Читать книгу Jerzy Kulej. W cieniu podium - Piotr Szarama - Страница 6

Wstęp

Оглавление

Urodziłem się w Opolu w 1947 roku. Rodzice pochodzili ze Lwowa – ojciec Zbigniew Szarama był przed wojną zawodowym oficerem, matka Emilia zajmowała się domem, jak to często bywało w tamtych czasach. Były to trudne lata, w domu nie przelewało się, lecz rodzice stworzyli nam wspaniałą, ciepłą, rodzinną atmosferę, obdarzyli miłością, opieką i poczuciem bezpieczeństwa. Miałem dwie młodsze siostry, Małgorzatę i Wiesławę. Trójka rodzeństwa znalazła szczęście na miarę tamtych czasów. To był nasz świat, nasze realia zamykały się w świecie dziecinnych zabaw, nie znaliśmy pojęć politycznych systemów i wojny.

Przedstawiając siebie, świadomie poświęcam sporo miejsca ojcu, którego przykład ukształtował moje dalsze życie. Był dla mnie niedościgłym wzorem siły charakteru, moralności, uczciwości i ogromnej odwagi.

Promowany z wyróżnieniem na porucznika, ojciec został skierowany w 1934 roku do 9. Pułku Piechoty Legionowej w Zamościu. Dzięki znakomitej technice jazdy na nartach został również instruktorem doborowych kadr narciarskich ćwiczonych w pełnym ekwipunku bojowym. Wybuch wojny w 1939 roku nie był dla nikogo zaskoczeniem. Po zażartych i bohaterskich bojach w lasach zamojskich 9. Pułk Piechoty Legionowej uległ miażdżącej przewadze wroga.

W październiku 1939 roku ojciec nawiązał kontakt z tworzącym się Związkiem Walki Zbrojnej. Został skierowany do pracy w wywiadzie w rejonie Piotrkowa Trybunalskiego i Tomaszowa Mazowieckiego.

Za zasługi bojowe został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari V klasy, dwukrotnie Krzyżem Walecznych i Krzyżem Powstania Warszawskiego. Już pod sam koniec walk na Starówce pocisk zranił ojca w pierś. Wraz z innymi rannymi powstańcami wywieziono go z Pruszkowa do szpitala w Mühlbergu, po wyleczeniu przerzucono do Altengrabow, następnie zaś do Sandbostel.

Ojciec był dla nas przyjacielem, doradcą i kolegą w jednej osobie. Zmarł przedwcześnie w Opolu, przeżywszy zaledwie pięćdziesiąt dziewięć lat. Załatwiając smutne formalności pogrzebowe, zdumiony znalazłem pożółkłą kartkę. Była to jego ostatnia wola, która brzmiała: „Proszę o zwykły krzyż brzozowy i grób darniowy, taki, jak mają moi chłopcy na Powązkach”.

Z Opola wyjechałem do Warszawy. Ukończyłem tu Akademię Wychowania Fizycznego w 1971 roku, otrzymałem również tytuł trenera piłki nożnej II klasy. Po skończeniu studiów pracowałem jako trener w Szczecinie, Opolu, Świnoujściu, Warszawie.

Wiedziałem, że nie jest mi pisane życie w kraju. Wyjechałem do Hamburga, z zamiarem emigrowania do Stanów Zjednoczonych. W Niemczech spędziłem cztery lata, aż wreszcie otrzymałem dokumenty upoważniające mnie do rozpoczęcia życia za oceanem. Był to dla mnie szczęśliwy dzień.

Zamieszkałem wraz z żoną na Wschodnim Wybrzeżu, w stanie Maryland, niedaleko Waszyngtonu. Mieliśmy dwuletnią córeczkę Izabellę. Wspominam ten pobyt z wielką sympatią, ponieważ Amerykanie, z którymi się zetknęliśmy, okazali nam ogromne serce i wszelką pomoc, traktując nas niemalże jak rodzinę.

Podejmowałem najróżniejsze prace, wieczorami ucząc się języka angielskiego. Myłem samochody, pracowałem w garażu jako mechanik, byłem masażystą, wreszcie otrzymałem posadę trenera piłki nożnej w Harford Community College w Bel Air.

Po dwóch latach postanowiliśmy przenieść się na Zachodnie Wybrzeże, gdzie mieszkamy do dziś. W Kalifornii urodziła nam się druga córka, Olivia.

Studiowałem w State University of Long Beach w Kalifornii na kierunku kinezjologii i fizjoterapii. Dzięki temu mogłem podjąć pracę w kalifornijskich szpitalach rehabilitacyjnych, w których spędziłem piętnaście lat. Trenowałem również piłkarzy, aż wreszcie otworzyłem własny fitness club.

Pisanie zawsze było moją pasją. Przez dziesięć lat publikowałem artykuły w kilku periodykach amerykańskich dla Polonii, głównie w „Wiadomościach Piastowskich/Piast News”, „Horyzontach”, „Relaksie”. Poruszam tematy obyczajowe, historyczne, sportowe. Wielką przyjemność sprawia mi także pisanie poezji.

Jerzego Kuleja poznałem w 1967 roku. Jurek był wówczas znanym i podziwianym bokserem, dwukrotnym mistrzem Europy z Moskwy i Berlina oraz mistrzem olimpijskim z Tokio. Teraz przygotowywał się do startu na mistrzostwa Europy w Rzymie, aby po raz trzeci zdobyć złoty pas mistrza Starego Kontynentu. Przygotowania odbywały się w Centralnym Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Warszawie na Bielanach. Obserwowałem treningi naszej kadry bokserskiej. W budynku warszawskiej AWF była studencka kawiarenka nazywana powszechnie Sauną. Spotykaliśmy się tam w przerwach między zajęciami. Przy małej kawie zamieniłem z Jurkiem po raz pierwszy kilka słów. I tak się to wszystko zaczęło.

Spędziłem z Jurkiem wiele czasu, przemierzyliśmy razem Polskę wszerz i wzdłuż. Był u mnie w Hamburgu, potem Stany Zjednoczone, bezkresne autostrady Kalifornii, Nevady, Arizony i unikatowe miejsca, które podziwialiśmy razem. Wielki Kanion, Park Narodowy Yosemite, Park Narodowy Sekwoi, Dolina Śmierci, San Francisco, San Diego, Los Angeles, Hollywood, Tucson, Phoenix. W ciągu czterech miesięcy przemierzyliśmy około pięciu tysięcy mil, czyli osiem tysięcy kilometrów. Bezustannie skąpani w słońcu, chłonni nowych wrażeń pędziliśmy ku nowej przygodzie. Wzbogacały nas też dziesiątki spotkań z Polakami w różnych stanach, miastach, w różnym wieku i niekończące się rozmowy o boksie.

Minęło osiemnaście lat od ukazania się Dwóch stron medalu – książki, którą napisałem za oceanem na podstawie wspomnień mojego przyjaciela, najwybitniejszego polskiego boksera Jerzego Kuleja. Pisanie biografii nie jest bynajmniej sprawą łatwą, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę dodatkowe utrudnienia, jakimi są odległość i czas.

Poleciałem do Anglii, gdzie wówczas mieszkał Jurek, i tam nagraliśmy osiemnaście dwugodzinnych kaset z opowieściami o jego życiu. Po powrocie do Stanów przelałem treść naszych konwersacji na papier i wysłałem całość do Polski. Jurek zobowiązał się znaleźć wydawcę – miał szerokie znajomości wśród osób zajmujących się publikacją książek.

Jako autor zostałem zaproszony na promocję, która miała odbyć się na Torwarze w Warszawie 15 lipca 1996 roku. Z radością na to przystałem, zawiadamiając rodzinę i przyjaciół. Przybyło wiele znakomitości ze świata sztuki, filmu, teatru i sportu. Gośćmi byli wybitni polscy trenerzy piłkarscy – Kazimierz Górski i Ryszard Koncewicz, a także mistrz olimpijski w boksie Jerzy Rybicki. Z Lublina przyjechał uwielbiany przez bokserów Stanisław Zalewski, legendarny masażysta i asystent trenera Stamma, trenerzy bokserscy –Wiktor Nowak i Dariusz Duriasz, przedstawiciele warszawskiej AWF i działacze PKOl. Gustaw Holoubek odczytał zebranym fragment książki opisujący bitwę polskich żołnierzy pod Monte Cassino. Panowała serdeczna atmosfera, a z okładek nowych książek, ustawionych na regałach pod ścianami, patrzył sam mistrz ceremonii Jerzy Kulej.

Z ciekawością wziąłem do ręki jeden z egzemplarzy. Na próżno szukałem jednak swojego nazwiska jako autora. Na trzeciej kartce widniała informacja: „Jerzy Kulej opowiadał, Piotr Szarama spisał”. Można by przypuszczać, że w czasie pracy nad książką Jerzy Kulej miał złamaną rękę, co uniemożliwiało mu pisanie, dlatego dyktował mi wspomnienia. Zostałem więc kronikarzem. Przekonałem się również, że wiele fragmentów oryginału usunięto, zmieniono lub wypaczono bez jakichkolwiek konsultacji z autorem.

Jedynym miłym akcentem był artykuł Jerzego Zmarzlika, który ukazał się po kilku tygodniach w „Przeglądzie Sportowym”. Znany komentator sportowy pisał tak: „Dziełko powstało daleko od Polski, w Los Angeles, gdzie obecnie mieszka Szarama. Jak wszystkie książki napisane z dala od kraju, obojętnie, czy pisali je wieszczowie, czy grafomani, i ta, nosząca tytuł Dwie strony medalu, przepełniona jest romantyczną zadumą, serdeczną szczerością, podbarwioną trochę fantazją, której nigdy Jurkowi nie brakowało. Mistrz boksu, ofiarowując mi swoją spowiedź, spisaną na taśmie magnetofonowej i podaną do druku przez Piotra Szaramę, opatrzył ją dedykacją: »Jerzemu Zmarzlikowi, który wie o boksie wszystko«… Istotnie myślałem, że wiem o Jurku prawie wszystko, ale gdzie tam… Pisałem o nim wiele razy, poświęciłem mu potężny rozdział w swojej książce Bij mistrza, ale Kulej przedstawił to zupełnie inaczej, barwniej, romantyczniej i czasami szczerze, aż do bólu. Ja miałem skrupuły, bo stale miałem opory, czy jeden człowiek o drugim człowieku może pisać tak bez ogródek, bez troski o dobra osobiste opisywanego. Kulej takich obaw nie miał. I dlatego powstała książka, którą czyta się z wypiekami na twarzy, jednym zamachem od deski do deski”.

W cieniu podium nie jest drugim wydaniem Dwóch stron medalu. Niektóre rozdziały z pewnością wydawać się będą podobne, bo trudno zmienić historię i wypaczyć fakty. Jest to książka uzupełniona o długie osiemnaście lat życia Jerzego Kuleja, lat dorosłych, dojrzałych, pełnych wzlotów i upadków, których dostarcza codzienne życie, pokazująca ukształtowanego człowieka ze wszystkimi jego zaletami i wadami.

Jest to historia wybitnego sportowca i niezwykłego człowieka, którego znajomością i szczerą przyjaźnią szczyciłem się przez wiele lat. Jest to książka o sprawach wielkich i zwykłej ludzkiej egzystencji, o chwilach wzruszeń i upodleniu, o miłości i umieraniu, o głosie sumienia, cierpieniu i łzach, bólu duszy i ciała – jest to książka o ŻYCIU.

Niezmiernie trudno jest pisać o przyjacielu w sposób obiektywny. Historia życia Jerzego Kuleja to próba przedstawienia w sposób możliwie wierny jego sportowej kariery, psychiki, a także ukazania osób, z którymi zeszły się jego drogi.

Jerzy Kulej był człowiekiem, dzięki któremu podczas igrzysk olimpijskich i mistrzostw Europy rosły serca milionów Polaków, był tym, który wyciskał łzy wzruszenia i dostarczał rodakom niezapomnianych chwil. Stał się symbolem bokserskiego kunsztu, niedościgłym wzorem, idolem tysięcy chłopców, którzy chcieli być tacy jak on. Pokonał w życiu bardzo wiele przeciwności, by wyjść z krańcowego ubóstwa i dostąpić największych zaszczytów. Olimpijski wawrzyn stał się ukoronowaniem nieprzeciętnych cech charakteru, niezłomności woli, pokonania własnych słabostek, sprawdzania samego siebie, jak również wystawiania na próbę duszy i ciała.

Osiągnął w życiu bardzo wiele. Sportowe sukcesy to prawdziwe świadectwo wspaniałego pięściarza, lecz nie tylko to decydowało o jego niepowtarzalnej osobowości. Był podziwiany i opluwany zarazem, a sportowa gloria wielokrotnie wiodła go w mroczne zakątki. Znalezienie złotego środka nie zawsze było możliwe, balansowanie nad przepaścią często zakłócało spokojną codzienność.

Podobnie jak ring, życie było dla niego codziennym, tajemniczym wyzwaniem, które budziło w nim podniecający niepokój. Umiał rozmawiać zarówno z dyplomatami politycznymi, jak i z najtęższymi „gigantami” warszawskiej Pragi.

Moja fascynacja boksem zaczęła się bardzo dawno. Pamiętam, był 24 maja 1953 roku, niedziela. Siedzieliśmy z ojcem w naszym mieszkaniu w Opolu i słuchaliśmy transmisji radiowej z finałów Mistrzostw Europy rozgrywanych w Warszawie. Z małego, drewnianego odbiornika dochodziły rewelacyjne informacje. Miałem wówczas sześć lat. Ojciec z trudem ukrywał wzruszenie. Nie wiedziałem, o co chodzi, ponieważ ojciec zawsze kojarzył mi się z siłą i odpornością psychiczną.

Pamiętam dzień, kiedy pojechałem z ojcem do Warszawy na mecz bokserski. Walczyły zespoły Legii z BBTS Bielsko-Biała. Byłem pod ogromnym wrażeniem wydarzeń na ringu. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłem z bliska, jak po zakończonej walce pokrwawieni bokserzy padali sobie w objęcia. Nie mogłem pojąć tego zjawiska, nie mogłem uwierzyć w szczerość i prawdziwość tych uścisków. Ojciec, widząc moje zakłopotanie, powiedział: „Tak, synu, to wszystko prawda! Boks jest sportem prawdy! Jeśli mi nie wierzysz, włóż kiedyś rękawice i wejdź do klatki! Po walce będziesz oczyszczony bez względu na wynik!”. Słowa te dźwięczą mi w uszach do dziś, choć minęło już tyle lat.

W wieku czternastu lat wstąpiłem do sekcji bokserskiej KS Budowlani Opole, która wkrótce zmieniła nazwę na OKS Odra. Trenowałem zawzięcie w sali przy ulicy Sępołowskiej. Któregoś dnia wróciłem do domu nieźle poobijany. Matka podniosła lament, że nie chce, aby jej syna tak okrutnie katowano. Ojciec nie mówił nic, tylko uśmiechał się znacząco, wiedziałem, że jest ze mnie dumny. Chcąc uspokoić matkę, rozpocząłem treningi piłkarskie, którym pozostałem wierny. Kiedy podjąłem studia w warszawskiej AWF, zajęcia z boksu prowadzili wspaniali fachowcy – Dariusz Duriasz i doktor Wiktor Nowak. Zachowałem te kontakty w najmilszej pamięci. Nie mogłem niestety pogodzić czasowo specjalizacji w zakresie piłki nożnej z boksem i uzyskać uprawnień trenerskich w obu tych dyscyplinach. Nigdy nie sądziłem, że znajdę w środowisku bokserskim tyle sympatii i szczerych przyjaźni.


Andrzej Gołota, Piotr Szarama i Jerzy Kulej

Od wielu lat mieszkam w Stanach Zjednoczonych. Jestem częstym bywalcem zmagań czempionów w Las Vegas. To jednak całkiem inny sport, właściwie wielki biznes przy okazji sportu. Przepych kasyn-kolosów, magia świateł, hotele mieszczące w swych pokojach po kilka tysięcy ludzi. Wszystko po to, aby dać człowiekowi tę jedną małą chwilę nadziei i złudnego ukojenia. Profesjonalny boks to show, na którym zarabiają wszyscy zaangażowani w ten wielki kombajn. W dzisiejszym sporcie nie ma już miejsca na amatorstwo. Poznałem wielu ciekawych ludzi, chłodnych, rzeczowych, myślących o zarabianiu wielkich pieniędzy w każdej sekundzie życia. Amerykański pragmatyzm i brak jakichkolwiek kompleksów to cechy godne uznania, ale wymagające zarazem wnikliwej analizy.

Tą książką chciałbym również złożyć skromny hołd mojemu ojcu, którego przykład był dla mnie jasnym światłem w całym dalszym życiu. To on nauczył mnie patrzeć w ludzką duszę, nauczył mnie dostrzegać wartości najwyższe i doceniać dobro, z którym każdy z nas przywitał ten świat. Kiedy odszedł przedwcześnie na zawsze, odczuwałem ogromną pustkę, która trwa do dziś. Był moim najwierniejszym przyjacielem.


Pierwszy dzień pobytu Piotra Szaramy w domu Krystyny i Jerzego Kulejów. Początek pracy nad książką Dwie strony medalu (Slough pod Londynem 1994)

Książka W cieniu podium nie jest suchą kroniką, nie jest też klasyczną biografią. Zaliczam ją do gatunku powieści biograficznej. Czasem świadomie nie zachowuję chronologii, a dialogi z ludźmi spotkanymi przez Jurka często zmieniają się w czasie. Zwracam niekiedy uwagę na sferę duchową naszego Mistrza i jego szczególnie wrażliwą psychikę. Bohater interesował się w życiu nie tylko sportem. Był miłośnikiem historii, literatury, muzyki, filmu. Kochał poezję. Bardzo dużo czytał, zawsze otrzymywałem od niego w prezencie wspaniałe dzieła. Historia Powstania Warszawskiego stała się jego pasją. Obaj uwielbialiśmy podróże i byliśmy głodni nowych krajów, kultur, ludzi.

Pragnę w tym miejscu podziękować Jurkowi, że wybrał właśnie mnie na narratora swojego przebogatego życia. Wielki to dla mnie zaszczyt i najszczersza przyjemność móc ożywić bohaterów niniejszej książki i obdarować Szanownych Czytelników raz jeszcze wspomnieniem minionych chwil. W ten sposób pragnę obdarzyć biciem serc postacie na stronicach niniejszej książki i wskrzesić czas, który przeminął. Niech wszyscy, którzy czuć potrafią, znajdą tu cząstkę samych siebie.

Jerzy Kulej. W cieniu podium

Подняться наверх