Читать книгу DJ Adamus Historia złego chłopca - Piotr Witwicki - Страница 4
Moja twarz
nie brzmi znajomo
ОглавлениеOdwróciłem się, by powiedzieć wszystkim dookoła, że ich kocham, ale okazało się, że stoję zupełnie sam. Dopiero w tym momencie poczułem zimne krople deszczu, które spadały na moje nabuzowane ciało. Gdzieś w tle wiła się półnaga Filipinka. Podszedłem do jej czerwonego pokoju, ale mój wzrok zatrzymał się na oddzielającej nas szybie. W miejscu, w którym powinienem zobaczyć własne odbicie, rozmyte rysy nie chciały złożyć się w całość. Kolory zaczęły blednąć, a twarz wraz z deszczem spłynęła z szyby na ulicę. Kilka kropel od razu odbiło się od ziemi i wróciło na górę. Przez sekundę bezkształtna twarz zaczęła układać się na szybie. Wyglądała, jakby ktoś oblał ją kwasem. Dotknąłem ręką policzka i poczułem, jak spływają z niego kolejne krople. To tylko deszcz, starałem się uspokoić samego siebie.
W zakazanym mieście mój obecny stan jest jak najbardziej legalny. Wraz z chwilą, gdy stałem się wielkim gorącym sercem, mózg przestał być mi potrzebny. Wypełniła mnie muzyka. Dzielnica, która bije krwistą czerwienią, jest idealnym miejscem dla wielkiego serca. Mogę spokojnie przyglądać się dziewczynom i rozpływać w dźwiękach, które cały czas we mnie krążą.
Jak za dawnych lat wyruszyłem w podróż, by szukać muzyki. Zobaczenie własnych idoli zawsze dodaje energii. Pierwszy raz Massive Attack widziałem w Pradze. Byłem bardzo młody, a konfrontacja z tą jakością muzyki okazała się miażdżąca. Gdy ostatnio usłyszałem ich nowy singiel, to poczułem, że znów chcę z nimi odpłynąć. I to mimo że w piosence pojawił się głos Tricky’ego, którego ostatni koncert w Warszawie należał do najgorszych, jakie widziałem w życiu. Narkotyki odebrały mu już dawno kontakt z bazą. Może warto sprawdzić, czy wzięli tego ćpuna w trasę? – to pytanie spadło na mnie z całą jasnością. Od razu zacząłem sprawdzać kolejne europejskie miasta. Wszędzie koncerty Massive Attack były wyprzedane. Berlin, Paryż, Londyn… Amsterdam? Tak, są jeszcze bilety. Samolot miałem o siedemnastej czterdzieści pięć, co oznaczało, że o dwudziestej byłem już na miejscu. Taksówka z lotniska do Music Hall kosztowała niemal tyle, co przylot do stolicy Holandii. Ostatecznie partie Tricky’ego wykonywał Daddy G. Unosiłem się wraz z dudniącym basem. Massive Attack nie stracili nic ze swojej świeżości. Poczułem się jak wtedy, gdy po raz pierwszy słuchałem płyty „Mezzanine” i już przy „Angel” miałem ciarki. Potem Massive Attack przenieśli mnie w nieznane i zostawili gdzieś w okolicach Red Light District. Ledwo zdążyłem przed zamknięciem. Mam przy sobie gram jarania i solidną porcję meksykańskich grzybów.
Grzyby nie ważą dużo, ale gdy tylko zaczęły znikać z mojej kieszeni, zrobiłem się lżejszy. Nawet nie wiem, kiedy Filipinka w czerwonym oknie zamieniła się w piękną Tajkę, która zaczęła mnie masować całym ciałem. Zamknąłem oczy i rozpłynąłem się w przyjemności. Znalazłem się w półśnie, z którego wyrwały mnie spadające na głowę krople deszczu. Po otwarciu oczu zrobiło się jeszcze ciemniej. Zgasły wszystkie czerwone światła, a miejsce, gdzie wcześniej wiła się Filipinka, zasłonięto czarną płachtą. Przestrzeń w mojej głowie zaczęła wypełniać się chaosem. Poczułem, że z mojej twarzy bezładnie zwisają mięśnie. Gdy znów zacząłem szukać swojego odbicia w jednej z szyb, zauważyłem przerażonego człowieka. Wyglądał, jakby był starszy ode mnie o jakieś 30 lat. To ojciec, pomyślałem i zacząłem się uspokajać. Postanowiłem się do niego odezwać, ale on otworzył usta dokładnie wtedy, gdy zrobiłem to ja. W dodatku z każdą sekundą robił się coraz starszy. Odszedłem, ale dziwna, wciąż starzejąca się maska pozostała na swoim miejscu. Gdzie są moje grzyby? Zacząłem gorączkowo przetrzepywać kieszenie. Wszystkie się już skończyły. Czas stąd odejść, pomyślałem, ale znów zderzyłem się ze swoim odbiciem. Najwyraźniej stałem się teraz jedną z dekadenckich postaci „Pożegnania jesieni” Witkacego. To całkiem możliwe, bo od dawna wydawało mi się, że historie, które opowiadam, nie mają nic wspólnego z moim życiem. Z każdym dniem brzmią zresztą coraz mniej znajomo. Przekazuję je, bo chciałbym lepiej poznać samego siebie. Tyle że ja jestem przecież wielkim gorącym sercem, które żyje tylko tu i teraz i nie ma żadnej historii.