Читать книгу The Crown - Robert Lacey - Страница 10
ОглавлениеKról Jerzy VI
(1895–1952)
grany przez Jareda Harrisa
Krzyż Wiktorii (w skrócie „VC”) to najwyższe brytyjskie odznaczenie za męstwo na polu walki. We wrześniu 1940 roku, podczas szczytowej fazy niemieckich nalotów na Londyn, król Jerzy VI ustanowił Krzyż Jerzego, cywilny odpowiednik Krzyża Wiktorii, który stał się najtrafniejszą metaforą jego własnego życia. W dzieciństwie zmuszany do noszenia bolesnych szyn, by ukryć przed publiką wstydliwe, koślawe kolana, i regularnie sztorcowany przez szorstkiego ojca, króla Jerzego V, w wieku ośmiu lat Bertie zaczął się jąkać, co w tych okolicznościach zupełnie nie dziwi. Wiarę w siebie i swój głos przywrócili mu dopiero żona Elżbieta Bowes-Lyon wespół z australijskim logopedą Lionelem Lodge’em. „Załamałem się i zacząłem szlochać jak dziecko” – wyznał w 1936 roku nowy król po abdykacji swojego olśniewającego brata, który przez całe życie go przyćmiewał. Jednak publiczny stoicyzm, z jakim Jerzy VI walczył ze swoją nieśmiałością i wadą wymowy, ukazał opinii publicznej ludzką twarz monarchii. Wieniec pogrzebowy z białych lilii i goździków na jego trumnę od Winstona Churchilla miał charakterystyczny kształt Krzyża Jerzego.
Losy Mountbattenów i Windsorów splatały się ze sobą już w czasach panowania królowej Wiktorii. Podobnie jak Jerzy VI, Dickie był jednym z jej prawnuków, a w chwili wybuchu pierwszej wojny światowej jego ojciec Louis piastował urząd Pierwszego Lorda Admiralicji. Choć po czterdziestu sześciu latach wiernej służby krajowi Louis senior awansował na to najwyższe stanowisko w królewskiej marynarce, urodził się w Niemczech i niespełna trzy miesiące po wybuchu wojny został zmuszony do ustąpienia podczas powszechnej nagonki na wszystko, co germańskie – od bratwurstu po jamniki. Związki między Windsorami a Mountbattenami zacieśniły się jeszcze bardziej, gdy Louis junior towarzyszył nowemu królowi Jerzemu VI tamtego smutnego grudniowego wieczoru 1936 roku, patrząc, jak były już król Edward VIII pakuje bagaże, by udać się na wygnanie. „Dickie, to straszne – wspominał słowa bliskiego łez nowego króla Mountbatten. – Jestem tylko oficerem marynarki. To jedyne, na czym się znam”.
„To szalenie ciekawy zbieg okoliczności – odparł lord Mountbatten. – Ojciec opowiadał mi, że po śmierci księcia Clarence [w 1892 roku] przyszedł do niego twój ojciec [przyszły król Jerzy V] i powiedział mu niemal dokładnie to samo, co ty mi teraz, na co mój ojciec odparł: «Jerzy, mylisz się. Nie ma lepszego przygotowania do objęcia tronu niż służba w marynarce»”. W 1939 roku w Dartmouth obaj kuzyni mieli okazję udać się w podróż sentymentalną do lat młodości w Akademii, a para dalszych i młodszych kuzynów, Elżbieta i Filip, poznać się przy partii krokieta.
Dwudziesty szósty października 1946 roku: tuż po swoich sekretnych zaręczynach Filip i Elżbieta pojawili się na ślubie córki wuja Dickiego, Patricii Mountbatten, z Johnem Brabourne’em, który odbył się w opactwie Romsey, nieopodal Broadlands, dworku Mountbattenów.
W żyłach urodzonego na wyspie Korfu w czerwcu 1921 roku Filipa księcia Grecji, o popielatych włosach i ostrych skandynawskich rysach, nie płynęła ani kropla greckiej krwi. Był Duńczykiem, jednym z towarów eksportowych największej w nowożytnej Europie dynastii, duńskiej rodziny królewskiej, znanej genealogom jako dynastia Schleswig-Holstein-Sonderburg-Glücksburg. „Nie wyglądasz mi na cholernego Greka” – oznajmił Mike Parker, młody Australijczyk, który służył z Filipem na niszczycielu eskortowym podczas wojny, w późniejszych latach stając się jego bliskim przyjacielem i osobistym sekretarzem. „Mam domieszkę duńskiej, niemieckiej i rosyjskiej krwi – wyjaśnił Filip. – Mogę pojechać praktycznie do każdego kraju w Europie i znajdę tam krewnego, u którego mógłbym się zatrzymać”. A gościnności potrzebował. Po tym, jak jego ojciec, książę Andrzej, został wygnany z Grecji w grudniu 1922 roku podczas jednego z tamtejszych licznych zawirowań politycznych, rodzina musiała uciekać z Korfu na pokładzie brytyjskiego okrętu wojennego – z półtorarocznym Filipem siedzącym w skrzyni na pomarańcze.
Matką Filipa była Alicja, piękna i niesłysząca córka wnuczki królowej Wiktorii, Wiktorii Heskiej, która poślubiła Louisa Battenberga, skrzywdzonego antyniemiecką nagonką admirała floty brytyjskiej i pierwszego z Mountbattenów. U podstaw pewności siebie Filipa leżała mieszanka genów europejskich rodów królewskich i to właśnie nią oczarował księżniczkę Elżbietę podczas ich pierwszego spotkania w Dartmouth. „Ona jest nieśmiała, a on nie – wyjaśniał jeden z przyjaciół pary. – To podstawa dynamiki ich związku. On dodaje jej «ikry»”.
Od tego pierwszego spotkania w 1939 roku i przez lata wojennej służby w marynarce Filip pisywał listy do Elżbiety „z różnych zakątków świata”, które, jak później wspominał, były utrzymane „w duchu rodzinnym” i pozbawione jakiegokolwiek podtekstu romantycznego. „Wtedy nie przywiązywałem do tego szczególnej wagi – opowiadał swojemu oficjalnemu biografowi, Basilowi Boothroydowi. – Od czasu do czasu pisywaliśmy do siebie”. Ale jego kuzynka Elżbieta widziała sprawy w zgoła innym świetle. Niespełna dwadzieścia lat później sir John Wheeler-Bennett opublikował oficjalną biografię jej ojca, Jerzego VI, zleconą i drobiazgowo przez nią przestudiowaną. I choć biografowi tej rangi roztropniej byłoby uniknąć wzmianek o zauroczeniu królowej w tak młodym wieku, zaaprobowany przez nią werdykt sir Johna w kwestii Filipa księcia Grecji nie pozostawiał wątpliwości: „To mężczyzna, w którym księżniczka Elżbieta zakochała się od pierwszego wejrzenia”.
Stara królowa Maria, babka Elżbiety, bacznie się wszystkiemu przyglądała.
Para „jest w sobie zakochana od półtora roku, a nawet dłużej” – zwierzyła się w 1944 roku swojej damie dworu, hrabinie Airlie. Królowa miała słabość do Filipa, którego zapamiętała jako „miłego chłopca o niesamowicie niebieskich oczach” przychodzącego do niej na herbatkę, kiedy jeszcze mieszkała w pałacu Buckingham. Z początkiem wojny dostąpił zaszczytu znalezienia się na jej liście szydełkowej, dołączając do grona ulubionych krewnych, dla których dziergała wełniane szaliki.
Jednak już matka księżniczki, królowa Elżbieta, nie była do niego taka przekonana. Życzyłaby sobie widzieć u niego więcej powściągliwości dla zrównoważenia jego zarozumialstwa, a oprócz tego nie podobały jej się poglądy polityczne Filipa, które – jej zdaniem – „skręcały za bardzo do portu” (na lewo), w wywrotowym duchu jego wuja Dickiego. Uważała, że wojenna izolacja czyniła jej córkę niezdolną do powzięcia tak poważnego zobowiązania w tak młodym wieku, i zaczęła spraszać na weekendy do Windsoru młodych i dobrze urodzonych oficerów Gwardii, w tym przyszłych książąt Grafton i Buccleuch, oraz Henry’ego Herberta, lorda Porchester i przyszłego hrabiego Carnarvon. Ci przystojni dziedzice starych majątków byli w oczach królowej odpowiednio wytworni dla jej córki, a księżniczka lubiła ich towarzystwo. W późniejszych latach niektórzy z nich nawet zagościli na dobre w jej kręgach towarzyskich, zwłaszcza Henry Herbert „Porchey”, z którym księżniczka zdążyła się zaprzyjaźnić dzięki wspólnej pasji do koni. Jednak żaden z „podstawowej jedenastki”, jak dowcipnie nazywali ich wtajemniczeni, nie miał ikry ani animuszu Filipa.
„Wszyscy zaczęli mówić, że to może być on – wspomina Edward Ford, jeden z późniejszych osobistych sekretarzy królowej. – Ale nie bił przed nikim pokłonów i nie próbował wkraść się w niczyje łaski. Zachowywał się z całą pewnością siebie oficera marynarki, z którym wojna łagodnie się obeszła. […] Ani trochę nie bał się podzielić swoimi opiniami politycznymi z lordem Salisbury [jednym z prominentnych polityków partii konserwatywnej]”. „Lord i lady Salisbury, a także arystokraci, z którymi król i królowa jeździli na polowania, w ogóle go nie lubili – wspomina Mike Parker. – Podobnie jak „Tommy” Lascelles i stare dworskie wygi. Byli dla niego po prostu okropni”.