Читать книгу Kuba 1958-1959 - Roman Warszewski - Страница 7
WSTĘP
ОглавлениеBitwy można wygrywać na wsi, ale wojnę na swoją korzyść rozstrzyga się w mieście.
Nic lepiej nie streszcza przebiegu wojny domowej na Kubie z lat 1956–1959, zwanej także rewolucją kubańską, niż to krótkie stwierdzenie. Nic trafniej nie oddaje znaczenia bitwy, która rozegrała się na Kubie w końcu 1958 roku, w newralgicznym punkcie tej wyspy, w prowincji Villas, w mieście Santa Clara.
Do połowy 1958 roku wojna domowa na Kubie koncentrowała się prawie wyłącznie na wschodnich, górskich rubieżach wyspy — w odległej od stolicy i najsłabiej zaludnionej prowincji Oriente. Oczywiście, dowodzone przez Fidela Castro powstanie miało pewne oparcie w organizacjach funkcjonujących na kubańskich „równinach” (llanos), w miastach, jednak to, co decydowało o jego przebiegu i co elektryzowało opinię publiczną, i to zarówno na Kubie, jak i na świecie, rozgrywało się z dala od centrum — na zdecydowanie wiejskich peryferiach.
Były co najmniej dwie przyczyny takiego stanu rzeczy, a mówiąc jeszcze inaczej — zadecydowały o tym dwa grzechy pierworodne zbrojnej fazy rewolucji kubańskiej. Po pierwsze — to właśnie tam, na wschodzie, ukryli się partyzanci, którzy w 1956 roku pod wodzą Fidela przypłynęli na Kubę na jachcie „Granma” z Meksyku z zamiarem obalenia reżimu Batisty. Po drugie — w związku ze słabością tego oddziału, zdziesiątkowanego już w momencie jego zejścia na ląd w pobliżu Niquero, jedynie pozostawanie w ukryciu z dala od stolicy i od głównych szlaków komunikacyjnych dawało jakąś szansę na jego przetrwanie i ewentualne późniejsze rozwinięcie skrzydeł[1].
Rezultat był taki, że w Oriente, odnosząc sporadyczne zwycięstwa w potyczkach z oddziałami Batisty, powstańcy mogli tkwić nawet pięć, dziesięć lat, nie czyniąc swemu przeciwnikowi większej szkody. W Sierra Maestra — głównym łańcuchu górskim tej prowincji — mogli nawet założyć własne niezależne państewko, a i to miałoby niewielki wpływ na życie w odległej Hawanie.
Obie strony konfliktu doskonale zdawały sobie z tego sprawę. I Batista, i Fidel Castro. Dlatego ten pierwszy długo lekceważył, ignorował i bagatelizował obecność partyzantów na wschodzie wyspy. Dlatego ten drugi cały czas zachodził w głowę, w jaki sposób wyjść ze ślepej uliczki, w którą zapędziły go wydarzenia z jesieni 1956 roku; jak wyrwać się z izolacji, która partyzantom zapewniała, co prawda, przetrwanie, ale nie dawała realnej szansy na ostateczny triumf.
Mimo patowej sytuacji posiadający umiejętność przewidywania wielu kroków naprzód Fidel Castro w połowie 1958 roku niespodziewanie oznajmił swoim ludziom:
— Wojna jest wygrana, wróg załamuje się w spektakularnej porażce […][2]. Było to stwierdzenie niemal identyczne, jak to ogłoszone niecałe dwa lata wcześniej, w grudniu 1956 roku, gdy po spotkaniu rozproszonych i rozbitych po lądowaniu „Granmy” towarzyszy powiedział w chacie pewnego kubańskiego chłopa:
— No to wygraliśmy. Teraz nic nie będzie w stanie nas zatrzymać[3].
Co miał na myśli?
W grudniu 1956 roku chodziło mu o to, że skoro siedemnastu spośród załogantów „Granmy”, mimo zasadzki, ostrzału i pościgu, udało się przetrwać, odnaleźć się i ponownie zebrać, to teraz wokół nich zaczną się gromadzić ludzie podobnie myślący jak oni i podobnie jak oni pragnący obalić Batistę. (Inaczej mówiąc — dojdzie do efektu kuli śniegowej, choć akurat to porównanie, z uwagi na klimat Kuby, nie do końca jest usprawiedliwione). Natomiast latem 1958 roku oznaczało to, że po w sumie już kilkudziesięciu zwycięskich potyczkach z wojskami Batisty na wschodzie kraju i po skutecznym odparciu wielkiej ofensywy sił rządowych z połowy tego roku nie pozostaje nic innego, jak doprowadzić do dwóch–trzech większych bitew w miastach, by reżimowi utorować drogę do upadku.
W praktyce okazało się, że wystarczyła jedna bitwa. Otwierająca drogę do Hawany bitwa o Santa Clarę.
Doszło do niej na przełomie lat 1958 i 1959, w okresie Bożego Narodzenia, sylwestra i Nowego Roku — i już w jej trakcie obrosła ona legendą. To bez wątpienia największa, a zarazem najważniejsza bitwa rewolucji kubańskiej. Brały w niej udział piechota, pododdziały pancerne oraz lotnictwo — coś nie do pomyślenia w „wiejskiej” fazie partyzanckiej wojny. W trakcie bitwy powstańcy zdobyli i skierowali na pozycje obleganych trzy z dziewięciu czołgów, którymi dysponowali żołnierze Batisty. Przedmieścia Santa Clary, w celu przepłoszenia partyzantów, kilkakrotnie bombardowały samoloty sea fury. Po stronie rządowej do walki stanęło w sumie 3400 żołnierzy. Natomiast w szeregach atakujących było około 350 partyzantów. 1: 10 — taka była proporcja sił między nacierającymi a broniącymi się. To w zasadzie stały stosunek sił w kubańskiej wojnie domowej — zwykle pozwalający oddziałom rewolucyjnym zwyciężać.
Są pewne kluczowe i niepowtarzalne elementy tej bitwy, które miały decydujący wpływ na jej przebieg.
Po pierwsze, nie tyle atakujący partyzanci w niej zwyciężyli, ile żołnierze Batisty ją przegrali.
Paradoks? Jeszcze w połowie grudnia 1958 roku dowodzący atakującymi partyzantami Ernesto Che Guevara twierdził, że bitwa o Santa Clarę potrwa co najmniej kilka tygodni, a tuż przed jej rozpoczęciem uważał, iż miesiąc może nie wystarczyć, by wejść do miasta. Tymczasem walki o Santa Clarę, wliczając w to fazę przygotowania, jak i końcowego „oczyszczania” miasta z elementów probatistowskich, nie trwały dłużej niż dziesięć dni. I rzecz niekoniecznie w tym, że oddziały kierowane przez Che wykazywały się tak wielkim bohaterstwem i hartem ducha, ile w tym, że morale żołnierzy Batisty było tak niskie, iż w zasadzie w ogóle nie mieli oni ochoty sięgać po broń. Gdy siły wierne reżimowi i los barbudos[4] w Santa Clarze stanęły naprzeciw siebie, armia Batisty była już w zasadzie w rozsypce i większość jej struktur ulegała przyspieszonemu rozkładowi. Mnożyły się dezercje. Przed lekarzami wojskowymi pojawiali się coraz liczniejsi symulanci. By zmusić przeciwnika do odwrotu, los barbudos w zasadzie musieli tylko przeć do przodu.
Drugim elementem był kalendarz, który niejako utwierdzał rozpad morale armii Batisty. Bliskość świąt Bożego Narodzenia kazała żołnierzom myśleć nie o obronie, lecz o tym, jak najszybciej znów znaleźć się w swych domach. Jak wynika z ich późniejszych relacji, wielu z nich dopuszczało myśl, żeby się poddać, jeśli miałoby to im umożliwić spędzenie świąt z rodziną. Z kolei po stronie atakujących ten sam element oddziaływał odwrotnie, wręcz bardzo motywująco do jeszcze jednego wysiłku, jeszcze jednego skoku. Bliskość Nowego Roku dla partyzantów była zapowiedzią odmiany i przełomu; w domyśle — stanowiła zapowiedź zwycięstwa, które w tym kontekście stawało się niemalże nieuchronne i oczywiste.
Trzeci, bardzo istotny element tej bitwy wynikał ze złego morale załogi mającej bronić Santa Clary i stanowił go osławiony pociąg pancerny — tren blindado. Pociąg jakże słynny — w mniemaniu zwolenników Batisty będący w stanie odwrócić bieg każdej bitwy. Dla obrońców Santa Clary był to Pociąg Ostatniej Nadziei. W jego skład wchodziło dziewiętnaście opancerzonych, zaopatrzonych w otwory strzelnicze wagonów, mogących pomieścić z górą czterystu żołnierzy. Wyposażony w rozmieszczone na dachach wagonów gniazda broni maszynowej „stalowy smok” — jako remedium na podupadające morale miejscowego garnizonu — wysłano z Hawany do Santa Clary w przededniu bitwy. Dla atakujących od razu było jasne, że unieszkodliwienie tej „tajnej broni” i „ostatniej deski ratunku Batisty” będzie miało decydujący wpływ na wynik bitwy.
Czwarty istotny element to osoba dowodząca atakiem na Santa Clarę — Ernesto Che Guevara. To jemu Fidel Castro powierzył niezwykle trudną misję przekształcenia dotychczasowej „wojny wiejskiej” w rokującą nadzieję na ostateczne zwycięstwo — „wojnę o miasta”. To on — do spółki z działającym na innym froncie Camilem Cienfuegosem — w połowie 1958 roku przeprowadził sporą część partyzantów z Sierra Maestra do Sierra Escambray, a następnie wszedł z nimi na llanos — równiny. Dzięki temu do tej pory lokalna i ograniczona terytorialnie partyzancka wojna rozprzestrzeniła się na cały kraj i zaczęła stanowić potencjalne zagrożenie dla stolicy i reżimu.
Wybór Che na jednego z dwóch głównych dowodzących tą operacją nie był dziełem przypadku. Potrzebny był do tego ktoś niezwykle odważny, momentami wręcz szalony, dobrze zorganizowany, posiadający dobre kontakty wśród ludzi z llanos i potrafiący skłonić do współpracy silnych na tamtym terenie komunistów. Guevara spełniał wszystkie te warunki. Na tle Kubańczyków odznaczał się wręcz wzorową dyscypliną i umiejętnością organizacji. Z uwagi na konieczność sprowadzania z „równin” do Sierra Maestra lekarstw na męczącą go astmę w miastach miał dobrze rozbudowaną siatkę przyjaciół, oddanie wspierających go w chorobie. A z komunistami dogadywał się chyba najlepiej spośród wszystkich ludzi Fidela, uznawał siebie bowiem za przekonanego komunistę. Poza tym Che już wtedy owiewała coraz większa legenda, a do boju o tak ważne miasto jak Santa Clara była potrzebna jak największa jej dawka.
Piąty element — to też osoba, pochodząca z prowincji Villas, dwudziestodwuletnia dziewczyna, opozycjonistka i antykomunistka — Aleida March, przyszła druga żona Che Guevary. Na okres walk o Santa Clarę przypadł początek ich burzliwego romansu. I wydaje się, że — wbrew pozorom — miało to niemały wpływ na przebieg bitwy! Bo Aleida, mimo młodego wieku, uchodziła wtedy za jedną z najpiękniejszych kobiet na Kubie, a Che koniecznie chciał jej zaimponować. Jego normalną brawurę i fanfaronadę potęgowało to w dwójnasób. Z drugiej strony powodowało to, że Che w żaden sposób nie mógł sobie pozwolić na niepowodzenie na polu bitwy czy na to, by miasto, które znalazło się na jego drodze, zbyt długo stawiało mu opór.
— Znajomość, którą Che zawarł z Aleidą tuż przed bojem o Santa Clarę, mimo że tylko niewielu zdaje sobie z tego sprawę, miała ogromny wpływ na przebieg bitwy — uważa jeden z bliskich znajomych Guevary z prowincji Villas, którego w tej książce jeszcze wielokrotnie będę cytował[5]. — Guevara niespodziewanie znalazł się pod dodatkową, chyba nie do końca znaną sobie presją. I dlatego przygotowując się do tej walki, myślał nie tylko o rozwiązaniach strategicznych, militarnych.
— Co takiego robił? — zapytałem zdziwiony.
— Rabował banki!
— Banki? Dlaczego? Chciał Aleidzie kupić biżuterię?
— Nie, to jak na nich byłoby zbyt dekadenckie i burżuazyjne. Jemu chodziło o coś znacznie ważniejszego…
O co?
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Bo w kubańskiej martyrologii i historiografii bitwa o Santa Clarę uchodzi za popis strategicznego geniuszu Che. Ma być kulminacją — szczytowym osiągnięciem rewolucyjnej myśli strategicznej. Tymczasem mieszanka przed chwilą wymienionych pięciu zasadniczych elementów tej batalii w powiązaniu z lekturami, którym Che oddawał się tuż przed bitwą (o czym za dłuższą chwilę), sugerują, że mogło być także inaczej. Że geniusz geniuszem, ale zakulisowe machinacje mogły w rzeczywistości okazać się znaczniej ważniejsze.
Jak zatem było naprawdę?
1 Warto zauważyć, że oddalenie pierwszej fazy wojny partyzanckiej na Kubie od centrum wyspy dla Fidela i jego ludzi — prócz negatywów — niosło ze sobą pewną korzyść. Dzięki niemu fideliści, dysponujący w momencie lądowania na wyspie raczej nikłymi wpływami na opozycyjnej scenie politycznej Kuby, zyskali czas na okrzepnięcie i zyskanie na znaczeniu, pozostając jednocześnie poza zasięgiem wzroku innych sił antybatistowskich. Przez to później — wykorzystując element zaskoczenia — łatwiej im było owe siły zdominować i narzucić im faworyzowany przez siebie lewicowy kierunek przemian.
2 Jon Lee Anderson, Che Guevara, tłum. Grażyna Waluga, Amber, Warszawa 2008, s. 249.
3 Jorge Castañeda, Che Guevara, tłum. Jarosław Mikos, Świat Książki, Warszawa 2007, s. 103.
4 Los barbudos (hiszp.) — brodacze; popularne określenie partyzantów Fidela Castro.
5 Chodzi o Enrique Oltuskiego.