Читать книгу Czarna wołga - Przemysław Semczuk - Страница 8

Wstęp do wydania pierwszego

Оглавление

W drugiej połowie lat sześćdziesiątych na Śląsku zapanowała psychoza strachu. Gdzieś w mroku grasował Wampir, który mordował kobiety. Ludzie mówili, że po kraju jeździ czarna wołga, która porywa dzieci. Paradoksalnie gazety chętnie pisały o podobnych przypadkach. W 1968 roku katowicki „Wieczór” na pierwszej stronie wzbudzał przerażenie tytułem Strach wyjść na ulicę. Nie było jednak powodów do obaw. Czytelników szybko uspokajano. Tytuł był cytatem z przemówienia Edgara Hoovera, dyrektora FBI: „Miliony Amerykanów żyją dziś w nieustannym strachu. De facto w żadnym mieście praworządny obywatel nie ośmiela się wyjść na ulicę po zapadnięciu zmroku”.

Siedem lat później w tej samej gazecie wielkimi literami donoszono Interpol na tropie wielkiego gangu fałszerzy dolarów. Przy okazji wspomniano, że w fałszerską aferę było zamieszanych dwóch Polaków, którzy uciekli na Zachód. Na pierwszych stronach dzienników co rusz pojawiały się informacje o napadzie na sklep jubilerski w Londynie czy morderstwie policjanta w Nowym Jorku.

Władze robiły wszystko, by stworzyć wrażenie, że przestępczość jest wyłącznie problemem państw kapitalistycznych, zgniłego Zachodu. O alarmach bombowych na pokładach samolotów LOT-u do Moskwy i Nowego Jorku, groźbie zatrucia cyjankiem potasu ujęć wody w Jeleniej Górze, zuchwałym obrabowaniu posterunku milicji we Frampolu czy seryjnych porwaniach kilkuletnich dzieci nie wspominała ani prasa, ani Dziennik Telewizyjny. Wiedzieli o nich nieliczni: milicjanci, esbecy, prokuratorzy, sędziowie. Oraz społeczność lokalna, przed którą nie udawało się ukryć wydarzeń. Ci ostatni najczęściej znali pojedyncze fakty, zaledwie wycinek skomplikowanego śledztwa, co sprzyjało domysłom i plotkom. Dopiero po latach, dzięki zachowanym dokumentom archiwalnym, relacjom uczestników, świadków, a czasem i sprawców, możemy poznać te pilnie strzeżone tajemnice.

Oczywiście nie wszystkie rodzime historie kryminalne udawało się przemilczeć. Procesy najgroźniejszych zbrodniarzy zmieniały się w wielkie widowiska (chociaż i wtedy „Dziennik Zachodni”, donosząc o wyroku na „wampira z Zagłębia”, informował „dla równowagi” o ujęciu w Wiedniu „wampira”, który dusił swoje ofiary szalikiem). Bez przypomnienia najbardziej znanych zbrodni kryminalna historia PRL byłaby niepełna. Zwłaszcza że w wielu przypadkach dopiero dziś udaje się odtworzyć ich rzeczywisty przebieg i obalić wersje stworzone na rzecz propagandy. Ponieważ poszczególne śledztwa nierzadko prowadzono równolegle, w tym samym czasie, dla wygody Czytelnika historie kryminalne w niniejszej książce nie są ułożone w porządku chronologicznym, a sprawom najgłośniejszym towarzyszą te skrupulatnie tuszowane. Do niektórych tekstów dodane są załączniki, które poszerzają kontekst omawianych wydarzeń. Na przykład sprawa porwań dzieci na terenie całej Polski byłaby niepełna bez przypomnienia losów Bohdana Piaseckiego, jednej z najbardziej tajemniczych zbrodni minionej epoki. Nie znaczy to, że wyczerpują one temat. Wiele zaskakujących historii wciąż czeka na odkrycie. Nadal wiele emocji budzą nie do końca wyjaśnione głośne zbrodnie z udziałem władzy. To jednak inna historia, wymagająca odrębnego zbadania.

*

W wielu opisanych tu sprawach zaszła jednak konieczność zmiany nazwisk głównych bohaterów. W jedynie słusznej epoce prasa nie potrzebowała pozwoleń sądów i chętnie podawała dane oskarżonych i skazanych, wystawiając ich wraz z rodzinami na publiczne potępienie. A przy okazji doprowadzając do kuriozalnych nieporozumień. Podczas procesu zabójców Jana Gerharda „Życie Warszawy” podało personalia jednej ze współoskarżonych, młodej kobiety prowadzącej się dość lekko. Okazało się, że w Warszawie mieszka inna osoba o tym samym imieniu i nazwisku. Jej otoczenie natychmiast zareagowało. Dotąd sąsiedzi znali ją jako spokojną, pracowitą dwudziestolatkę. Teraz dowiedzieli się, że jest oskarżona o prostytucję i zadawanie się z bandytami.

Czasy jednak się zmieniły i żyjemy w warunkach poszanowania prawa również wobec tych, którzy kiedyś weszli na przestępczą drogę. Odpokutowali już swoje winy, a wyroki uległy zatarciu w rejestrach sądowych. Dawni skazani rozpoczęli nowe życie, założyli rodziny. Dzisiaj nawet ich dzieci nie wiedzą, co wydarzyło się w przeszłości. Członkowie stowarzyszenia K-44, „psychopata ciemności” czy „terroryści znad Wisły” mają prawo pozostać anonimowi, dlatego na potrzeby książki otrzymali fikcyjne, przypadkowe nazwiska. Choć osobom publicznym zwyczajowo nadano inicjały, w niektórych wypadkach i ta reguła wydawała się pozbawiona sensu. Dziwnie by brzmiała opowieść o znanym aktorze Jerzym N. Dlatego Jerzy Nasierowski musiał pozostać Jerzym Nasierowskim. Na szczęście, sam nie ma o to pretensji, bo – jak twierdzi – w jego życiu nie ma tajemnic. Swoje prawdziwe nazwiska zachowali funkcjonariusze milicji, służby bezpieczeństwa, urzędnicy, sędziowie, prokuratorzy, adwokaci, świadkowie i ofiary przestępstw. Choć w wielu przypadkach oni także woleliby pozostać w zapomnieniu. Lektura książki zapewne wyjaśni dlaczego.

Przemysław Semczuk

Czarna wołga

Подняться наверх