa i biedna, a część wschodnia bardziej reakcyjna i bogata. Odnosi się to wszakże jedynie do terenów między Dziewięćdziesiątą a Czterdziestą Ulicą; poza nimi bowiem część wschodnia staje się (jak w Berlinie) bardziej postępowa i biedna, część zachodnia zaś bardziej reakcyjna i bogata. A teraz uwaga. Między Dziewięćdziesiątą a Czterdziestą nie można mieszkać, gdzie się chce, trzeba mieszkać w rejonie między Pięćdziesiątą a Siedemdziesiątą, najwyżej Osiemdziesiątą. Naturalnie nikt nikogo nie zmusza, aby mieszkał między Pięćdziesiątą a Siedemdziesiątą, to jest wolny kraj, demokratyczny, o zdrowych zasadach, lecz kto nie mieszka między Pięćdziesiątą a Siedemdziesiątą, ten uchodzi za nędzarza albo skąpca. Jeśli poza tym ten ktoś jest kobietą, mieszkanie między Pięćdziesiątą a Siedemdziesiątą przestaje być kwestią nędzy lub skąpstwa, a jest kwestią życia lub śmierci, ponieważ tylko między Pięćdziesiątą a Siedemdziesiątą są budynki pilnowane przez uzbrojonego portiera, który przepytuje i przeszukuje wszystkich wchodzących, by zapobiec najpopularniejszej dyscyplinie sportowej w Nowym Jorku: polega ona na dostaniu się do mieszkania kobiety i uduszeniu jej we śnie albo i kiedy się obudzi, kto wie dlaczego. Za taki przywilej bycia pilnowaną przez uzbrojonego portiera trzeba płacić, no właśnie, dwieście pięćdziesiąt dolarów miesięcznie: drobnostka, zgoda, ale jest to również suma, za którą spodziewałam się znaleźć mieszkanie duże, eleganckie, ze wszystkimi wygodami. Po czym otwieram drzwi i dowiaduję się, że moje mieszkanie to pokój pięć na cztery.
W głębi jest spore okno, pod oknem łóżko przerobione z dużego tapczanu, na prawo od łóżka komoda w stylu szwedzkim, po lewej stronie znajdują się półki na książki, przed nimi ogrodowy żelazny stolik pomalowany na biało, na stoliku telewizor, a obok dwa krzesła. Nic więcej. Drzwi skrywają szafę w ścianie: malutką. Inne drzwi prowadzą do łazienki: malutkiej. Jeszcze inne do kuchni: malutkiej. Szafa, łazienka, kuchnia mają razem nie więcej niż sześć metrów kwadratowych, z czego wynika, że życie przeciętnego amerykańskiego obywatela toczy się na dwudziestu sześciu metrach kwadratowych: tyle ma łazienka w moim wiejskim domu. Wybucham płaczem w ramionach Duilia i Shirley. Ale zaraz potem się otrząsam, przypominam sobie o Giovannim da Verrazzano i Amerigu Vespuccim, moich przodkach, i oświadczam stanowczo, że muszę wyprawić się w kosmos, wylądować na Księżycu, wyemigrować na inne planety, żeby zmieścić tam moje ubrania, moje książki, być może czynsze są tam niskie.