Читать книгу 14-14 - Paul Beorn - Страница 7
Rozdział 1
Оглавление1 stycznia 2014 r.
Cmentarz jest idealnym miejscem na randkę, co nie? O tej godzinie nie ma tu nawet kotów, więc nikt nie będzie im przeszkadzał. Adrian wkłada bukiet kwiatów między zęby, wspina się po ogrodzeniu, tak jak już to robił setki razy, i zeskakuje po drugiej stronie. Idzie zboczem pagórka, drżąc, a jego trampki skrzypią na śniegu za każdym krokiem. Co za głupek! Trzeba było włożyć lepsze buty.
Krzyże ledwo przebijają się przez mgłę i dookoła panuje cisza typowa dla świątecznych poranków. Większość grobów popadła w ruinę, ale Adrian i tak uważa, że to najpiękniejsze miejsce na świecie. Uśmiecha się do kamiennego wizerunku ładnej damy, w połowie zjedzonego przez mech, i radośnie macha ręką, pozdrawiając dziesięciu francuskich żołnierzy, którzy spoczywają w sektorze wojennym od blisko wieku. Zna ich imiona na pamięć.
Dla niego i Marion to było kiedyś ulubione miejsce do zabaw. Ukrywali się między grobami. Znali każdą alejkę, każdy pęknięty kamień, każdy medalion. Spotykali się pod liśćmi dużego cyprysu w każdą środę po południu. Czasem bawili się w zombie, czasem w wampiry — Marion uwielbiała, gdy ją ścigał, wydając głośne krzyki.
Na środku cmentarza znajduje się mała, biała kapliczka. To tutaj Adrian kiedyś oświadczył się swojej koleżance, a ona wybuchła śmiechem i powiedziała „tak”, klaszcząc z radości.
No dobrze, niech będzie, mieli wtedy po pięć i pół roku, a teraz mają trzynaście lat. Ale ona wciąż pamięta tamto wydarzenie, mimo wszystko!
Dziś jest 1 stycznia nowego, 2014 roku, czyli czas ustanawiania noworocznych postanowień. Jeśli Adrian się na nie nie zdecyduje, to jego sytuacja stanie się naprawdę beznadziejna. W każdym razie tak mówi jego młodsza siostra, Éloïse. Już od tygodni mu powtarza, żeby się wreszcie ujawnił: „Jeśli ją kochasz, to czemu jej tego nie powiesz?”.
Oczywiście, wydaje się to proste, gdy się ma sześć lat. Jak już będzie trzynastolatką, to zobaczy, że wszystko staje się o wiele bardziej skomplikowane, kiedy się dorasta.
Adrian po raz tysięczny oblicza swoje szanse — wszystkie te małe wskazówki, które od miesięcy zbiera jak skarby i które powtarza sobie wieczorem przed zaśnięciem.
Po pierwsze, Marion zawsze podziwiała chłopców, którzy byli dobrymi uczniami w klasie, a tak się składa, że Adrian ma dobre oceny. Po drugie, w zeszłym roku podczas tańca trzymała się go blisko i powiedziała, że gdyby wszyscy chłopcy byli jak on, świat byłby lepszy. Po trzecie, w ostatnią sobotę w kinie wzięła go za rękę w czasie filmu. Zwłaszcza ten ostatni gest dodał mu odwagi, żeby dziś jej to powiedzieć.
Patrzy na zegarek: dziewiąta trzydzieści, ma pół godziny zapasu. Czekanie jest okropne. Żeby nie umrzeć z niecierpliwości, obchodzi swoje ulubione groby.
Miasto Laon jest biedne i widać to po jego cmentarzu. Jest prawie całkiem opuszczony, a zmarli nie widują ludzi zbyt często — zwłaszcza ci pod murem, na stromym zboczu. Tam jest już tylko stos kamieni, które nie przypominają nawet grobów. Często następują tu drobne osunięcia terenu wywracające płyty nagrobne. W śniegu i przy mgle niebezpiecznie jest się tu zapuszczać, ale Adrian mógłby się tędy przechadzać z zamkniętymi oczami, tyle razy tu bywał i tak dobrze znał teren.
Pozwala płynąć swoim myślom swobodnie, lecz jego spojrzenie zatrzymuje się na bukiecie i chłopak zupełnie niespodziewanie wpada w panikę: czy kwiaty nie są zbyt staromodne? Wbija w nie nos, ale nie mają żadnego zapachu. Trudno by mu było w ogóle jakiś znaleźć w środku zimy. To mieszanka białych chryzantem i kwiatów bawełny. Wydawały mu się wspaniałe, jak stały w wazonie w domu, ale teraz, gdy je trzyma w rękach, są ścięte mrozem i zastanawia się, czy dobrze zrobił, że je wziął.
Marion uwielbiała kwiaty, gdy była mała. Problem w tym, że ostatnio się zmieniła. Jej znajomi są zupełnie inni: mają pryszcze, palą i spędzają czas na siedzeniu w Internecie. Poza tym Adrian też nie jest taki, jak przedtem. Kiedyś, w dzieciństwie, wszystko było proste. Marion była jego najlepszą przyjaciółką i to mu wystarczało. Teraz jest spragniony ukradkowych całusów. Ma ochotę wziąć ją w ramiona i uścisnąć, trzymać ją za rękę i pozwolić swobodnie wypłynąć tym wszystkim słowom o miłości, które w nim rozkwitają.
Za kwadrans dziesiąta. Nie, to wciąż jeszcze nie czas.
Mniej więcej za pięć dziesiąta Adrian zaczyna zbiegać ze zbocza aż do dużego cyprysu, gdzie mają się spotkać. Byłoby głupio teraz się spóźnić. Ledwie może złapać oddech. Kurczę, kwiaty nie doceniają przebieżki, jednemu łamie się łodyga.
Chłopak stoi przed płytą nagrobną pod dużym cyprysem. To jego ulubiona. Ma z nią tyle wspomnień.
Ktoś wyżłobił dwie małe sylwetki w szarym kamieniu steli. Adrian zawsze się zastanawiał, kto to zrobił, ale lubił te dwie postacie: można by powiedzieć, że to ojciec i syn trzymający się za ręce. Jako dziecko Adrian sobie wyobrażał, że to on ze swoim tatą. Sto razy próbował powtórzyć ten obrazek w swoim zeszycie do rysowania. Bo kiedy Adrian jest zmartwiony — rysuje. To jego sekret.
Zerka znów na zegarek: dziesiąta! Już czas, teraz przyjdzie.
I wtedy nachodzi go straszna myśl: o nie! Nie umył zębów! Ona za nic nie będzie chciała go pocałować! Chucha w rękawiczkę, żeby sprawdzić swój oddech.
Podskakuje, gdy telefon zaczyna mu wibrować w kieszeni. To nie iPhone, tylko najtańszy model z oferty. Trudno mu go wyjąć w rękawiczkach.
Przykro mi, mój Adrianie, nie mogę przyjść.
To ona. Zresztą, Adrian nie zna nikogo innego na świecie, kto by pisał SMS-y bez błędów ortograficznych. Co się dzieje? Chora jest? Marion nigdy nie opuściła ich wspólnego spotkania.
Znów wibracje, znów SMS:
Przytrafiło mi się coś niesamowitego!!!!!!
Serce skacze mu w piersi. Ma bardzo złe przeczucie, widząc te sześć wykrzykników.
Trzeci SMS:
W czasie zabawy sylwestrowej Franck mnie pocałowaaaał! Dasz wiarę? Kocham go, jest naprawdę super! Opowiem Ci wszystko, mój Adrianie. Całusy i wesołego Nowego Roku!
Małe gwiazdki wirują mu przed oczami, kręci mu się w głowie, w gardle czuje narastającą, ciężką gulę. Ma wrażenie, jakby mu ktoś podciął nogi, i nagle zdaje sobie sprawę, że siedzi na płycie nagrobnej, choć nie wie, jak to się stało. Na ekranie telefonu, w zagłębieniu jego dłoni, migoczą słowa.
Franck?
Zna tylko jednego Francka, ma co najmniej piętnaście lat i jest już w trzeciej klasie*: wysoki blondyn z długą grzywą z przodu i niebieskimi oczami. To taki typ chłopaka, którego wszyscy słuchają, kiedy się odzywa. A kiedy rzuci nieśmiesznym żarcikiem — i tak wszyscy się śmieją. Typ, który chodzi środkiem chodnika, intensywnie gestykulując, którego się zaprasza na wszystkie imprezy, który głośno mówi i ubiera się w markowe ciuchy. To taki chłopak, którym Adrian nigdy nie będzie. Piętnaście lat! Jak on może się z nim mierzyć ze swoimi trzynastoma?
Jakby trzecioklasiści nie mogli się spotykać z dziewczynami w swoim wieku, co? Czy zbyt wiele od nich wymaga?
Z trudem przychodzi mu wciskanie liter, nawet bez rękawiczek. Nie wie, czy to z powodu zimna, ale palce mu drżą.
To super, Nie mogę się doczekać, aż mi wszystko opowiesz.
Ogromne łzy pęcznieją w kącikach jego powiek i spływają powoli po policzkach. Ciepłe, okrągłe, głupie.
— Co ona widzi w tym Francku? — krzyczy na pustym cmentarzu. — On nie umie nawet tańczyć! Musiał powtarzać trzecią klasę, źle się uczy!
Nagrobki i ciche krzyże wydają się go uprzejmie słuchać.
— Najpierw zawróci jej w głowie, a potem złamie jej serce! Co one wszystkie tak kochają się w tych macho i typach, którzy zgrywają ważniaków?
Adrian nic z tego nie rozumie. Pociąga nosem i zwraca się do płyty nagrobnej:
— Po co być dobrym w nauce? Dziewczyny mają to kompletnie gdzieś!
Cisza.
— Miałeś kiedyś dziewczynę? — pyta pochowanego tam zmarłego. — Myślisz, że mam szanse u Marion? Może mógłbyś mnie nauczyć jakichś sztuczek? Naprawdę potrzebowałbym, żeby ktoś mi pomógł i powiedział, co robić.
Wstaje, rzuca kwiaty na ziemię i schodzi z powrotem tą samą aleją w kierunku siatki ogrodzeniowej, gdzie dozorca dopiero co otworzył furtkę. Adrian ledwie zauważa starszą panią, którą mija, wychodząc. Bardzo stara kobieta wspierająca się na lasce, zgarbiona, skulona, z twarzą porysowaną zmarszczkami, spogląda na niego przenikliwie. Kieruje się drobnymi krokami w stronę grobu pod dużym cyprysem, zbiera kwiaty z ziemi i wzdycha z satysfakcją.
Adrian pragnie pomocy. I ją dostanie.
* We Francji klasy szkolne są uporządkowane odwrotnie niż w Polsce: trzecia klasa francuska to ostatnia klasa collège’u (odpowiednika byłego gimnazjum polskiego); po niej następują klasy odpowiadające klasom liceum polskiego: druga, pierwsza i ostatnia (terminale), po której zdaje się egzamin dojrzałości (przyp. tłum.).