Читать книгу World of Warcraft - Richard A. Knaak - Страница 8
Prolog
ОглавлениеPrzysięga krwi
Thura stała na krawędzi wielkiej, poszarpanej otchłani. Jej dłoń instynktownie zacisnęła się na stylisku topora, gdy młoda wojowniczka orków na próżno rozglądała się za przeprawą na drugi brzeg. Choć dopiero niedawno osiągnęła dorosłość, była wprawną, umięśnioną orczycą. Jednak teraz, w obliczu bezskutecznych poszukiwań, zachowywała się jak wylęknione dziecko w grubo ciosanej skórze. Potrząsnęła głową i zaciskając grube wargi, spod których wystawały niewielkie kły, wymamrotała coś w bezgłośnym proteście. Lewą stronę jej twarzy zasłoniły gęste brązowe włosy, które zazwyczaj wiązała w kucyk.
Na drugim brzegu toczyła się zdumiewająca bitwa, w której kluczową rolę odgrywał jej rosły pobratymiec, znany Thurze głównie z dziecięcych wspomnień i opowieści snutych przez Thralla, wodza orków. Był to siwiejący, barczysty wojownik o surowej twarzy, przyodziany w skórzaną zbroję bitewną, podobną do tej, którą sama nosiła. Jego ciało pokrywały blizny z minionych starć oraz wojen. Ryczał pogardliwie na otaczających go potwornych przeciwników.
I doprawdy byli potworni – ork bowiem stawiał czoła demonom Płonącego Legionu, istotom upadłym, znacznie potężniejszym niż ten dzielny samotny wojownik. Wokół nich tryskały jadowite zielonożółte płomienie, których intensywność mogła dorównać jedynie determinacji lśniącej w spojrzeniu brązowych oczu samotnego orka. Uderzając raz za razem podstępnymi ostrzami i inną plugawą bronią, demony próbowały przełamać gardę wojownika, on jednak bezlitośnie odpierał ataki olśniewającym toporem. Co zdumiewające – broń ta była wyrzeźbiona z jednego kawałka drewna.
Nie… „wyrzeźbiona” to złe słowo. Thura przypomniała sobie szamana, który po przyjrzeniu się tej broni oznajmił, że obosieczny topór musiała ukształtować potężna magia. Powiadano, iż był dziełem leśnego półboga i opiekuna przyrody, Cenariusa.
Niezależnie od swego pochodzenia, broń musiała być przesiąknięta magią, przecinała bowiem potężne miecze i solidne zbroje z równą łatwością, jakby przeszywała powietrze. Rany demonów padających od pewnych ciosów orka płonęły złowieszczym zielonożółtym ogniem.
Nagle potwory i samotny wojownik zostali pochłonięci przez gęstą szmaragdową mgłę, zupełnie odmienną od płomieni Legionu. Jej delikatnie niebieskie zabarwienie nadało całej scenie surrealistyczną atmosferę. Thura nie zwracała na to jednak większej uwagi, coraz bardziej poirytowana tym, że nie potrafi przeprawić się na drugi brzeg rozpadliny.
Po lewej stronie orka zmaterializowała się niespodziewanie jakaś nowa, niezwykle frapująca postać. Thura rozpoznawała już niesamowity fioletowy odcień skóry, charakterystyczny dla tych zdumiewających istot. Nocny elf. Ale to nie był przeciętny przedstawiciel tej rasy – jego czoło zdobiło potężne kręte poroże. Co więcej, olśniewające szaty jasno wskazywały, że nie tylko był czcigodnym druidem, opiekunem natury, ale musiał także należeć do elity wśród swoich pobratymców, być może nawet był jednym z arcydruidów.
Jego szeroka, dojrzała twarz, okolona gęstą zieloną brodą, zdradzała silną osobowość, a lśniące złote oczy, widoczne nawet z takiej odległości, były niemal równie fascynujące jak jego rogi.
Nadejście elfiego druida zaparło Thurze dech w piersiach. Przybysz nachylił się do orka i szepnął mu coś do ucha, a sama jego obecność zdawała się dodawać sił walczącemu czempionowi. Widok nocnego elfa pokrzepił go,, że wspólnie pokonają otaczającą ich krwiożerczą hordę demonów, którą samotnie zdążył już solidnie przetrzebić.
W dłoniach elfa pojawił się nagle długi drewniany kostur. Uniósł go wysoko, stojąc za plecami orka, a jeden z krańców laski przekształcił się w ostrze. Tymczasem ork kolejnym cięciem odrąbał podłużny, wąski łeb nazbyt zapalczywego krętorogiego demona.
Nocny elf niespodziewanie dotknął ostrzem laski karku orka. Thura zbyt późno dostrzegła podstęp. Krzyknęła, ale na próżno – ostrzeżenie zniknęło w odległym szczęku oręża.
Na karku wojownika pojawiła się niewielka narośl. Przypominała zwykły chwast, jeden z tych, które Thura rozdeptywała nieświadomie w czasie swoich wędrówek. Ten jednak rósł i rozwijał się w mgnieniu oka.
Ork wreszcie się zorientował. Jednak kiedy tylko sięgnął do karku, jego nadgarstek oplotły ciemnozielone liście. Chwast nie przestawał się rozpleniać, pętając bezwładne ciało wojownika. Liście zaczęły puszczać ciernie, które wbijały się w ciało orka, niemiłosiernie go kalecząc.
Elfi zdrajca cofnął się o krok, patrząc z uśmiechem na swe dzieło. Każdy cierń upuszczał z orka strugę krwi.
Przez ciało orka przebiegł dreszcz. Rozwarł usta i opadł na jedno kolano. Pnącza całkowicie go unieruchomiły, oplatając jego ciało. Nocny elf nie krył uciechy, patrząc na potworne rany zakrwawionego wojownika.
– Broxigar! – krzyknęła Thura, choć wiedziała, że jest już zbyt późno, by uratować powalonego wojownika.
Demony jakby rozpłynęły się we mgle. Nad przepaścią pozostał jedynie nocny elf, jego ofiara oraz Thura. Cofając się o kolejny krok, druid zmierzył orczycę kpiącym spojrzeniem. Jego złote oczy nagle pociemniały, zamieniając się w przepastne czeluści, które chciały pochłonąć duszę Thury.
Nagle zaczęły wypełzać z nich monstrualne, czarne jak noc owady. Z oczu elfa wylewały się gęstym strumieniem chrząszcze, stonogi, karaluchy, które rozpełzły się we wszystkich kierunkach. Na ich drodze momentalnie zaczęły wyrastać drzewa i krzewy, nim jednak rośliny zdążyły się rozwinąć, chmara insektów pokrywała je w całości. Powalały nawet najpotężniejsze drzewa, które natychmiast więdły. Podobnie jak wszystko inne. Świat Thury przemienił się w obrzydliwy, dziwaczny koszmar.
Podły elf zaniósł się śmiechem, a z jego ust wypłynęła kolejna lawina plugawych pomiotów…
I zniknął.
Thura ponownie zawołała umierającego wojownika. Broxigar z trudem uniósł głowę i spojrzał w jej stronę. Udało mu się wyzwolić jedną dłoń z pnączy i wyciągał ją teraz ku Thurze, ściskając magiczny topór.
Wyszeptał czyjeś imię…
Thura wyrwała się ze snu.
Leżała jeszcze przez chwilę, nękana przeszywającymi dreszczami, choć w lesie, który ją otaczał, było całkiem ciepło. Wizje ze snu wciąż kotłowały się w jej głowie, za dnia zresztą bywały równie wyraźne jak nocą.
Thura podniosła się wreszcie, choć wymagało to od niej sporego wysiłku. Niewielkie ognisko, które rozpaliła po zachodzie słońca, dawno już zgasło, pozostawiając kilka pojedynczych, ledwie widocznych smużek dymu. Odłożywszy na chwilę broń, orczyca zasypała palenisko kilkoma garściami ziemi i rozejrzała się za swoim ekwipunkiem. Podniosła niewielką skórzaną sakwę i dzierżąc topór, ruszyła w dalszą drogę.
Każdy dzień wyglądał tak samo. Szła tak długo, aż poczuła się wycieńczona, jadła kolację i zasypiała. Spała aż do chwili, gdy budził ją ten sen i musiała ruszać dalej, wiedząc, że tak będzie lepiej. Na swój makabryczny sposób nawet jej to odpowiadało. Nadmiar snu groził spóźnieniem, a każdy krok przybliżał ją do celu. Już wkrótce pomści swego krewniaka.
Co więcej, uświadamiała sobie również, że musi wykonać jeszcze jedną misję – zapobiec katastrofie, która zagrażała nie tylko jej ludowi, ale wszystkiemu, co żyje.
Ork ze snu, Broxigar, był jej wujem, bratem jej ojca, choć wspólną mieli tylko matkę. Opowieść o tym, jak wraz z towarzyszami stawił czoła siłom Płonącego Legionu, powtarzano niczym legendę. Ocalał tylko Broxigar, zwany najczęściej Broxem. Thura już od dziecka wyczuwała, że nękało go poczucie winy z powodu przeżycia wszystkich swoich druhów.
W końcu Thrall, wielki wódz orków, wysłał przygnębionego weterana z tajemniczą misją. Towarzyszył mu w niej tylko jeden kompan. Nigdy więcej ich nie widziano, wieść jednak niosła, że stary szaman przeniknął do snów i przyniósł stamtąd ów niezwykły topór, który znalazł się w posiadaniu Thralla. Szaman ten opowiadał również, że Brox okazał bohaterstwo i ocalił nie tylko orków, ale wszystkie żywe stworzenia na świecie. Niektórzy twierdzą, że po tych słowach szaman rozpostarł skrzydła i uleciał w noc, przybierając kształt olbrzymiego ptaka lub smoka.
Thura nie była przekonana co do prawdziwości tych opowieści. Jednak po osiągnięciu dojrzałości, gdy dowiodła swych umiejętności bojowych, otrzymała ten osławiony topór z rąk Thralla. Nie licząc jej wuja, Zaurzykła Starszego, który sam niedawno stracił syna w bitwie, była przecież ostatnią żyjącą krewną Broxa. Oręż mógł zostać przekazany komukolwiek z rodziny, ale zaufany szaman Thralla doznał we śnie wizji, według której topór miał przypaść Thurze. Nikt nie wiedział dlaczego, ale wódz postąpił wedle tego wskazania.
Mimo zaszczytu, jaki towarzyszył dzierżeniu takiej broni, Thura nie mogła ignorować ironicznego wymiaru tej sytuacji. Przed laty orkowie dowodzeni przez legendarnego Grommasza Piekłorycza i opętani klątwą krwi demonicznego władcy Manorotha najechali lasy Jesionowej Kniei i zgładzili walczącego dzielnie Cenariusa. Doszło do tego wiele lat przed tym, nim Thrall przypomniał orkom o szacunku wobec natury. Mord półboga to niefortunne wydarzenie, ale Thura nie przyłożyła do niego ręki, miała więc nadzieję, że duch Cenariusa wykaże się dla niej zrozumieniem.
Kiedy tylko wzięła topór do ręki, poczuła się tak, jakby zawsze był jej przeznaczony. Ale kryło się w nim coś więcej, coś, czego sobie z początku nie uświadamiała. Tajemnica wyszła na jaw dopiero później, a i wtedy Thura najpierw starała się ją usilnie ignorować. W końcu to tylko sen…
Albo i nie tylko.
Nie potrzebowała szamana, aby w końcu pojąć prawdę. Wołał ją duch poległego krewnego. Domagał się zemsty. Była pewna, że wizja musi zawierać w sobie choć odrobinę prawdy. Pokazano jej, że Brox zginął z ręki kogoś, kogo uznawał za towarzysza…
Nocnego elfa.
Nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale była przekonana, że zdrajca wciąż żył i gdzieś się ukrywał. Musiała tylko skupiać się w czasie tych nocnych wizji. Po przebudzeniu zawsze wyczuwała kierunek, w którym powinna się udać.
Kierunek, w którym udał się zdradziecki morderca dzielnego Broxa.
Jego imię tkwiło w jej głowie od chwili, gdy po raz pierwszy nawiedził ją ten sen, choć nigdy nie usłyszała go z ust powalonego orka.
Malfurion Burzogniewny… Malfurion Burzogniewny…
Uniosła swój topór… topór Broxa… i złożyła przysięgę zmarłemu wujowi. Odnajdzie Malfuriona Burzogniewnego, nie zważając na to, jak daleko będzie musiała się udać i czego będzie wymagać od niej ta przysięga krwi.
Odnajdzie Malfuriona Burzogniewnego… i nie tylko wymierzy mu toporem długo oczekiwaną sprawiedliwość, ale być może zdąży ocalić Azeroth, nim będzie za późno…