Читать книгу Powrót bogini Część 2 - P.C. Cast - Страница 3

KSIĘGA TRZECIA
ROZDZIAŁ DRUGI

Оглавление

Czułam, że przełykam, ale nic takiego, co się zwykle przełyka, tylko po prostu powietrze.

I siadam.

– Kurde! – Błyskawicznie spuściłam nogi na podłogę, omal nie spadając z łóżka. – Myślałaś, idiotko, że pobyt w Oklahomie będzie ot, takim sobie sympatycznym powrotem na stare śmieci. Żadnych sensacji, czasami nawet nudno. Co wcale nie byłoby takie złe, w końcu mocnych przeżyć ostatnio mi nie brakuje – mamrotałam gniewnie do dość niewyraźnego odbicia niejakiej Shannon Parker w lustrze nad komodą. Jednocześnie penetrowałam górną szufladę. Znalazłam stare dżinsy, fajną mięciutką bluzę i grube skarpety, też raczej starawe. – Niech to szlag! Nie dość, że wokół szaleje zamieć, to jeszcze ciebie, wystraszoną babę w ciąży, ściga pieprzony potwór. Panikujesz… a teraz ponadto… umierasz z głodu!

Przymknęłam się, dopiero kiedy otworzyłam drzwi i cichutko, na paluszkach przemieściłam się do kuchni. Bogini jedna wiedziała, że w tej sytuacji nie byłam w stanie ponownie zasnąć, a jajecznica na bekonie i tosty… Po prostu mniam, mniam. Jak to dobrze, że tę kuchnię znam jak własną kieszeń!

Przede wszystkim zajrzałam do szuflady zwanej przez wszystkich szufladą żarłokiem, ponieważ wrzucało się do niej wszystko i dlatego tylko tu można było znaleźć zapałki. A były niezbędne do zapalenia lampy naftowej, zwykle urzędującej na kuchennym stole.

– Mam was – szepnęłam, kiedy palce natrafiły w końcu na małe pudełko.

I zaraz potem omal nie umarłam ze strachu, bo to jest standardowa reakcja, kiedy nagle za plecami usłyszysz głos.

– Nie musiałaś szukać. Zapałki leżą koło lampy, twój ojciec tam je położył.

– Clint! Odbiło ci? Co ty tu, do cholery, robisz w tych ciemnościach?! – warknęłam, zapalając zapałkę. Migotliwy płomyczek oświetlił bardzo pogodną twarz i rękę nakierowującą kubek do ust. – Dlaczego nie zaszurałeś nogami, nie powiedziałeś, że tu jesteś, nie uprzedziłeś? – piekliłam się. – Wiesz, jak się przestraszyłam?!

– Jak bym szurnął czy coś burknął, tak samo byś się przestraszyła – odparł z żelazną logiką, czym jeszcze bardziej mnie wkurzył. – Ale siedziałem cicho, bo byłaś taka zaaferowana, że nie miałem sumienia cię rozpraszać.

– Czyżby?! – Chrząknęłam znacząco i skupiłam się na czynnościach bieżących, to znaczy zapaliłam lampę, przykręciłam knot i udałam się do lodówki, z której zaczęłam wyjmować jajka i w ogóle wszystko, co było mi potrzebne. – Clint, a dlaczego nie śpisz?

– A dlaczego ty nie śpisz?! – odparł bezczelnie, bo pytaniem na pytanie, no i zabrzmiało to ostro, choć koniec był łagodny: – Ostatnio nie miałaś lekko. Byłem pewien, że śpisz jak zabita.

– Do tej chwili spałam – poinformowałam, zajęta penetrowaniem szafek w poszukiwaniu odpowiedniej patelni i innego sprzętu.

– Spałaś? Shannon, a może miałaś ten swój szczególny sen? I dlatego odechciało ci się spać?

– No… miałam.

– Znów widziałaś ClanFintana?

– Nie… – Zapaliłam gaz i zaczęłam wykładać patelnię plastrami bekonu. Tak dla ścisłości, bardzo wieloma plastrami. – Tym razem po prostu polatałam sobie trochę i pogadałam z Eponą. Tylko trochę, to nie była długa rozmowa. Clint… – Spojrzałam na niego przez ramię. – Jak się domyślasz, będę smażyć jajka na bekonie. Dla wszystkich, oczywiście. Nie mów mi, że nie jesteś głodny!

– Oczywiście, że jestem. I bardzo mi się podoba, że to ty mnie nakarmisz.

Jednocześnie spojrzał mi prosto w oczy, w rezultacie jego wypowiedź stała się wypowiedzią z podtekstem.

Nic dziwnego, że natychmiast spojrzałam w bok.

– Shannon, co ci powiedziała Bogini?

– Och! – To, co mu powiedziałam, miało swój specjalny rytm, który nonszalancko wystukiwałam jajkami o brzeg miski. Wyglądało to tak: – Zło (jajko buch!) grasuje tutaj (jajko buch!) trzeba powstrzymać Nuadę (jajko buch!) pomogą ci sprzed wieków (jajko buch!) pomoże też szaman (jajko buch!) mam uwierzyć w siebie (jako buch!). – Jajek mogło być więcej, robiłam przecież ogromną jajecznicę dla trojga (wliczając tatę) głodnych ludzi, ale zostawmy takie szczegóły. Następnie przystąpiłam do czynności ciągłej, czyli ubijania jajek trzepaczką w wariackim tempie, dzięki temu dalsza część wypowiedzi była bardziej płynna: – Problem w tym, że z zasady wolę zła unikać. Poza tym nie mam bladego pojęcia, jak powstrzymać Nuadę, co to są „ci sprzed wieków” i kim jest ów szaman. A jeśli chodzi o wiarę, to wierzę święcie, że sobie z tym wszystkim absolutnie nie poradzę.

Bo fakt. I w tym momencie po prostu zachciało mi się ryczeć. Łzy napływały już do oczu, co wkurzało mnie jeszcze bardziej. A niech to! Wprawdzie poranne mdłości tym razem nie wchodziły do akcji, za to hormony i tak pracowały na najwyższych obrotach.

Czyli super.

Palce Clinta zamknęły się na mojej dłoni, uniemożliwiając dalsze, wręcz psychopatyczne operowanie trzepaczką. Nie tylko wziął mnie za rękę, lecz także przyciągnął mnie do siebie, opierając się podbródkiem o czubek mojej głowy.

– Shannon, nie jesteś sama. Jesteśmy tutaj i ja, i twój ojciec. We trójkę zawsze coś wymyślimy.

Zabrał mi miskę, odstawił na kuchenny blat i obrócił mnie, żebyśmy stanęli twarzą w twarz. Jedną rękę położył na moim ramieniu, palce drugiej wsunął pod podbródek, dzięki czemu musiałam unieść twarz i spojrzeć mu prosto w oczy.

– Jesteś Wybranką Bogini, Shannon. Nie zapominaj o tym – powiedział z należną powagą.

– Jestem. Epona też kazała mi o tym pamiętać.

– W takim razie, jeśli nie chcesz posłuchać Bogini, może posłuchasz mnie? – W ciemnych oczach zapaliły się wesołe iskierki. – Jestem przecież lustrzanym odbiciem twego męża, prawda?

Jakbym słyszała ClanFintana. Głos był łudząco podobny, nic więc dziwnego, że serce zdecydowanie przyśpieszyło, a moja odpowiedź, wypowiedziana szeptem, wypadła bardzo drżąco:

– Tak… jesteś…

Musiał wyczuć, że ze mną coś nie tak, bo natychmiast spoważniał, ale nie tylko, bo wyraźnie słyszałam, że jego oddech, podobnie jak moje serce, zdecydowanie przyśpieszył. Palce na moim ramieniu się zacisnęły, a palce drugiej dłoni wysunęły się spod podbródka, delikatnie przemknęły po moim policzku, po szyi, zaczęły delikatnie pieścić kark.

Nie, nie było mi to obojętne.

– Moja mała Shannon… – szepnął.

Będę nieskromna, ale powiem, jaki to był to szept. Lekko zachrypnięty i niewątpliwie pełen zachwytu. I gdy Clint szeptał, zarazem pochylał głowę i ustami szukał moich ust.

Pocałunek był z gatunku pośpiesznych, przelotnych, choć tylko pozornie, bo tak naprawdę zrobił wrażenie. W każdym razie na mnie, bo Clintowi nie wystarczył.

– Shannon, pozwól się pocałować – poprosił, odchylając głowę, żeby zajrzeć mi w oczy.

– Przecież… przecież już to zrobiłeś…

– Nie, ukochana. To nie był prawdziwy pocałunek – powiedział z uśmiechem. Choć nie, był to tylko leciutki uśmieszek, bardzo jednak wymowny. – Proszę, Shannon, pozwól się pocałować.

Oczywiście, że tego chciałam. Znów pragnęłam poczuć na moich ustach jego wargi, o których już wiedziałam, że są cudowne. Jakbym je doskonale znała… bo przecież znałam.

Skinęłam głową w geście milczącego przyzwolenia. Clint natychmiast otoczył mnie ramionami, a moja ręka od razu ułożyła się na jego szerokich plecach. Uczyniłam to odruchowo, jakbym robiła to tysiące razy. Wtopiłam się w niego, on we mnie. Czułam, że jest bardzo podniecony, jednak próbuje nad tym zapanować, ograniczając się tylko do pocałunku, tym razem, co oczywiste, zdecydowanie bogatszego. Nie śpieszył się, zapoznając się ze smakiem moich ust, no i nasze języki też włączyły się do akcji.

Zawsze zachwycałam się cudownym zestawem pewnych elementów, które w sumie składają się na mężczyznę. Można by o tym napisać cały poemat, ale tu ograniczę się do tego, co szczególnie i nieodmiennie mnie frapuje w modelowym facecie, a mianowicie zdecydowane linie i muskularne twardości w zadziwiający sposób współgrające z gładkością i miękkością w innych miejscach. Teraz wręcz z lubością przesunęłam ręką po męskim ramieniu, wyczuwając jego siłę. Poza tym, nie ukrywam, zachwycał mnie fakt, że wystarczyło wpuścić do moich ust język Clinta, by całe to mocarne ciało zostało doprowadzone do stanu drżenia.

Tak samo drżał ClanFintan…

Gdy tylko to pomyślałam, poczułam się, jakbym oberwała obuchem w głowę. Natychmiast wysunęłam się z ramion Clinta, drżącą ręką przetarłam oczy i nerwowo zaczęłam odgarniać włosy z twarzy.

– Jestem… – Przerwałam, ponieważ musiałam popracować nad oddechem, który był stanowczo zbyt szybki. Zresztą podobny problem miał również Clint. – A więc… – podjęłam po krótkiej chwili – …nie chcę! To znaczy chcę. Tak, pragnę czuć na sobie twoje ręce, twoje usta na moich ustach. A wiesz dlaczego? Bo jesteś do niego tak strasznie podobny! – wyrzuciłam z siebie. – Tak bardzo, że mimo woli chcę tego, ale… – Teraz już i mówiłam, i patrzyłam błagalnie. – Clint, przecież jestem mężatką! I to nie ty jesteś moim mężem! – Mój głos nabrał mocy podczas wydawania tego oświadczenia.

– Jesteś mężatką w innym świecie, Shannon. Nie w tym – zauważył rezolutnie.

Na co oczywiście cała aż się zjeżyłam.

– Czy dobrze usłyszałam? – Znacie ten ton. Niby zdziwienie, a tak naprawdę oburzenie i skrajna pretensja. – Jak rozumiem – ironizowałam okrutnie – gdybym należała do ciebie, nie miałbyś nic przeciwko temu, żebym spała z nim? Bo co za problem, skoro by to się działo w tamtym świecie? – Milczał, czyli dotarło. – Sam widzisz, Clint. Faktów nie zmienisz. Niezależnie w którym świecie przebywam, jestem jego żoną. Na pewno nie twoją.

W tym momencie do kuchni wparował tata z gromkim pytaniem na ustach:

– O czym ty, u diabła, mówisz, Shannon?!

Clint i jak zadygotaliśmy nerwowo jak ludzie przyłapani na gorącym uczynku. Miałam też ogromne trudności ze spojrzeniem ojcu w oczy.

– Dzień dobry, tato! – zaświergotałam, lecz wyszło to raczej żałośnie.

– Dzień dobry. Chyba pora przewrócić bekon na drugą stronę. – Pomaszerował do kuchennego stołu i usiadł w takim miejscu, żeby mieć na oku Clinta, po czym wydał następne polecenie: – Możesz mi też nalać kawy.

– Już się robi. – Migiem wykonałam oba polecenia.

– Dzięki, Bugs – mruknął tato, odbierając kubek.

– Bardzo proszę – odmruknęłam, zajęta przekładaniem jajek do patelni.

Tata wypił łyk kawy i odchrząknął.

– A więc… Długo zastanawiałem się nad tym, co mi wczoraj powiedziałaś, i bardzo bym skłamał, gdybym stwierdził, że wszystko jest dla mnie oczywiste. Znam cię jednak nie od dziś i wiem, że we wszystko, co mówiłaś, wierzysz święcie, czyli musi być w tym ziarno prawdy. Nie tylko patrzysz, ale i widzisz, nie tylko słuchasz, ale i słyszysz, a także wyciągasz wnioski, bo nie jesteś istotą bezrozumną. Muszę więc, choć to szaleństwo, choć w pewnym stopniu uwierzyć w to szaleństwo, i nie ukrywam, że jestem niezmiernie ciekaw dalszego ciągu. – Znów upił kawy, po czym spojrzał na Clinta. – Najpierw chciałbym się dowiedzieć, kto jest twoim mężem i dlaczego zamiast z nim jesteś tutaj z tym oto człowiekiem.

Ostatnią kwestię powiedział ostrożnie, ze sporą dozą niepewności. Wiadomo, ojcowie nigdy nie są mocni w sprawach dorosłości córek, ich mężów czy dzidziusiów.

Zamieszałam jajka i spojrzawszy na tatę przez ramię, przekazałam głosem raczej beznamiętnym:

– Jestem żoną Wielkiego Szamana i wojownika, który jest także przywódcą swego ludu. Nazywa się ClanFintan. Nie ma go tutaj, ponieważ istnieje w tym drugim świecie.

Trzeba przyznać, że tata wcale nie zbladł jak ściana, tylko słuchał w wielkim skupieniu. Co więcej, miał też pewne uwagi:

– Chwileczkę! Powiedziałaś, że znikłaś stąd zaraz po tym wypadku, czyli mniej więcej przed pół rokiem. Owszem, przez ten czas można kogoś poznać na tyle, by zacząć się zastanawiać nad narzeczeństwem, ale to stanowczo za krótko, by wychodzić za mąż – stwierdził autorytatywnie.

– To małżeństwo było zaplanowane wcześniej, ponieważ w Partholonie mężem Wcielenia Bogini zawsze jest Wielki Szaman. Kiedy po wypadku ocknęłam się w tamtej rzeczywistości właśnie jako Wcielenie Bogini, okazało się, że jestem już zaręczona. Zresztą te zaręczyny były jednym z powodów, dla których Rhiannon uciekła z Partholonu.

– Rhiannon?

– Tak nazywa się kobieta, której miejsce w Partholonie zajęłam. Sama zresztą tego chciała. A ona tutaj podszywa się pode mnie! – Wyłożyłam bekon na złożone papierowe ręczniki, żeby trochę ociekł, i z szafki koło zlewu wyjęłam trzy talerze. – Śniadanie gotowe. Siadamy do stołu! – Powiedziałam to z akcentem czystej mieszkanki Oklahomy, ponieważ tubylcza wymowa bardzo się przydaje, kiedy pod swoją dyrygenturą masz Okie rodzaju męskiego. Tata i Clint karnie zasiedli do stołu. Ja też, bardzo zadowolona z sytuacji w moim żołądku. Cisza, spokój, czyli być może dane mi będzie spożyć poranny posiłek bez żadnych zakłóceń.

Tata, już po przełknięciu pierwszego kęsa, przystąpił do kontynuowania przesłuchania:

– Czyli wpakowałaś się w to wszystko dlatego, że niejaka Rhiannon uciekła do innego świata, to znaczy tu, do Oklahomy, żeby nie wyjść za tego gościa? Za tego szamana?

– Nie, nie tak – powiedział Clint. – Rhiannon opuściła tamten świat przede wszystkim dlatego, że jest zwyczajnym tchórzem i egoistką, a poza tym zapragnęła takiej władzy, jaką można zdobyć w tym świecie. A miała już o nim jakie takie pojęcie.

Tato przez moment przeżuwał w milczeniu, wpatrując się z zadumą w Clinta, wreszcie spytał:

– A jakim sposobem ty zostałeś w to wszystko wciągnięty?

– Kiedy sprowadziłem Shannon tu z powrotem…

– Ty? No proszę… A można widzieć, dlaczego?

Tym razem ja uprzedziłam Clinta:

– Myślę, że najlepiej będzie, jak spokojnie i dokładnie ci wszystko opowiem, zdarzenie po zdarzeniu, całą historię od samego początku.

– Oczywiście, że tak będzie najlepiej. Cały zamieniam się w słuch.

Uśmiechnęłam się cieplutko do taty, który zawsze wykazywał się wielką otwartością umysłu, i przystąpiłam do relacjonowania wydarzeń z minionego półrocza. Tata słuchał z zapartym tchem, o czym nawet nie muszę mówić, bo to oczywiste. Nie przerywał, zadał tylko kilka pytań na temat centaurów i zmiany postaci. Z satysfakcją przy tym zaznaczam, że zestawem koń plus człowiek był wyraźnie zafascynowany.

Clint również słuchał z wielką uwagą, czemu się nie dziwiłam. Rhiannon bez wątpienia przedstawiła mu swoją wersję, natomiast ja aż do tej pory miałam możność udzielenia mu tylko dość skąpych informacji.

Snułam więc swoją opowieść:

– …ClanFintan z wojownikami powrócił z Warowni na kilka dni przed świętem Samhain, podczas którego Epi miała być pokryta. Ma to całemu Partholonowi zagwarantować płodność. Była bardzo niespokojna, dlatego razem z ClanFintanem postanowiliśmy zabrać ją w plener. Byliśmy pewni, że jak klaczka sobie pohasa do woli, to się uspokoi. Odjechaliśmy spory kawałek i już powinniśmy wracać, jednak sama pobiegła w stronę starego zagajnika… – Spojrzałam na Clinta.

On zaś wyprostował się, na moment przymknął oczy, po czym podjął wątek:

– To przeze mnie klacz była niespokojna, ponieważ słyszała, jak przyzywałem Shannon. Robiłem to na skrytej głęboko w lesie polanie, która jest lustrzanym odbiciem polany w Partholonie. Najlepiej to nazwać prześwitem między naszym światem a tamtym. A wzywałem Shannon z ważnego powodu. Kiedy przekonałem się, jaka naprawdę jest Rhiannon, a jest to osoba z gruntu zła, doszedłem do wniosku, że powinna wrócić tam, skąd przyszła, czyli do Partholonu, gdzie jej miejsce zajęła, jak wiemy, Shannon. Logiczne więc, że Shannon powinna wrócić tutaj, do świata, z którego się wywodzi. – Wyraźnie strapiony Clint spojrzał na mnie, śląc bezgłośne przeprosiny. – Byłem absolutnie przekonany, że postępuję właściwie, umożliwiając Shannon powrót ze świata, który Rhiannon opisywała jako straszną, wręcz przerażającą krainę. Znałem tylko relację z jej strony, uwierzyłem. – Przerwał na moment. – Tymczasem okazało się, że sprowadzając Shannon do Oklahomy, rozłączyłem ją z mężem, którego bardzo kocha, i z ludem, który bardzo jej potrzebuje. Lecz na tym nie koniec moich niepowodzeń. – Westchnął bezradnie. Świetnie go rozumiałam. Chciał dobrze, a wyszło, jak wyszło. Każdy w takiej sytuacji by się podłamał. – Niestety nie udało mi się pozbyć Rhiannon – dodał smętnie.

W tym momencie tacie wrócił głos:

– Co?! Czyli ta… ta Rhiannon wciąż tu jest?

– Tak. To znaczy nie sądzę, że w Oklahomie, ale na pewno przebywa w tym świecie. Nie bardzo rozumiem, dlaczego udało mi się sprowadzić Shannon, a odesłanie Rhiannon do Partholonu zakończyło się klęską. Może dlatego, że jej nie doceniłem… Może. Ale to już nigdy się nie powtórzy! – Wreszcie jego głos nabrał mocy.

– To jeszcze nie wszystko. – Gdy to powiedziałam, tata natychmiast spojrzał na mnie. – Mówiłam ci już o tym, jak zło, to odwieczne zło, opanowało Warownię. Niestety, wszystko wskazuje na to, że znów doszło do głosu. Nie żadne tam symboliczne zło, ono ma namacalną sprawczą moc. Nie jest to diabełek kusiciel, który próbuje sprowadzić nas z drogi cnoty, a my albo mu ulegniemy, folgując grzesznym inklinacjom, albo go przepędzimy. Nie, to nie tak. Jest to zło w postaci realnej siły, które działa… właśnie jak realna siła, siła zła. Czynienie zła jest jego jedynym celem. – Mówiąc to, sama się przeraziłam, bo definicja była koszmarnie prawdziwa. – Ono jest tutaj! – krzyknęłam. – A konkretnie chodzi o Nuadę, wodza Fomorian, demona, który, jak ci już mówiłam, zginął w bitwie. Ale on ożył, tato! Jego duch, a może mroczna dusza, sama nie wiem, jak to określić, przybył do Oklahomy. I wczoraj wieczorem zesłał na Suzannę śmierć…

Na moment zapadła cisza. Siedzieliśmy nieruchomo jak słupy soli. Moje słowa wywołały tak wstrząsające wrażenie, że musiały wybrzmieć, by mogły paść następne.

Wreszcie tata poruszył się, a potem powiedział cicho i łagodnie:

– Możesz opisać dokładnie, jak to się stało?

– Mogę. On tam był. Spowodował, że samochód wjechał prosto na… Suz… – W tym momencie, wiadomo, głos mi się załamał, zaraz jednak się opanowałam i mówiłam dalej: – Oczywiście wyglądało to jak wypadek samochodowy, ale i Clint, i ja wyczuwaliśmy obecność Nuady. Jesteśmy pewni, że Nuada zrobił coś z samochodem. Ale to nie wszystko, tato! Boję się, strasznie się boję, że Nuada wkrótce pojawi się tutaj.

– Tutaj?! Dlaczego?

– Ma obsesję na moim punkcie, i to już od dawna. Teraz dodatkowo jest przekonany, że to ja go przyzywałam i dlatego wróciło mu życie. A przecież wcale go nie wzywałam! Tego potwora! Nawet gdybym wiedziała, jak go sprowadzić z czeluści, nigdy bym tego nie zrobiła. To przecież takie oczywiste! Myślę, że ten, kto go wskrzesił, wykorzystał złe moce jednego z bogów partholońskich, boga ciemności. W każdym razie Nuada ożył i jest przekonany, że stało się to na moje życzenie. Kiedy dałam mu jasno do zrozumienia, że tak nie jest i absolutnie nie chcę mieć z nim do czynienia, wściekł się. Powiedział, że i tak będzie mnie miał, a zanim to się stanie, pozabija wszystkich, których kocham…

– No tak… Lubi zabijać. Mówiłaś, że widziałaś, jak zabija moje lustrzane odbicie w Partholonie…

– Tak, tato… A teraz Bogini przemówiła do mnie. Wszystko się potwierdziło. Ta pogoda, ten okropny śnieg, to dowód, że Nuada jest tutaj. Bogini powiedziała, że muszę go powstrzymać… – Urwałam na moment i dokończyłam ciszej: – Zanim wrócę do Partholonu.

– Wrócić?! – Tata natychmiast usiadł prosto jak świeca. – Shannon, oczywiście rozumiem, że zdążyłaś się przywiązać do tamtych ludzi, ale twój dom jest tutaj. Tu jest twoje miejsce. Spokojnie zastanowimy się nad tym wszystkim i na pewno znajdziemy jakiś sposób, by Rhiannon odesłać z powrotem do tych jej… obowiązków.

Obowiązków! Mimo woli uśmiechnęłam się. Cały tata! Na wieki wieków belfer.

– Nie, nie, tak nie może się stać – odparłam dobitnie. – To ja powinnam tam wrócić, nie ona. Nie tylko dlatego, że jestem tam potrzebna. Przede wszystkim dlatego… Tato, zrozum, bardzo kocham ClanFintana!

– No tak. Kochasz… Ale zaraz! Mówiłaś, że Clint jest jego lustrzanym odbiciem, czy tak?

– To prawda. – Nie mogłam zaprzeczyć, choć doskonale wiedziałam, do czego zmierza mój ojczulek.

Który wbił wzrok w Clinta i oznajmił:

– Nawet ślepy by zauważył, że on cię kocha. Czyż nie tak, synu?

– Tak, proszę pana – odparł bez wahania Clint.

– A sytuacja, w jakiej przyłapałem was w kuchni, świadczy o tym, że też do niego coś czujesz, Shannon. Przecież całowaliście się, prawda?

Jak się domyślacie, tato teraz mnie przewiercał spojrzeniem na wylot.

A mnie, czego też się domyślacie, policzki zaczynały palić.

– Tato, proszę… – zaszemrałam. – To naprawdę teraz nieistotne.

– A ja myślę, że jednak jest, bo w jakiś sposób rozwiązuje tę jakże trudną i skomplikowaną sytuację. – Przymknął oczy i w powietrzu punktował palcem, innymi słowy, układał plan podzielony na konkretne punkty. – A więc tak – oznajmił wreszcie. Po pierwsze, trzeba zabić Nuadę, zniszczyć gada raz na zawsze. Po drugie, Rhiannon i całe to zło odesłać z powrotem do Partholonu. A po trzecie, to ty, moja kochana, zostajesz tutaj.

– Tato, jestem w ciąży.

– Co?!

To króciutkie pytanie obaj panowie wyrzucili z siebie jednocześnie. Obaj też sekundę później i w tym samym momencie wydali głębokie westchnienie.

A ja uzupełniłam, postawiłam taką oczywistą kropkę nad i:

– Jestem w ciąży z ClanFintanem. Muszę tam wrócić.

Powrót bogini Część 2

Подняться наверх