Читать книгу Wbrew zasadom - Samantha Young - Страница 7

2

Оглавление

Tydzień później przeniosłam się do luksusowego apartamentu na Dublin Street.

W przeciwieństwie do bałaganiarskiej Ellie lubiłam porządek wokół siebie, więc od razu zabrałam się do rozpakowywania swoich rzeczy.

– Na pewno nie chcesz najpierw napić się ze mną herbaty? – spytała Ellie z progu mojego pokoju.

Stałam otoczona pudłami i walizkami.

– Wolałabym wszystko rozpakować, żeby już mieć to z głowy.

Uśmiechnęłam się przepraszająco, aby nie pomyślała, że próbuję ją spławić. Nie cierpiałam początków znajomości, tego męczącego poznawania swoich osobowości, sprawdzania, jak druga osoba zareaguje na określony ton czy zachowanie.

Na szczęście Ellie ze zrozumieniem kiwnęła głową.

– W porządku. Za godzinę mam zajęcia. Pójdę pieszo, zamiast wzywać taksówkę, więc muszę się zbierać. Możesz w tym czasie się rozgościć.

Coraz bardziej cię lubię.

– Udanych zajęć.

– Udanego rozpakowywania się.

Jęknęłam i machnęłam ręką, a ona uśmiechnęła się słodko i wyszła.

Kiedy tylko drzwi się zamknęły za Ellie, rzuciłam się na swoje nowe, nieprawdopodobnie wygodne łóżko.

– Witaj na Dublin Street – mruknęłam, gapiąc się w sufit.

Nagle ryknął zespół Kings of Leon; jeden ich kawałek ustawiłam jako dzwonek w komórce. Westchnęłam niezadowolona z faktu, że ktoś tak szybko wdarł się w moją samotność. Przewróciłam się na bok, wyjęłam telefon z kieszeni i uśmiechnęłam się ciepło na widok imienia, które wyświet­liło się na ekranie.

– No cześć.

– Wprowadziłaś się już do tego odlotowego, pretensjonalnego mieszkania? – spytała bez wstępu Rhian.

– Czyżbym słyszała w twoim głosie gorzką zazdrość?

– Dobrze słyszysz, ty paskudna szczęściaro. Mało nie padłam dziś rano, kiedy przysłałaś mi zdjęcia. To miejsce naprawdę istnieje?

– Domyślam się, że apartament w Londynie nie spełnia twoich oczekiwań?

– Oczekiwań? Płacę fortunę za mieszkanie w kartonowym pudle!

Parsknęłam śmiechem.

– Spadaj – mruknęła Rhian dobrodusznie. – Tęsknię za tobą i naszym zaszczurzonym pałacem.

– Ja też tęsknię za tobą i za naszym zaszczurzonym pałacem.

– Nawet wtedy, kiedy patrzysz na swoją nową wannę na lwich łapach i z pozłacanymi kurkami?

– Nie… wtedy, kiedy leżę na łóżku wartym pięć tysięcy dolarów.

– Ile to będzie w przeliczeniu na funty?

– Nie wiem. Ze trzy tysiące?

– O rany, śpisz na moim czynszu za sześć tygodni.

Z jękiem usiadłam i otworzyłam najbliższe pudło.

– Szkoda, że ci nie powiedziałam, jaki czynsz ja płacę.

– Mogłabym teraz wygłosić wykład o tym, że marnujesz pieniądze, chociaż mogłabyś kupić dom, ale co ja tam wiem.

– Nie potrzebuję żadnych wykładów. To jest najfajniejsze w byciu sierotą. Żadnych pełnych troski wykładów.

Nie wiem, dlaczego to powiedziałam.

W byciu sierotą nie ma nic fajnego.

Nie jest też fajne, kiedy nikt się o ciebie nie troszczy.

Rhian milczała. Nigdy nie rozmawiałyśmy o naszych rodzicach. Był to dla nas temat tabu.

– No to… – odchrząknęłam – lepiej pójdę się roz­pakować.

– Jest tam twoja nowa współlokatorka? – Rhian podjęła rozmowę, jakby temat rodziców w ogóle nie został po­ruszony.

– Przed chwilą wyszła.

– Poznałaś już jej znajomych? Są jacyś faceci? Przystojni? Na tyle przystojni, żeby cię wyrwać z czteroletniego celibatu?

Ironiczny uśmieszek zniknął z mojej twarzy, kiedy przypomniał mi się Garnitur. Ucichłam, czując lekki dreszczyk na plecach. Nie po raz pierwszy w ciągu minionego tygodnia jego obraz pojawił się w moich myślach.

– No to jak? – Rhian przerwała ciszę. – Są jacyś przystojniacy?

– Nie. – Wyrzuciłam z głowy postać Garnitura. – Jeszcze nie poznałam znajomych Ellie.

– Szkoda.

Wcale nie szkoda. Nie potrzebuję żadnych facetów w swoim życiu.

– Słuchaj, naprawdę muszę wziąć się do roboty. Pogadamy później?

– Jasne, kochanie. To na razie.

Rozłączyłyśmy się. Z westchnieniem popatrzyłam na pud­ła. Marzyłam tylko o tym, żeby paść na łóżko i uciąć sobie długą drzemkę.

– Ech, no to do roboty.

W ciągu kilku godzin rozpakowałam wszystkie pudła. Puste kartony starannie złożyłam i schowałam do składziku w holu. Ubrania powiesiłam w szafie i ułożyłam w szufladach. Książki ustawiłam na półkach. Otwarty laptop czekał na biurku, aż coś napiszę. Na stoliku nocnym umieściłam zdjęcie rodziców, na regale swoje zdjęcie z Rhian zrobione na halloweenowym przyjęciu, a przy komputerze swoją ulubioną fotografię. Przedstawiała mnie trzymającą Beth, za mną stali rodzice. Sąsiad zrobił je w ogródku za naszym domem podczas grillowania, latem, niedługo przed wypadkiem.

Wiedziałam, że takie zdjęcia wywołują bolesne wspomnienia, ale nie mogłam zmusić się do tego, by je schować. Patrzenie na nieżyjących już ludzi, których kochałam, sprawiało mi ogromny ból, ale… nie potrafiłabym się z nimi rozstać.

Pocałowałam koniuszki palców i lekko przyłożyłam je do fotografii rodziców.

Tęsknię za wami.

Z melancholii wyrwała mnie po chwili kropelka potu, która spłynęła po moim karku. Zmarszczyłam nos. Panował upał, a podczas wypakowywania rzeczy zgrzałam się jak Terminator goniący Johna Connora.

Czas na wymarzoną boską kąpiel.

Wlałam do wanny trochę płynu, puściłam gorącą wodę, a kiedy poczułam cudowny zapach kwiatów lotosu, zaczęłam się odprężać. Wróciłam do sypialni, ściągnęłam przepoconą koszulkę i spodenki i czując się wolna jak ptak, przemaszerowałam nago przez hol mojego nowego domu.

Z uśmiechem rozglądałam się dookoła, wciąż nie mogąc uwierzyć, że wszystkie te śliczności przez co najmniej pół roku będą należały do mnie.

Włączyłam muzykę w smartfonie, zanurzyłam się w pachnącej pianie i zapadłam w drzemkę. Obudziłam się, kiedy woda zaczęła stygnąć. Zrelaksowana i zadowolona, niezbyt elegancko wygramoliłam się z wanny i sięgnęłam po telefon. Wyłączyłam muzykę i kiedy zapadła cisza, spojrzałam na wieszak na ręczniki.

Pusty. Cholera.

Spiorunowałam go wzrokiem, jakby to była jego wina. Mogłabym przysiąc, że tydzień wcześniej Ellie wieszała na nim świeże ręczniki. Teraz musiałam przejść przez hol, ociekając wodą.

Utyskując po nosem, otworzyłam drzwi łazienki i wyszłam do przestronnego holu.

– Yyy… Dzień dobry – usłyszałam czyjś głęboki głos.

Oderwałam wzrok od kałuży wody, która zbierała się wokół mnie na parkiecie.

Z szoku aż mi zaparło dech w piersi, kiedy zobaczyłam przed sobą pana Garnitura.

Co on tu robił? W moim domu? Szpiegował mnie!

Z otwartymi ustami próbowałam zrozumieć, co, do diab­ła, się dzieje. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że nie patrzył na moją twarz. Przesuwał wzrokiem po całym moim nagim ciele. Z pełnym grozy jękiem zasłoniłam rękami piersi. Jego jasnoniebieskie oczy spojrzały w moje – szare i przerażone.

– Co robisz w moim mieszkaniu?

Szybko rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiejkolwiek broni. Parasol? Miał metalowy szpic. Mógłby się przydać.

Na dźwięk zduszonego śmiechu znowu przeniosłam wzrok na niego. Między nogami poczułam falę niechcianego i absolutnie niewłaściwego gorąca. Znowu to spojrzenie. Ciemne, zmysłowe i głodne. Byłam wściekła na swoje ciało za taką błyskawiczną reakcję, tym bardziej że facet mógł się okazać seryjnym mordercą.

– Odwróć się! – ryknęłam, starając się ukryć lęk.

Garnitur natychmiast podniósł ręce w geście poddania i powoli odwrócił się tyłem do mnie. Ze złością zmrużyłam oczy na widok jego trzęsących się ramion. Ten drań śmiał się ze mnie.

Z szybko bijącym sercem popędziłam do swojego pokoju po jakieś ciuchy – i przy okazji po kij do baseballu. Po drodze mój wzrok padł na zdjęcie wiszące na korkowej tablicy. Przedstawiało Ellie… i Garnitura.

Co, do diabła?

Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam? Ach, tak. Bo nie lubię zadawać pytań. Wkurzona na siebie za brak zmysłu obserwacji, ukradkiem zerknęłam przez ramię. Z ulgą stwierdziłam, że Garnitur mnie nie podgląda. Czmychnęłam do swojego pokoju, słysząc za sobą jego głęboki głos:

– Nazywam się Braden Carmichael. Jestem bratem Ellie.

Oczywiście, pomyślałam ze złością, wycierając się ręcznikiem. Drżącymi z gniewu rękami wciągnęłam na siebie spodenki i koszulkę. Byle jak spięłam potargane mokre włosy i pomaszerowałam z powrotem do holu.

Braden się odwrócił. Kąciki jego ust drgnęły lekko, kiedy przesunął po mnie wzrokiem. Nie miało znaczenia to, że jestem ubrana. Doskonale wiedziałam, że wciąż widzi mnie nagą.

Wściekła i upokorzona, wzięłam się pod boki.

– Wszędzie wchodzisz bez pukania?

Uniósł jedną brew.

– To moje mieszkanie.

– Dobre wychowanie nakazuje zapukać – upierałam się.

W odpowiedzi tylko wzruszył ramionami i nonszalancko włożył ręce do kieszeni spodni. Był bez marynarki. Podwinięte do łokci rękawy białej koszuli odsłaniały silne, pokryte wypukłymi żyłami przedramiona.

Na widok tych seksownych rąk znowu zapiekło mnie w podbrzuszu.

Cholera.

O jasna cholera.

Prawie się zarumieniłam.

– Nie zmierzasz przeprosić?

Braden uśmiechnął się bezczelnie.

– Nigdy nie przepraszam, jeśli nie uważam, że zawiniłem. Teraz też nie zamierzam przepraszać. To była dla mnie najfajniejsza chwila w tym tygodniu. Może nawet w całym roku.

Teraz uśmiechał się tak przyjaźnie, jakby się spodziewał, że zrewanżuję się tym samym. Niedoczekanie.

Braden był bratem Ellie. I miał dziewczynę.

A mój pociąg do tego obcego mężczyzny z pewnością nie należał do zdrowych reakcji.

– Musisz mieć bardzo nudne życie – stwierdziłam z wyższością, wymijając go.

Spróbuj wymyślić ciętą ripostę tuż po tym, jak mężczyzna, którego ledwie znasz, przyłapał cię na golasa. Kiedy go mijałam i poczułam piękny zapach wody kolońskiej, przeszył mnie przyjemny dreszczyk.

Braden jęknął z rezygnacją i podążył za mną. Wchodząc do salonu, czułam na plecach jego ciepły oddech.

Na fotelu leżała rzucona byle jak jego marynarka, a na ławie, obok otwartej gazety, stał prawie pusty kubek z kawą. Braden rozgościł się tu, kiedy – niczego nieświadoma – pluskałam się w wannie.

Zirytowana rzuciłam mu przez ramię spojrzenie wyrażające bezgraniczną złość.

On tymczasem z chłopięcym uśmiechem gapił się na moje piersi. Szybko odwróciłam wzrok i przycupnęłam na poręczy kanapy, a Braden nonszalancko rozparł się w fotelu. Szeroki uśmiech zniknął z jego twarzy. Teraz na jego ustach igrał już tylko lekki uśmieszek, jakby przypomniał mu się jakiś dowcip. Albo widok mnie zupełnie nagiej.

Pomimo całej niechęci do tego faceta nie chciałam, żeby moja nagość go śmieszyła.

– A więc to ty jesteś Jocelyn Butler – odezwał się.

– Joss – poprawiłam go odruchowo.

Kiwnął głową i usiadł wygodniej. Zsunął rękę za oparcie fotela. Miał cudowne dłonie. Eleganckie, ale męskie. Duże. Silne. Zanim zdążyłam się opanować, w mojej wyobraźni pojawił się widok tych dłoni przesuwających się po wewnętrznych stronach moich ud.

Cholera.

Oderwałam wzrok od dłoni i przeniosłam go na twarz Bradena. Sprawiał wrażenie rozluźnionego, ale jednocześnie autorytatywnego. Nagle przyszło mi do głowy, że on jest właśnie taki: bogaty, odpowiedzialny, ma próżną dziewczynę i młodszą siostrę, wobec której jest wyraźnie nadopiekuńczy.

– Ellie cię lubi.

Ellie mnie nie zna.

– Ja też ją lubię. Ale jeśli chodzi o jej brata… nie jestem pewna, co o nim myśleć, bo wydaje się dość arogancki.

Błysnął w uśmiechu białymi, leciutko krzywymi zębami.

– On też nie jest pewny, co o tobie myśleć.

Twoje oczy mówią co innego.

– Doprawdy?

– Nie jestem pewny, co myśleć o tym, że moja siostra mieszka z ekshibicjonistką.

Tylko się skrzywiłam. Z trudem się powstrzymałam przed tym, żeby nie pokazać mu języka. Słowo daję, prowokował mnie do niepoważnego zachowania.

– Ekshibicjoniści rozbierają się na widoku publicznym. O ile dobrze pamiętam, w mieszkaniu nie było nikogo poza mną, a ja szłam po ręcznik.

– Dzięki Bogu za takie małe przyjemności.

Znowu to robił. Patrzył na mnie w ten szczególny sposób. Czy zdawał sobie sprawę z tego, że w ogóle się z tym nie kryje?

– Ale mówiąc poważnie – ciągnął, wciąż wędrując wzrokiem od mojej twarzy do piersi – powinnaś zawsze chodzić nago.

Ten komplement sprawił mi przyjemność. Nic nie mogłam na to poradzić. Na moich ustach pojawił się lekki uśmiech. Jednocześnie potępiająco pokręciłam głową, jakby Braden był niegrzecznym uczniem.

Cicho zaśmiał się z zadowoleniem. Kiedy poczułam nieoczekiwaną przyjemność, zrozumiałam, że muszę natychmiast przerwać tę dziwną intymną więź, jaka między nami powstała. Coś podobnego nigdy wcześniej mi się nie przydarzyło, musiałam więc improwizować.

Przewróciłam oczami.

– Ale z ciebie dupek.

Braden parsknął śmiechem i wyprostował się w fotelu.

– To określenie słyszę zwykle wtedy, kiedy przerżnę jakąś kobietę, a potem zamawiam dla niej taksówkę.

Na dźwięk tego wulgaryzmu szybko zamrugałam powiekami. Naprawdę? Ledwie się poznaliśmy, a on już używa takiego języka?

Zauważył moją minę.

– Tylko mi nie mów, że nie cierpisz tego słowa.

Nie. Wyobrażam sobie, że w odpowiednich okolicznościach może brzmieć podniecająco.

– Po prostu uważam, że za krótko się znamy, żeby rozmawiać o pieprzeniu się.

Oj. Nie za dobrze to zabrzmiało.

Oczy Bradena roziskrzyły się.

– Nie wiedziałem, że to robimy.

Gwałtownie zmieniłam temat.

– Jeśli przyszedłeś do Ellie, to jest na zajęciach.

– Właściwie przyszedłem do ciebie, chociaż nie wiedziałem, że cię spotkam. Co za zbieg okoliczności. Od naszego spotkania w zeszłym tygodniu dużo o tobie myślałem.

– Nawet podczas kolacji ze swoją dziewczyną? – spytałam złośliwie, czując, jakbym płynęła z tym facetem pod prąd.

Chciałam wybrnąć z tej pełnej seksualnych podtekstów sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, i pogadać z nim po prostu jak z bratem mojej współlokatorki.

– Holly pojechała na południe kraju do swoich rodziców. Pochodzi z Southampton.

A co mnie to obchodzi?

– Aha. No cóż… – Wstałam z nadzieją, że zrozumie i wreszcie sobie pójdzie. – Chciałabym powiedzieć, że było mi miło cię spotkać, ale byłam naga, więc… więc nie było. Mam dużo pracy. Przekażę Ellie, że wpadłeś.

Braden ze śmiechem pokręcił głową, podniósł się i włożył marynarkę.

– Ależ z ciebie twardy orzech do zgryzienia.

Najwyraźniej temu facetowi powinnam od razu wyłożyć kawę na ławę.

– Słuchaj, nie próbuj mnie rozgryźć. Ani teraz, ani nigdy.

Dosłownie dusząc się ze śmiechu, ruszył w moją stronę, zmuszając mnie do tego, żebym z powrotem usiadła.

– Ech, Jocelyn… dlaczego wszystko, co powiesz, brzmi tak nieprzyzwoicie?

Wściekła otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale on odwrócił się i wyszedł. Ostatnie słowo należało do niego.

Nienawidziłam go.

Naprawdę.

Szkoda tylko, że moje ciało nie czuło tego samego.

Wbrew zasadom

Подняться наверх