Читать книгу Felix, Net i Nika - Rafał Kosik - Страница 8
Оглавление2. Niepokojące odkrycia
Wtorek pierwszego stycznia przyjaciele przesiedzieli w domach, Felix u siebie, a Nika razem z Netem. W napięciu obserwowali kolejne doniesienia w sprawie ich rakiety. Na szczęście obraz sytuacji, jaki wyłaniał się z wypowiedzi polityków, naukowców, policjantów i żołnierzy był taki, że nikt nie ma pojęcia, co się stało, poza tym, że gdzieś na południu Warszawy ktoś odpalił rakietę nieznanego typu i przeznaczenia.
Wieczorem Felix nie wytrzymał i przyjechał do Neta.
— Rozmawiałem z Gilbertem na Gadu — oznajmił Net, gdy rozsiedli się w jego pokoju. — Nikogo nie przesłuchiwali. Dziwne samochody jeździły tylko w tę i z powrotem, latały dwa helikoptery, ale wszyscy nasi bezpiecznie odjechali do domów.
— Nie dowiedzą się tak szybko… — Felix pokiwał głową. — Tylko Gilbert wie, o co chodzi, a on na pewno nic nie powie. Śnieg zakrył ślady startu, a satelity nie widzą nic przez te chmury. — Wyjął z plecaka spaloną w połowie i rozmoczoną rakietnicę. Był to standardowy model z zakończoną ostrym czubkiem tulejką, pokrytą dosyć brzydkim nadrukiem, do której przymocowany był półmetrowy patyk. — Zastanawiałem się, dlaczego do tej pory nikt nie poznał dokładnego miejsca startu naszej rakiety.
— Ja bym nie przesadzał z analizowaniem tego wszystkiego — odparł Net. — Zapeszymy jeszcze…
— Sprawdziłem w internecie. — Felix nie zwrócił uwagi na obawy przyjaciela. — Jakieś pół roku temu koło miasta Liuyang w Chinach spaliła się mała fabryka tworzyw sztucznych. — Net i Nika spojrzeli na zużytą rakietnicę, potem na Felixa. Ten uśmiechnął się tajemniczo i kontynuował — w tym mieście jest też jedna z największych wytwórni fajerwerków. Istnieje od trzydziestu lat i produkuje fajerwerki dla całego świata. Typowa rakietnica to tekturowa tulejka z prochem i dodatkami, zatkana od góry plastikowym czubkiem. Czubek musi być – chodzi o aerodynamikę.
— Stary, ale co to ma wspólnego z naszą rakietą? — nie wytrzymał Net. — To był kawałek polskiej rury z polską rdzą. Jaki to ma związek?
— Związek ma taki, że ten czubek nie jest plastikowy. — Felix popukał we wspomniany element. — To cienki metal.
— Sorry, nadal nic…
— Spaliła się fabryka plastiku, gdzie prawdopodobnie robiono te czubki. Produkcja fajerwerków nie mogła czekać, więc plastik zastąpiono metalem. Widocznie tak było taniej i łatwiej, niż kupować plastik gdzie indziej albo zwijać z tektury. A skoro wszystkie polskie fajerwerki pochodzą z Chin, to zapewne wszystkie wyglądają tak samo. Przynajmniej wszystkie, których resztki dziś leżały na ziemi, tak wyglądały. Tak więc kiedy startowała nasza rakieta, nad Warszawą unosiło się kilkaset tysięcy rakietnic z metalowymi czubkami. Dla radarów satelitarnych i naziemnych Warszawa o północy wyglądała jak jeden wielki świecący tort urodzinowy stulatka. Tak samo w podczerwieni. Totalny szum. Start rakiety wykryto więc, dopiero gdy wzniosła się ponad chmury. To też sprawdziłem – nad miastem i połową Polski wisiał wtedy nimbostratus, którego dolny pułap wynosił około trzystu metrów, a górny prawie pięć kilometrów. Dopiero tam rakietę namierzyły satelity w paśmie widzialnym. Ponieważ tor lotu był niestabilny –
— Mógłbyś nieco mniej technicznie? — poprosiła Nika. — Jestem humanistką.
— A ja chyba parahumanistą — dodał Net. — Też nie wszystko złapałem. Mimblo… co?
— Nimbostratus to taka chmura — wyjaśnił Felix. — Rakieta została wykryta, gdy wyłoniła się z tej chmury na pięciu kilometrach. Gdyby to była normalna rakieta, to z toru jej lotu udałoby się wyliczyć miejsce startu. Ale to był kawał sterowanej starym kalkulatorem, zardzewiałej rury, która leciała jak pijana czapla. Wszyscy wiedzą więc tylko, że wystartowała gdzieś z okolic Wilanowa. Na ziemi nie ma śladów, bo wszystko jest zasypane śniegiem, a ma jeszcze padać. Nie wiem, ile dokładnie śniegu spadło w okolicy domu Gilberta.
— Napisałem bramkę do Gadu-Gadu i porozmawiałem sobie z nim — powiedział Net.
— Co napisałeś?
— Też jesteś parahumanistą? Bramkę do Gadu-Gadu napisałem. Mamy nasz własny komunikator Net.com, a ta bramka służy do tego, żeby można było z niego rozmawiać z kimś, kto ma GG. — Net machnął ręką. — Nieważne. Rozmawiałem z Gilbertem. Tak jak mówisz – wszędzie leży śnieg, i to więcej niż tu. A na platformę startową Gilbert dorzucił jeszcze sporą warstwę z odśnieżonej drogi. Nie widać, że to mikrokosmodrom.
— Na pewno są jakieś czujniki chemiczne, którymi można sprawdzić, czy w powietrzu nie unoszą się cząstki spalonego paliwa rakietowego — zastanowił się Felix. — Nie sądzę, żeby ktoś wiedział, że rakieta była napędzana metanem… Więc przez jakieś dwa tygodnie nikt się niczego nie dowie.
— Nie mogłeś od tego zacząć? — wykrzyknął Net, ale wyglądał, jakby mu ulżyło. — Przynajmniej mnie optymizowałeś! Dwa tygodnie to już kawałek życia.
— Co powiedział tata Gilberta? — zapytała Nika.
Net pokręcił głową.
— Ta rodzina jest bardziej wykręcona, niż sądziłem — odparł. — On naprawdę się ucieszył, że to zrobiliśmy. Za to była awantura o wypite piwo.
— Ciekawe, kto je wypił… — Nika zastanowiła się. — Czułam je od kogoś, jak sobie składaliśmy życzenia…
— Nie interesuje mnie to — zastrzegł Net. — Chcę się upajać dwoma tygodniami wolności.
— Jeśli rozpocznie się śledztwo, i tak sprawdzą wszystkie Land Rovery w Warszawie — powiedział Felix — i wszystkich, którzy mieszkają w okolicy Gilberta. Skojarzą sobie to oczywiście z nami.
— Martwi mnie coś innego — niespodziewanie rozległo się z największego komputera. — Ta rakieta nie weszła na stabilną orbitę. Okrąża Ziemię, ale powoli spada.
— Manfred?1 — zdziwił się Net. — Przecież nie zdążyłem cię zainstalować na tym komputerze. Rano w sylwestra stawiałem system…
— Sam się zainstalowałem z sieci. Był taki moment, kiedy instalowałeś firewalla, a jeszcze nie ściągnąłeś najnowszych aktualizacji zabezpieczeń.
— Spryciula. Coś mi się zdawało, że komp się muli ponad przeciętność… Więc słyszałeś, o czym rozmawialiśmy?
— Jasne. Dlatego sprawdziłem orbitę rakiety.
— Słyszałeś też, o czym rozmawialiśmy wczoraj w nocy? — zapytała ostrożnie Nika.
— Jaką odpowiedź wolisz usłyszeć?
— Już chyba ją znam…
— Powiedz lepiej, co z tą rakietą — poprosił Felix.
— Na pewno spadnie, ale jeszcze nie wiadomo kiedy. Jest za nisko, żeby się spaliła w atmosferze.
— Czyli zrobi gdzieś sporo bałaganu… — Felix skrzywił się. — Niedobrze…
— Może się nie znam — zaczęła Nika — ale czy nasza rakieta nie zużyła całego paliwa przy starcie? Teraz to pusta skorupa.
— Ale pusta i tak waży ze dwieście kilo. Wznosząc się, zdobyła całkiem niezłą energię potencjalną. Jak zacznie spadać, zamieni ją na energię kinetyczną –
— A po polsku?
— Walnie gorzej niż bomba przeciwlotnicza. Tylko w schronie atomowym da się przeżyć bezpośrednie trafienie.
Nika westchnęła z wrażenia.
— Jakim świrem trzeba być, żeby zostawiać takie coś bez opieki?! — oburzył się Net.
— Zapewne dlatego jej nie odpalał — zauważyła z pretensją w głosie Nika. — I dlatego też założył tyle zabezpieczeń.
— Ale zapomniał dodać napis „Nie dotykać”…
— Ziemia jest dosyć duża — zastanowił się Felix. — Większa część to oceany, a nawet na lądach obszary zaludnione są niewielkie. Możesz policzyć prawdopodobieństwo, że rakieta spadnie komuś na głowę?
— Mam utrudniony dostęp do komputerów — przyznał Net. — Mama prosiła, żebym je wyłączał, jak ich nie używam. A jej definicja używania komputera obejmuje jedynie siedzenie przed nim i klikanie. Podobno promieniują i szkodzą bratosiostrze. Jest artystką i nie trafia do niej tłumaczenie, że zostawiam komputer na cały dzień, żeby coś liczył. Promieniowanie w starych monitorach pochodziło z kineskopu, a wszystkie moje monitory mają ekrany ciekłokrystaliczne, więc nie promieniują bardziej niż doniczka z pelargonią. Zresztą monitor sam się wyłącza po kwadransie od ostatniego wciśnięcia klawisza. Jeśli chcesz, to mogę zarzucić dokładne wyliczenie, jaka powierzchnia planety jest zaludniona, ale bez gwarancji, że mama w połowie obliczeń nie wyłączy mi komputera.
* * *
Pierwszy dzień szkoły był senny, jak zwykle po świątecznym zamieszaniu. Przyjaciele mieli wrażanie, że wszyscy się na nich gapią, ale przecież poza Gilbertem nikt nie miał pojęcia, że rakieta wystartowała tuż obok domu, w którym imprezowali. To było oczywiste, ale i tak źle się czuli. Pierwsze w tym roku zajęcia z botaniki progresywnej były wybawieniem, przyjaciele bowiem chodzili na nie tylko w trójkę. Wszyscy uczestnicy, oprócz Felixa, Neta i Niki, zrezygnowali po kilku lekcjach. Decydujący wpływ na to miał zdaje się pokaz konsumpcji owoców krzewu parówkowego.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1 Manfred – zaprzyjaźniony z bohaterami program sztucznej inteligencji, stworzony przez Neta i jego tatę. [wróć]