Читать книгу Sztuka uwodzenia - Samantha Young - Страница 10
4
ОглавлениеByłam sfrustrowana.
Minęło kilka dnia, a ja wciąż nie doszłam do siebie po tej żenadzie. Obiekt mojego uwielbienia pojawił się w bibliotece i ledwie zobaczyłam jego blond głowę poruszającą się w takt kroków, zwiałam do biura, gdzie wmówiłam mojej koleżance Rachel, że tak, na pewno wolę zaktualizować stronę internetową i odpowiedzieć na maile z zażaleniami niż warować w informatorium.
Nie muszę dodawać, że byłam do końca dnia pracy w podłym nastroju. Dopiero gdy wyszłam zza rogu na Jamaica Lane i zobaczyłam znajomą sylwetkę opartą o drzwi budynku, w którym mieszkałam, moje kroki nabrały lekkości, a humor się poprawił.
Nate uniósł do góry plastikową torbę i pokazał w uśmiechu dołeczki na twarzy.
– Chińszczyzna i najazd przybyszów z kosmosu plus gogusiowaty aktor, od którego widoku prawdopodobnie zęby mnie rozbolą.
Uśmiechnęłam się do niego lekko zmieszana, bo mój żołądek zareagował burczeniem na zapach jedzenia na wynos.
– Nie umówiłeś się dzisiaj wieczorem na randkę? – spytałam, wkładając klucz do zamka i otwierając drzwi na ciemną, ciągnącą wilgocią klatkę schodową.
– Zadzwoniła po południu i zapytała co ja na to, gdybyśmy poszli na zaręczyny jej siostry zamiast na kolację. Widocznie to przyjęcie zaręczynowe zorganizowano ad hoc. – Pokazał palcami znak cudzysłowu w powietrzu, a jego mina wyraźnie mówiła: nie dam się nabrać.
– Wieczór w gronie rodzinnym na pierwszej randce!
– wydyszałam z przesadnym przerażeniem. – Jak ona miała czelność!
– Zabawna jesteś.
– Wiem. – Obdarzyłam go promiennym uśmiechem i weszliśmy do mojego maleńkiego mieszkania.
Rzeczywiście maleńkiego, ale ja je lubiłam. Kuchnia była otwarta na pokój. Urządzona w kształt litery L zajmowała sporą powierzchnię, miejsca zostało już tylko na kanapę, fotel i telewizor. Sypialnia była tylko jedna, za to w miarę przestronna, tak że zmieściłam w niej porządne półki na książki. Co prawda, książki leżały porozrzucane po całym mieszkaniu. No i nie miałam łazienki z prawdziwego zdarzenia, tylko pomieszczenie z toaletą i prysznicem.
Mnie to wystarczało. I było przytulnie.
Zsunęłam płaszcz z ramion i patrzyłam, jak Nate w kuchni wyjmuje talerze i rozkłada na nich jedzenie.
– Kurczak w słodko-kwaśnym sosie pomarańczowym dla ciebie, skarbie. Odpowiada ci?
Mówił do mnie „skarbie” tym swoim niskim, głębokim głosem, na którego dźwięk dreszcz mnie przechodził, co oczywiście usiłowałam powstrzymać, ale nie zawsze mi się udawało. No dobrze, często mi się nie udawało.
– Mój ulubiony – powiedziałam i poszłam do sypialni, żeby odłożyć płaszcz i zrzucić buty z nóg. – W lodówce jest piwo, jeśli masz ochotę.
– Już wziąłem. Ty też chcesz czy wolisz kieliszek wina?
– Wino poproszę.
– Przyniosłem ci czekoladowe lody z orzechami i piankami na później, na razie wsadziłem do lodówki.
No nie. Mogłabym wyjść za mąż za tego faceta.
Wróciłam do pokoju i uśmiechnęłam się do niego.
– Awansuję cię. Na mojego najlepszego przyjaciela.
Zmarszczył czoło, nalewając mi kieliszek różowego wina.
– Myślałem, że zrobiłaś to już dawno.
– Przedtem zostałeś awansowany na tę samą pozycję, którą zajmują Ellie i Joss. Teraz przeszedłeś na poziom Jo.
– To znaczy wyższy?
– Tak.
Udawał, że się namyśla.
– Są jakieś bonusy związane z tym awansem?
– Oczywiście. Masz prawo przynosić mi chińszczyznę i lody na okrągło – poinformowałam go ze śmiertelną powagą, a kiedy spojrzał na mnie z rezerwą, dodałam: – Nie zamartwiaj się. Dasz radę. Nieźle ci szło do tej pory. – Weszłam za kuchenną ladę i potarłam z czułością jego ramię. – Chcesz najpierw kawę?
– Zrobię sobie.
– Nie, siadaj, przygotuj film, przyniosę ci ją.
Nate postawił mój talerz obok swojego na stoliku do kawy i podszedł do telewizora. Zdążył wrócić na kanapę i usadowić się wygodnie z talerzem w ręku, zanim przyniosłam mu kawę.
– Wolałabyś umrzeć poddana eksperymentom przez wrogich przybyszów z kosmosu czy zostać pożarta przez kanibali? – spytał z roztargnieniem, podnosząc do ust widelec z ryżem i wołowiną i nie odrywając wzroku od ekranu.
Zastanawiałam się nad jego pytaniem, stawiając przed nim kubek z kawą i sadowiąc się z podwiniętymi nogami w rogu kanapy z talerzem w ręku.
– Czy podano by mi znieczulenie?
– A to istotne?
– Raczej. Pod narkozą byłoby mi wszystko jedno, co się ze mną dzieje, czyli tylko w tym wypadku byłoby to nieistotne.
– Błędne założenie. – Potrząsnął głową. – Gdyby obcy eksperymentowali na tobie, mogliby odkryć coś, co pozwoliłoby im wyniszczyć całą ludzką rasę. Albo kopiować nas jak w Inwazji porywaczy ciał. Z kolei kanibale… hm… zakładam, że chcieliby cię zjeść… tylko.
Nie znalazłam luk w jego rozumowaniu, więc uniosłam widelec w geście zgody.
– Słuszna uwaga.
– Więc obcy czy kanibale?
– Obcy.
– To tak jak ja. Chrzanić ludzką rasę. Kanibale to odrażające sukinsyny.
Roześmiałam się głośno, czego omal nie przypłaciłam udławieniem się porcją ryżu, gdy gwałtownie wciągnęłam powietrze. Nate spojrzał na mnie z ciepłym uśmiechem, ciemne oczy rozbłysły.
– Fantastycznie się śmiejesz, wiesz?
Wiedziałam, że mam zaraźliwy, rubaszny śmiech, całkiem niekobiecy, ale nie zamierzałam się z Nate’em spierać, skoro on uważał inaczej. Wzruszeniem ramion pokryłam zakłopotanie, które zawsze mnie ogarniało, gdy powiedział mi od niechcenia, jak teraz, komplement. Pokazałam na jego torbę, żeby zmienić temat.
– Nie wyjmujesz pióra i notatnika?
– Nagrywam. – Pokazał ruchem głowy na telefon, leżący na stoliku do kawy.
Nagrywał nas?
– W takim razie postaram się wykrzesać z siebie jakieś bardziej pomysłowe komentarze.
– Takie jak zwykle całkiem wystarczą.
Zignorowałam tę sugestię, że nie ma się co wysilać, bo nie jestem zbytnio błyskotliwa. Wsunęłam do ust kolejną porcję kurczaka z ryżem.
– Mhmm, bosko – jęknęłam z zachwytem.
– Tak?
– Och, tak…
– Pasuje ci to, skarbie?
– Mhm… bardzo.
– Jak bardzo?
– Bardzo, bardzo… Jak nigdy dotąd.
– Aż tak?
– Aż tak. – Kurczak rozpływał się w ustach, słodko-kwaśny sos był doskonale zrównoważony w smaku. – Mhmm… – zamruczałam zmysłowo.
– Fajnie. Rozkoszuj się, skarbie.
Zamknęłam oczy i w milczeniu nasycałam się smakiem chińszczyzny, a kiedy je otworzyłam, zobaczyłam, że Nate patrzy na mnie z szerokim uśmiechem i potrząsa głową. Mój wzrok padł na telefon i uświadomiłam sobie, jak to nagranie zabrzmi. Zrobiłam złą minę i trzymając talerz w jednej ręce, drugą złapałam poduszkę i rzuciłam nią w niego.
– Bardzo, bardzo śmieszne.
Śmiejąc się, odrzucił poduszkę i wyciągnął ramię w bok, usuwając talerz z linii ognia.
– Nie miałem trudnego zadania. Dzięki tobie.
– Ty palancie. – Dźgnęłam go nogą w biodro. – Masz to wykasować.
– Ani mi się śni. – Utkwił wzrok z powrotem w ekranie. – Zachowam na zawsze.