Читать книгу Na przykład Małgośka - Paweł Beręsewicz - Страница 3
Оглавление– Raz, dwa, trzy, cztery, pięć… o, o, tylko pięć par! – powiedział sam do siebie Robert, pakując do podróżnej torby ostatnie czyste majtki.
Tak naprawdę na półce zostały jeszcze dwie pary, ale były na nich wesołe żółte miśki, a przecież mężczyznom w pewnym wieku niektóre wzory na bieliźnie stanowczo nie przystoją. Robertowi miśki nie pasowały już od ponad dwóch lat, natomiast czarno-białe piłki i czerwone ferrari jeszcze nie przestały pasować. Na tej podstawie możemy w pewnym przybliżeniu określić wiek Roberta na lat dziesięć i pół.
– Wziąłeś dosyć majtek? – doleciał z dołu czujny głos mamy, a tata prawie natychmiast powiedział:
– Daj mu już spokój. Co to, gaci sobie nie umie policzyć?
– Wziąłem, wziąłem! – zapewnił z góry Robert.
Obóz tenisowy miał co prawda trwać dwanaście dni i tak na pierwszy rzut oka majtek mogło być trochę przymało, ale Robert, jako urodzony optymista wierzył, że może jednak jakoś wystarczy.
– To ile masz par? – drążyła niezrażona mama, a tata tym razem tylko mruknął coś pod nosem.
– Starczy! – odkrzyknął Robert.
– To znaczy ile?
– W sam raz!
– Ile?!
– Pięć! – burknął w końcu zrezygnowanym głosem.
– Rany boskie! – zawołała przerażona mama. – Pięć par majtek na cały obóz? Czy ty masz dobrze w głowie? No i co?! – To ostatnie już było do taty. – Widzisz, jak to jest? A ciebie to nic nie obchodzi! Dla ciebie to on by mógł nawet bez majtek pojechać!
– Raz by pojechał bez majtek, to by się nauczył rozumu – mruknął obojętnie tata, co strasznie rozsierdziło mamę.
– Tobie się po prostu nie chce ruszyć i zainteresować! – powiedziała ze złością. – Jak ja czegoś nie dopilnuję, to…
Tu nastąpiła długa gniewna wymiana zdań i ktoś obcy zdziwiłby się pewnie, ile gorących emocji mogą budzić zwykłe skarpetki i majtki. Jednak Robert nie był obcy i w ogóle go to nie dziwiło. Dziś były skarpetki i majtki, wczoraj samochód i nieumyta szklanka, a kiedy indziej najnowsza książka jakiegoś „-skiego” czy „-icza”. Robert nie miał pewności, ale czuł w głębi duszy, że w tych głośnych rozmowach słowa nie miały znaczenia. Gdzieś pod nimi kryły się dziwne smutki i żale, może tęsknota za czymś, co było i zgasło, albo nie zgasło, tylko przygasło i już nie daje tyle ciepła, co kiedyś.
Robert westchnął ciężko i zszedł na dół. Na suszarce w ogródku schły majtki, kolorowe koszulki i cała reszta. Skompletował bieliznę, zdjął ze sznurka skarpetki i wrócił do pokoju. Tam wrzucił wszystko do torby i mocno uklepał.
– Mam skarpetki! – krzyknął.
Rodzice już stygli po rozmowie. Mama w milczeniu prasowała koszule, a tata zmieniał owijkę na rączce rakiety tenisowej syna. Robert z hukiem zbiegł po schodach i oświadczył z podstępną miną:
– Wziąłem dwa razy więcej niż jest dni na obozie!
– Czego? Skarpetek? – zdziwiła się mama. – A po co aż tyle?
– Przecież noszę dwie naraz! – oznajmił triumfalnie, zadowolony, że dali się nabrać.
Oboje rodzice chcąc nie chcąc rozluźnili napięte mięśnie i uśmiechnęli się bezradnie. Ich ręce podniosły się jednocześnie i na chwilę spotkały na ciemnej, krótko przyciętej czuprynie.
– Nie wiem, czy dobrze, że się zgodziłem na ten cały obóz – powiedział Robert trochę wesoło, a trochę poważnie. – Jeszcze nigdy nie zostawaliście tak długo sami. A co będzie, jak się dokumentnie pokłócicie?
Przez chwilę wydało mu się, że tata trochę się zaczerwienił, a mama nerwowo przygładziła włosy. Popatrzyli na siebie niepewnie, a potem tata wziął ich oboje za ręce i pociągnął w stronę kanapy. Z impetem wpadli w miękkie poduchy, aż na krótką chwilę wyleciało w powietrze sześć nóg o różnej długości.
– Synu! – uroczyście rozpoczął tata, kiedy się już umościli i znieruchomieli. – Nie umiesz jeszcze liczyć majtek, ale poza tym jesteś już całkiem dużym chłopem. Musimy poważnie porozmawiać.
– Trudno – zgodził się Robert.
– Jak zauważyłeś, zdarza nam się z mamą trochę posprzeczać – mówił dalej tata, a Robert prychnął złośliwie:
– Trochę!
– Nie przerywaj, kiedy ojciec mówi! – burknął tata, ale nie zabrzmiało to szczególnie groźnie. – Otóż czasami się z mamą sprzeczamy – ciągnął. – Czasem różne rzeczy nas denerwują. Czasami nie możemy się dogadać. Nie wszystko nam się udało, tak jak kiedyś planowaliśmy, ale jest jedna rzecz, która wyszła nam całkiem, całkiem.
– Jaka? – zapytał Robert, robiąc przy tym rozkosznie głupiutką minkę.
Doskonale wiedział, co to za rzecz, i czekał na odpowiedź jak kot na drapanie za uchem.
– Synek nam się całkiem udał. Prawda, kochanie? – tata uśmiechnął się do mamy.
– Prawda – powiedziała mama. – Synek jest nie najgorszy.
Nad głową Roberta, który siedział pośrodku, coś cicho cmoknęło, a on sam został na chwilę przyjemnie ściśnięty.
– Myślę, synu, że możesz jechać – dodał tata. – Jakoś sobie z mamą poradzimy. W ostateczności mamy numer twojej komórki.
Potem zaczęły się żarty i wesołe przepychanki. Przyjemnie było być całkiem udanym malutkim syneczkiem mamy i taty. Robert pomyślał, że mógłby tak sobie siedzieć do końca życia, zamiast jechać na jakiś głupi obóz, gdzie trzeba być przez cały czas dorosłym, bez szans na odpoczynek w krainie bezradnych bobasków… To była smutna myśl i coś się od niej działo z oczami.
– Tylko pamiętaj, żeby się porządnie myć – podejrzanie cicho powiedziała mama.
Jakaś wstrętna niewidzialna ręka ścisnęła Roberta za gardło.