Читать книгу Rozmowy z niewierzącym - Papież Franciszek - Страница 4

LIST DRUGI
WIARA I ROZUM: PYTANIE NIEWIERZĄCEGO DO PAPIEŻA JEZUITY ZWANEGO FRANCISZKIEM

Оглавление

Papież Franciszek został wybrany na Stolicę Piotrową już kilka miesięcy temu, ale wciąż wywołuje każdego dnia jakiś skandal. Przez to, jak się ubiera, gdzie mieszka, co mówi czy przez to, jakie decyzje podejmuje. I owszem, są to skandale, ale wywołane papieską dobrotliwością, świeżością i innowacyjnością.

Z dziennikarzami rozmawia niewiele, właściwie nie rozmawia z nimi wcale, ponieważ „cyrk medialny” do niego nie pasuje. Stale natomiast podtrzymuje dialog ze zwykłymi ludźmi, przy czym rozmawia z grupami osób i z konkretnymi osobami. Papież słucha, odpowiada, pyta, dociera do najróżniejszych miejsc. W dłoniach ma zawsze jakiś tekst gotowy do przeczytania, lecz zaraz po tym, jak go użyje, wyrzuca go. Improwizuje bez najmniejszego wysiłku: czy to pod gołym niebem, w kościele, w domku rybaków czy na plaży w Copacabana, w sali audiencyjnej czy w papamobile, gdy pojazd łagodnie przeciska się przez tłum wiernych.

Jest dobry jak papież Jan XXIII, a zachwyca jak papież Wojtyła. Mimo że wzrósł pośród jezuitów, to zdecydował się na przyjęcie imienia Franciszek, ponieważ chce Kościoła takiego samego, jakiego pragnął Biedaczyna z Asyżu. Jest czysty jak gołębica, a zarazem przebiegły jak lis. Wszyscy o nim piszą, wszyscy spoglądają nań z podziwem i wszyscy, osoby duchowne i świeckie, mężczyźni i kobiety, młodzi i starzy, wierzący i niewierzący – czekają na to, co zrobi następnego dnia. Nie zajmuje się polityką; nie robił tego ani jako biskup w Argentynie, ani teraz jako papież w Watykanie. Systematycznie krytykował prezydenta swojego kraju, Jorge Rafaela Videlę (zm. 2013), ale nie z powodu wprowadzonej przez niego okrutnej dyktatury, lecz dlatego, że jako głowa państwa nie starał się on pomagać biednym, słabym i potrzebującym. W końcu rząd, aby uwolnić się od tego dokuczliwego nawoływania, oddał do dyspozycji argentyńskiego biskupa niewykorzystywany wcześniej dom opieki społecznej. Wówczas biskup Bergoglio wyjechał ze swojej diecezji, przekazując ją na ten czas w opiekę wikariuszowi, i zaczął przemierzać kraj jak misjonarz – lecz nie po to, by nawracać, lecz by pomagać, uczyć, tchnąć w ludzi nadzieję i okazywać miłosierdzie.

W czerwcu 2013 roku, już jako Franciszek, opublikował encyklikę na temat wiary, której tekst został wstępnie napisany przez jego poprzednika, Benedykta XVI, obok którego teraz żyje i mieszka w odległości zaledwie kilkuset metrów. Franciszek skorygował w kilku miejscach ów tekst, podpisał się pod nim i opublikował go jako Lumen fidei.

Encyklika ma zupełnie nowy charakter w porównaniu z dokumentami, które opublikowali poprzednicy Franciszka. Nowość bierze się stąd, że papież nie skupia się wyłącznie na relacji między wiarą a rozumem, lecz, owszem, pisze o istnieniu tejże relacji, jednak zarówno Franciszek, jak i Benedykt XVI koncentrują się na łasce, która spływa od Pana na wiernych. Łaska pokrywa się z wiarą, a wiara z miłosierdziem i miłością bliźniego, która – uwaga! – stanowi jedyny sposób kochania Pana. W dokumencie widoczny jest wpływ myśli świętego Augustyna, większy nawet niż wpływ świętego Pawła. Ale tu wkraczamy na trudny teren. Obecny biskup Rzymu (Franciszek świadomie kładzie akcent na to miano, które towarzyszy jego tytułowi, a nawet stoi przed jego imieniem) odwołuje się do trzech świętych, którymi są: Augustyn, Ignacy, Franciszek.

Jednak to ten ostatni święty, którego imię przyjął Jorge Mario Bergoglio, najbardziej wpływa na charakter obecnego pontyfikatu. Papież Franciszek chce Kościoła ubogiego i głoszącego wartość ubóstwa, chce Kościoła misyjnego i walczącego, Kościoła pasterskiego, zbudowanego na podobieństwo Boga miłosiernego, czyli Kościoła, który nie sądzi, lecz wybacza, który poszukuje zagubionej owcy, który przyjmuje syna marnotrawnego.

Oczywiście, Kościół katolicki to także instytucja. Instytucję tę Franciszek rozumie jako służbę, a zarządzanie nią na wzór gospodarowania siłami bojowymi w wojsku. Intendentura, ów dział do gospodarowania w wojsku, kroczy z tyłu, nie z przodu. Tak rolę instytucji watykańskich widzi papież, gdy są to: Kuria, Sekretariat Stanu, Bank Watykański, Gubernatorat Państwa Watykańskiego, Kongregacje, Nuncjatury i Sądy – czyli cała ogromna i złożona konstrukcja podtrzymująca od dwóch tysięcy lat Kościół, Oblubienicę Chrystusa.

Ale jak do tej pory Kościół był postrzegany? Czy jako zajmujący się przede wszystkim duszpasterstwem? Owszem, misja pasterska to cenne dobro Kościoła. Kościół głoszący? Kościół misyjny? Kościół ubogi? Oto prawdziwy skarb, jaki instytucja ta przechowuje niczym cenny klejnot.

Jednak – to istotna uwaga – przez dwa tysiące lat Kościół mówił, decydował i działał jako instytucja. Nie było nigdy papieża, który wznosiłby sztandary ubóstwa, nie było nigdy papieża, który by nie rządził, nie bronił, nie wzmacniał i nie kochał swojej władzy; nie było nigdy papieża, który myśli i postawę Biedaczyny z Asyżu uważałby za swoje własne. I nie było nigdy, poza przypadkami słabości i niepokoju, Kościoła horyzontalnego w miejsce Kościoła wertykalnego. Na przestrzeni dwóch tysięcy lat Kościół zwołał 21 soborów powszechnych, które najczęściej zbierały się między III a V wiekiem oraz między wiekiem IX a XIII. Ponad trzysta lat dzieli Sobór Trydencki od, poprzedzonego Syllabusem, Soboru Watykańskiego I, który z kolei poprzedza swego następcę, Sobór Watykański II, o kolejne osiemdziesiąt lat.

Oczywiście liczba synodów była większa, ale wszystkie one były ogłaszane i prowadzone przez papieży i Kurię Rzymską.

Kardynał Carlo Maria Martini (cóż za przypadek – także jezuita) pragnął – obok nauczania papieży – rozwoju struktury horyzontalnej w Kościele w postaci soborów i synodów biskupich, konferencji biskupich i duszpasterskich. Martini (zm. 2012) nie był w Rzymie postacią szczególnie kochaną, podobnie jak Bergoglio w trakcie poprzedniego konklawe, które zakończyło się wyborem Josepha Ratzingera.

Bergoglio również kocha w Kościele strukturę horyzontalną. Jego papieska misja zawiera w sobie te dwie skandaliczne nowości, jakimi są: ubogi Kościół Franciszka oraz horyzontalny Kościół Martiniego. A także trzecią: Boga, który nie sądzi, lecz wybacza. Nie ma potępienia, nie ma piekła! Może jest czyściec? Z pewnością żal za popełnione zło stanowi warunek przebaczenia. „Kim jestem, by osądzać gejów czy rozwiedzionych, którzy szukają Boga?” – pyta Franciszek.

* * *

Chciałbym jednak zadać Franciszkowi w tym miejscu kilka pytań. Nie sądzę, by mi odpowiedział. Pytam zaś nie jako dziennikarz, lecz jako człowiek niewierzący, który od wielu lat interesuje się i fascynuje nauczaniem Jezusa z Nazaretu, syna Marii i Józefa, Żyda z rodu Dawida. Opowiadam się za kulturą oświeceniową i nie szukam Boga. Uważam, że Bóg jest wymysłem ludzi, że został stworzony na pocieszenie ich umysłów. Zajmując takie stanowisko, pozwalam sobie zadać papieżowi Franciszkowi kilka pytań i dorzucić do nich trochę osobistych refleksji.

Pytanie pierwsze. Jeśli konkretna osoba nie wierzy ani nie szuka Boga, a popełni czyn, który Kościół uważa za grzech, to czy chrześcijański Bóg jej wybaczy?

Pytanie drugie. Wierzący wierzy w prawdę objawioną, niewierzący myśli, że nie ma żadnego absolutu, a co za tym idzie – nie ma żadnej prawdy absolutnej, uznaje jednak, że istnieje cała seria prawd względnych i subiektywnych. Czy taki sposób myślenia jest dla Kościoła tylko błędem, czy może już grzechem?

Pytanie trzecie. Papież Franciszek w trakcie swej podróży do Brazylii powiedział, że kiedyś rodzaj ludzki zniknie z powierzchni Ziemi, tak jak wszystkie rzeczy, które mają swój początek i koniec. Ta myśl jest mi bliska, lecz ja uważam, iż wraz z wyginięciem ludzkości zniknie również zdolność myślenia o Bogu. Kiedy zatem człowiek zniknie, zniknie wraz z nim Bóg, gdyż nie będzie już nikogo, kto byłby w stanie Go pomyśleć. Papież z pewnością ma własne stanowisko w tej kwestii i bardzo chciałbym je poznać.

A teraz refleksja. Sądzę, że papież głoszący Kościół ubogi to cud, który jest dobrem dla świata. Ale sądzę również, że nie będzie już Franciszka II. Kościół ubogi, odrzucający władzę i demontujący jej narzędzia, w świecie nie miałby znaczenia. Taki był los Marcina Lutra, a dzisiaj taki jest los luteranizmu, który wciąż dzieli się i mnoży na kolejne, liczone w tysiącach grupy. Ani reformacja, ani luteranie nie powstrzymali procesu laicyzacji, co więcej: przyczynili się do jego rozszerzenia. Kościół katolicki, pełen wad i grzechów, przetrwał, co więcej – jest silny, bo nie zrezygnował z władzy. Osobom niewierzącym, takim jak ja, Franciszek bardzo się podoba, tak jak podobają mi się Franciszek z Asyżu i Jezus z Nazaretu. Nie sądzę jednak, aby Jezus stał się Chrystusem bez świętego Pawła.

Papieżowi Franciszkowi życzę długiego życia!

Eugenio Scalfari

tłumaczenie: Wojciech Malewski

(„La Repubblica”, 7.08.2013)

Rozmowy z niewierzącym

Подняться наверх