Читать книгу Hart's Boardwalk - Samantha Young - Страница 5

Dahlia

Оглавление

Boston, jedenaście lat wcześniej

Jednego moi rodzice na pewno nie mogli mi zarzucić. Mianowicie – że nie robiłam wszystkiego, by zarobić na studia, które były moją pasją.

Ojciec był strażakiem, mama pielęgniarką, a wszystkie z ich pięciorga dzieci postanowiły kontynuować naukę w college’u. Kiedy oznajmiłam, że złożyłam podanie do akademii sztuk pięknych, Cian i Sorcha McGuire’owie nie wyglądali na uszczęśliwionych. Po Dermocie, który zmieniał posady jak rękawiczki, i Dillon, najmłodszej z nas, uczennicy szkoły kosmetycznej, miałam być kolejnym dzieckiem w rodzinie, które wybierało się na wyższą uczelnię. Rodzice uznali mój wybór za kosztowny i nieużyteczny. Dlaczego nie mogłam studiować czegoś praktycznego jak Davina, która poszła na zarządzanie, albo Darragh, absolwent dziennikarstwa?

Rzeczywiście, bardzo praktyczne wybory.

No dobrze, były bardziej praktyczne niż studia w szkole artystycznej, ale pragnienie tworzenia rzeczy pięknych stanowiło istotną część mojej osobowości.

Nawet biorąc pod uwagę stypendium i możliwą pomoc finansową, szkoła była droga – a to oznaczało, że przez cały rok musiałam pracować w kilku miejscach, żeby pomóc w opłacaniu czesnego. Mieszkałam z rodzicami, co obniżało koszty utrzymania, ale też utrudniało życie towarzyskie. Starałam się znaleźć prace związane z działalnością artystyczną, sama musiałam jednak przyznać, że praca, którą w tej chwili wykonywałam, nieco wykraczała poza sztukę. Jedynym powodem, dla którego stałam teraz półnaga, było wysokie wynagrodzenie.

Wystawa odbywała się w małej galerii w Allston i była poświęcona pracom artysty K. Lowinskiego. Nosiła tytuł Więcej niż, a składała się z abstrakcyjnych obrazów, które emanowały taką energią, jakby miały za chwilę ożyć i wyskoczyć z ram. Żeby przyciągnąć gości, galeria oprócz mnie wynajęła jeszcze dwie inne dziewczyny i trzech chłopaków w charakterze żywych dzieł sztuki. Mieliśmy stać nieruchomo na niewielkich podestach, poruszając się tylko od czasu do czasu. Można by zapytać, co w tym takiego ekscytującego?

Ano to, że wydawaliśmy się kompletnie nadzy.

Mieliśmy na sobie cienkie, przezroczyste trykoty, które K. Lowinski artystycznie przyozdobił jedynie w strategicznych miejscach.

Byłam niską, hojnie obdarzoną kobiecymi krągłościami dwudziestolatką, a artystyczne elementy z trudem zakrywały pewne części mojego ciała, jeśli wiecie, o czym mówię. Kiedy pierwszy raz włożyłam ten trykot, myślałam, że za żadne skarby nie pokażę się w nim w sali wystawowej. Byłam prawie naga! Potem przypomniałam sobie o pieniądzach i o tym, że nikt z moich znajomych nie miał w zwyczaju odwiedzania galerii sztuki.

Rodzice na pewno się o tym nie dowiedzą.

A co ważniejsze, nie dowie się o tym Gary, mój chłopak w typie macho. Spotykaliśmy się zaledwie od dwóch miesięcy, zresztą i tak nie miał prawa mną rządzić. Gary był jednak dowcipny, przystojny, a przede wszystkim jako pierwszy facet potrafił doprowadzić mnie do orgazmu. Nie chciałam tego zepsuć.

Nie. Nikt się nie dowie, że wystawiam się na widok publiczny na pokazie malarstwa.

Właśnie tak się sprawy miały.

Miałam ochotę roześmiać się z własnego dowcipu, ale zamiast tego skupiłam się na trwaniu w bezruchu, jednocześnie starając się ignorować ból kręgosłupa. Kiedy decydowałam się na tę pracę, nie zdawałam sobie sprawy, jak trudno będzie stać nieruchomo przez tak długi czas. Tkwienie w jednym miejscu nie leżało w mojej naturze. Gary twierdził, że nie zna nikogo równie energicznego. I wcale nie był to dla niego powód do narzekań. Wiecie, co mam na myśli.

Wróciłam myślami do moich zajęć na uczelni. W tym semestrze zapisałam się na zajęcia z metaloplastyki oraz się zakochałam. Naprawdę zakochałam się w tym przedmiocie. Znalazłam swoje powołanie. Tworzyłam biżuterię, którą zachwycał się mój profesor. Na urodziny podarowałam mamie naszyjnik własnej roboty, i nawet ona, tak dotąd krytyczna wobec mojego wyboru Sorcha McGuire, uznała, że jest piękny. Oczywiście zaraz potem zepsuła miłą atmosferę, pytając, jak zamierzam się utrzymać z robienia biżuterii. Ale nieważne.

Dahlia McGuire, przyszła złotniczka. Brzmiało nieźle, prawda? Jak powtarzał mój brat Dermot, „zajebiście”.

Otrząsnęłam się z rozmyślań, kiedy poczułam na skórze dziwne mrowienie. Właściwie nie było to mrowienie, tylko gorący dreszczyk, który przebiega człowieka, kiedy ktoś mu się przygląda. Ponieważ stałam tam niemal naga, przyglądali mi się wszyscy, więc skąd nagle to uczucie? Przebiegłam wzrokiem salę.

Jest!

Sprawca gorącego, przyjemnego dreszczyku stał oparty o ścianę obok jednego z obrazów.

Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się, a mnie przebiegł jeszcze gorętszy dreszcz.

Oderwałam od niego wzrok, ale wciąż miałam przed oczami jego chłopięcy, łobuzerski uśmiech.

Zapamiętałam też wąskie biodra, szerokie ramiona i prosty granatowy T-shirt.

„Dahlio, przestań myśleć o tym przystojniaku”, nakazałam sobie w duchu. Byłam przecież w pracy – i miałam chłopaka.

Chłopaka, który wiedział, jak się obchodzić z moją łechtaczką.

Za nic nie chciałam tego stracić!

Chociaż starałam się uspokoić, nadal czułam na sobie spojrzenie nieznajomego.

Gapił się na mnie.

Gapił się cały czas.

To chyba niemożliwe. Pewnie poniosła mnie wyobraźnia.

A, co mi tam. Ukradkiem zerknęłam w jego stronę i zesztywniałam, kiedy zobaczyłam, że nie tylko nadal mnie obserwował, lecz na dodatek przysunął się bliżej.

Tym razem przyjrzałam mu się uważniej.

Gary był od niego wyższy, ale szczuplejszy, miał ciemne włosy, śliczne niebieskie oczy i widoczne tatuaże. Pochodził z Southie, robotniczej dzielnicy Bostonu, ale wyglądał jak lalusiowata gwiazda rocka.

Ten facet miał bardziej szorstką powierzchowność, ciemnoblond włosy i ciemne oczy. Grubo ciosane rysy twarzy zupełnie nie pasowały do pięknie wykrojonych ust.

Widząc, że mu się przypatruję, uśmiechnął się znacząco.

Zmrużyłam oczy.

On nie przyszedł tu dla sztuki.

Zboczeniec!

Na chwilę zapomniałam, że jestem w pracy, i skrzywiłam się ironicznie, ale to tylko go rozbawiło.

Zjeżyłam się wewnętrznie i zdecydowałam, że w tej sytuacji najlepiej będzie zignorować faceta, który najwyraźniej miał chęć na darmowy striptiz. To powinno stłumić dreszczyk podniecenia. I stłumiło.

Były tu też inne dziewczyny.

„Gap się na nie!”

Musiałam uczciwie przyznać, że przyłapałam go jedynie na wpatrywaniu się w moją twarz… ale na pewno, kiedy tak jak teraz odwracałam wzrok, gapił się na inne części mojego ciała.

Wcale mi to nie pochlebiało, tylko napawało niesmakiem i irytowało.

„Jestem żywym dziełem sztuki, gnojku, nie wystawą okienną w dzielnicy czerwonych latarni w Amsterdamie!”

Kogo chciałam oszukać? Nawet tak zwani entuzjaści sztuki przyszli tutaj gapić się na półnagich ludzi. Właśnie po to galeria nas zatrudniła.

Inni przynajmniej udawali miłośników malarstwa.

Czując narastającą irytację – sama nie wiedziałam, czy nie wywołało jej przyspieszone bicie mojego serca w reakcji na jego spojrzenie – znów zerknęłam na przystojniaka, który nie chciał oderwać ode mnie wzroku.

Tak. Nadal się na mnie gapił.

Na dodatek w jego oczach zobaczyłam ogień, który spowodował u mnie skurcz w podbrzuszu i ciepło rozchodzące się między udami.

Co, do cholery!

Przerażona, że nieznajomy facet wywołał u mnie taką reakcję (co to w ogóle było?), doszłam do wniosku, że najwyższy czas się poruszyć i pokazać mu, co myślę. Wolno, z wdziękiem ugięłam kolano i uniosłam ramię.

Na ten widok wzrok nieznajomego zapłonął.

Szlag.

Co za zbok!

Zbliżyłam dłoń do policzka, zacisnęłam w pięść, ale jeden palec, środkowy, pozostał wyprostowany. Dotknęłam palcem policzka i posłałam facetowi spojrzenie, które uzupełniało ten znaczący gest.

A co on zrobił, widząc, że pokazuję mu środkowy palec?

Odchylił głowę w tył i wybuchnął śmiechem, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Ja natomiast opuściłam dłoń, nie chcąc, żeby szef zobaczył mój obelżywy względem klienta gest.

Śmiech umilkł. Patrząc na mnie błyszczącymi oczami, nieznajomy posłał mi zaskakująco czuły uśmiech, a potem odszedł. Zniknął za rogiem, a ja odetchnęłam z ulgą.

A może był to jęk rozczarowania?


Godzinę później, już we własnym ubraniu, wyszłam z ciasnej komórki, którą udostępniono nam jako szatnię. Żałowałam, że nie mam pieniędzy na masaż. Plecy mi zesztywniały od czterogodzinnego stania w jednym miejscu z zaledwie dwiema krótkimi przerwami.

Tego samego dnia miałam jeszcze po raz pierwszy iść do pracy w barze w Malden, miasteczku sąsiadującym z Everett, gdzie mieszkałam. Kiedyś pracowała tam moja siostra Davina, więc kiedy obcięli mi godziny w uczelnianym barku, przeniosłam się do konkurencji. Płacili kiepsko, ale nie zawsze dostaje się to, czego się pragnie, prawda?

Mijając lustro na tyłach galerii, odgarnęłam kosmyk włosów z czoła. Do pracy tutaj nie pozwalano nam nakładać makijażu, z wyjątkiem tuszu do rzęs, więc wyglądałam bardzo młodo. I nieciekawie. Od trzech lat moim modowym guru była Dita von Teese. Uwielbiałam ubrania w stylu vintage, czarne kreski na powiekach i czerwoną szminkę na ustach. Zerknęłam na swoją nieumalowaną twarz i postanowiłam sprawić sobie grzywkę. Grzywka wyglądałaby seksi. Bardzo w stylu vintage.

Ogólnie rzecz biorąc, byłam w tamtej chwili zupełnie do siebie niepodobna. Ubrana w jeansy, T-shirt i tenisówki, zamiast – jak zwykle – wąskiej spódnicy, bluzki i sandałków na wysokim obcasie. Czasami nosiłam też urocze sukienki. Najbardziej jednak lubiłam chodzić w ołówkowych spódnicach, które podkreślały moją wąską talię i pełne biodra.

W jeansach wyglądałam zwyczajnie.

Szef galerii zapowiedział, że w kafejce na tyłach budynku dostaniemy darmową kawę i kanapkę, więc naturalnie postanowiłam skorzystać z tej oferty. Odebrałam swoje zamówienie, zajęłam miejsce przy stoliku w opustoszałym lokalu i niemal jęknęłam z rozkoszy, że wreszcie mogę usiąść.

To była jedna z tych spokojnych, miłych chwil pełnej satysfakcji. Wygodne miejsce do siedzenia i darmowe jedzenie.

Ale on musiał to zepsuć.

Ktoś z hałasem odsunął stojące obok mnie krzesło. Kiedy zaskoczona podniosłam wzrok, zobaczyłam, że przystojniak z rozmarzonymi oczami i zmysłowymi ustami siada przy moim stoliku. Przez długą chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu, w końcu on oparł się o blat i pochylił do przodu.

– Hej.

Przełknęłam kęs kanapki, czując, jak przyspiesza mi tętno. Miałam nadzieję, że nie zauważył moich nagle zarumienionych policzków. Ignorując niewytłumaczalną reakcję własnego ciała na jego obecność, powiedziałam:

– Co za niespodzianka. Pan Zboczek się do mnie przysiadł.

Uśmiechnął się do mnie tym chłopięcym, łobuzerskim uśmiechem, od którego poczułam łaskotanie w żołądku.

Tak właśnie było.

– Ludzie zwykle mówią do mnie Michael lub Mike. – Jego bostoński akcent był silniejszy niż mój. Mówił podobnie jak Gary, więc zapewne również pochodził z Southie.

– Pewnie dlatego, że nie widzieli, jak się gapisz na półnagą kobietę niczym pryszczaty gimnazjalista.

Michael vel Mike parsknął śmiechem.

– Takie robiłem wrażenie?

– Nadal się ślinisz. – Wskazałam na kącik jego ust.

Tym razem się nie roześmiał, tylko patrzył uważnie w moją twarz, aż zaczęłam się zastanawiać, czy czegoś na niej nie mam.

– Znów to robisz – warknęłam, jeszcze bardziej czerwieniejąc.

Michael (to imię zawsze mi się podobało w pełnym brzmieniu i nie znosiłam, kiedy skracano je do formy Mike) wzruszył ramionami.

– Nic na to nie poradzę.

– Postaraj się. – Odgryzłam kęs kanapki. Przeżuwałam, przyglądając mu się z dezaprobatą.

– Czy ktoś ci kiedyś powiedział, że jesteś zachwycająca?

– A czy tobie ktoś kiedy powiedział, że jesteś bezczelny?

– Zwykle nie bywam bezczelny.

– W takim razie mam szczęście, że dzisiaj postanowiłeś być.

– Ale z ciebie mądrala – stwierdził rozbawiony. – Czy twój szef wie, że pokazujesz palec klientom, udając, że to sztuka?

– Ty byłeś pierwszy.

– Czuję się zaszczycony.

– Byłeś też pierwszym klientem, który tak otwarcie ślinił się do modelek.

– Nieprawda. – Usadowił się wygodniej na krześle, jakby się szykował do długiej, przyjacielskiej pogawędki.

Musiałam się go pozbyć. Serce biło mi zbyt mocno, mrowienie w żołądku nie ustawało. Tak powinnam reagować tylko na Gary’ego. Jednak na myśl, że Michael może za chwilę wstać i odejść, czułam głębokie rozczarowanie. Nabijanie się z niego sprawiało mi przyjemność i… cóż, reakcja, którą we mnie wywoływał, była bardzo podniecająca.

Oj.

– Właśnie że prawda! – odparłam ze śmiechem. – Śliniłeś się jak jakiś zbok.

– Patrzyłem na jedną modelkę. Na ciebie. Nie ma w tym nic zboczonego.

– A więc jesteś miłośnikiem sztuki, tak?

– Nie. Jestem początkującym gliną. Dziś mam wolny dzień. Obiecałem podwieźć kumpla, który ma cateringową fuchę w okolicy. Wracając z kuchni do samochodu, zajrzałem do galerii. Nie będę kłamać, przede wszystkim rzuciło mi się w oczy piękne ciało. Potem spojrzałem na twarz i… – Wzruszył ramionami. – Nie potrafiłem oderwać wzroku.

Może byłam idiotką, ale w jego głosie usłyszałam szczerość. To nie był obleśny podryw. Po prostu szczerość. Michael wyglądał tak, jakbym kompletnie go zaskoczyła. Dzięki temu nie czułam się już tak zniesmaczona własną reakcją na niego.

Nie wiedziałam, co powiedzieć.

– Nagle zrobiłaś się nieśmiała?

Przymrużyłam oczy.

– Zastanawiam się nad odpowiedzią.

– Naprawdę? – spytał rozbawiony. – W takim razie zastanawiaj się, jak długo chcesz. Mam czas.

– Właściwie mogłabym uznać, że jesteś czubkiem.

Przechylił głowę w bok.

– Przecież taki strój jest obliczony na to, żeby ludzie się na ciebie gapili, prawda?

– Chyba tak. – Zmarszczyłam nos. – Ale inni nie robili tego tak otwarcie.

– Dlaczego to robisz? – Skinął głową w kierunku galerii.

– To żaden wstyd – odrzekłam defensywnie.

– Nie powiedziałem, że wstyd.

– Ale mówisz tak, jakby chodziło wyłącznie o erotykę, gdy tymczasem chodzi o sztukę.

Michael się roześmiał. Było mu z tym do twarzy. Śmiech miał głęboki i dudniący, aż poczułam jego wibracje między nogami.

Dobry Boże!

– To ty wniosłaś tam ten erotyczny element. Szefostwo galerii dobrze wiedziało, co robi, zatrudniając właśnie ciebie.

Speszyłam się komplementem.

– Być może. Płacą wyjątkowo dobrze, a ja studiuję sztukę. Potrzebuję pieniędzy.

– Nie oceniam cię. Ale muszę powiedzieć, że gdybyś była moją dziewczyną, nie byłbym uszczęśliwiony, że to robisz.

Cudownie. Kolejny neandertalczyk, jak Gary. Czy to jakaś miejscowa plaga?

– Posłuchaj, macho za dychę, nikt mi nie będzie mówił, co mam robić.

– Ależ skarbie, to było jasne już w chwili, kiedy pokazałaś mi palec.

Czułe słówko wywołało kolejny dreszcz, ale zignorowałam go i z namysłem przechyliłam głowę w bok.

– Skoro jesteś policjantem, to wiesz, że społeczeństwo patrzy krzywo na zboczeńców.

Roześmiał się.

– Nie wierzę, że prowadzę tę rozmowę. Ale tak, to prawda. Zapewniam cię jednak, że nie jestem zboczeńcem. Słowo.

– Dowody mówią co innego.

– Cholera. Gdybym wiedział, że jesteś taka bystra, tobym się nie przysiadł – zażartował.

– W każdej chwili możesz odejść – odpaliłam, chociaż jakiś głosik we mnie mówił: „Proszę, zostań”.

– Krzesło jest wygodne, a twoje docinki bardzo mi się podobają. – Spuścił wzrok na moje usta.

Serce zabiło mi mocniej, a jakaś niewidzialna lina spętała nas oboje, przyciągając coraz bliżej do siebie. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Czułam, że każdy nerw w moim ciele lekko drży, skórę miałam rozpaloną, a ciało przyjemnie budziło się do życia.

– Mam chłopaka – wypaliłam.

Zobaczyłam, że jest wyraźnie rozczarowany. Przez kilka sekund patrzyliśmy na siebie, a potem Michael zapytał:

– To coś poważnego?

Wzruszyłam ramionami.

– Spotykamy się od niedawna, ale to udany związek.

– Od niedawna, czyli od kiedy?

– Od dwóch miesięcy.

Wargi mu zadrżały.

– To rzeczywiście od niedawna.

Starałam się stłumić uśmiech, ale mi się nie udało.

– Uderzyłbyś do dziewczyny innego faceta?

– Nigdy mi się to nie zdarzyło, ale ty jesteś wyjątkowa.

– Naprawdę? – Serce mało nie wyskoczyło mi z piersi.

Michael skinął głową.

– Nie powiesz mi, że nie czujesz podobnie.

Zagryzłam wargę i wolno skinęłam głową.

W jego oczach zobaczyłam nagłe pragnienie.

O kurczę!

Miałam ochotę rzucić się na niego tu i teraz. Pokręciłam głową, jakbym chciała się pozbyć tego pragnienia. To było istne szaleństwo.

– Nigdy bym nikogo nie zdradziła. Przenigdy.

– Ani ja – zapewnił. – Posiedźmy chwilę razem.

Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł.

– O czym myślisz? – zaciekawił się.

– O tym, że podobała mi się twoja rozczarowana mina na wieść, że mam chłopaka. Nie powinnam tak zareagować.

– Skoro o nim mowa, to czy wie, że tu pracujesz?

– Nie wie. I nie musi wiedzieć. To tymczasowa fucha, dobrze płatna za godzinę i nikomu nie robię krzywdy.

– Pozwolę sobie mieć odmienne zdanie w tej sprawie.

– Dlaczego?

– To może krzywdzić twojego chłopaka. Gdybyś tu nie pracowała, nie zobaczyłbym cię i nie stwierdził, że jesteś najśliczniejszą dziewczyną pod słońcem, i nie przysiadłbym się do ciebie. Teraz już wiem, że jesteś nie tylko śliczna, lecz także bystra i dowcipna… chociaż to już wiedziałem, kiedy pokazałaś mi palec. A to wszystko oznacza, że nie odejdę, póki nie wymienimy się numerami telefonów. Zrobię tak, bo wiem, że jeśli podobam ci się chociaż w połowie jak ty mnie, to zostawisz swojego niezbyt serio zaangażowanego chłopaka i dasz mi szansę. Jak widać, twoja praca jednak może zrobić komuś krzywdę.

Patrzyłam na niego zdziwiona.

– Jesteś bardzo pewny siebie.

– Nie. Po prostu wiem, czego chcę.

– Mój chłopak jest świetny w łóżku. – Nagle poczułam się rozdarta i wcale mi się to nie podobało. – To nie zdarza się zbyt często.

Michael uśmiechnął się, słysząc moje bezceremonialne wyznanie.

– Skarbie, nic jeszcze o tym nie wiesz. Ile masz lat? Dwadzieścia?

Skinęłam głową.

– Dwadzieścia. I co z tego?

– Może więc mylisz znośny seks ze wspaniałym seksem. – Pochylił się naprzód tak, że nasze nosy niemal się stykały i wyczułam bijący od niego korzenny zapach. – Gdybym miał szczęście i trafiłabyś do mojego łóżka, dostarczyłbym ci wrażeń, jakich istnienia nawet nie podejrzewasz. Gdybyś była moja, nie flirtowałabyś z innymi facetami. Nawet przez myśl by ci to nie przeszło, ponieważ wiedziałabyś, że żaden inny facet nie ceniłby cię tak, jak ja. Uwierz mi, skarbie, wiem, kiedy trafiam na coś dobrego, i potrafię to docenić. Nie spodziewałem się tylko, że natknę się w życiu na coś tak doskonałego, i to w galerii sztuki.

O mój Boże!

– Co ty ze mną wyprawiasz? – odrzekłam, odsuwając się w tył, żeby zwiększyć dystans między nami. – Mam w sobie irlandzką krew. Dorastałam w otoczeniu Irlandczyków, którzy potrafią dziewczynie zawrócić w głowie. Ale ty jesteś po prostu mistrzem. I nie powiesz mi, że nie jesteś Irlandczykiem. Mam pewność, że jesteś.

– Jestem. Ale nie próbuję cię zbajerować.

Skołowana odsunęłam krzesło od stołu, wstałam i chwyciłam torebkę. Lubiłam Gary’ego. Nieźle nam się układało! Nawet bardzo dobrze. A ten gość mnie przerażał. Owszem, potrafiłam działać impulsywnie, ale dotychczas nigdy nie miałam ochoty rzucić się na nieznajomego faceta i bzykać się z nim do upadłego. Dopóki nie poznałam Gary’ego, seks był dla mnie rozładowaniem napięcia hormonalnego, którego domagało się moje ciało, i za każdym razem wypadał rozczarowująco.

Pociąg, który czułam do Michaela, był czymś o wiele bardziej złożonym. Tak, istniało między nami napięcie seksualne, ale też coś jeszcze. Jakaś łączność, której nie rozumiałam. Doprowadzało mnie to do obłędu!

– Muszę już iść.

– Nie odchodź. – Wstał z niepewną miną, która zupełnie do niego nie pasowała. Ale skąd niby to wiedziałam? Przecież się nie znaliśmy. – Przepraszam, jeśli byłem zbyt obcesowy. Nigdy jeszcze… – zaczął i urwał. Wyglądał teraz jak bardzo młody chłopak.

Zdałam sobie sprawę, że był młodszy, niż mi się w pierwszej chwili wydawał. W końcu powiedział, że jest początkującym gliną. Oceniłam, że jest mniej więcej w moim wieku lub w wieku Gary’ego, który był ode mnie dwa lata starszy.

– Zostań. Porozmawiajmy. – Wskazał na stolik i uśmiechnął się zachęcająco. – Powiedz mi, jak się nazywasz.

– Nie mogę. – Musiałam szybko się od niego oddalić i zobaczyć Gary’ego, żeby sobie przypomnieć, jak świetny łączy nas związek.

Nieszczęśliwa mina Michaela poruszyła moje serce.

– Posłuchaj. Będę tu znowu w środę wieczorem, a potem w sobotę. Jeśli mówiłeś szczerze, przyjdź. Zobaczymy, co dalej.

Widać było, że odczuł ulgę.

– Też mi się to podoba. – Uśmiechnęłam się do niego, a jego wzrok skupił się na dołeczku w moim lewym policzku. Ten dołeczek odziedziczyłam po tacie.

– Co ci się podoba?

– Otwarty tekst, bez ściemniania. Mówisz mi, co czujesz, nawet bez używania słów. I podoba mi się, że odczułeś ulgę. Zakładam, że przyjdziesz?

– Skarbie, jeszcze raz tak się do mnie uśmiechnij, z tym słodkim dołeczkiem, a zrobię dla ciebie wszystko, co tylko jest zgodne z prawem. A może nawet więcej – zażartował.

Uśmiechnęłam się szerzej, a jego twarz przybrała czuły wyraz. „O mamo!”

– W takim razie do szybkiego zobaczenia.

– Powiedz mi chociaż, jak ci na imię.

Odwróciłam się do niego, idąc już w stronę drzwi.

– Powiem ci następnym razem, jeśli się zjawisz w galerii.

– Flirciara!

Z beztroskim uśmiechem pokazałam mu środkowy palec i wyszłam, cały czas słysząc jego śmiech. Kręciło mi się w głowie i czułam, jak rozpiera mnie radość. Dziewczyna mająca stałego chłopaka nie powinna się tak czuć po spotkaniu z nieznajomym facetem.


– Wszystko w porządku? – zapytała mnie Ally, kiedy wydawałam klientowi resztę.

Moja zmiana w Wilde’s Place zaczęła się dwie godziny temu. Nieźle dawałam sobie radę za barem. Ta praca nie stanowiła dla mnie wyzwania. Miałam już doświadczenie, a tutejsi klienci byli o wiele normalniejsi i zabawniejsi w rozmowie niż klientela uczelnianego barku.

– W jak najlepszym – odparłam z uśmiechem.

– Twój chłopak przyjedzie po ciebie?

Na myśl o Garym ogarnęło mnie poczucie winy. W zasadzie umówiłam się na coś w rodzaju randki z innym facetem. Dotąd nie postrzegałam tego w ten sposób, ale teraz zdałam sobie sprawę, że to, co zrobiłam, jest słabe. Flirtowałam z obcym facetem i ustaliłam, że się znowu spotkamy. Nie mogłam jednak zapomnieć doznań, jakie we mnie wywołał. Nadal na samą myśl o nim czułam dreszcz podniecenia. Gary nie dostarczał mi takich wrażeń, chociaż mi na nim zależało.

Czy warto było dla Michaela zniszczyć mój obecny związek? Gary zadzwonił do mnie, zanim rozpoczęłam zmianę w barze, i oznajmił, że Sully ma dziś wolny wieczór, zatem przyjedzie z nim do Wilde’s Place, żebyśmy się poznali. Sully był przyjacielem Gary’ego, ale jako policjant nie miał zbyt wiele wolnego czasu. Pracował w bostońskiej policji od prawie dwóch lat i dopiero teraz przydzielono mu regularne godziny służby, dające możliwość prowadzenia życia towarzyskiego.

Trochę się denerwowałam przed tym spotkaniem. Gary dużo mi opowiadał o swym przyjacielu. Dorastali razem, a Sully nieraz ratował go z opresji, ponieważ Gary często pakował się w kłopoty. Z tego, co wiedziałam, to Gary był nieodpowiedzialną i lekkomyślną częścią tej przyjacielskiej dwójki. Zanim mnie poznał, interesował się tylko przelotnym seksem i nabijał się z Sully’ego, który był zdeklarowanym monogamistą. Sully chciał iść na studia prawnicze, ale jego rodzina nie miała na to pieniędzy, więc jako dziewiętnastolatek zdał test policyjny i został kadetem w bostońskiej policji. Skończywszy dwadzieścia jeden lat, stał się policjantem, jak ojciec.

Gary, dla odmiany, zmieniał prace jak rękawiczki. Kiedy wyrzucano go z jednej, a zdarzało się to nagminnie, znajdował sobie inną. W końcu wuj zaproponował mu pracę mechanika w swoim zakładzie. Od tego czasu Gary się ustatkował, zarówno w życiu zawodowym, jak i osobistym.

Gdyby Gary i jego przyjaciel dowiedzieli się, co dzisiaj zrobiłam, znienawidziliby mnie.

„Ale przecież nie zrobiłam nic złego”, przekonywałam się w duchu.

– Cześć, ślicznotko!

Znajomy głos mojego chłopaka wyrwał mnie z zamyślenia, kiedy podawałam piwo klientowi. Gary uśmiechał się do mnie, oparty o bar.

Przechyliłam się przez kontuar i pocałowałam go w usta. Kilku stojących w pobliżu facetów głośno jęknęło, udając rozczarowanie, a Gary rzucił w ich stronę triumfalny uśmiech.

– Zgadza się, chłopaki. Ona jest moja, więc łapy przy sobie.

Pokręciłam głową rozbawiona.

– Jak leci?

– To ja powinienem cię o to zapytać. Wszystko gra?

– Jak najbardziej.

Skinął głową i zerknął przez ramię.

– Przyprowadziłem Sully’ego. Mówiłem ci, że nie jest wymyślony.

Roześmiałam się. Nasze spotkanie odwlekało się już tyle tygodni, że wyrażałam wątpliwości co do istnienia Sully’ego. Spojrzałam przed siebie, gotowa przywitać uśmiechem przyjaciela mojego chłopaka, ale uśmiech zamarł mi na ustach.

Stałam jak zamurowana i spoglądałam w znajome ciemnobrązowe oczy.

Michael?

Przez jego twarz przemknął wyraz zaskoczenia, ale szybko udało mu się go opanować. Wyciągnął dłoń i powiedział z naciskiem:

– Michael Sullivan. Miło mi cię poznać.

O mój Boże.

Sullivan. Sully.

No tak.

Czyż nie był to czysty koszmar? Tłumiąc zaskoczenie i rozczarowanie, ostrożnie uścisnęłam mu dłoń. Kiedy go dotknęłam i poczułam, że jego ręka lekko zaciska się na mojej, przebiegły mnie ciarki.

– Jestem Dahlia. – Trudno mi było wydusić te słowa. Mój głos brzmiał cicho i niepewnie. – Mnie również miło.

– Skąd ta nagła nieśmiałość? – zdziwił się Gary.

Uśmiechnęłam się z wysiłkiem.

– To twój przyjaciel. Chcę, żeby mnie polubił.

Jasne. Nie spodziewałam się tylko, że aż tak bardzo.

– Oczywiście, że cię polubi. Prawda, Sully? Czy ona może się komuś nie podobać?

Michael uśmiechnął się do nas sztywno.

– Tak dużo o niej mówisz, że już ją lubię.

Gary poklepał go po ramieniu i usiadł na stołku przy barze. Wymieniliśmy z Michaelem znaczące spojrzenia, a potem on również usadowił się obok.

Starannie ukrywałam, że jestem całkiem roztrzęsiona. Czułam panikę na myśl, że Michael opowie Gary’emu, jak z nim flirtowałam, ale chyba ogarniał mnie jeszcze większy strach na myśl, że nie przyjdzie na spotkanie ze mną, tak jak się umawialiśmy. Oczywiście, że nie przyjdzie! Czy ja całkiem zwariowałam? Przecież nie zraniłby swojego przyjaciela! Co za niedorzeczny pomysł.

Dlaczego przytrafia mi się coś takiego? Czy nie mogłam poznać Michaela w pierwszej kolejności?

I czy tego naprawdę chciałam? Spotkać go jako pierwszego? Przecież tak niewiele o nim wiedziałam. Tylko tyle, ile usłyszałam od Gary’ego (a były to same dobre rzeczy; mój chłopak uwielbiał swojego przyjaciela), i to, co dzisiaj wyczułam, kiedy się poznaliśmy.

Ale Gary był taki miły, świetny w łóżku i tak dobrze mnie traktował.

„Cholera”.

W przerwach między obsługiwaniem klientów rozmawiałam z Garym i Michaelem, starając się zachowywać wesoło i zadziornie, jak to zwykle ja. Najgorszy moment wieczoru nadszedł, kiedy Gary przeprosił i wyszedł do toalety, a Michael dał znak, żebym do niego podeszła.

W jego ciemnych oczach nie widziałam już błysków radości i pożądania. Nadal spoglądały ciepło, ale z uprzejmym dystansem. Żałowałam, że nie patrzy na mnie tak jak kilka godzin wcześniej.

– Nie powiem Gary’emu o tym, co się dzisiaj wydarzyło.

Skinęłam głową.

– Zwykle nie flirtuję z innymi facetami.

Przechylił się przez kontuar i ściszył głos.

– Domyślam się. To, co się dziś stało, zaskoczyło nas oboje.

Gary powiedział mi kiedyś, że Michael ma dwadzieścia trzy lata. Dopiero teraz to sobie przypomniałam. Był ode mnie zaledwie trzy lata starszy, ale miał w sobie pewną dojrzałość, której brakowało innym moim znajomym. Nawet Gary’emu. Bardzo mnie to pociągało.

Cholera.

– To wbrew niepisanym zasadom, ale powiem ci, że Gary bardzo cię lubi. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby do jakiejkolwiek dziewczyny odnosił się tak jak do ciebie. – Uśmiechnął się smutno. – I teraz rozumiem dlaczego. Nie miał łatwego życia… i dlatego… nie mogę mu tego zepsuć.

Nie mogłam spojrzeć mu w oczy. Poczułam rozczarowanie, chociaż nie potrafiłabym wyjaśnić dlaczego.

– Dahlio, nie przyjdę więcej do galerii.

Skinęłam głową i z trudem przełknęłam ślinę.

– Rozumiem – odrzekłam.

– Jemu na tobie zależy. Bądź dla niego dobra.

Uśmiechnęłam się blado.

– Nie zranię go.

Odeszłam na drugi koniec baru, myśląc, że rzeczywiście nie zranię Gary’ego. Jeśli bowiem byłoby to dla niego choć w połowie tak bolesne, jak to, co czułam w tej chwili, to nikt nie powinien tak przeze mnie cierpieć.

Hart's Boardwalk

Подняться наверх