Читать книгу Cztery pory mroku - Paweł Paliński - Страница 5
ОглавлениеTrasa Warszawa–Nowy Jork. Prawie siedem tysięcy kilometrów. Bilet na lot z tych droższych, mało kogo stać. Pamiętam, że jako dzieciak siadywałem w oknie mieszkania dziadków na Służewcu Fabrycznym. Szóste piętro, przy dobrej pogodzie dostrzegałem wieże Okęcia. Na jednej obracał się radar. Przypominała statek kosmiczny. Dziadek raz czy dwa odleciał stamtąd w delegację z zakładu pracy. Nie potrafiłem wyobrazić sobie tej podróży. Że wznosi się u nas, a opada już za oceanem. W głowie mi się nie mieściła taka wolność. Zawsze bardzo za dziadkiem tęskniłem.
To on przywiózł mi pierwszego walkmana, aparat fotograficzny. Emememsy, cynamonową gumę do żucia, bezużyteczny jak na tamte czasy zestaw kijów do golfa z garadż-sejlu i rzecz najcenniejszą, katalog zabawek Mattela. Razem z bratem wertowaliśmy gładkie strony, nie za bardzo dowierzając, że istnieją takie cuda. To była nasza nastoletnia biblia. Kolorowymi długopisami zakreślaliśmy, co nam się najbardziej podobało.
Bo dla kogoś, kto dorastał ćwierć wieku temu, Stany wydawały się krainą marzeń. Wszystko co najważniejsze na świecie, wydarzało się właśnie tam. Superman walczył ze Złem. Stephen King pisał powieści. Nawet Obcy, gdy już mieli dupnąć w jakiś naród, brali Amerykanów na cel. A u nas? Książeczka SKO i obniżone zachowanie, gdy nie oddało się odpowiedniej ilości makulatury.
Kiedy pisałem Cztery pory mroku, wziąłem za rękę tego małego mnie sprzed lat i wysłałem na zasłużone wakacje. To bardzo egoistyczny zbiór opowiadań, pisany prawie wyłącznie dla autora; esencja „amerykańskości” jaką nasiąkłem dzięki MTV i hitom z satelity, na przekór szarzyźnie lat osiemdziesiątych. Taka trochę bieda-książka, pamiętnik z wewnętrznej emigracji. Podejrzewałem, że mogę być ostatni z ostatniego pokolenia, które pamięta jeszcze czasy bez „kabla”. Chciałem pokazać fascynacje miejscem wtedy zupełnie niedosięgłym, fascynację, którą dzieliły całe podwórka, oglądając z wypiekami He-mana.
Z każdej jednak emigracji kiedyś się wraca. Stąd pomysł by po kilku latach zebrać całą tę kolorową watahę: tych wszystkich Corriganów, Rayburnów i Wyde’ów i wyrobić im polskie paszporty. Bo teraz są bliżej, bo teraz mamy tanie linie lotnicze i granice można przekroczyć za równowartość flaszki. Po co więc wymyślać niestworzone? Niech się trochę pomęczą, pomyślałem, niech zobaczą, jak to jest u nas. Kto powiedział, że postaci literackie powinny mieć z górki?
Zbiór, który oddaje Wam ponownie do rąk, to dowód na to, że w wielu przypadkach czas i miejsce nie mają znaczenia. Liczy się jedynie opowieść. To także dowód na to, że dystans pozwala zobaczyć rzeczy z nowej perspektywy. Dlatego jedenaste, nowe opowiadanie, nie chce podróżować. Jest stąd i całkiem mu z tym dobrze. Ponieważ kiedy ucieknie się z domu dostatecznie daleko, człowiek odwraca się, by za tym domem zatęsknić. Zobaczyć co ukryte, podnieść, obejrzeć pod światło.
Znów opowiedzieć.
Paweł Paliński