Читать книгу Opowieści z meekhańskiego pogranicza. - Robert M. Wegner - Страница 5

Pro­log

Оглавление

Chło­piec stoi w mroku i wodzi wzro­kiem po około trzy­dzie­stu twa­rzach. Należą do innych dzieci, więk­szość z nich jest w jego wieku. Dni smutku ledwo się skoń­czyły, nie­mal wszyst­kie twa­rze noszą ślady bia­łej farby; tylko kil­koro dziew­cząt prze­wią­zało jesz­cze włosy na znak żałoby. Nie znały innego spo­sobu, by oka­zać uczu­cia. A teraz to…

Patrzy na nich spo­koj­nie. Pocho­dzą z róż­nych kla­nów i szcze­pów, ale we wszyst­kich są naj­starsi i przez ostat­nie lata stali się przy­wód­cami reszty.

— Stra­ci­li­śmy więk­szość mło­dych wojow­ni­ków — zaczyna i obser­wuje, żadna twarz się nie krzywi, w żad­nych oczach nie zapala się sprze­ciw. — Ple­miona będą przez wiele lat słabe, a jed­nak zro­biły to, co zro­biły.

Zaci­ska dło­nie, aż paznok­cie wbi­jają mu się w skórę.

— Gdy­bym mógł, zabił­bym ich. Spa­lił wozy, wyrżnął wszyst­kie ich konie, żeby patrzyli na to i pła­kali. Zdrajcy… prze­klęci…

Bra­kuje mu słów, więc spluwa na zie­mię i roz­ciera plwo­cinę stopą.

— Od dziś będę wojow­ni­kiem Klanu Zła­ma­nego Kła. — Takie słowa w ustach dzie­się­cio­let­niego chłopca mogłyby wywo­łać uśmiech, gdyby nie jego oczy. — Będę w bitwie nosił ozdoby mojego wuja i jeź­dził konno. Nazy­wam się Amu­reh.

Kiwają gło­wami. Gdy ska­cze się głową naprzód z urwi­stego brzegu do rzeki, nie można zatrzy­mać się w locie.

— Wuj powie­dział, że dosta­niemy część ich ziem. A jeśli spró­bują na nie wró­cić… Będę cze­kał.

Wyj­muje nóż i głę­boko nacina wnę­trze pra­wej dłoni. Zaci­ska pięść i wygląda to tak, jakby wyci­skał krew z powie­trza.

— Zosta­nie bli­zna. — Jedna z dziew­czy­nek patrzy na niego z uwagą.

— Wiem. I za każ­dym razem, gdy zaci­snę dłoń na broni, będę pamię­tał. Rozu­miesz?

— Tak.

Opowieści z meekhańskiego pogranicza.

Подняться наверх