Читать книгу Piętno - Przemysław Piotrowski - Страница 5

Rozdział 2

Оглавление

Na zewnątrz wciąż panował mrok. Krople deszczu dudniły o parapet starej kamienicy na warszawskiej Saskiej Kępie, a sypialnię o skąpym wystroju wypełniały jęki szczytującej pary kochanków. Kobieta o długich blond włosach wpijała paznokcie w klatkę piersiową partnera i gwałtownie, z każdą sekundą coraz szybciej i bardziej zachłannie, ujeżdżała go. W kulminacyjnym momencie zaklęła siarczyście i wygięła ciało w łuk niczym gimnastyczka. Mężczyzna uniósł biodra, jakby w ostatniej chwili chciał wejść w kochankę jeszcze głębiej, po czym obojgiem targnęła fala ekstatycznych spazmów. Chwilę później kobieta opadła na partnera, jakby straciła wszystkie siły.

Leżeli tak przez kilkadziesiąt kolejnych sekund, dysząc ciężko. Wnętrze wypełniał zapach dymu papierosowego, kadzideł i seksu.

– Kocham cię, Igor – szepnęła mężczyźnie do ucha i pocałowała go w szyję. Raz, drugi, trzeci, czekała, aż w końcu usłyszy z jego ust to samo, ale kochanek milczał.

Jak zawsze.

Oksana Szczypenko pochodziła z Ukrainy i blisko rok temu zakochała się w Igorze bez opamiętania. Poznali się przypadkiem, gdy prowadził śledztwo dotyczące zabójstwa szefa jednego z magazynów dużej firmy odzieżowej pod Warszawą. Przesłuchiwał ją jako jednego z kilkudziesięciu potencjalnych świadków i choć nie miała zielonego pojęcia o sprawie, zatrzymała wręczoną wizytówkę. Po kilkunastu dniach walki z samą sobą zadzwoniła. Wtedy wszystko się zaczęło.

Z początku ją zlekceważył, ale miała swoje sposoby, aby zmienił zdanie. W końcu uległ i spotkali się w gruzińskiej restauracyjce na Starym Mieście. Przyszła ubrana w podkreślającą jej kształty czerwoną sukienkę i od razu zrobiła na nim wrażenie. Szczupłe nogi do samego nieba wieńczyły zgrabne pośladki, a szerokie biodra kontrastowały z talią tak wąską, że postawny mężczyzna był w stanie objąć ją dłońmi. Jej bezsprzecznym atrybutem były też ogromne jasnoniebieskie oczy oraz zdrowe, lśniące włosy koloru letniego słońca. Znała swoją wartość i wykorzystała ją w pełni, aby usidlić faceta, który w tylko sobie znany sposób skradł jej serce.

Oksana uniosła delikatnie głowę i odgarnęła dłonią posklejane w strąki włosy. Jej mężczyzna miał zamknięte powieki, oddychał coraz spokojniej. Powiodła wzrokiem po jego idealnie wyprofilowanej twarzy, twardych, męskich rysach, bliźnie przecinającej łuk brwiowy i pokrytych kilkudniowym zarostem policzkach. Nie mogąc się oprzeć, pocałowała go w usta, po czym zsunęła się z niego i położyła obok.

Przez chwilę obserwowała, jak jego klatka piersiowa miarowo unosi się i opada. Położyła smukłą dłoń w okolicach mostka. Jej palce powoli przesuwały się, zakreślając niewielkie koła, kluczyły pomiędzy zroszonymi potem włosami, w końcu zatrzymały się kilka centymetrów powyżej prawego sutka. W tym miejscu skóra była pozbawiona owłosienia, a przy tym najdelikatniejsza, przypominała jej najdoskonalszy jedwab. Przez kilka sekund zataczała na niej palcami drobne okręgi, następnie przysunęła twarz i pocałowała to miejsce. Nie dostrzegając żadnej reakcji ze strony mężczyzny, położyła głowę i objęła go.

Westchnęła zawiedziona. Nie miała pojęcia, jak przebić się przez ten emocjonalny mur, jakim Igor odgrodził się od reszty świata. Jeszcze nigdy nie spotkała tak zamkniętego w sobie człowieka. Nie naciskała go, wiedziała, jaki jest, i przyzwyczaiła się do tego, że nie okazuje albo po prostu nie potrafi okazywać uczuć. Na początku znajomości nawet jej się to podobało. Igor był taki surowy, męski, trochę szorstki w obyciu, a do tego pieprzył się jak sam bóg. Z czasem jednak odnalazła w sobie potrzebę większej akceptacji, pragnienie głębszego związku, motywowanego nie tylko dzikim i namiętnym seksem. Czuła, że nie była Igorowi obojętna, ale nigdy też nie usłyszała od niego czegoś więcej niż „jesteś cudowna i szaleję za tobą”, zwykle tuż przed albo w czasie, gdy się kochali. Słowo „kocham” zdawało się nie istnieć w jego słowniku, jakby było co najmniej zakazane, a jego użycie podlegało karze.

Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk komórki Igora. Tej firmowej, która dzwoniła, kiedy chciała. I nieraz zepsuła im upojną noc.

Igor po omacku wyciągnął rękę w kierunku nocnej szafki. Nie mogąc namierzyć bzyczącego telefonu, otworzył oczy i delikatnie wysunął się spod ciała kochanki.

– Musisz? – zapytała.

Nic nie odpowiedział, tylko spuścił nogi na podłogę i chwycił urządzenie. Dzwoniła jego była partnerka Julia Zawadzka, z którą przestał pracować, gdy po jednej z akcji stres odreagowali w łóżku. Od tamtej pory wolał działać sam, choć oboje pozostali w przyjacielskich relacjach.

– Cześć, Igor.

– Cześć, Julka.

– Jesteś w Warszawie?

– Tak, ale wiesz, która…

– Tak, wiem, która jest godzina, więc…

– Dlaczego nie dzwonisz na prywatny?

– Bo mógłbyś nie odebrać.

– Pod ten numer dzwonią zwykle po to, aby mi zepsuć humor. Też masz taki zamiar?

– Sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, ale raczej ci go nie poprawię. Musimy się natychmiast zobaczyć.

– To nie może poczekać do rana?

– Owszem, ale wtedy zapewne będziesz już gwiazdą wszystkich mediów, a komendant nakaże ci natychmiastowe stawienie się w jego biurze, aby osobiście urwać ci jaja.

– Ty się dobrze czujesz, Julka?

– Nie wkurwiaj mnie, Igor. Nie dzwoniłabym do ciebie, gdyby to nie było ważne. Przyjedź do mnie jak najszybciej. Albo ja mogę dojechać do ciebie.

– Nie, do mnie nie. Niedługo będę, ale możesz mi choć z grubsza powiedzieć, o co chodzi?

– Już za chwilę możesz być podejrzany o morderstwo. Wystarczy?

– Żartujesz sobie?

– A brzmię, kurwa, jakbym żartowała? Pospiesz się, Igor.

Połączenie zostało przerwane. Komisarz siedział na skraju łóżka i próbował jakoś przyswoić słowa byłej partnerki.

– Musisz uciekać… – mruknęła Oksana. W jej tonie wybrzmiał nieskrywany żal.

– Na to wygląda – rzucił w przestrzeń, po czym obrócił się i spojrzał jej w oczy. – Jak chcesz zostać, to klucze wiszą w skrzynce przy drzwiach. Ale nie czekaj. Nie wiem, kiedy wrócę.

– Przyzwyczaiłam się.

Igor włożył spodnie i wyjął z szafy koszulę. Najpierw jedną, potem drugą, trzecią, czwartą cisnął w kąt. Zaklął pod nosem, wszystkie wyglądały jak wyjęte psu z gardła.

– Ja panu wyprasuję, panie komisarzu. – Oksana rzuciła mu zalotne spojrzenie i zamachała łydkami jak lolitka z kucykami i wielkim lizakiem w ustach.

– Nie teraz, Oka. Poza tym czasem mogłabyś zaprotestować…

– Czyż nie jesteś moim panem i władcą?

Igor miał mętlik w głowie, a podobne zagrywki ze strony Oksany zdecydowanie nie pomagały w koncentracji. Uwielbiał ją za to jednowymiarowe postrzeganie życia, ale teraz najchętniej wyrzuciłby ją za drzwi. Miała dwadzieścia osiem lat i choć przeżyła już wiele, wciąż, była niewinna i naiwna, zwłaszcza gdy zaciągała z tym swoim wschodnim akcentem.

– Wezmę koszulkę.

– Czyli nie idziesz na inne dziewczyny? – zapytała zaczepnie i usiadła na skraju łóżka.

– Oka, proszę cię. Idź już spać.

Komisarz przełożył przez głowę wysłużoną koszulkę reeboka, na nią narzucił równie szaroburą rozpinaną bluzę. Sięgnął do szuflady w szafce nocnej, wypiął walthera z kabury i wcisnął za pasek spodni. Często tak nosił broń, lubił czuć ją przy ciele.

– Mam się martwić? – spytała Oksana, jakby wyczuwając, że tym razem nie chodzi o zwykły telefon z komendy.

– Nie musisz.

– Na pewno?

– Czy kiedykolwiek cię okłamałem?

Oksana uśmiechnęła się anemicznie, bo rzeczywiście nigdy tego nie zrobił. Ale jeżeli zwykle milczy się na większość tematów, to i skłamać trudno.

– Nigdy – szepnęła i osunęła się z powrotem na pościel.

Chwilę później Igor maszerował przez ponure podwórze, nie zważając na siekący deszcz. Miał złe przeczucie, a intuicja zawodziła go rzadko. Gdy w końcu dotarł do samochodu i uruchomił starego nissana patrola, pomyślał, że wdepnął w niezłe bagno.

* * *

Komisarz Igor Brudny był mężczyzną w kwiecie wieku. Nie przykładał wagi do tego, co nosi, dlatego zwykle wyglądał tak samo. Golił się raz na tydzień, a jak miał dużo pracy w terenie, to czasem raz na dwa. Większość współpracowników widziała w nim gbura, ale nie rozdzierał szat z tego powodu, w zasadzie nawet mu to odpowiadało. Przynajmniej nie musiał udawać i każdemu z osobna mówić rano „dzień dobry”, gdyż wychodził z założenia, że nie ma sensu chwalić dnia przed zachodem słońca. Dobre dni przytrafiały mu się rzadko, ale potrafił je docenić, zwykle wieczorami w towarzystwie ulubionych jamesona i Brudnego Harry’ego, od jakiegoś czasu jamesona, Brudnego Harry’ego i pewnej niezwykle uroczej Ukrainki, która dawała mu to, czego jameson i Brudny Harry nie byli w stanie.

Komisarz Brudny był też człowiekiem o dość zagmatwanej przeszłości. Nikomu o tym nie mówił, ale tak naprawdę nie nazywał się Brudny. Nazwisko to przyjął tuż po wkroczeniu w dorosłość, gdy postanowił zniknąć z miejsca, gdzie się wychował, i raz na zawsze zerwać ze światem, który los mu wybrał. Jedynym transferem z życia numer jeden do życia numer dwa był właśnie Brudny. Brudny Harry. To na cześć tego ascetycznego gliniarza, którego grał nie mniej surowy w życiu prywatnym Clint Eastwood (a przynajmniej Igor tak go sobie wyobrażał), przyjął w Urzędzie Stanu Cywilnego nowe nazwisko. Pomijając grymas wyjątkowo nieprzyjemnej biurwy, która słysząc wybór petenta, nie omieszkała poprzewracać oczami i dodatkowo go skomentować, Igor nigdy więcej nie miał problemów w związku z nowym nazwiskiem. Zwłaszcza że w stolicy, do której się przeprowadził, popracował nad wizerunkiem, aby już od pierwszego kontaktu sprawiać wrażenie ponurego skurwysyna.

Przeszłość Igora kryła wiele smutnych historii, ale nigdy nikomu o nich nie opowiadał. W ogóle mówił niewiele i gdyby nie praca, która w dużej mierze polegała na zadawaniu pytań, pewnie nie mówiłby wcale. Według Igora od słów wszystko się zaczynało i na nich wszystko kończyło. Nie tylko w pracy, ale także poza nią. A poza pracą czuł się jak słoń w składzie porcelany. Dlatego przez blisko dwadzieścia lat był sam, a jego kontakt z kobietami ograniczał się do przygodnych spotkań, zwykle rzadkich, bo z konieczności opłacanych z lichej policyjnej pensji. Miało to swoje plusy, bo nie musiał mówić, minusem była arytmetyka, której nie dało się oszukać, i bywało, że Igor pod koniec miesiąca musiał ograniczać się do chleba, sera i jamesona. Dopiero przed rokiem coś w tym temacie drgnęło, a nieoczekiwane pojawienie się w uporządkowanym schemacie gadatliwej kobiety (z mocnym wschodnim akcentem) wprowadziło w życie Igora nieco więcej słów, których połączenie nie kończyło się znakiem zapytania. Godził się jednak na to, bo był gburem, ale nie ignorantem i rozumiał, że może otrzymać coś tylko wtedy, gdy z czegoś innego zrezygnuje. Decydując się na jakiś ruch, należało się liczyć z konsekwencjami. Akcja rodziła reakcję. To był bardzo prosty mechanizm (lub jak kto woli, prawda życiowa), lecz poznał w życiu wielu ludzi, którzy jednak tego nie rozumieli. Takich zazwyczaj łapał albo do nich strzelał.

Lubił proste środki i czytelne metody. Przejrzyste rozwiązania i jasne odpowiedzi. Czerń i biel. Dlatego tym bardziej nie mógł pojąć, co miał znaczyć ten enigmatyczny i popierdolony telefon od Julki w sobotę o drugiej trzydzieści nad ranem.

Dotarł na Giełdową krótko po trzeciej. Zatrzymał się tam, gdzie zawsze, czyli na zarośniętej dzikimi krzakami wysepce, która z racji przesadnie wysokiego krawężnika dla zdecydowanej większości samochodów osobowych była nie do sforsowania. Wyłączył silnik i raz jeszcze spróbował ogarnąć, o co mogło chodzić byłej partnerce z patrolu. Nic nie przychodziło mu do głowy, a nie lubił być zaskakiwany. Nawet przez Julkę.

Piętno

Подняться наверх