Читать книгу Kuba 1958-1959 - Roman Warszewski - Страница 8
CZĘŚĆ I: POCZĄTEK I KONIEC OKULARY
ОглавлениеWszystko przez to, że Fidel zgubił okulary.
26 lipca 1953 roku, w niedzielę, około piątej nad ranem kolumna szesnastu zdezelowanych samochodów przejechała przez chrapiące jeszcze w najlepsze centrum Santiago de Cuba i pospiesznie skierowała się w kierunku obsadzonych z górą czterystuosobową załogą koszar Moncada. Powodów do pośpiechu było co najmniej kilka. Dookoła już szarzało, a 123 pasażerów kilkunastu samochodów liczyło na to, że uda im się zaskoczyć żołnierzy z Moncada. Po drugie — samochodową kolumnę popychały do przodu obawa i niecierpliwość. Z przekonaniem, że wreszcie należy coś uczynić, żeby sytuację polityczną na Kubie zmienić i w końcu oderwać od władzy Fulgencia Batistę chodzili (a często, przenosząc ulotki i tajne meldunki, biegali) już bowiem od bardzo dawna. Poza tym wreszcie — bez względu na wynik właśnie podejmowanej akcji — chcieli się przekonać, czy mieli rację. Czy rzeczywiście, tak jak uważali, reżim z Hawany już dożywał swych dni i wystarczało jedno mocniejsze dmuchnięcie, by rozpadł się jak przysłowiowy domek z kart. Musieli się dowiedzieć, czy zgromadzone przez nich siły i środki są na to wystarczające, było ich przecież zaledwie 123, a nie 150, jak pierwotnie planowali. Ale — jak zwykle przy tego rodzaju okazjach — w ostatniej chwili pod niektórymi ze strachu zaczęły uginać się nogi, inni mieli akurat coś znacznie ważniejszego do zrobienia, a niektórzy — życie! — po prostu zaspali.
Był jeszcze jeden niebagatelny powód pośpiechu: nie tak dawno, w końcu maja, w Kanadzie, w dalekim Montrealu, a więc na neutralnym, bezpiecznym terenie, spotkali się przywódcy kubańskich Partii Ortodoksyjnej i Partii Autentycznej, którzy doszli do wniosku, że powinni połączyć swe siły i zdwoić wysiłki mające doprowadzić do obalenia Batisty. A byli to ludzie o nieporównanie większych politycznych możliwościach niż bojownicy Ruchu, Movimiento, na którego czele stał Fidel Castro. Na dodatek ci, którzy zebrali się w Kanadzie, doskonale znali Fidela. Znali i nie zamierzali z nim współpracować. Dlaczego? Bo z łatwością mogliby wyliczyć jego wszystkie szaleństwa. Znali jego fanfaronady i wybujałe ego. Jego wypracowany przez lata i znaczony politycznymi zabójstwami[6] „brak zdolności koalicyjnej” i niepoprawną chęć stawiania zawsze siebie na pierwszym planie, bez względu na wszystko, a nade wszystko bez względu na to, co w danej chwili dyktował zdrowy rozsądek.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
6 O patologicznej skłonności Fidela Castro do rozwiązywania swych jawnych i utajonych politycznych porachunków za pomocą dymiącego pistoletu obszerniej piszę w książce Kongo 1965, Warszawa 2014.