Читать книгу Chłopi, Część czwarta – Lato - Reymont Władysław Stanisław - Страница 2
II
ОглавлениеDzień był bardzo cudny, prawdziwie latowy173.
Może szła dziesiąta rano, bo już słońce wisiało w pół drogi między wschodem a południem i wynosiło się coraz bardziej palące, kiej174 lipeckie dzwony, ile ich jeno175 było, zadzwoniły rozgłośnie i ze wszystkiej mocy176.
A ten, co go to przezywali Pietrem, huczał najgłośniej i śpiewał całym gardzielem177, jak kiedy to chłop ździebko178 napity179 drogą idzie, kolebie się ze strony na stronę i zawodzący całemu światu radoście180 swoje grubachnym głosem powiada…
Zaś drugi, nieco pomniejszy, o którym Jambroż rozpowiadał, że go ochrzcili na Pawła, wydzierał się też nie ciszej, a jeno żarliwiej wtórował, wysoką nutę brał, przeciągał górnie, a czystym głosem zawodził i kieby181 się zapamiętał, tak dzwonił, jakoby ta dziewka poniektóra, kiej182 ją rozeprze kochanie lebo183 ten dzień zwiesnowy184, że w pola leci, skroś185 zbóż się przebiera i śpiewa ze wszystkiego serca186 wiatrom, polom, niebu jasnemu i swojej duszy weselnej.
A na trzeciego – sygnaturka jako ten ptaszek świergoliła, na darmo chcąc tamte prześpiewać, nie mogła jednak, chocia187 jazgotała siekającym, prędkim głosem, kieby188 te dziecińskie sprzeciwy. Że już dzwoniły czyniąc galantą189 kapelę, bo to i bas pobękiwał, i zawodziły skrzypice, i ten bębenek z brzękadłami drygał wesoło, i rznęły wraz od ucha, uroczyście a rozgłośnie.
Na odpust ci one tak radośnie zwoływały, boć to był dzień świętego Piotra i Pawła190, zawdy191 w Lipcach uroczyście obchodzony.
A czas się też był zrobił wybrany, cichy i wielce słoneczny, na galantą spiekę się miało, ale mimo to już od samego świtania na placu przed kościołem handlarze zaczęli stawiać budy przeróżne, a kramy, a stoły, płóciennymi dachami nakryte.
Zaś skoro dzwony zabimbały, skoro ich głos radosny rozlał się po świecie, to i pokrótce na wyschniętych drogach i w tumanach kurzawy jęły192 coraz częściej turkotać wozy, a i piesi też gęsto ciągnęli, że jak jeno193 było sięgnąć okiem, na wszystkie strony, po drogach, ścieżkami, na miedzach, czerwieniły się kobiece przyodziewy194 i bielały rozwiane kapoty.
Ciągnęli rzędami, podobnie kiej195 te gęsi, mieniąc się jeno w upale i wśród zbóż zielonych.
Słońce niesło196 się wyżej a wyżej i płynęło kiej ptak złocisty po modrym, czystym niebie, jarząc się coraz barzej197 i nagrzewając tak szczodrze, że już powietrze trzęsło się nad polami; jeszcze ta niekiej198 od łąk chłód luby powiał i zakolebał bielejącymi żytami, jeszcze i owsy zachrzęściły cichutko i potrzęsły się młode pszeniczne kłosy, zaś rozkwitłe lny spłynęły rozniebieszczoną strugą kiej199 wody, ale już z wolna grążyło się wszystko w słonecznym wrzątku i cichości.
Hej, radosny ci to był dzień i prawdziwie odpustowy. Dzwony bimbały długo i te głosy jękliwe leciały we świat tak rozgłośnie, aż chwiały się źdźbła, aż płoszyły się ptaki, ale spiżowe serca biły wciąż, biły miarowo, mocno i górnie, wynosząc się ku słońcu tą przejmującą pieśnią i wołaniem:
– Zmiłuj się! Zmiłuj! Zmiłuj!
– Matko Przenajświętsza! Matko! Matko!
– I ja proszę! I ja! I ja! I ja!
Śpiewały serdecznie, obwołując zarazem uroczyste święto.
Jakoż i czuło się w powietrzu święty dzień odpustowy; święto było po chatach, przystrojonych zielenią, w dalach przebłyskujących kieby zapalonymi świecami, w radosnych głosach i w tym cosik200, czego nie wypowiedzieć, a co się unosiło nad polami rozpierając serca lubą cichością i weselem.
A naród śpieszył tłumnie na owe święto i walił ze wszystkich stron. Kłęby kurzawy toczyły się nieustannie nad wszystkimi drogami, turkotały wozy, rżały konie, leciały głosy przeróżne, wiązały się głośne rozmowy, czasem ktosik201 wychylał się z półkoszków i krzykał202 do pieszych, gdzie znowu śpieszył zapóźniony dziad jękliwie przyśpiewując, a po wozach niektórych szeptano pacierze, pozierając dokoła z niemym podziwem, gdyż ziemia stojała203 przystrojona kieby204 na te gody weselne, cała we kwiatach i zieleni i cała w ptasich śpiewaniach, w chrzęstach zbóż i brzęku pszczół, a taka cudna, nieobjęta, weselna i przenajświętsza w onej mocy żywiącej, jaże205 piersi zapierało.
Drzewa po miedzach stojały206 kieby207 na stróży208, zapatrzone w słońce, a dołem jak okiem sięgnąć leżały pola zielone, szumiące jak wody wzburzone, i jak wody przewalały się niekiedy ze strony na stronę, bijąc o wszystkie drogi, miedze i rowy, co migotały kiej209 te wstęgi kwietne szczodrze przeplecione puszystą bielą, żółtością i fioletem; kwitnęły już bowiem owe ostróżki przeróżne, kwitnęły powoje patrzące z żytnich gąszczów przytajonymi, pachnącymi oczami, kwitnęły modraki, miejscami, kaj210 ździebko211 wymiękło, tak gęsto, jakby tam niebo się kładło, kwitnęły wyczki całymi kępami, a one jaskry, a mlecze i krwawe osty, a ognichy i koniczyny, a stokrotki, a rumianki dzikie, a tysiąc inszych, o których jeno212 sam Jezus pamięta, boć jemu tylko kwitną i tak pachną, że prosto czad bił od pól kieby w kościele, gdy jegomość213 okadza Sakramenta.
Ten i ów pociągał nosem z lubością, a konia batem okładał i pośpieszał, gdyż słońce prażyło coraz ogniściej, jaże214 śpik215 morzył, że już niejeden srodze łbem kiwał.
To i pokrótce216 Lipce napełniły się narodem po wręby.
Jechali bowiem i jechali bez przestanku, że już wszędy217 na drogach, dokoła stawu, pod płotami, w podwórzach i kaj218 jeno219 było można zachwycić nieco cienia, ustawiały się wozy i wyprzęgano konie, bo na placu przed kościołem była już taka gęstwa i tak wóz stojał220 przy wozie, że ledwie się przecisnął.
Lipce prosto221 ginęły w tej nawale ludzi, wozów i koni.
Rwetes222 też był coraz większy, gwary i krzyki podnosiły się nad całą wsią. Naród szumiał kiej223 bór rozkolebany. Kobiety obsiadały staw moczyć nogi, wzuwać trzewiki, a ogarniać się przystojnie do kościoła, chłopi rajcowali kupami zmawiając się ze somsiady224, zaś dziewuchy225 i chłopaki cisnęły się łakomie do kramów i bud, a głównie do katarynki grającej, na której jakiś zwierz zamorski, czerwono przystrojony i z pyska podobny do starego Miemca226, czynił takie pocieszne skoki a figle, jaże227 się za boki brali ze śmiechu.
Katarynka przygrywała zawzięcie i na taką nutę, jaże228 niejednemu kulasy229 drygały, a jakby do wtóru i dziady usadowieni we dwa rzędy, od kruchty do placu, jęły230 wyciągać swoje pieśni proszalne, zaś w samych wrotniach231 cmentarza siedział ślepy, tłusty dziad, co go to zawdy232 pies prowadzał, i śpiewał najżarliwiej i najcieniej wyciągał.
Ale skoro jeno zasygnowali233 na sumę234, naród porzucił zabawy i kiej235 wezbrany potok lunął do kościoła i tak go napchał, jaże236 żebra trzeszczały, a cięgiem jeszcze przybywali nowi gnietąc237 się, a nawet swarząc238, ale większość musiała ostać239 na dworze, tuląc się pod mury i drzewa.
Przyjechało też paru księży z drugich240 parafii, zasiedli zaraz w konfesjonałach pod drzewami słuchać spowiedzi, nie bacząc zgoła na tłok ni na spiekę241.
A wiater242 był całkiem ustał243 i gorąc244 podnosił się już nie do wytrzymania, żywy ogień lał się prosto na głowy, ale naród cierpliwie gniótł się przy konfesjonałach i roił po smętarzu245, na darmo wyszukując cienia lub jakiej bądź osłony.
Proboszcz był właśnie wychodził246 ze mszą, kiej dopiero Hanka z Józką nadeszły, ale że nie sposób się było docisnąć choćby nawet do drzwi kościelnych, to stanęły na szczerym słońcu pod parkanem, rozglądając się w ciżbie, a Pochwalonym witając znajomków.
Zaraz też huknęły organy i zaczęła się suma, przyklękli wszyscy, poprzysiadali a jęli się247 żarliwie pacierzy.
Rychtyk248 i południe stanęło, słońce zawisło prosto nad głowami, lejąc warem249 straszliwym i wszystko jakby pomdlało z onej250 spieki251, że ni liść nie zadrgał, ni ptak przeleciał, ni jaki bądź głos powiał z pól. Niebo wisiało w martwej cichości kiej252 ta szklana tafla rozpalona do białego, a roztrzęsione niby wrzątek powietrze ślepiło253 wyżerając oczy. Parzyła ziemia, parzyły rozgrzane mury, że klęczeli bez ruchu, ledwie już zipiąc i jakby się z wolna gotując w tym ukropie słonecznym.
Naród się modlił w głębokiej cichości, kto na książce, kto na różańcu, a kto jeno254 tym szczerym słowem Boga chwalił i wzdychem255 serdecznym. Uroczyste głosy organów lały się brzękliwym, rozmodlonym pacierzem, a niekiedy śpiew buchał od ołtarza, czasem zajazgotały dzwonki, a czasem zahuczał grubachny głos organisty, zaś potem ciągnęły się długie, jakby oniemiałe z żaru chwile i dymy kadzideł płynęły przez wywarte256 drzwi kościoła oprzędzając w niebieskawą i wonną mgłę pochylone głowy klęczących.
Szmer pacierzów rozdzwaniał się nikłym i sypkim chrzęstem w rozbielałej ciszy gorącego przypołudnia i grały w słońcu barwiste chusty, kapoty i wełniaki, że cały smętarz widział się kieby257 przytrząśnięty258 kwiatami, co się chyliły kornie w onej świętej godzinie przed Panem, jakoby utajonym w tym słońcu rozgorzałym i we wszystkiej cichości świata…
Że tylko niekiedy co tam ktoś grzbiet prostował, rozwodził259 ręce i wzdychał głęboko, to gdziesik260 zapłakało dziecko albo kwik koński roznosił się od wozów.
Nawet dziady pocichły, tyle jeno261, co poniektóry przez śpik262 wyrywał się niekiej263 z głośniejszym Zdrowaś i o wspomożenie zaskamlał.
A upał jeszcze się wzmagał i tak prażył, jaże264 pola i sady zalane pożogą rozżarzyły się kiej265 ogień migocąc białawymi płomieniami.
Cichość była coraz senniejsza, że już niejeden zachrapał na dobre, niejeden kiwał się klęczący, zaś drudzy wychodzili się rzeźwić, gdyż raz po raz skrzypiały kajś266 studzienne żurawie.
Dopiero w czas procesji, kiej267 kościół zatrząsł się od śpiewań, kiej jęły268 walić chorągwie, a za nimi wychodził ksiądz pod czerwonym baldachem z monstrancją w rękach, prowadzony przez samych dziedziców, naród przecknął i ruszył wraz z procesją.
Zadzwoniły dzwony, śpiew buchnął ze wszystkich gardzieli i bił jaże269 kajś270 ku słońcu, mocny, ogromny, serdeczny, a procesja opływała z wolna białe, rozpalone mury kościoła kiej271 ta rzeka wezbrana. Czerwony baldach płynął na przedzie, cały w dymach kadzielnych, że jeno chwilami błyskała złota monstrancja, migotały rzędy świateł, rozwinięte chorągwie niby ptactwo łopotało nad mrowiem głów, chwiały się obrazy przystrojone w tiule a wstęgi, i biły radośnie dzwony, i grzmiały organy, a naród śpiewał z uniesieniem, całym sercem i wszystką duszą tęskliwą wynosił się kajś jaże w niebiosy, jaże ku temu słońcu przenajświętszemu.
Zaś po procesji, kiej272 znowu wzięli odprawiać nabożeństwo i kiej znowu głosy organów zahuczały przejmująco, na smętarzu zrobiło się cicho jak przódzi273, ale już nikto274 nie drzemał, wzmogły się jeno szepty pacierzów, rozgłośniały wzdychy, dziady już pobrzękiwały w miseczki, a tu i owdzie jęli z cicha pogwarzać.
Dziedzice powyłazili z kościoła, na darmo szukając cienia i kaj by przysiąść, dopiero Jambroż wygnał ludzi spod jakiegoś drzewa i naznosił im stołków, że zasiedli poredzając275 między sobą.
Był i ten z Woli, ale nie usiedział w miejscu, a jeno cięgiem276 się kręcił po smętarzu i co dojrzał znajomego Lipczaka, przystawał do niego i przyjacielsko zagadywał, że nawet Hankę zobaczył i zaraz się do niej przecisnął.
– Wrócił to już wasz?
– Hale, zaśby ta wrócił!
– A podobno jeździliście po niego?
– Juści277, zarno278 po ojcowym pochowku pojechałam, ale powiedzieli w urzędzie, co go puszczą dopiero za tydzień, to niby we środę.
– Jakże tam z kaucją, zapłacicie?
– Dyć tam o to już Rocho zabiega – wyrzekła ostrożnie.
– Jeśli nie macie pieniędzy, to ja za Antka poręczę…
– Bóg zapłać! – schyliła mu się do nóg. – Może Rocho jakoś se279 poredzi280, a jakby nie, to musi się szukać inszego281 sposobu.
– Pamiętajcie, że jak będzie potrzeba, poręczę za niego.
Poszedł dalej do Jagusi, siedzącej w podle282 pod murem wraz z matką i wielce zamodlonej, ale nie nalazłszy sposobnego słowa, to jeno prześmiechnął się do niej i zawrócił do swoich.
Poleciała za nim oczami, pilnie przepatrując dziedziczki, tak wystrojone, jaże283 dziw brał, a takie bieluśkie na gębie i tak wcięte w pasie, że Jezus! Pachniało też od nich kieby284 z tego trybularza285.
Chłodziły się czymsić286, co się widziało niby te rozczapierzone ogony indycze. Paru młodych dziedziców zaglądało im w oczy i tak się cosik287 śmiali, jaże288 ludzie się tym niemało gorszyli.
Naraz kajś289 w końcu wsi, jakby na moście przy młynie, zaturkotały ostro wozy i kłęby kurzawy wzbiły się ponad drzewa.
– Jakieś spóźnione – szepnął Pietrek do Hanki.
– Świece juchy będą gasili – dorzucił ktosik.
A drudzy jęli się przechylać przez mur ogrodzenia i ciekawie zazierać290 na drogi obiegające staw.
A pokrótce, wśród wrzaskliwych jazgotów i naszczekiwań, ukazał się cały rząd ogromnych bryk, nakrytych białymi budami.
– To Miemcy291! Miemcy z Podlesia! – wykrzyknął ktosik292.
Jakoż i prawda to była.
Jechali w kilkanaście bryk, zaprzężonych w tęgie konie; pod płóciennymi budami widniał wszelki sprzęt domowy i siedziały kobiety i dzieci, zaś rude, opasłe Miemce z fajami w zębach szły pieszo. Wielkie psy leciały pobok293, szczerząc niekiedy kły i odszczekując lipeckim, które raz wraz zajadle docierały.
Naród rzucił się patrzeć na nich, a wielu przełaziło ogrodzenie i leciało spojrzeć z bliska.
Miemce przejeżdżały stępa, ledwie się przeciskając przez gęstwę wozów i koni, ale żaden nawet przed kościołem nie zdjął kaszkietu294 ni kogo pozdrowił. Jeno oczy się im jarzyły i brody trzęsły, jakby ze złości. Poglądali w naród hardo, kiej295 te zbóje.
– Pludraki ścierwie!
– Kobyle syny!
– Świńskie podogonia!
– Sobacze296 pociotki!
Posypały się wyzwiska kiej297 kamienie.
– A co, na czyjem stanęło, Miemce? – krzyknął ku nim Mateusz.
– Kto kogo przeparł?
– Strach wam chłopskiej pięści, co?
– Poczekajta, dzisiaj odpust, zabawimy się w karczmie!
Nie odzywali się zacinając jeno konie i wielce śpiesząc.
– Wolniej, pludry, bo portki pogubita.
Jakiś chłopak śmignął na nich kamieniem, a drugie też jęły cegły rwać, bych przywtórzyć, ale w porę ich przytrzymali.
– Dajta spokój, chłopaki, niech odejdzie ta zaraza.
– A żeby was mór nie ominął, psy heretyckie.
A któraś z lipeckich wyciągnęła pięście298 i zakrzyczała za nimi:
– Bych was wytracili co do jednego kiej299 psy wściekłe…
Przejechali wreszcie ginąc na topolowej, że jeno z cieniów i kurzawy szły słabnące naszczekiwania i turkoty wozów.
Wtedy taka radość rozparła Lipczaków, co już nie sposób było się komu brać do pacierzów, bo jeno kupili się coraz gęściej kole300 dziedzica. A on rad temu wielce, pogadywał wesoło, częstował tabaką i w końcu rzekł przypochlebnie:
– Tęgoście podkurzyli, cały rój się wyniósł.
– A bo im nasze kożuchy śmierdziały – zaśmiał się któryś, a Grzela, wójtów brat, wyrzekł niby to z frasobliwością:
– Za delikatny naród na chłopskich somsiadów301, bo niech jeno302 któren303 wzion304 przez łeb, to zaraz na ziem305 leciał…
– Pobił się to kto z nimi? – pytał rozciekawiony dziedzic.
– Zaśby ta pobił, Mateusz ta jednego tknął, że mu nie odrzekł na Pochwalony, to zaraz juchą się oblał i dziw duszy nie zgubił.
– Do cna miętki306 naród, na oko chłopy kiej dęby, a spuścisz pięść, to jakbyś w pierzynę trafił – objaśniał z cicha Mateusz.
– I nie szczęściło się im na Podlesiu. Krowy im pono padły.
– Prawda, nie wiedli za sobą ani jednej.
– Kobus mogliby powiedzieć! – wyrwał się któryś z chłopaków, ale Kłąb krzyknął ostro:
– Głupiś kiej307 but! Na paskudnika pozdychały, wiadomo…
Jaże308 się pokurczyli z tajonej uciechy, ale nikto już pary nie puścił, dopiero kowal przysunąwszy się bliżej rzekł:
– Że się Miemce wyniesły, to już pana dziedzicowa łaska.
– Bo wolę sprzedać swoim, choćby za pół darmo – zapewniał gorąco, prawiąc różnoście309 a rozpowiadając, jak to on i jego dziady, i pradziady zawsze jedno trzymali z chłopami, zawsze szli razem…
Na to Sikora prześmiechnął się i powiedział z cicha:
– Tak mi to stary dziedzic kazali wypisać na plecach batami, że jeszcze dobrze baczę310.
Ale dziedzic jakby nie dosłyszał powiedając właśnie, co to zażył kłopotów, aby się jeno Miemców pozbyć; juści, co go słuchali przytakując politycznie, a swoje myśląc o tych jego dobrościach la311 chłopskiego narodu.
– Dobrodzieje, znaku nie zrobi, choć z jajka uleje! – mamrotał Sikora, jaże go Kłąb trącał, bych312 zaprzestał.
I tak se społecznie basowali, kiej jakiś księżyk w białej komży i z tacą w ręku jął się ku nim przepychać.
– Cie, widzi mi się, że to Jasio organistów – zawołał któryś.
Juści, co313 to był Jasio, jeno314 już ubrany po księżemu, i zbierał na kościół, co łaska. Witał się ze wszystkimi, pozdrawiał i sielnie kwestował; znali go bowiem i nijako było się wykręcać od ochfiary315, to każden supłał z węzełków ten grosz jakiś, a często gęsto i ta złotówka zabrzęczała o miedziaki; dziedzic rzucił rubla, zaś dziedziczki sypnęły srebrem, a Jasio, spocony, czerwony ze zmęczenia i radosny wielce, zbierał niestrudzenie po całym smętarzu, nie przepuszczając nikomu i nikomu też nie żałując tego dobrego słowa, a natknąwszy się na Hankę pozdrowił ją tak poczciwie, jaże316 całe czterdzieści groszy położyła; zaś kiej317 przystanął przed Jagusią i zabrzęknął w tacę, podniesła318 oczy i jakby zdrętwiała ze zdumienia, on też ździebko się pomięszał, rzekł ni to, ni owo i prędko poszedł dalej.
Nawet zapomniała dać ochfiarę, a jeno patrzała za nim i patrzała, boć prosto wydał się jej jako ten świątek, co go wymalowali w bocznym ołtarzu, takusi młody, smukły i śliczny, jakby ją urzekł tymi jarzącymi ślepiami, że próżno tarła oczy i żegnała się raz po raz, nie pomogło.
– Organiściak jeno, a jak się to wybrał galancie.
– Matka się też puszy kiej319 ten indor.
– Już od Wielkiej Nocy jest w tych księżych szkołach.
– Proboszcz go sprowadził na odpust do pomocy.
– Stary sknerzy i z ludzi zdziera, ale na niego nie żałuje.
– Juści, bo to nie honor, jak księdzem ostanie?
– Ale i profit miał będzie.
Szeptali dokoła, jeno320 co Jaguś niczego nie słyszała wodząc za nim oczami, kaj321 się tylko poruszył.
Właśnie i suma się skończyła, jeszczech322 ta z ambony ksiądz wygłaszał zapowiedzie323 i wypominki, ale już naród z wolna odpływał i dziady podniesły324 jękliwe głosy, a całym chórem jęły325 wyciągać skamląc proszalne pieśni.
Hanka też ruszyła ku wyjściu, gdy przecisnęła się do niej Balcerkówna z wielką nowiną.
– Wiecie – trzepała zaziajana – a to spadły zapowiedzie326 Szymka Dominikowej z Nastusią.
– No, no, a cóż na to powiedzą Dominikowa!
– A cóż by, udry na udry pójdzie ze synem.
– Nie poredzi, Szymek w swoim prawie i lata też ma.
– Niezgorsze się tam zrobi piekiełko, niezgorsze – wyrzekła Jagustynka.
– Mało to i tak swarów, mało obrazy boskiej! – westchnęła Hanka.
– Słyszeliście to już o wójcie? – zagadnęła Płoszkowa niesąc327 pobok niej swój brzuch spaśny i tłustą, czerwoną gębę.
– Dyć328 tyle miałam z pochówkiem i tylachna cięgiem329 nowych turbacji330, że ani wiem, co się tam na wsi wyprawia.
– A to starszy mówił mojemu, jako w kasie brakuje dużo. Wójt już lata po ludziach i skamle o pożyczki, aby choć chyla tyla zebrać, bo leda331 dzień przyjedzie śledztwo…
– Jeszczech ociec mówili, co na tym skończyć się musi.
– Wynosił sie, puszył, przewodził, a teraz zapłaci za swoje państwo!
– To mogą mu zabrać gospodarkę?
– A mogą, zaś kiejby332 nie chwaciło333, to se334 resztę odsiedzi w kreminale – gadała Jagustynka – używał jucha, niechże teraz pokutuje.
– Dziwno mi też było, co nawet na pogrzebie sie335 nie pokazał.
– Cóż mu ta Boryna, kiej336 on z wdową przyjacielstwo trzyma.
Przycichły, bo tuż przed nimi jawiła się Jaguś prowadząca matkę; stara szła przygarbiona i z przewiązanymi jeszcze oczami, ale Jagustynka nie przepuściła okazji.
– Kiedyż Szymkowe wesele? Ani się kto spodział, co dzisiaj spadną z ambony! Juści, trudno chłopakowi wzbronić, kiej mu już obmierzły dziewczyne roboty. Nastusia go teraz wyręczy… – dojadała z prześmiechem.
Dominikowa sprostowała się nagle i twardo rzekła:
– Prowadź, Jaguś, prędzej prowadź, bo me337 jeszczek338 ugryzie ta suka.
I poszła śpiesznie, jakby uciekając, a Płoszkowa zaśmiała się cicho:
– Niby to ślepa, a niezgorzej obaczyła…
– Ślepa, ale jeszcze trafi do Szymkowych kudłów.
– Boże broń, bych się i do drugich nie dorwała…
Jagustynka już nie odrzekła, ścisk przy tym zapanował przed wrótniami, że Hanka się zgubiła ostając kajś339 za wszystkimi, ale nawet była temu rada, gdyż obrzydły jej te niepoczciwe dogryzania, jęła też spokojnie rozdawać dziadom po dwa grosze, nie przepuszczając ani jednego, zaś temu ślepemu z psem wetknęła całą dziesiątkę i rzekła:
– Przyjdźcie do nas na obiad, dziadku! Do Borynów!
Dziad podniósł głowę i wytrzeszczył ślepe oczy.
– Antkowa, widzi mi sie! Bóg zapłać! Przyletę340, juści, co przyletę.
Za wrótniami było już nieco luźniej, ale i tam siedziały dziady we dwa rzędy, czyniąc szeroką ulicę i wykrzykując na różne sposoby, a na samym końcu klęczał jakiś młody z zielonym daszkiem na oczach, przygrywał na skrzypicy i śpiewał pieśnie o królach i dawnych czasach, że całą kupą stali dokoła niego, a częsty grosz sypał mu się do czapy.
Hanka przystanęła pod smętarzem, rozglądając się za Józką i najniespodziewaniej natknęła się oczami na swego ojca.
Siedział se341 w rządku między dziadami, rękę wyciągał do przechodniów i jękliwie skamłał o wspomożenie.
Jakby ją kto pchnął nożem, ale myślała zrazu, że się jej przywidziało, przetarła oczy raz i drugi; on ci to był jednak, on!…
– Ociec342 między dziadami! Jezus! – dziw, że się nie spaliła ze wstydu.
Nasunęła chustkę barzej343 na czoło i przebrała się do niego z tyłu od wozów, pod którymi siedział.
– Co wy robicie najlepszego, co? – jęknęła przykucnąwszy za nim, bych344 się chronić od ludzkich oczów.
– Hanuś… a dyć ja… a dyć…
– Chodźcie mi zaraz do domu! Jezus, taki wstyd! Chodźcie!…
– Nie póde345… Już to sobie z dawna umyśliłem… Co wama346 mam ciężyć, kiej dobre ludzie347 wspomogą… We świat se pociągnę z drugimi… święte miejsca obacze… co nowego się przewiem348… Jeszczech wama spory grosz przyniese349… Naści złotówkę, kup jakiego cudaka la350 Pietrasia… kup…
Chyciła351 go ostro za kołnierz i prawie wywlekła między wozy.
– Zaraz mi do domu. Że to wstydu nie macie!
– Puść me, bo się ozgniewam!
– Rzućcie te torbeczki, prędko, żeby kto nie obaczył.
– To zrobię, co mi się jeno spodoba, juści… wstydał się bede… komu głód kumą, temu torba matką – wyrwał się naraz, wpadł pomiędzy wozy a konie i przepadł.
Nie sposób było go szukać i naleźć w takim tłoku, jaki się uczynił na placu przed kościołem.
Słońce przypiekało, jaże się człowiek łuskał ze skóry, kurz zapierał piersi, a naród, chociaż zmęczony i zgrzany do ostatniej nitki, miętosił się radośnie i kotłował jakoby w tym rozbełkotanym wrzątku.
Katarynka wygrywała rozgłośnie na całą wieś; dziady wyciągały po swojemu, dzieci gwizdały na glinianych kuraskach, naszczekiwały psy i konie gryzły się i kwiczały, że to muchy były dzisia barzej352 naprzykrzone, zaś każden353 człowiek gadał z osobna, przekrzykiwał do znajomków, stowarzyszał się i cisnął do kramów, przy których wrzało jak w ulu i podnosiły się dzieuszyne354 piski.
Budy ze świętościami jaże355 się chwiały od babiego naporu. Nie mniejszy był tłok, kaj356 przedawali kiełbasy, wiszące na drążkach niby te grubachne postronki. Gdzie znów kupczyli chlebem a kukiełkami. Kajś Żyd nawoływał do cukierków, zaś jeszcze indziej nawet wstęgi wiewały spod płóciennych daszków i bicze przeróżnych paciorków, a wszędy357 był niepomierny gniot358, harmider i wrzaski kieby359 w jakiej bóżnicy.
Przeszło dobrych parę pacierzów, nim naród jął360 się nieco spokoić361 i przycichać; kto pociągał do karczmy, kto już zabierał się do domu, a drudzy, zmożeni spiekotą i utrudzeniem, rozkładali się w cieniu wozów, nad stawem, to w sadach i podwórzach, bych se podjeść i odpocząć.
Rozprażone przypołudnie tak już doskwierało, że dychać nie było czym, a pokrótce i gwarzyć nie chciało się nikomu ni nawet ruchać362, jako tym drzewom pomdlałym w żarze, a że przy tym i wieś zasiadła do misek, to się już prawie całkiem uspokoiły, jeno co tam dzieci podniesły363 wrzaski kajś niekaj364 i konie szarpnęły się przy wozach.
Zaś na plebanii proboszcz wyprawiał obiad la365 księży i dziedziców, przez wywarte okna widniały głowy, płynął gwar rozmów i roznosiły się brzęki, śmiechy a takie zapachy, jaże366 niejeden ślinkę łykał z onych smaków.
Jambroż, wystrojony odświętnie, w mentalach na piersiach, kręcił się cięgiem w sieniach, a często gęsto na ganek wybiegał z krzykiem:
– Nie pódziesz, jucho, stąd! A to kijem cię złoję, że popamiętasz.
Ale nie mogąc się ognać zbereźnikom, które jako te wróble obsiadały sztachety, a śmielsze nawet już pod okna się przebierały, to jeno przygrażał księżym cybuchem a wyklinał.
Nadeszła na to Hanka przystając przy furcie.
– Szukacie to kogo? – zapytał kusztykując do niej.
– Nie widzieliście kaj mojego ojca?
– Bylicy! Gorąc, że niech Bóg broni, to pewnikiem śpi se kajś w cieniu… Te! jedrona pałka! – krzyknął znowu i pogonił za chłopakiem.
A Hanka strapiona wielce poszła już prosto do domu i rozpowiedziała o wszystkim siostrze, która przyszła na obiad.
Ale Weronka jeno wzruszyła ramionami.
– Korona mu ze łba nie spadnie, że przystał do dziadów, a co nam będzie lekciej367, to lekciej. Nie takie ano skończyły pod kościołem.
– Jezus, taki wstyd, żeby rodzony ociec na żebrach! A co Antek na to powie? Dopiero ludzie wezmą nas na ozory i powiedzą, żeśmy go wygnały po proszonemu.
– A niechta szczekają, co im się spodoba. Pyskować na drugiego każdy poredzi368, ale do pomocy nikto nieskory.
– Ja nie dopuszczę, żeby ociec mieli dziadować.
– To go se sprowadź do chałupy i żyw, kiejś taka honorna369.
– A sprowadzę! Już mu tej łyżki strawy żałujesz! Juści, teraz miarkuję, coś go do tego sama przyniewoliła.
– Przelewa się to u mnie czy co? Dzieciom to pewnie odejmę od gęby, a jemu dam?
– Należy mu się wycug370 od ciebie, nie baczysz?
– Jak nie mam, to z jelit sobie nie wypruję.
– A wypruj i daj, ociec pierwszy. Nieraz mi się skarżył, że go głodem morzysz i o świnie więcej dbasz niźli o niego.
– Prawda była, juści, ojca morzę głodem, a sama to se używam kiej dziedziczka. Tak się ano wypasłam, co mi już kiecka z bieder371 zlatuje i ledwie kulasami powłóczę. Na borg372 jeno żyjemy.
– Nie pleć, myślałby kto, że i prawda.
– A prawda, żeby nie Jankiel, to by nawet tych ziemniaków ze solą zabrakło. Juści, syty głodnemu nigdy nie zawierzy! – gadała na wpół z płaczem, a coraz żałośniej, gdy wtoczył się w opłotki dziad, prowadzony przez pieska.
– Siadajcie se pod chałupą – zwróciła się doń Hanka krzątając się kole373 obiadu.
Przysiadł na przyźbie374, kule odłożył, pieska puścił na wolę i pociągał nochalem, miarkując, żali375 już jedzą i w której stronie.
Właśnie byli zasiadali do obiadu pod drzewami, Hanka wyłożyła jadło na miski, że szeroko rozniesły się posmaki.
– Kasza ze słoniną, dobra rzecz. Niech wama pójdzie na zdrowie – mruczał dziad wietrząc zapachy i oblizując się łakomie.
Pojadali z wolna, przedmuchując każdą łyżkę strawy: Łapa kręcił się z cichym skowytem, a dziadoski piesek ziajał z wywieszonym ozorem pod ścianą, spiekota bowiem była straszna, nawet cienie nie ochraniały, dziw się wszystko nie roztopiło, a w tej nagrzanej i sennej cichości jeno łyżki skrzybotały, a niekiedy kajś376 pod strzechą zaświegotała jaskółka.
– By tak z miseczkę kwaszonego mleka la ochłódy! – westchnął dziad.
– Zarno377 wam przyniesę! – spokoiła go Józka.
– Dużoście dzisiaj wykrzyczeli? – zapytał Pietrek ciągnąc ospale łyżkę.
– Zmiłuj się, Panie, nad grzesznymi, a nie pamiętaj im dziadowskiej krzywdy! Bogać ta wiele! któren dziada obaczy, to w niebo pilnie patrzy albo skręca o staje. Zaś inszy wysuple ten grosz jaki, a rad by wziął resztę z dziesiątki! Z głodu przyjdzie zdychać.
– La378 wszystkich latoś379 ciężki przednówek380 – szepnęła Weronka.
– Prawda, ale na gorzałkę to nikomu nie zbraknie.
Józka wetknęła mu w garść michę, jął skwapliwie pojadać.
– Powiedali na smętarzu – ozwał się znowu – co Lipce mają się dzisiaj godzić z dziedzicem, prawda to?
– Dostaną, co im się należy, to może się i ugodzą – rzekła Hanka.
– A Miemce się już wyniesły, wiecie? – wyrwał się Witek.
– Żeby ich morówka zdusiła! – zaklął wytrząsając pięścią.
– To i was pokrzywdzili?
– Zaszedłem do nich wczoraj z wieczora, to me psami wyszczuli. Heretyki ścierwy, psie nasienia. Pono Lipczaki tak im dopiekali, że musiały uciekać! Ze skóry bym takich obłupiał, do żywego mięsa – pogadywał, sielnie wygarniając z miski, a skończywszy napasł swojego pieska i jął się dźwigać z przyźby.
– Żniwna pora, to pilno wam do roboty – zaśmiał się Pietrek.
– A pilno; łoni381 było nas na odpuście sześciu wszystkiego, a dzisia ze trzy mendle sie wydziera, jaże uszy puchną.
– A przyjdźcie na noc – zapraszała Józka.
– Niech ci Jezus da zdrowie, co pamiętasz o sierocie.
– Sierota jucha, a kałdun to już ledwie udźwignie – przekpiwał Pietrek patrząc, jak się toczył środkiem drogi, grubachny kiej382 kłoda, i kijaszkiem macał przeszkody.
Chałupa też wkrótce opustoszała, kto przyległ w cieniu, bych się przespać, to już chrapał, a reszta poszła na odpust.
Przedzwonili na nieszpór. Słońce się już galancie kłoniło ku zachodowi, upał jakby ździebko383 sfolżał384, to chociaż jeszcze sporo wypoczywało pod chałupami, ale już coraz więcej ludzi schodziło się na plac przed kościołem, pomiędzy kramy i budy.
Józka poniesła się z dzieuchami kupować obrazki, a głównie, bych się napatrzyć do syta owym wstęgom, paciorkom i drugim cudom odpustowym.
Katarynka znowu zagrała, dziady jęły posobnie wyciągać, brzękając w miseczki, a gwary podnosiły się z wolna, przepełniając całą wieś, że huczało jakoby w tym ulu przed wyrojem.
Każden bowiem był syty i wypoczęty, to rad385 się stowarzyszał a cieszył spółecznie; kto poredzał z przyjacioły, kto jeno ślepie na wszyćko386 roztwierał szeroko, kto się aby cisnął, kaj się drugie cisnęły, kto i na ten kieliszek pociągał z kumami, któren zaś szedł do kościoła lebo387 i siedział gdziesik388 w cieniu deliberując389 o różnościach, a wszystkich zarówno rozpierała jednaka radosna lubość odpustowania. I nie dziwota, jakże, toć każden wymodlił się i nawzdychał do woli, napatrzył onym pozłotom, światłom, obrazom i innym świętościom; wypłakał się rzetelnie, nasłuchał organów i śpiewań, a jakby się cały wykąpał w onym święcie, duszę oczyścił a skrzepił390, narodu różnego zobaczył, wspominków nazbierał i zbył się chociaż na ten dzień jeden wszelakich turbacji391!
To i obycznie, co gospodarze najpierwsze czy biedota, komorniki czy proste dziadygi, a wszystko się weseliło pospólnie, czyniąc taki rozgwarzony i rozkolebany gąszcz kole kramów, że i przecisnąć się tam było niełacno392. A juści, co najrozgłośniej gadały kobiety gnietąc393 się jedna przez drugą do bud, abych chociaż się dotknąć i napatrzyć onych śliczności.
Szymek był właśnie kupił Nastusi bursztyny, wstęgów i chustkę czerwoną, przystroiła się zaraz, i chodzili od kramu do kramu trzymając się wpół, radośni wielce i jakoby pijani uciechą.
Łaziła z nimi Józka, targując jeno i oglądając różnoście porozkładane na stołach, a coraz i z żałosnym wzdychaniem przeliczała tę swoją mizerną złotówczynę.
Jagusia plątała się kajś394 niedaleko od nich, udając, że nie spostrzega brata. Chodziła sama, dziwnie smutna i zgnębiona. Nie cieszyły jej dzisiaj ni te rozwiane wstęgi, ni granie katarynki, ni ten ścisk i wrzaski. Szła z drugimi, porwana tłokiem, i tam stawała, kaj insi stawali, tam dreptała, kaj ją pchali, nie wiedząc całkiem, po co przyszła i dokąd idzie.
Przysunął się do niej Mateusz i szepnął pokornie:
– Dyć mnie nie goń od siebie.
– Hale, odpędzałam cię to kiedy?
– Abo raz! Nie sklęłaś me to, co?
– Niepoczciwie rzekłeś, to i musiałam. Któż me… – przymilkła nagle.
Jasio przeciskał się z wolna przez tłumy w jej stronę.
– I on na odpust! – szepnął Mateusz wskazując księżyka, któren się bronił ze śmiechem, aby go nie całowali po rękach.
– Kiej dziedzicowy syn! Jak się to wybrał! Dobrze baczę395, jak to jeszcze niedawno wyrywał396 za krowimi ogonami.
– A juści, gdzieby zaś taki krowy pasał – przeczyła niemile dotknięta.
– Rzekłem. Pamiętam, jak go to raz organista sprał, że krowy puścił w Pryczkowy owies, a sam se spał kajś pod gruszą…
Jaguś odeszła i chociaż nieśmiało, przepychała się ku niemu, roześmiał się do niej, ale że patrzeli w niego kiej w tęczę, odwrócił oczy i nakupiwszy w kramie obrazików, zaczął je rozdawać dzieuchom i kto chciał.
Stanęła naprzeciw kiej wryta, zapatrzona w niego rozgorzałymi oczami, a z warg czerwonych polał się cichy, lśniący pośmiech, słodziuśki niby te miody.
– Naści, Jaguś, swoją patronkę – wyrzekł wtykając jej obrazik, ręce się ich spotkały i rozbiegły kiej sparzone.
Wzdrygnęła się, nie śmiejąc ust otworzyć. Mówił jeszcze cosik397, ale jakby utonęła w jego oczach i nic prawie nie pomiarkowała398.
Rozdzieliła ich gęstwa, że schowawszy za gors obrazik, długo toczyła oczami po ludziach. Nie było go już nikaj, poszedł do kościoła, gdyż przedzwonili na nieszpór, ale ona cięgiem go miała na oczach.
– Widzi się kiej ten świątek! – szepnęła bezwolnie.
– Toteż dzieuchy dziw ślepiów za nim nie pogubią. Głupie, nie la399 psa kiełbasa.
Obejrzała się prędko, Mateusz stał pobok.
Mruknęła ni to, ni owo, chcąc się od niego odczepić, ale szedł nieodstępnie, długo coś sobie ważył, aż zapytał:
– Jaguś, a co matka rzekli na Szymkowe zapowiedzie?
– A cóż, kiej chce się żenić, to niech się żeni, jego wola.
Skrzywił się i pytał niespokojnie:
– Odpiszą mu to jego morgi, co?
– Ja ta wiem! Nie wyznała mi się. Niech się jej spyta.
Przystąpił do nich Szymek z Nastusią, nalazł się skądściś i Jędrzych, że przystanęli całą kupą, a pierwszy Szymek zaczął:
– Jaguś, matki strony nie trzymaj, kiej się mnie krzywda dzieje.
– Juści, co za tobą stoję. Ale odmieniłeś się przez te czasy, no, no… Całkiem kto drugi z ciebie! – dziwiła się, bo stojał400 przed nią sielnie401 wyelegantowany, prosty, wygolony do czysta, w kapelusie402 na bakier i w kapocie bieluśkiej kieby403 mleko.
– A bom się wyrwał z matczynego stojaka.
– I lepiej ci teraz na woli? – prześmiechała się z jego hardości.
– Wypuść ptaszka z garści, to obaczysz! Zapowiedzie słyszałaś?
– Kiedyż ślub?
Nastusia przygarnęła się tkliwie, obejmując go wpół.
– A za trzy niedziele, jeszcze przed żniwami – szeptała spłoniona.
– I choćby w karczmie wyprawię, a matki prosił nie będę.
– Masz to już kaj404 zawieźć kobietę?
– A mam. Jakże, na drugą stronę do matki się wprowadzę. Szukał po ludziach komornego nie będę. Niech mi jeno mój gront odpiszą, to radę sobie dam! – przechwalał się sierdziście.
– Pomogę mu, Jaguś, we wszyćkim pomogę – przytwierdzał Jędrzych.
– Przeciech i my Nastusi we świat gołkiem nie dajemy. Tysiąc złotych dostanie gotowymi pieniędzmi – wyrzekł Mateusz.
Kowal odciągnął go na bok, cosik mu szepnął i poleciał.
Pogadywali jeszcze co niebądź, szczególniej Szymek roił se, jak to gospodarzem ostanie, jak se to grontu przykupi, jak się to chyci ziemi, że pokrótce obaczą, kto on taki, jaże405 Nastusia patrzała w niego z podziwem. Jędrzych przytwierdzał, jeno Jagusia chodziła oczami po świecie, słysząc piąte przez dziesiąte. Zarówno jej tam było jedno.
– Jaguś, przyjdź do karczmy, będzie dzisiaj muzyka – prosił Mateusz.
– I karczma la406 mnie już nie zabawa – odparła smutnie.
Zajrzał w jej oczy przemglone, zacisnął kaszkiet i poleciał roztrącając ludzi. Przed plebanią natknął się na Tereskę.
– Kaj cię to niesie? – zagadnęła lękliwie.
– Do karczmy! kowal zwołuje na narady.
– Poszłabym z tobą.
– Nie odganiam cię, miejsca nie zbraknie, zważ jeno, by cię nie wzieni407 na ozory, że tak cięgiem za mną uważasz.
– I tak me408 już noszą kiej psy tę zdechłą owcę.
– To czemu się im dajesz! – zły już był i zniecierpliwiony.
– Czemu? nie wiesz to bez409 co? – zaskarżyła się cichuśko.
Szarpnął się i poszedł przodem, że ledwie za nim zdążyła.
– Już buczysz410 kiej to cielę! – rzucił odwracając się nagle.
– Nie, nie… jeno mi proch411 wleciał do oka.
– Jak widzę płakanie, to jakby me kto nożem żgnął!
Zrównał się z nią i rzekł dziwnie serdecznie:
– Naści parę groszy, kup se co na odpuście, a potem przyjdź do karczmy, to potańcujemy.
Spojrzała oczami, co to jakby mu do nóg leciały z podzięką.
– Co mi ta pieniądze, takiś dobry… takiś… – szeptała rozpłomieniona.
– A z wieczora przychodź, przódzi412 czasu miał nie będę.
Obejrzał się na nią jeszcze z proga, uśmiechnął i wszedł do sieni.
W karczmie już była ciasnota i gorąc nie do wytrzymania. W głównej izbie tłoczyło się wiela413 różnego narodu, przepijając a gwarząc, zaś w alkierzu414 zebrali się co młodsi z lipeckich, z kowalem i Grzelą, wójtowym bratem, na czele. Przyszli też i poniektórzy gospodarze, jak Ptaszka, sołtys, Kłąb i Adam, stryjeczny Borynów, a nawet się wcisnął Kobus, choć go nikto nie zapraszał.
Kiedy Mateusz wszedł, właśnie był Grzela prawił gorąco i kredą cosik pisał po stole.
Szło o zgodę z dziedzicem, któren obiecywał za morgę lasu dać chłopom po cztery na podleskich polach, a drugie tyle ziemi puścić na spłaty; chciał nawet borgować drzewo na chałupy.
Grzela wykładał wszystko podrobnie415 i kredą znaczył, jak by się to podzielili ziemią i co by wypadło na każdego.
– Dobrze rozważcie, co mówię! – wołał – sprawa czysta jak złoto.
– Obiecanka cacanka, a głupiemu radość! – mruknął Płoszka.
– Szczera prawda, nie obiecanki. U rejenta wszyćko416 nam odpisze. Weźta417 ino sobie dobrze do głowy! Tylachna418 ziemi la419 narodu. A toć każdemu w Lipcach wykroi się nowa gospodarka. Miarkujta420 ino421 sobie…
Kowal raz jeszcze powtórzył, co mu był kazał dziedzic powiedzieć.
Wysłuchali uważnie, ale nikto się nie ozwał, patrzeli jeno w te białe krychy na stole i głęboko deliberowali422.
– Prawda, sprawa kiej złoto, ale czy na to komisarz pozwoli? – ozwał się pierwszy sołtys, orząc frasobliwie423 pazurami po kudłach.
– Musi! Jak gromada uchwali, to się urzędów o przyzwoleństwo pytała nie będzie! Zechcemy, to i on musi! – zagrzmiał Grzela.
– Musi, nie musi, a ty się nie wydzieraj. Obacz no który, czy aby starszy nie wącha kaj pod ścianą?
– Dopierom go widział przed szynkwasem! – objaśniał Mateusz.
– A kiedy to dziedzic obiecuje nam odpisać? – zagadnął któryś.
– Mówił, co gotów choćby jutro. Zgodzimy się na jedno, to zaraz odpisze, zaś potem omentra424 rozmierzy, co komu.
– To już po żniwach można by chycić425 się tej ziemi.
– A na jesieni obrobić, jak się patrzy.
– Mój Jezus, dopiero to pójdzie robota, no!
Pogadywali gwarnie, wesoło, jeden przez drugiego. Radość już ponosiła wszystkich, oczy strzelały mocą, hardość prostowała grzbiety i same ręce się wyciągały do brania tej ziemi upragnionej.
Niejeden już podśpiewywał z uciechy i krzykał na Żyda o gorzałkę, niejeden plótł trzy po trzy o działach426, a każdemu roiły się nowe gospodarki, bogactwa i radoście427. Bajdurzyli też kiej pijani, śmiejąc się, bijąc pięściami w stoły a przytupując ogniście.
– Dopiero to w Lipcach nastanie święto!
– Hej, a jakie zabawy pójdą, a jakie muzyki!
– I wiela to weselisk odprawi się w zapusty428!
– Dzieuch429 we wsi zabraknie!
– To se miesckich430 przykupiemy, nie stać to nas?!
– Psiachmać, w same ogiery jeździł będę.
– Cichota no – zawołał stary Płoszka bijąc pięścią w stół – a to krzyczą kiej431 żydy432 w szabas! Chciałem jeno433 pedzieć434, czy aby w tej dziedzicowej obietnicy nie ma jakowego podejścia? Miarkujeta, co?
Przycichli, jakby ich kto z nagła oblał zimną wodą, dopiero po chwili ozwał się sołtys:
– Ja też nie mogę wyrozumieć, laczego435 taki hojny?
– Juści, w tym musi być jakieś podejście, bo żeby dawać tylachna ziemi prawie za darmo – ciągnął któryś ze starych.
Ale na to porwał się Grzela i zakrzyczał:
– To wam powiem, żeśta głupie barany i tyla!
I znowu jął tłumaczyć i przekładać zapalczywie, jaże się spocił kiej mysz, kowal też sielnie mełł ozorem i każdemu z osobna rychtował, ale stary Płoszka nie dał się przekabacić, głową jeno kiwał i prześmiechał tak kąśliwie, aż Grzela przyskoczył do niego z pięściami, ledwie już powstrzymując złość.
– Rzeknijcie swoją prawdę, kiej nasza widzi się wam cygaństwem.
– A rzekę! Znam dobrze to pieskie nasienie, znam i mówię waju436: nie wierzta437 dziedzicowi, póki nie bedzie czarno na białym. Zawżdy się naszą krzywdą pasły, to i tera chcą się na nas pożywić!
– Tak miarkujecie, no to się nie gódźcie, ale drugim nie przeszkadzajcie! – krzyknął na niego Kłąb.
– Chodziłeś z nimi do boru, to ich stronę i tera trzymasz!
– A chodziłem, a jak będzie potrza438, to i jeszczek439 pódę440! A trzymam nie za nim, jeno za zgodą, za sprawiedliwością, za całą wsią. Bo jeno441 głupi nie widzi w tym dobrego la442 Lipiec. Jeno głupi nie bierze, jak dają.
– Wyśta443 wszystkie głupie, bo pilno wama444 sprzedać za obertelek445 całe portki. Głupie, skoro dziedzic tyle daje, to może i więcej.
Zaczęli się przemawiać446 coraz zapalczywiej, a że i drugie wspomagały Kłęba, to zrobił się taki gwar, jaże przyleciał Jankiel i sielną447 flachę gorzały postawił na stole.
– Sza, sza, gospodarze! Niech będzie zgoda! Żeby Podlesie były nowe Lipce! żeby każdy był pan! – wołał puszczając kieliszek kolejką.
Juści, co wzięli pić, a jeszcze barzej448 się ugwarzać, wszyscy już bowiem skłaniali się do zgody oprócz starego Płoszki.
Kowal, któren musiał w tym mieć jakiś gruby profit, najgłośniej rozmawiał rozwodząc się o dziedzicowej poczciwości, a raz po raz stawiał la449 całej kompanii to gorzałę, to piwo, to nawet arak450 z esencją.
Cieszyli się tak galancie451, co już niejeden jeno oczy bałuszył i ozorem ledwo ruchał452, zaś Kobus, któren cały czas pary z gęby nie puścił, jął naraz chybać453 ludzi za orzydla454 i krzyczeć:
– A komorniki to co? Psi pazur? I nam się należy ziemia! Nie dopuścim do zgody! Po sprawiedliwości być musi! Jakże, to jeden ledwie już spaśny kałdun udźwignie, a drugi ma zdychać z głodu? Po równo musi być ziemi la455 wszystkich! Dziedzice ścierwy! Niejeden gołym zadem łyska456, a nos drze457 do góry, jakby cięgiem458 kichał! Kołtuniarze zapowietrzone! – krzyczał coraz głośniej i tak nieprzystojnie wszystkim przymawiał, jaże459 go wyciepnęli460 za drzwi, ale jeszcze przed karczmą klął i wygrażał.
Kompania też niezadługo zaczęła się rozchodzić do domów, jeno co łapczywsi na uciechę ostali w karczmie, kaj461 już pobrzękiwała muzyka.
Właśnie i wieczór się był robił462, słońce zapadło za bory i całe niebo stanęło w zorzach, aż czuby zbóż i sadów jakby się pławiły w czerwieni a złocie. Zawiewał wilgotny, pieściwy wiater, żaby jęły463 rechotać, odzywały się przepiórki, a granie koników roztrząsało się po polach kiej464 ten nieustający chrzęst dojrzałych kłosów, rozjeżdżali się już z odpustu, że jeno wozy turkotały, a kajś niekaj465 ktosik466 dobrze napity467 wyśpiewywał rozgłośnie.
Przycichły Lipce, pusto się zrobiło przed kościołem, ale jeszcze pod chałupami siedzieli gęsto ludzie zażywając chłodu i wczasów.
Cichy zmierzch stawał się na świecie, mroczniały pola, dale stapiały się już z niebem, wszystko się spokoiło468, śpik469 z wolna morzył ziemię i obtulał ją ciepłą rosą, zaś ze sadów tryskały kiej niekiej470 ptasie głosy, jakoby tym wieczornym pacierzem.
Bydło wracało z pastwisk, raz po raz buchały długie, tęskliwe ryki, a rogate łby pokazywały się nad stawem, rozgorzałym ogniami zachodu jakoby krwawym zarzewiem. Kajś471 pod młynem baraszkowały z wrzaskiem kąpiące się chłopaki, zaś po obejściach trzęsły się dzieuszyne472 piesneczki473, to beki owiec, to gęsie gęgoty.
Jeno u Borynów było cicho i pusto. Hanka poniesła474 się z dziećmi do którejś z kum475, Pietrek się też kajś476 zapodział, a Jagusia nie pokazała się jeszcze od nieszporów, że tylko Józka zwijała się kole477 wieczornych obrządków.
Ślepy dziad siedział w ganku, nastawiał gęby na chłodnawy wiater, mruczał pacierz, a pilnie nasłuchiwał Witkowego boćka, któren kręcił się w podle478 rychtując przyczajonym dziobem w jego nogi.
– Cie… Żebyś skisł, zbóju jeden! A to me479 kujnął! – mruczał zbierając pod siebie kulasy480 i machał wielkim różańcem, bociek odleciał parę kroków i znowu zachodził przemyślnie z boku z wyciągniętym dziobem.
– Słyszę cię dobrze! Już ci się nie dam. Jaka to jucha zmyślna! – szeptał, ale że w podwórzu rozległo się granie, to oganiając się kiej niekiej481 różańcem zasłuchał się w muzyce z lubością.
– Józia, a kto tak szczerze rzępoli?
– A Witek! Wyuczył się od Pietrka i teraz cięgiem482 dudli, jaże uszy puchną! Witek, przestań, a załóż koniczyny źrebakom! – wrzasnęła.
Skrzypki umilkły, zaś dziad cosik483 se484 umyślił, bo skoro Witek przyleciał pod chałupę, rzekł do niego wielce dobrotliwie:
– Weź tę dziesiątkę, kiej485 tak galancie wyciągasz nutę.
Chłopak uradował się ogromnie.
– A zagrałbyś to i pobożne pieśnie, co?
– Co ino posłyszę, to wygram.
– Hale, każda liszka486 swój ogon chwali. A taką nutę wygrasz, co? – i beknął po swojemu piskliwie a zawodzący.
Ale Witek nawet nie dosłuchał, skrzypki przyniósł, zasiadł pobok487 i przegrał rychtyk488 to samo, a potem rznął insze, jakie tylko słyszał w kościele, i tak sprawnie, jaże489 się dziad zdumiał.
– Cie, na organistę byłbyś zdatny!
– Wszyćko490 wygram, wszyćko, nawet i takie dworskie, i takie, co je śpiewają po karczmach – przechwalał się rozradowany, wycinając od ucha, jaże491 kury zagdakały na grzędach, gdy Hanka nadeszła i zaraz go przepędziła, bych492 Józce pomagał.
Do cna493 już ściemniało na świecie, ostatnie zorze gasły, a wysokie, ciemne niebo rosiło się gwiazdami, wieś już kładła się spać, jeno494 od karczmy zalatywały dalekie pokrzyki i brzękliwe głosy muzyki.
Hanka siedziała przed gankiem, karmiąc dziecko i pogadując z dziadkiem o tym i owym; cyganił495 jucha, jaże496 się kurzyło, ale nie przeciwiła mu się, myśląc swoje i tęsknie w noc poglądając.
Jagna nie wróciła jeszcze, nie siedziała również i u matki, bo zaraz z wieczora poszła na wieś do dzieuch, jeno co nikiej497 nie wysiedziała, tak ją cosik498 ponosiło. Jakby ją kto za włosy wyciągał, że w końcu już sama jedna łaziła po wsi. Długo patrzyła we wody pogasłe i drżące od powiewów, w rozruchane499 ździebko500 cienie, we światła, co leciały z okien na gładź stawu i marły nie wiada501 kaj502 i przez co! Rwało ją gdziesik503, że poleciała za młyn, aż na łąki, kaj już leżały ciepłe kożuchy białych mgieł i czajki śmigały nad nią z krzykiem.
Słuchała wód padających z upustu w czarną gardziel rzeki, pod olchy wyniosłe i jakby śpiące, ale ten szum zdał się jej jakimś żałosnym wołaniem i skargą nabrzmiałą płaczem.
Uciekła i patrzała w młynarzowe okna, buchające światłem, gwarami a brzękiem talerzy.
Tłukła się od brzega wsi do brzega jak ta woda obłędna, co ujścia na darmo szuka i w nieprzebyte wręby bije żałośnie.
Żarło ją cosik, czego by i wypowiedzieć nie sposób, ni to był żal, ni to tęsknica, ni to kochanie, a oczy miała pełne suchego żaru i w sercu wzbierał wrzący, straszny szloch.
Nie wiada504, laczego505 znalazła się przed plebanią, jakieś konie pod gankiem biły niecierpliwie kopytami, świeciło się tylko w jednym pokoju, grali w karty.
Napatrzyła się do syta i poszła opłotkami, które dzieliły Kłębową gospodarkę od proboszczowskich ogrodów. Przesuwała się lękliwie pod żywopłotem, obwisłe gałęzie wisien muskały ją po twarzy zrosiałymi listeczkami. Szła bezwolnie, nie wiedząc, kaj506 ją niesie, aż niski dom organistów zastąpił jej drogę.
Wszystkie cztery okna świeciły i stały otwarte.
Przytuliła się w cień pod płot i zajrzała do środka.
Organistowie wraz z dziećmi siedzieli pod wiszącą lampą popijając herbatę, zaś Jasio chodził po pokoju i cosik rozpowiadał.
Słyszała każde jego słowo, każdy skrzyp podłogi, nieustanne cykanie zegaru i nawet ciężkie przysapki organisty.
A Jasio takie cudeńka prawił, że niczego nie rozumiała.
Patrzyła jeno w niego niby w ten obraz święty, pijąc kiej507 miody najsłodsze każdy dźwięk jego głosu. Chodził wciąż i co trochę ginął w głębi mieszkania, i co trochę jawił się znów w kręgu światła; czasem przystawał przy oknie, że wciskała się w płot strwożona, bych jej nie dojrzał, ale on jeno508 w niebo patrzył pokryte gwiazdami, to cosik rzekł la509 uciechy, że śmiali się, a radość błyskała w twarzach kiej to słońce. Przysiadł wreszcie pobok510 matki, a małe siostry jęły511 mu się drapać512 na kolana i wieszać na szyi, tulił ci je poczciwie, huśtał i łaskotał, jaże513 izba zatrzęsła się dziecińskimi śmiechami.
Zegar wybił jakąś godzinę i organiścina rzekła powstając:
– Gadu, gadu, a tobie czas spać! Musisz do dnia514 wyjechać.
– A muszę, mamusiu! Boże, jaki ten dzień był krótki! – westchnął żałośnie.
A Jagusine serce jakby kto ścisnął i tak boleśnie, jaże515 same łzy pociekły po twarzy.
– Ale niedługo wakacje! – ozwał się znowu – ksiądz regens obiecał, że mnie na jakiś czas zwolni, jeśli nasz proboszcz napisze o to do niego.
– Nie bój się, napisze, już ja go uproszę! – powiedziała matka zabierając się do słania mu na kanapie wprost okna. Pomagali jej wszyscy, a nawet sam organista przyniósł sporą doinkę i wsunął ją ze śmiechem pod kanapę.
Długo się z nim żegnali na odchodnym, a już najdłużej matka, która go z płaczem tuliła do piersi a całowała.
– Śpij, synu, smacznie, śpij, dzieciątko.
– Pacierze zmówię i zaraz się kładę, mamusiu.
Rozeszli się wreszcie.
Jaguś widziała, jak w sąsiedniej izbie chodzili na palcach, ściszali głosy, przymykali okna i pokrótce cały dom oniemiał i migiem pogrążył się w cichości, aby jeno516 nie przeszkadzać Jasiowi.
Chciała i ona do domu, już się była nawet nieco uniesła517, ale ją cosik jakby przytrzymało za nogi, że nie poredziła518 oderwać się z miejsca, więc jeno519 mocniej przywarła plecami do płota, barzej520 się skuliła i ostała kieby521 urzeczona, wpatrując się w to ostatnie wywarte522 i jaśniejące okno.
Jasio poczytał nieco na grubej książce, zaś potem przyklęknął pod oknem, przeżegnał się, złożył ręce do pacierza, podniósł oczy ku niebu i zamodlił się przejmującym szeptem.
Noc była głęboka, niezgłębiona cichość obtulała świat, gwiazdy mżyły się na wysokościach, nagrzany, pachnący zwiew pociągał z pól, a niekiedy zaszemrały liście i ptak jakiś zaśpiewał.
A Jagusię zaczęło cosik523 rozbierać524, serce się tłukło kiej525 oszalałe, paliły ją oczy, paliły usta nabrane i same ręce wyciągały się ku niemu, a chociaż się kurczyła w sobie, roztrząsał nią taki dziwny, niezmożony dygot, że wpierała się w płot bezwolnie i z taką mocą, jaże526 trzasnęła żerdka.
Jasio wychylił głowę, popatrzył dokoła i znowu się zamodlił.
Zaś z nią działo się już coś niepojętego; takie ognie chodziły jej po kościach i oblewały warem, że dziw nie krzyczała z tej lubej męki. Zabaczyła527, kaj528 jest, i ledwie już zipała, tak się w niej wszystko trzęsło i płonęło. Była cała w dreszczach, kiej529 błyskawice kłębiły się w niej jakieś nabrzmiałe, szalone krzyki, jakieś wichry palące ją ponosiły, jakieś straszne pragnienia rozprężały i wyginały… Już chciała się czołgać tam, bliżej niego, bych530 chociaż tknąć ustami tych jego białych rączków531, bych jeno klęczeć przed nim a patrzeć z bliska w te gębusie532 i modlić się kiej do tego cudownego obrazu. Nie poruszyła się jednak, bo obleciał ją jakiś dziwny strach i zarazem zgroza.
– Jezu mój, Jezu miłosierny! – wyrwał się jej z piersi cichy jęk.
Jasio powstał, wychylił się cały i jakby patrząc na nią zawołał:
– Kto tam?
Zamarła na chwilę, przytaiła dech, serce przestało bić i jakby zdrętwiała w jakimś świętym strachu, dusza uwięzła kajś533 w gardle i pełna szczęsnego niepokoju chwiała się w oczekiwaniu.
Ale Jasio jeno534 popatrzył w opłotki, a nie dojrzawszy zamknął okno, rozebrał się prędko i światło zgasło…
Noc padła na jej duszę, ale jeszcze długo siedziała wpatrzona w czarne i nieme okno. Przejął ją chłód i jakby operlił srebrną rosą jej duszę wniebowziętą, gdyż wszystko, co w niej wrzało z krwie535 pożądliwej, przygasło rozlewając się po niej nieopowiedzianą błogością. Spłynęła na nią uroczysta, święta cichość, jakby to zadumanie kwiatów przed wschodem słońca, że rozmodliła się pacierzem szczęścia, któren536 nie miał słów, a jeno537 dziwną słodkość zachwytów, przenajświętsze zdumienie duszy, niepojętą radość budzącego się dnia zwiesnowego538 i przeplatał się grubymi ziarnami błogich łez niby tym różańcem łaski Pańskiej i dziękczynienia.
173
latowy (gw.) – letni. [przypis edytorski]
174
kiej (gw.) – kiedy. [przypis edytorski]
175
jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
176
ze wszystkiej mocy (gw.) – z całej siły. [przypis edytorski]
177
gardzielem (gw.) – gardłem, gardzielą. [przypis edytorski]
178
ździebko (gw.) – trochę. [przypis edytorski]
179
napity (gw.) – pijany. [przypis edytorski]
180
radoście (daw., gw.) – radości (B.lm). [przypis edytorski]
181
kieby (gw.) – niby, jakby. [przypis edytorski]
182
kiej (gw.) – kiedy, gdy. [przypis edytorski]
183
lebo (gw.) – lub. [przypis edytorski]
184
zwiesnowy (gw.) – wiosenny. [przypis edytorski]
185
skroś (daw., gw.) – poprzez, na wskroś. [przypis edytorski]
186
ze wszystkiego serca (daw., gw.) – z całego serca. [przypis edytorski]
187
chocia (gw.) – choć, chociaż. [przypis edytorski]
188
kieby (gw.) – niby, jakby. [przypis edytorski]
189
galanty (gw.) – piękny, porządny, elegancki. [przypis edytorski]
190
dzień świętego Piotra i Pawła – jedno ze świąt w kościele katolickim, obchodzone 29 czerwca. [przypis edytorski]
191
zawdy (gw.) – zawsze. [przypis edytorski]
192
jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
193
jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
194
przyodziewy (gw.) – ubrania. [przypis edytorski]
195
kiej (gw.) – niby, jakby, jak. [przypis edytorski]
196
niesło (gw.) – niosło. [przypis edytorski]
197
barzej (gw.) – bardziej. [przypis edytorski]
198
niekiej (gw.) – niekiedy, czasem. [przypis edytorski]
199
kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
200
cosik (gw.) – coś; tu Msc.lp: czymś. [przypis edytorski]
201
ktosik (gw.) – ktoś. [przypis edytorski]
202
krzykał (gw.) – krzyczał, wykrzykiwał, pokrzykiwał. [przypis edytorski]
203
stojała (gw.) – stała. [przypis edytorski]
204
kieby (gw.) – jakby, niby. [przypis edytorski]
205
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
206
stojały (gw.) – stały. [przypis edytorski]
207
kieby (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
208
na stróży (gw.) – na straży. [przypis edytorski]
209
kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
210
kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
211
ździebko (gw.) – trochę. [przypis edytorski]
212
jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
213
jegomość – tu: ksiądz. [przypis edytorski]
214
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
215
śpik (gw.) – sen, senność. [przypis edytorski]
216
pokrótce – wkrótce. [przypis edytorski]
217
wszędy (gw.) – wszędzie. [przypis edytorski]
218
kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
219
jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
220
stojał (gw.) – stał. [przypis edytorski]
221
prosto – po prostu. [przypis edytorski]
222
rwetes – hałas, wrzawa. [przypis edytorski]
223
kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
224
ze somsiady (gw.) – z sąsiadami. [przypis edytorski]
225
dziewucha (gw.) – dziewucha, dziewczyna. [przypis edytorski]
226
Miemiec (gw.) – Niemiec. [przypis edytorski]
227
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
228
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
229
kulas (gw.) – noga. [przypis edytorski]
230
jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
231
wrotnie (daw., gw.) – wrota, brama. [przypis edytorski]
232
zawdy (gw.) – zawsze. [przypis edytorski]
233
zasygnować – zadzwonić. [przypis edytorski]
234
suma – najdłuższa, uroczysta msza, odprawiana około południa w dni świąt i niedziel w kościele katolickim. [przypis edytorski]
235
kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
236
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
237
gnietąc (gw.) – gniotąc. [przypis edytorski]
238
swarzyć się – kłócić się. [przypis edytorski]
239
ostać (gw.) – zostać. [przypis edytorski]
240
z drugich – tu: z innych. [przypis edytorski]
241
spieka (gw.) – spiekota, upał. [przypis edytorski]
242
wiater (gw.) – wiatr. [przypis edytorski]
243
był (…) ustał (daw., gw.) – daw. forma czasu zaprzeszłego; znaczenie: ustał (wcześniej; przed innymi opisywanymi czynnościami i zdarzeniami). [przypis edytorski]
244
gorąc (gw.) – gorąco, upał. [przypis edytorski]
245
smętarz (daw., gw.) – cmentarz. [przypis edytorski]
246
był (…) wychodził (daw., gw.) – daw. forma czasu zaprzeszłego; znaczenie: wychodził (wcześniej; przed innymi opisywanymi czynnościami i zdarzeniami). [przypis edytorski]
247
jąć się czegoś (daw., gw.) – zabrać się za coś; zacząć coś robić. [przypis edytorski]
248
rychtyk (gw.) – właśnie, akurat. [przypis edytorski]
249
war (daw., gw.) – wrzątek. [przypis edytorski]
250
ona (daw., gw.) – ta, owa. [przypis edytorski]
251
spieka (gw.) – spiekota, upał. [przypis edytorski]
252
kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
253
ślepić (gw.) – oślepiać. [przypis edytorski]
254
jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
255
wzdych (gw.) – westchnienie. [przypis edytorski]
256
wywarty (gw.) – otwarty. [przypis edytorski]
257
kieby (gw.) – niby, jakby. [przypis edytorski]
258
przytrząśnięty – przysypany. [przypis edytorski]
259
rozwodzić – tu: rozkładać. [przypis edytorski]
260
gdziesik (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
261
jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
262
śpik (gw.) – sen. [przypis edytorski]
263
niekiej (gw.) – niekiedy, czasem. [przypis edytorski]
264
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
265
kiej (gw.) – jak, niby. [przypis edytorski]
266
kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
267
kiej (gw.) – gdy. [przypis edytorski]
268
jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
269
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
270
kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
271
kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
272
kiej (gw.) – gdy. [przypis edytorski]
273
przódzi (gw.) – wcześniej. [przypis edytorski]
274
nikto (gw.) – nikt. [przypis edytorski]
275
poredzając (gw.) – poradzając; tu: rozmawiając. [przypis edytorski]
276
cięgiem (gw.) – ciągle. [przypis edytorski]
277
juści (gw.) – owszem, pewnie. [przypis edytorski]
278
zarno (gw.) – zaraz. [przypis edytorski]
279
se (gw.) – sobie. [przypis edytorski]
280
poredzi (gw.) – poradzi. [przypis edytorski]
281
inszy (daw., gw.) – inny. [przypis edytorski]
282
w podle (daw., gw.) – pod. [przypis edytorski]
283
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
284
kieby (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
285
trybularz – kadzielnica. [przypis edytorski]
286
czymsić (gw.) – czymś. [przypis edytorski]
287
cosik (gw.) – coś. [przypis edytorski]
288
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
289
kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
290
zazierać (gw.) – spoglądać, zaglądać. [przypis edytorski]
291
Miemcy (gw.) – Niemcy. [przypis edytorski]
292
ktosik (gw.) – ktoś. [przypis edytorski]
293
pobok (gw.) – obok, po bokach. [przypis edytorski]
294
kaszkiet – czapka z daszkiem. [przypis edytorski]
295
kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
296
sobaczy – psi; należący do psa. [przypis edytorski]
297
kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
298
pięście (daw., gw.) – pięści (B.lm). [przypis edytorski]
299
kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
300
kole (daw., gw.) – wokół. [przypis edytorski]
301
somsiad (gw.) – sąsiad. [przypis edytorski]
302
jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
303
któren (gw.) – który. [przypis edytorski]
304
wzion (gw.) – wziął; wzion przez łeb: dostał w łeb; został uderzony w głowę. [przypis edytorski]
305
na ziem (daw., gw.) – na ziemię. [przypis edytorski]
306
miętki (daw., gw.) – miękki. [przypis edytorski]
307
kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
308
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
309
różnoście (daw., gw.) – różności. [przypis edytorski]
310
baczyć (daw., gw.) – uważać, zauważać, pamiętać. [przypis edytorski]
311
la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
312
bych (gw.) – tu: żeby. [przypis edytorski]
313
juści, co (gw.) – pewnie, że. [przypis edytorski]
314
jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
315
ochfiara (gw.) – ofiara. [przypis edytorski]
316
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
317
kiej (gw.) – kiedy, gdy. [przypis edytorski]
318
podniesła (gw.) – podniosła. [przypis edytorski]
319
kiej (gw.) – jak, niby. [przypis edytorski]
320
jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
321
kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
322
jeszczech (gw.) – jeszcze. [przypis edytorski]
323
zapowiedzie (daw., gw.) – zapowiedzi (B.lm). [przypis edytorski]
324
podniesły (gw.) – podniosły. [przypis edytorski]
325
jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
326
zapowiedzie (gw.) – zapowiedzi (M.lm); uroczyste ogłoszenie w kościele parafialnym mającego się odbyć ślubu. [przypis edytorski]
327
niesąc (gw.) – niosąc. [przypis edytorski]
328
dyć (gw.) – przecież. [przypis edytorski]
329
cięgiem (gw.) – ciągle. [przypis edytorski]
330
turbacja (daw., gw.) – kłopot. [przypis edytorski]
331
leda (daw., gw.) – lada. [przypis edytorski]
332
kiejby (gw.) – gdyby. [przypis edytorski]
333
nie chwacić (daw., gw.) – nie starczyć. [przypis edytorski]
334
se (gw.) – sobie. [przypis edytorski]
335
sie (gw.) – się. [przypis edytorski]
336
kiej (gw.) – kiedy, gdy. [przypis edytorski]
337
me (gw.) – mnie. [przypis edytorski]
338
jeszczek (gw.) – jeszcze. [przypis edytorski]
339
kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
340
przyletę (gw.) – przylecę. [przypis edytorski]
341
se (gw.) – sobie. [przypis edytorski]
342
ociec (daw., gw.) – ojciec. [przypis edytorski]
343
barzej (gw.) – bardziej. [przypis edytorski]
344
bych (gw.) – tu: by, aby. [przypis edytorski]
345
póde (gw.) – pójdę. [przypis edytorski]
346
wama (gw.) – wam. [przypis edytorski]
347
dobre ludzie (gw.) – dobrzy ludzie. [przypis edytorski]
348
przewiedzieć się (gw.) – dowiedzieć się. [przypis edytorski]
349
przyniese (gw.) – przyniosę. [przypis edytorski]
350
la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
351
chyciła (gw.) – chwyciła. [przypis edytorski]
352
barzej (gw.) – bardziej. [przypis edytorski]
353
każden (gw.) – każdy. [przypis edytorski]
354
dzieuszyne (gw.) – dziewczęce. [przypis edytorski]
355
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
356
kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
357
wszędy (gw.) – wszędzie. [przypis edytorski]
358
gniot – tu: tłok, ścisk. [przypis edytorski]
359
kieby (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
360
jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
361
spokoić (gw.) – uspokajać. [przypis edytorski]
362
ruchać (daw., gw.) – ruszać. [przypis edytorski]
363
podniesły (gw.) – podniosły. [przypis edytorski]
364
kajś niekaj (gw.) – gdzieniegdzie. [przypis edytorski]
365
la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
366
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
367
lekciej (gw.) – lżej. [przypis edytorski]
368
poredzi (gw.) – poradzi; tu: potrafi. [przypis edytorski]
369
honorny (gw.) – honorowy. [przypis edytorski]
370
wycug – wyżywienie i utrzymanie. [przypis edytorski]
371
bieder (gw.) – bioder. [przypis edytorski]
372
borg – kredyt, pożyczka. [przypis edytorski]
373
kole (gw.) – wokół. [przypis edytorski]
374
przyźba a. przyzba – wał usypany z ziemi dokoła podmurówki dawnej chaty wiejskiej, często obłożony kamieniami a. deskami; daw. ludzie na wsi zwykli odpoczywać siedząc na przyzbie i mając za oparcie ścianę chałupy. [przypis edytorski]
375
żali a. zali (daw., gw.) – czy. [przypis edytorski]
376
kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
377
zarno (gw.) – zaraz. [przypis edytorski]
378
la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
379
latoś (daw., gw.) – w tym roku. [przypis edytorski]
380
przednówek – okres przed nowymi zbiorami. [przypis edytorski]
381
łoni (daw., gw.) – w zeszłym roku. [przypis edytorski]
382
kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
383
ździebko (gw.) – trochę. [przypis edytorski]
384
sfolżeć (daw., gw.) – osłabnąć. [przypis edytorski]
385
rad (daw., gw.) – tu: chętnie. [przypis edytorski]
386
wszyćko (gw.) – wszystko. [przypis edytorski]
387
lebo (gw.) – albo. [przypis edytorski]
388
gdziesik (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
389
deliberować – rozmyślać, roztrząsać. [przypis edytorski]
390
skrzepić – wzmocnić. [przypis edytorski]
391
turbacja (daw., gw.) – kłopot. [przypis edytorski]
392
niełacno (daw., gw.) – niełatwo. [przypis edytorski]
393
gnietąc (gw.) – gniotąc. [przypis edytorski]
394
kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
395
baczyć (daw., gw.) – uważać, pamiętać. [przypis edytorski]
396
wyrywać (gw.) – tu: gonić, biec. [przypis edytorski]
397
cosik (gw.) – coś. [przypis edytorski]
398
pomiarkować (gw.) – zrozumieć. [przypis edytorski]
399
la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
400
stojał (gw.) – stał. [przypis edytorski]
401
sielnie (gw.) – mocno, silnie; tu: bardzo. [przypis edytorski]
402
w kapelusie (gw.) – w kapeluszu. [przypis edytorski]
403
kieby (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
404
kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
405
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
406
la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
407
wzieni (gw.) – wzięli. [przypis edytorski]
408
me (gw.) – mnie. [przypis edytorski]
409
bez (gw.) – przez. [przypis edytorski]
410
buczysz (gw.) – płaczesz. [przypis edytorski]
411
proch – tu: kurz, pyłek, paproch. [przypis edytorski]
412
przódzi (gw.) – wcześniej. [przypis edytorski]
413
wiela (daw., gw.) – wiele. [przypis edytorski]
414
alkierz – osobna izba w rogu budynku; w domach mieszkalnych używana często jako sypialnia. [przypis edytorski]
415
podrobnie (gw.) – szczegółowo. [przypis edytorski]
416
wszyćko (gw.) – wszystko. [przypis edytorski]
417
weźta (gw.) – weźcie. [przypis edytorski]
418
tylachna (gw.) – tyle, tak dużo. [przypis edytorski]
419
la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
420
miarkujta (gw.) – miarkujcie; miarkować: rozumieć, pojmować. [przypis edytorski]
421
ino (gw.) – tylko. [przypis edytorski]
422
deliberować – rozmyślać, rozważać. [przypis edytorski]
423
frasobliwie (daw., gw.) – w zmartwieniu. [przypis edytorski]
424
omentra (gw.) – geometra. [przypis edytorski]
425
chycić (gw.) – chwycić. [przypis edytorski]
426
działy – tu: dzielenie ziemi. [przypis edytorski]
427
radoście (gw.) – radości (M.lm). [przypis edytorski]
428
zapusty – karnawał; czas po święcie Bożego Narodzenia (25 grudnia), a przed Wielkim Postem, stanowiącym okres obejmujący 40 dni przed świętem Wielkanocy, (termin Wielkanocy jest zmienny i wypada w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca). [przypis edytorski]
429
dzieucha (gw.) – dziewucha, dziewczyna. [przypis edytorski]
430
miescki (gw.) – miejski. [przypis edytorski]
431
kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
432
żydy – tu: o wyznawcach judaizmu. [przypis edytorski]
433
jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
434
pedzieć (gw.) – powiedzieć. [przypis edytorski]
435
laczego (gw.) – dlaczego. [przypis edytorski]
436
waju (gw.) – wam. [przypis edytorski]
437
wierzta (gw.) – wierzcie. [przypis edytorski]
438
potrza (gw.) – potrzeba. [przypis edytorski]
439
jeszczek (gw.) – jeszcze. [przypis edytorski]
440
pódę (gw.) – pójdę. [przypis edytorski]
441
jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
442
la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
443
wyśta (gw.) – wyście; skrót od: wy jesteście. [przypis edytorski]
444
wama (gw.) – wam. [przypis edytorski]
445
obertelek (gw.) – guzik. [przypis edytorski]
446
przemawiać się (gw.) – kłócić się. [przypis edytorski]
447
sielny (gw.) – tu: wielki. [przypis edytorski]
448
barzej (gw.) – bardziej. [przypis edytorski]
449
la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
450
arak – mocny napój alkoholowy (40–80%) o smaku anyżu. [przypis edytorski]
451
galancie (gw.) – porządnie, elegancko; tu: bardzo. [przypis edytorski]
452
ruchać (gw.) – ruszać. [przypis edytorski]
453
chybać (gw.) – łapać. [przypis edytorski]
454
orzydle (gw.) – gardło. [przypis edytorski]
455
la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
456
łyskać (daw., gw.) – świecić. [przypis edytorski]
457
drzeć – tu: zadzierać. [przypis edytorski]
458
cięgiem (gw.) – ciągle. [przypis edytorski]
459
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
460
wyciepnąć (gw.) – wyrzucić. [przypis edytorski]
461
kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
462
był robił (daw., gw.) – forma daw. czasu zaprzeszłego; znaczenie: robił (wcześniej w stosunku do innych działań i zdarzeń wyrażonych również w czasie przeszłym). [przypis edytorski]
463
jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
464
kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
465
kajś niekaj (gw.) – gdzieniegdzie. [przypis edytorski]
466
ktosik (gw.) – ktoś. [przypis edytorski]
467
napity (gw.) – tu: pijany. [przypis edytorski]
468
spokoić się – uspokajać się. [przypis edytorski]
469
śpik (gw.) – sen, senność. [przypis edytorski]
470
kiej niekiej (gw.) – gdzieniegdzie. [przypis edytorski]
471
kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
472
dzieuszyny (gw.) – dziewczęcy. [przypis edytorski]
473
piesneczki (gw.) – piosneczki, piosenki. [przypis edytorski]
474
poniesła się (gw.) – poniosła się; tu: poszła. [przypis edytorski]
475
kuma – sąsiadka, znajoma. [przypis edytorski]
476
kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
477
kole (daw., gw.) – wokół, koło. [przypis edytorski]
478
w podle (daw., gw.) – pod, wzdłuż. [przypis edytorski]
479
me (gw.) – mnie. [przypis edytorski]
480
kulas (gw.) – noga. [przypis edytorski]
481
kiej niekiej (gw.) – gdzieniegdzie. [przypis edytorski]
482
cięgiem (gw.) – ciągle. [przypis edytorski]
483
cosik (gw.) – coś. [przypis edytorski]
484
se (gw.) – sobie. [przypis edytorski]
485
kiej (gw.) – kiedy; tu: skoro, jeśli. [przypis edytorski]
486
liszka (daw., gw.) – lis. [przypis edytorski]
487
pobok (gw.) – z boku, obok. [przypis edytorski]
488
rychtyk (gw.) – dokładnie. [przypis edytorski]
489
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
490
wszyćko (gw.) – wszystko. [przypis edytorski]
491
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
492
bych (gw.) – tu: aby, żeby. [przypis edytorski]
493
do cna (gw.) – do końca, zupełnie. [przypis edytorski]
494
jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
495
cyganić – zmyślać, oszukiwać. [przypis edytorski]
496
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
497
nikiej (gw.) – nigdzie. [przypis edytorski]
498
cosik (gw.) – coś. [przypis edytorski]
499
rozruchane (daw., gw.) – rozruszane; ruszające się. [przypis edytorski]
500
ździebko (gw.) – trochę. [przypis edytorski]
501
nie wiada (gw.) – nie wiadomo. [przypis edytorski]
502
kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
503
gdziesik (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
504
nie wiada (gw.) – nie wiadomo. [przypis edytorski]
505
laczego (gw.) – dlaczego. [przypis edytorski]
506
kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
507
kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
508
jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
509
la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
510
pobok (gw.) – obok. [przypis edytorski]
511
jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
512
drapać (gw.) – tu: wdrapywać. [przypis edytorski]
513
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
514
do dnia (daw., gw.) – przed świtem. [przypis edytorski]
515
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
516
jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
517
się była (…) uniesła (gw.) – daw. forma czasu zaprzeszłego; znaczenie: uniosła się (wcześniej; przed innymi opisywanymi czynnościami i zdarzeniami). [przypis edytorski]
518
poredzić (gw.) – poradzić, zdołać. [przypis edytorski]
519
jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
520
barzej (gw.) – bardziej. [przypis edytorski]
521
kieby (gw.) – niby, jakby. [przypis edytorski]
522
wywarty (gw.) – otwarty. [przypis edytorski]
523
cosik (gw.) – coś. [przypis edytorski]
524
rozbierać (gw.) – tu: osłabiać, rozstrajać. [przypis edytorski]
525
kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
526
jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
527
zabaczyć (daw., gw.) – zapomnieć. [przypis edytorski]
528
kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
529
kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
530
bych (gw.) – tu: aby, żeby. [przypis edytorski]
531
rączków (gw.) – rączek. [przypis edytorski]
532
te gębusie (gw.) – dziś popr.: tę gębusię. [przypis edytorski]
533
kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
534
jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
535
z krwie (daw., gw.) – z krwi. [przypis edytorski]
536
któren (gw.) – który. [przypis edytorski]
537
jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
538
zwiesnowy (gw.) – wiosenny. [przypis edytorski]