Читать книгу Azja we krwi. Konflikty – zbrodnie – ludobójstwo - Piotr Bejrowski - Страница 8
Pogarda wobec jeńców
ОглавлениеKażda wojna powinna podlegać pewnym niezmiennym zasadom i regulowanym prawom, które stanowiłyby gwarancję bezpieczeństwa dla żołnierzy składających broń czy też bezbronnych cywilów. W czasie drugiej wojny światowej obowiązywały Konwencja Genewska z 1929 roku oraz Konwencje Haskie z lat 1904 i 1907, które normowały zachowania na froncie. Japonia nie ratyfikowała żadnej z nich, ale formalnie zgodziła się na respektowanie głównych paragrafów.
W rzeczywistości Japończycy nie przestrzegali żadnego z dokumentów i w sposób zdehumanizowany traktowali jeńców i cywilów. Obozy jenieckie były synonimem piekła, a pełniącym w nich służbę strażnikom równie dobrze można by nadać miano brutalnych diabłów. Barbarzyńskie metody traktowania jeńców wojennych były ściśle związane z fetyszyzacją dawnych japońskich tradycji kodeksu bushidō. Dla żołnierzy japońskich jedynym możliwym rozwiązaniem była walka aż do śmierci. Należało ostatni nabój zachować dla siebie albo rzucić się na wroga w samobójczym ataku. Całkowicie odmienny stosunek do kapitulacji mieli alianci, co dla japońskich jeńców było niewytłumaczalne:
Wstyd przed niewolą był po prostu nie do zniesienia, nasze historie i nasze przekonania są odmienne. Byliśmy zszokowani, dowiedziawszy się, że jeńcy amerykańscy i australijscy naprawdę domagali się, by ich nazwiska przekazano do kraju, żeby rodziny wiedziały, że żyją. My nigdy nie poinformowaliśmy rodzin. Nie otrzymywaliśmy listów i nie chcieliśmy tego. Byliśmy martwi. Zostaliśmy pozbawieni honoru i uważaliśmy, że nasze życie jako Japończyków jest skończone. Szczerze mówiąc, miałem wrażenie, że nigdy nie będę mógł pokazać się rodzinie. Wypowiedź japońskiego jeńca, za: J.L. Margolin, Japonia 1937–1945. Wojna Armii Cesarza (2013).
W końcu dobrowolna rezygnacja z walki była czynem niegodnym, który zasługiwał wyłącznie na śmierć. Tchórze tracili status człowieka, dlatego traktowano ich z największą pogardą.
Australijscy i holenderscy jeńcy wojenni w Syjamie (Tajlandia) w 1943 roku
Relacje z obozów jenieckich są związane przede wszystkim ze wspomnieniami żołnierzy alianckich, głównie Brytyjczyków, Holendrów, Amerykanów i Australijczyków. Działo się tak z dwóch powodów. Zeznania żołnierzy alianckich stały się w trakcie procesu tokijskiego podstawą aktu oskarżenia wobec japońskich zbrodniarzy wojennych. Jeńcy z Europy czy Australii mieli więcej „szczęścia”, gdyż Japończycy w ogóle przewidzieli dla nich opcję niewoli. Chińscy żołnierze nie mogli liczyć nawet na taki przywilej. Nie planowano dla nich statusu jenieckiego. Każdy schwytany żołnierz był z miejsca zabijany. Zdarzały się nieliczne wyjątki, ale w tych przypadkach śmierć przyjmowała formę powolnej agonii w japońskich i mandżurskich kopalniach lub fabrykach, laboratoriach badawczych czy innych miejscach, gdzie akurat istniało zapotrzebowanie na ludzki materiał testowy. Los zachodnich jeńców wojennych oraz ich towarzyszy z azjatyckich oddziałów pomocniczych był nieco lepszy, o ile lepszym można nazwać niehumanitarne warunki bytu.
Obozy jenieckie, podobnie zresztą jak obozy dla internowanych cywilów, były koszmarnym snem, z którego jedyną szansą na wybudzenie czasami była śmierć. Śmierć, która zresztą przychodziła z łatwością. Wskaźnik umieralności wśród pojmanych młodych mężczyzn, przebywających w obozach średnio około czterdziestu miesięcy, sięgał niemal trzydziestu procent. Dla porównania w niemieckich obozach jenieckich umierało zaledwie cztery procent zachodnich żołnierzy. Trudno było sprostać warunkom, na jakie Japończycy skazywali pojmanych, zwłaszcza że obozy nie były dla nich pierwszym dotkliwym wyzwaniem.
Zanim jeńcy dotarli do miejsca docelowej kaźni, musieli przebyć żmudną, upokarzającą, często śmiertelną drogę. Maszerowali w nocy. Przejście każdego odcinka dwudziestu pięciu kilometrów trwało około dwunastu godzin. Jeńcom towarzyszył głód, brak przerw na odpoczynek, a nawet na załatwienie potrzeb fizjologicznych. Ponadto niekorzystne warunki pogodowe sprzyjały rozwojowi chorób, które potęgowały i tak już wysoki wskaźnik śmiertelności wśród jeńców.
Zbieranie ciał jeńców w trakcie baatańskiego marszu śmierci
Jednym z najbardziej zapamiętałych i okrutnych jenieckich marszów, powszechnie znanych pod nazwą „marszów śmierci”, był ten, który wyruszył z Bataan (Filipiny). 10 kwietnia 1942 roku w drogę wyruszyło siedemdziesiąt sześć tysięcy amerykańskich i filipińskich żołnierzy. Musieli oni pokonać trasę około stu dwudziestu kilometrów w nieznośnych upałach, aby dotrzeć do miejscowości San Fernando. Niezależnie od choroby czy osłabienia spowodowanego głodem każdy jeniec był przymuszany do wędrówki. Każdy, kto padał z wyczerpania, był rozstrzeliwany lub zakłuwany bagnetem. W ciągu pierwszych pięciu dni marszu żaden z jeńców nie otrzymał pożywienia ani wody. Próby ugaszenia pragnienia przy napotkanych studniach czy też kałużach kończyły się natychmiastową śmiercią. Widok wygłodzonych, apatycznych i wyczerpanych żołnierzy wzbudzał powszechną litość wśród tubylców, niestety każde wyrażenie chęci pomocy niosło ze sobą ogromne ryzyko. Dopiero szóstego dnia przydzielono maszerującym po garstce ryżu – i to za cenę ostatnich pamiątek i kosztowności, które musieli oddać Japończykom. Dziewiątego dnia marsz dobiegł końca, jednak koszmar tułaczki nadal trwał. Żołnierze zostali upchnięci w ciasnych wagonach po sto osób. Warunki transportu były tak nieludzkie, że nie każdy był w stanie dotykać stopami podłoża. Wielu zmarło w wyniku uduszenia. Droga z Bataan do San Fernando była usłana trupami. Około ośmiu tysięcy amerykańskich i filipińskich żołnierzy nie miało szansy dotrzeć do stacji końcowej, którą był obóz O’Donnell. W tym miejscu, tak jak i w wielu innych obozach jenieckich, pandemonium grozy miało dopiero nadejść.
Największy obóz jeniecki Changi w Singapurze można uznać za miejsce stosunkowo bezpieczne w porównaniu z innymi tego typu „przybytkami”. Strażnicy nie byli aż tak brutalni, a jedyne naprawdę surowe kary nakładali na jeńców, którzy próbowali uciec lub kontaktować się z tubylcami. Nie można było także narzekać na brak rozrywki. Kultura, sztuka oraz edukacja były w pełni dostępne dla każdego internowanego jeńca. Jedynymi niewygodami doskwierającymi w obozie były ścisk oraz awitaminoza, spowodowana monotonią posiłków.
Nieodłącznym elementem życia obozowego była ciągła obecność strażników. W większości krajów okupowanych byli to Koreańczycy lub Tajwańczycy, a w samej Japonii tę funkcję przyjmowali ranni lub lekko upośledzeni żołnierze nienadający się do czynnej służby wojskowej. Taki wybór straży nie był kwestią przypadku. Obcokrajowcy i osoby uważane za niepełnosprawne na ciele lub umyśle znajdowali się na samym dole hierarchii wojskowej. W związku z tą pozycją często byli maltretowani, bici i poniżani. Kiedy wreszcie uzyskali pewien rodzaj władzy, wykorzystywali ją w pełni. Japoński system wojskowy stworzył najokrutniejszych sadystów. Kary, które stosowali, nie były adekwatne do popełnionych przewinień. Prowadzenie dziennika, uśmiech na twarzy, niesubordynacja wobec „przełożonego” czy niewypełnienie natychmiast rozkazu, najczęściej wypowiadanego w języku japońskim, mogły zakończyć się tragedią. Porywczy strażnik mógł w najlepszym wypadku przymusić więźnia do ciężkich prac, a w najgorszym zabić lub okrutnie torturować. Katalog katorg był niezwykle urozmaicony. Stosowano między innymi torturę wodną, gdzie unieruchomiona ofiara była pojona wodą przez nos i usta tak długo, póki nie straciła przytomności. Czasami skakano jej również po brzuchu. Na podobnej zasadzie działała metoda ryżu. Więzień był głodzony przez kilka dni, aby potem zostać przymuszonym do zjedzenia surowego ryżu i popicia go ogromną ilością wody. Ryż pęczniał i powodował straszliwy ból brzucha. Jeńcy byli przypiekani, a także rażeni prądem. Ból musiał być dotkliwy, dlatego naruszano najwrażliwsze części ciała – nozdrza, bębenki w uszach, narządy płciowe lub pępek, a także rozciągano stawy, wyrywano paznokcie, zmuszano do klęczenia na ostrych przedmiotach. Każda z tych kar musiała być dotkliwa i przewlekła, gdyż inaczej nie satysfakcjonowałaby oprawców.
Amerykański plakat wojenny nawiązujący do okrucieństwa Japończyków
Jeńcy wojenni ostatecznie uzyskali łaskę życia, ale ceną była niewolnicza praca ku chwale Japonii i cesarza. Obozy jenieckie stanowiły rezerwuar taniej siły roboczej. Więźniowie pracowali w zakładach zbrojeniowych, przy budowie dróg, mostów i linii kolejowych tworzonych na potrzeby wojska. Zwłaszcza praca przy budowie Kolei Birmańskiej w latach 1942–1943 zebrała krwawe żniwo. Szacuje się, że owa inwestycja pochłonęła życie około stu tysięcy cywilów oraz szesnastu tysięcy alianckich żołnierzy. Najgorsze były głód i choroby, które stanowiły jego konsekwencję. Każdy, kto chorował, i tak musiał pracować, ale ze względu na swoją cielesną nieudolność miał zmniejszane racje żywnościowe. Pejoratywny stosunek do słabości w kulturze japońskiej powodował błędne koło, które po prostu wykańczało organizmy młodych mężczyzn. Przeżyliby, gdyby mieli szansę na odpoczynek. Niestety do końca wojny utrwalił się schemat ciężkiej pracy potęgującej liczbę chorych, których przymuszano do jeszcze większego wysiłku fizycznego.
Budowa mostu kolejowego na rzece Kwai w Tajlandii, rysunek Leo Rawlingsa z 1943 roku
Głód przyczynił się również do jednego z najbardziej haniebnych i niezrozumiałych epizodów w historii wojny na Pacyfiku – aktów kanibalizmu. W ostatnich latach wojny pozbawieni zaopatrzenia oficerowie i żołnierze japońskiej armii lądowej oraz marynarki wojennej zaczęli spożywać ludzkie mięso. Ofiarą padły setki australijskich i indyjskich żołnierzy armii brytyjskiej, cywile z Filipin i Nowej Gwinei, tajwańscy robotnicy oraz zabici japońscy żołnierze. Początkowo wybierano poległych na polu bitwy albo chorych jeńców, potem zaczęto wyznaczać przydziały: jeden jeniec na dzień. Trudno usprawiedliwić ten zbrodniczy czyn. W niektórych przypadkach, kiedy jednostka była zupełnie pozbawiona dostępu do jakichkolwiek racji żywnościowych, akty kanibalizmu były ostatecznością. Niestety zebrane po wojnie dowody świadczą, że kanibalizm praktykowano nawet wówczas, gdy osiągalne było inne pożywienie, co oznacza, że był on kwestią wyboru, a nie konieczności. Ukazuje to przykład amerykańskiego pilota, porucznika Edwarda Halla, którego ciało zostało symboliczną przystawką na przyjęciu japońskiego pułkownika Kato w 1945 roku. Kanibalizm był również alternatywą dla okrucieństwa. Jeńcy byli ćwiartowani żywcem. Akt ten mógł być również formą zemsty lub wyrazem pogardy wobec nieprzyjaciół. Japońscy żołnierze w ferworze nienawiści, za sprawą konsumpcji, przejmowali nie tylko ciało wroga, ale i jego poddańczą duszę. Nie można było bardziej sprofanować czyjegoś istnienia.