Читать книгу Jena i Auerstädt 1806 - Sławomir Leśniewski - Страница 6
KRACH FINEZYJNEJ POLITYKI
ОглавлениеZapewne żaden z historyków ani popularyzatorów historii pokroju autora niniejszego opracowania nie miałby okazji pisać o bitwie pod Jeną i Auerstädt, gdyby w 1805 r. Prusy dołączyły do antynapoleońskiej koalicji. Umownie oznaczona numerem trzecim, miała szansę o całe dziesięciolecie skrócić zadziwiającą epopeję „małego kaprala”. Dodatkowych sto kilkadziesiąt tysięcy bitnych pruskich żołnierzy walczących u boku Austriaków i Rosjan najprawdopodobniej przeważyłoby szalę zwycięstwa na stronę przeciwników Napoleona. Jednak na szczęście dla Francji i jej cesarza wśród uczestników trzeciej koalicji nie znalazł się król Fryderyk Wilhelm III. Przyczyny takiego stanu rzeczy były dość prozaiczne. W równym stopniu zabrakło mu odwagi, jak i wyczucia sytuacji. Bo właśnie „…w sytuacjach krytycznych zawsze mu brakowało wystarczającej woli decyzji, twardości i odwagi do samodzielnego działania”1. Zresztą, niezmiernie rzadko w ogóle je podejmował. „Powiedziano nawet o Fryderyku Wilhelmie III, iż niesłusznie zarzucano mu brak zdecydowania, skoro był zawsze zdecydowany nie podejmować żadnego działania…”2. Król musiał dokonać wyboru pomiędzy Napoleonem a Aleksandrem I, ludźmi, wobec których miał kompleksy i których się bał. Jednocześnie odczuwał niechęć wobec Austriaków tworzących obok Rosjan najważniejsze ogniwo trzeciej koalicji, zasilanej potężnym strumieniem angielskiego złota. Przecież to oni byli przeciwnikami „Starego Fryca” i jego ojca Fryderyka Wilhelma I w krwawych wojnach o Śląsk, to oni rywalizowali z Prusami o przewodzenie państwom niemieckim. Fryderyk Wilhelm III, choć z ciężkim sercem, był gotów podążyć drogą elektorów bawarskiego i wirtemberskiego oraz księcia badeńskiego, którzy „Zacisnąwszy zęby, zmusili do milczenia swe niemieckie serca”3 i przeszli na stronę Francji. Tym razem, ze strachu, był bliski podjęcia decyzji i poddania się jej dyktatowi. Ale wówczas do Berlina przybył car i osobiście, wykorzystując swój zniewalający urok, zaczął go namawiać do opowiedzenia się przeciwko Napoleonowi. Król chwiał się i odwlekał przyjęcie jakichkolwiek wiążących postanowień. Car przełamał jego opór dzięki swoim talentom aktorskim i dyplomatycznym. Aleksander najpierw przywdział mało sympatyczną maskę i wręcz groził przemarszem swoich wojsk przez Prusy, później, wobec nieskuteczności przyjętej taktyki, zmienił ją i zaczął jedynie prosić. Niespodziewane zdarzenie pomogło mu w osiągnięciu celu. Do przełamania oporu króla, ciągle niepodejmującego decyzji, przyczynili się sami Francuzi, naruszając integralność terytorialną Prus w wyniku przemarszu jednego z korpusów przez Ansbach. Aleksander i Fryderyk Wilhelm 3 listopada 1805 r. zawarli tajną umowę, w której władca Prus zadeklarował postawienie Francji ultimatum, a w przypadku jego zignorowania, zbrojne wystąpienie po stronie koalicjantów. A następnie powołał pod broń swoje wojska. Dojście do porozumienia obaj władcy uczcili w iście operetkowy sposób: przyrzekli sobie wierność i dozgonną przyjaźń nad grobem Fryderyka Wielkiego. Towarzyszyła im piękna Luiza Pruska, żona Fryderyka Wilhelma i zarazem kochanka Aleksandra. Scenę tę, nawet w epoce budzącego się romantyzmu zalatującą sentymentalnym kiczem i mocno absurdalną, zważywszy na fakt, że najtwardszym przeciwnikiem największego z pruskich królów byli właśnie Rosjanie, zaczęła wkrótce opisywać angielska prasa. Stało się jasne, że Prusy lada moment przystąpią do wojny. Lecz wówczas skapitulował Ulm, a silna armia austriacka zamknięta w tej potężnej fortecy powędrowała do francuskiej niewoli. Niebawem padł niebroniony przez Austriaków Wiedeń i Francuzi w zdumiewających okolicznościach zdobyli wielki most łączący stolicę z lewym brzegiem Dunaju. Oba te zdarzenia wpłynęły silnie na wyobraźnię króla Prus. Gotowe od dawna i zaadresowane do Napoleona ultimatum musiało zaczekać na sposobniejszą porę, która jednak nigdy nie nastąpiła. Niecierpliwy Aleksander, zamiast za wszelką cenę grać na zwłokę i doczekać w ten sposób pruskiej pomocy, dał się wraz z cesarzem Franciszkiem sprowokować do bitwy pod Austerlitz, która zakończyła wojnę i istnienie trzeciej koalicji. Wysłannik Fryderyka Wilhelma, Christian Heinrich Haugwitz, świadomie na wszelkie sposoby przeciągający swoją misję, przybył do pogrążonego w wojennej żałobie Wiednia już po bitwie i po spotkaniu Napoleona z Franciszkiem II. Cesarz postanowił wyplątać Austrię z dalszej wojny. Emanuel Halicz z przekąsem stwierdził, że „Droga wysłannika pruskiego z Berlina na teren wojny, jak to trafnie określił Talleyrand: (właściwie: Karol Maurycy de Perigord hrabia Talleyrand, minister spraw zagranicznych Francji), przypominała politykę jego gabinetu”4. Zamiast wypowiedzenia wojny, z którym przyjechał, przekazał cesarzowi Francuzów gratulacje z powodu wspaniałego zwycięstwa. Napoleon nie nabrał się na nieudolnie zagraną przez pruskiego dyplomatę szopkę i niewybrednie zbeształ przerażonego Haugwitza. Nie przebierając w słowach, zapewnił go, iż „zna się na wszelkich »pruskich łotrostwach«”5. Następnie – co już z pewnością stanowiło majstersztyk – wspaniałomyślnie wybaczył Fryderykowi Wilhelmowi polityczną chwiejność i ku najwyższemu zdziwieniu Haugwitza zaproponował przymierze. Jego warunki były dla Prus zdumiewająco łagodne, zważywszy na wcześniejsze intencje tego państwa. W zamian za sojusz z Francją i przeznaczony dla Bawarii Ansbach oraz Neufchätel i Cleve, które miały być przyłączone do Francji, Napoleon obiecał w niedalekiej przyszłości podarować Prusom Hanower i od zaraz dawał poczucie szczęśliwego wyplątania się ze śmiertelnie niebezpiecznej awantury. Wystraszony poseł i jego mało rycerski władca zgodzili się na wszystko. 15 grudnia 1805 r., zaledwie trzynaście dni po Austerlitz, w cesarskim pałacu w Schönbrunn Haugwitz w imieniu króla Prus podpisał narzucony przez Napoleona traktat. Miesiąc później potwierdzono go w Paryżu, a następnie został on ratyfikowany przez Fryderyka Wilhelma III. Na początku marca król pruski złożył oświadczenie o wzięciu w posiadanie Hanoweru.
Wydaje się, że najbardziej obrazowo i celnie określił ówczesne dyplomatyczne zabiegi Prusaków Charles James Fox, który po śmierci Williama Pitta młodszego6 stanął na czele angielskiego rządu. Stwierdził on, iż „polityka pruska łączy najnikczemniejsze upodlenie z najbezwstydniejsza zachłannością”7. Równie dobrze wyrażoną przez niego ocenę można by przyłożyć do polityki prowadzonej przez Prusy w całej ich historii.
Minęło niewiele czasu i Fryderyk Wilhelm przejrzał na oczy. Zorientował się wówczas, jaki zrobił kiepski interes, godząc się na francuskie propozycje. Przyrzeczony Hanower pozostawał ciągle w rękach Napoleona, Anglia zaś formalnie wypowiedziała Prusom wojnę. Kosztowała ona Prusy utratę dziesiątków statków handlowych i wiążące się z tym poważne straty finansowe. Kolejny krok Albionu zmierzający do przeorientowania dotychczasowej polityki zagranicznej był jeszcze bardziej niepokojący. Premier Fox, w przeciwieństwie do swojego poprzednika, był zwolennikiem zawarcia trwałego pokoju z Francją. Do Paryża wyruszył więc lord Jarmouth i, jak donosił pruski wywiad, uzyskał nadzieję na zwrot Hanoweru w przypadku wynegocjowania przez oba państwa warunków pokoju. Talleyrand proponował Anglii powrót do ustaleń przyjętych w postanowieniach pokoju zawartego w Amiens w 1802 r. Francja możliwość zawarcia separatystycznego pokoju traktowała jednocześnie jako najlepszy sposób wbicia klina pomiędzy Anglię i Rosję. „Dyplomacja francuska usiłowała ze swej strony jeszcze raz wygrać strunę nadwątlenia rosyjsko-angielskich więzów sojuszniczych i różnymi kanałami sugerowała zarówno w Londynie, jak i w Petersburgu gotowość Francji do podjęcia separatystycznych negocjacji pokojowych”8. W czasie kiedy w dyplomatycznych gabinetach trwały niekorzystne dla Prus rozmowy, pruskie terytoria coraz ściślej zaczął oplatać wianuszek państewek podporządkowanych cesarzowi Francuzów. Marszałek Joachim Murat na początku marca 1806 r. mianowany został wielkim księciem Cleve i Bergu, a marszałek Aleksander Berthier księciem Neufchätel. 5 czerwca brat cesarza Ludwik Bonaparte zasiadł na tronie Holandii. Kilka tygodni później, 12 lipca, powstał Związek Reński złożony m.in. z Bawarii, Wirtembergii, Baden, Bergu, Nassau i grupy mniejszych księstewek9. Z większych państw niemieckich poza związkiem pozostały jedynie Saksonia i Hesja. Jego protektorem został Napoleon. Oznaczało to przejęcie przez cesarza pełnej kontroli politycznej i militarnej nad nowo powstałym tworem. Dzięki temu Napoleon mógł dowolnie dysponować wystawionym przez Związek kontyngentem liczącym około 63 000 żołnierzy10. Niemal połowę z nich przekazała Bonapartemu Bawaria. Wirtembergia zdobyła się na wystawienie 12 000 żołnierzy, a Badenia dorzuciła do ogólnej liczby 8000. Reszta pochodziła z pozostałych krajów. Ponadto na leżach w Alzacji i Lotaryngii i na terytoriach poszczególnych państewek związkowych znalazło się niemal 200 000 napoleońskich wiarusów, tworząc na zachodniej flance Prus żelazną pięść gotową do natychmiastowego uderzenia. Stacjonujące w Szwabii i Frankonii oddziały miały dosłownie jeden krok, by znaleźć się na pruskiej ziemi. Pod nieobecność cesarza, który z gwardią wrócił do Paryża, dowództwo nad armią sprawował marszałek Aleksander Berthier przebywający w kwaterze głównej założonej w Monachium. Bonaparte zagwarantował państwom związkowym nienaruszalność terytorialną i natychmiastową pomoc wojskową w przypadku ataku ze strony Austrii, Prus, Rosji lub Anglii. Powstanie Związku Reńskiego stanowiło wyrok śmierci dla istniejącego niemal przez tysiąc lat Świętego Cesarstwa Rzymskiego. 6 sierpnia cesarz Franciszek II, bynajmniej nie z własnej inicjatywy, złożył rzymską koronę Ottonów i odtąd stał się jedynie cesarzem Austrii jako Franciszek I.
W kołach wojskowych i w otoczeniu Fryderyka Wilhelma zaczęło wrzeć. Najgłośniej swoje oburzenie wyrażali ci, którzy rok wcześniej optowali za przystąpieniem Prus do trzeciej koalicji. Teraz ich argumenty padały na bardziej podatny grunt. Dotychczasowa chwiejna polityka doprowadziła do osamotnienia Prus i zdała je na łaskę Napoleona. Ten zaś wcale nie krył swojej arogancji i całkowitego lekceważenia państwa, które formalnie pozostawało przecież w sojuszu z jego cesarstwem. Pod adresem króla i Haugwitza zaczęły sypać się oskarżenia o tchórzostwo i zdradę; pamiętano mu niefortunne zdanie; „Francja jest wszechpotężna, a Napoleon jest człowiekiem wieku. Czegóż mamy się obawiać, gdy się z nim złączymy”11. wyrażone w liście do posła pruskiego w Paryżu, Girolamo Lucchesiniego. Pod ich wpływem zdesperowany dyplomata zaczął się ponownie skłaniać do koncepcji zawarcia wymierzonego we Francję traktatu z Rosją. Działał ostrożnie pomny fatalnych doświadczeń, jakie przyniosły mu ostatnie miesiące. Całkowicie odmienną taktykę przyjęła natomiast królowa Luiza, która, nie oglądając się na niezdecydowanego małżonka, stanęła na czele wojskowo-szlacheckiej partii głośno domagającej się rozprawy z Napoleonem. Spośród polityków wyróżniali się w niej ostrością poglądów dwaj ministrowie, Karl von Stein i Karl August von Hardenberg, osobisty wróg Haugwitza, zarazem jego poprzednik na stanowisku ministra spraw zagranicznych. Na temat pobudek kierujących królową wyrazić miał on później mało elegancką opinię: „Głupi król pruski wahać się przestał właśnie wtedy, kiedy powinien był zacząć. Zwyciężyła d… królowej Luizy! Królowa zmusiła króla, by przystąpił do wojny po stronie jej rosyjskiego gacha […] Cóż tu poradzić: nieszczęściem monarchów jest, że często rządzą nimi k…! Nigdy do tego nie dopuszczałem!”12. Atmosferę rosnącego zagrożenia ze strony Francji podgrzewały dodatkowo bezmyślnie rozsiewane plotki i fałszywe lub nadmiernie wyolbrzymione raporty pruskich dyplomatów. Do Berlina dochodziły echa buńczucznych, często zniekształconych wypowiedzi napoleońskich marszałków i pochopnie nadawano im nadmierne polityczne znaczenie. Balon antyfrancuskiej fobii rozdmuchano do nadzwyczajnych rozmiarów. Niechlubną rolę mimowolnego wojennego podżegacza odegrała Hesja. Ku swojemu rozczarowaniu nie weszła w skład Związku Reńskiego, ale jednocześnie nie była zainteresowana przystąpieniem do Związku Północnego, którego utworzenie, jako polityczną i militarną przeciwwagę, planowały Prusy. Z Kassel płynęły do Berlina nieprawdziwe informacje, jakoby Francja za pomocą gróźb przeciwstawiała się koncepcji przystąpienia Hesji do Związku Północnego. Na dworze Fryderyka Wilhelma odczytywano napływające doniesienia jako potwierdzenie niegodziwości Napoleona i dowód na prowadzenie przez niego polityki zmierzającej do całkowitego osamotnienia i marginalizacji Prus. Oliwy do ognia dolał swoimi depeszami pruski poseł we Francji, Lucchesini. Ten sam, który zapisał się na kartach dziejów Rzeczypospolitej podczas Sejmu Wielkiego. Lucchesini w czarnych barwach rysował los, jaki Prusom szykował Napoleon. Przesłane przez niego informacje dotarły do Berlina na początku sierpnia i przelały czarę goryczy. Fryderyk Wilhelm 9 sierpnia w trybie pilnym zwołał w Poczdamie radę z udziałem liczących się polityków i najwyższych wojskowych. Byli na niej obecni książę Karol Wilhelm Brunszwicki i marszałek Richard Joachim Heinrich Möllendorf, dwaj najstarsi i cieszący się największym autorytetem oficerowie pruscy. Dotychczas zdystansowani wobec wojennych haseł, teraz również oni dali się ponieść atmosferze konfrontacji. Książę Brunszwicki, niczym w gorącej wodzie kąpany młodzieniaszek, skreślił list do króla Wirtembergii, grożąc zatknięciem pruskich orłów w Stuttgarcie w przypadku trwania przy Napoleona i uczestniczenia w Związku Reńskim. W Poczdamie jednomyślnie przyjęto uchwałę o postawieniu armii w stan gotowości bojowej i o ogólnej mobilizacji. Może najbardziej zadowolony z takiej decyzji był Haugwitz, który wreszcie otrzymał szansę wykazania się zdecydowanym działaniem i zmycia ciążącej na nim hańby. Uczynił to w prosty i wyprany z głębszej refleksji sposób – głośniej i bardziej zapalczywie od innych optując za przyjętym podczas rady rozwiązaniem. Wtórował mu zaciekle sekretarz królewski Lombard, wcześniej również zdeklarowany zwolennik pokojowego ułożenia stosunków z Francją. Kiedy następnego dnia informacje o podjętych w Poczdamie decyzjach przedostały się do wiadomości publicznej, wybuchła wojenna histeria. „Ci, co widzieli Berlin w owej epoce, powiadają że nigdy nie było podobnego przykładu zapału i uniesienia”13. Przeżywali je niemal wszyscy. „Królowa, książę Ludwik, dwór, hamowani niedawno wyraźną wolą króla, wybuchnęli teraz bez przymusu. Podług nich, są Niemcami, są Prussakami, tylko od dzisiejszego dnia; usłuchano nareszcie głosu interesu i honoru; wydobyto się z omamień wiarołomnego i hańbiącego przymierza; godnymi są teraz siebie; godnymi założyciela monarchii pruskiej, Fryderyka Wielkiego!”14. Piękna Luiza, która odtąd konno zaczęła się pojawić wśród wojska, miała wzbudzać wybuchy niepohamowanej wojennej euforii. Poczdamskie ustalenia i płynąca z nich zapowiedź wojny wywołały prawdziwy szał radości wśród szlachty i korpusu oficerskiego. Wyrażano ją w różnoraki sposób. Widziano oficerów żandarmerii gwardii królewskiej demonstracyjnie ostrzących szable na stopniach ambasady francuskiej. Dla pruskiej szlachty Bonaparte był szczególnie niebezpieczny jako bezwzględny wróg ustroju feudalnego i burzyciel stosunków pańszczyźnianych, stanowiących o jej potędze ekonomicznej i politycznej. Z kolei armia chciała udowodnić, że jest godna przypisywanej jej powszechnie renomie i pokazać, że w starciu z nią wojska Napoleona są bez szans.
Dotychczasowe zwycięstwa Francuzów nie robiły na Prusakach większego wrażenia. Powszechnie ich lekceważono, podobnie jak i dotychczasowych przeciwników napoleońskiej armii. Armię Napoleona – co musi zdumiewać, zważywszy na jej wszystkie wcześniejsze zwycięstwa – postrzegano w pruskich kołach wojskowych „jako rodzaj milicji źle wyszkolonej i niekarnej”15. Stan umysłów olbrzymiej większości poddanych Fryderyka Wilhelma III doskonale oddaje cytat: „Wprawdzie Ulm i Austerlitz były pewnego rodzaju niespodzianką, ale te zwycięstwa były odniesione nad zniewieściałymi Austriakami i barbarzyńskimi Rosjanami”16. Tych ostatnich dość dobrze pamiętano z czasów wojny siedmioletniej, kiedy półdzikie oddziały Kozaków wzbudzały popłoch wśród pruskiej ludności.
Pomimo pogardliwego stosunku do dotychczasowych przeciwników Napoleona, Prusy postanowiły jednak zapewnić sobie współdziałanie z ich strony. Do Petersburga udał się z misją książę Ferdynand Brunszwicki i zawarł z carem tajne przymierze. 30 czerwca Fryderyk Wilhelm złożył w Charlottenburgu deklarację potwierdzającą sojusz z Rosją. Król pruski zapewnił w niej, że nigdy „nie przyłączy się do Francji”. W odpowiedzi na stanowisko Fryderyka Wilhelma car złożył podobne zobowiązanie i tym samym sojusz wojenny obu mocarstw stał się faktem. Jednocześnie spaliły na panewce francuskie starania zawarcia pokoju z Rosją. Z jej ramienia rozmowy nad Sekwaną prowadził drugorzędny carski dyplomata Oubry (d’Oubril). Aleksander I, wysyłając go do Paryża, z góry zakładał ewentualne wycofanie się z przyjętych przez niego ustaleń. Oubry, odpowiednio urabiany przez mistrza dyplomacji, Talleyranda, podpisał 20 lipca bardzo niekorzystny dla Rosji traktat, który bez odszkodowań dawał Francji kontrolę nad Lewantem. Car, już od kilku tygodni związany antyfrancuską umową z Prusami, oczywiście odmówił jego ratyfikacji. Stanowisko Petersburga na tyle ociepliło stosunki angielsko-pruskie, że Londyn, mając nadzieję na zawiązanie kolejnej antynapoleońskiej koalicji, zapewnił Prusy o gotowości zasilenia ich wysokimi subwencjami w przypadku zbrojnego wystąpienia przeciwko Francji. To był jednak kres sukcesów pruskiej dyplomacji. Poseł Fryderyka Wilhelma w Wiedniu, hrabia Karol Fryderyk von Finkenstein, nie mógł się pochwalić dokonaniami na miarę księcia Brunszwickiego. Jego zabiegi skutecznie torpedowała dyplomacja francuska. Klemens von Metternich, w niedalekiej przyszłości gwiazda austriackiej polityki zagranicznej, zapewniony został w Paryżu o pokojowym nastawieniu Francji, wysłannik Bonapartego do Wiednia zaproponował natomiast Franciszkowi I zawarcie traktatu obronnego. Posunięcia te uspokoiły Austrię, która postanowiła zachować neutralność. Zamiast mieszać się w kolejną wojenną awanturę, rozpoczęła zakrojoną na szeroką skalę reorganizację armii; odwet za Ulm, Austerlitz i upokorzenia doznane podczas wojny 1805 r. musiały zaczekać na bardziej stosowny moment. Dwa największe niemieckie państwa znów nie potrafiły zespolić wysiłków i zdyskontować potęgi swoich ogromnych militarnych potencjałów w celu zniszczenia Napoleona.
Napoleon, na bieżąco informowany o sytuacji w Berlinie i znający treść depesz Lucchesiniego, usiłował drogą dyplomatyczną zdezawuować jego doniesienia i doprowadzić do ostudzenia wojowniczych nastrojów. Liczył, że wokół króla znajdzie się jeszcze dość rozsądnie myślących polityków, którzy zdołają położyć tamę wojennemu szaleństwu. Wierzył, że uda mu się nakłonić Haugwitza do zmiany frontu i opowiedzenia się za pokojem. Rachuby te okazały się jednak płonne. Francuski poseł Laforest natrafił na mur niechęci. Nikt nie chciał z nim rozmawiać i słuchać jego argumentów. Ostatecznie udało mu się odbyć spotkanie z Haugwitzem. Pruski dyplomata przekazał mu sugestię, że zmianę nastrojów w Prusach mogłoby przynieść natychmiastowe wycofanie oddziałów francuskich za Ren. Napoleon nie wierzył już w taki scenariusz. Był przekonany, że ustępstwo rozzuchwali jedynie Prusaków i doprowadzi do dalszych żądań z ich strony. Postanowił jednak poddać próbie ich prawdziwe intencje i Laforest w jego imieniu zgodził się na wycofanie Wielkiej Armii, ale jedynie w przypadku wcześniejszego ogłoszenia przez Prusy demobilizacji i rezygnacji ze zbrojeń. Nastąpił typowy pat; żadna ze stron nie chciała ustąpić ze swojego stanowiska, oczekując jednocześnie dodatkowych deklaracji i ustępstw przeciwnika. Wkrótce zaszło jednak wydarzenie, które przesądziło o dalszych wypadkach. 2 września Fryderyk Wilhelm utracił faktycznie możliwość wyboru pomiędzy wojną a pokojem. Tego dnia grupa polityków, wojskowych i jego bliskich krewnych wchodząca w skład partii wojennej przestawiła mu memorandum, w którym poddawała ostrej krytyce jego dotychczasową politykę i domagała się wojny z Francją. Królowi wytknięto dotychczasowe błędy w polityce zagranicznej i zdradę niemieckich interesów, oskarżając go o zdradę Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Wśród sygnatariuszy tego zdumiewającego dokumentu znaleźli się m.in. dwaj królewscy bracia, Henryk i Wilhelm. Reakcja Fryderyka Wilhelma była nietrudna do przewidzenia. „Król dostrzegł w tym dokumencie skalkulowane wyzwanie rzucone swojej władzy i zareagował gniewem i irytacją. W geście przywodzącym na myśl wcześniejsze epoki, gdy bracia walczyli o trony, książętom nakazano opuścić stolicę i powrócić do swoich pułków”17. Gesty poprawiają zwykle samopoczucie, rzadko jednak wpływają na realną politykę. Podobnie stało się i w tym przypadku. 26 września, ulegając zwolennikom wojny, Fryderyk Wilhelm wystosował do Napoleona list z wyrzutami i żądaniami zwrotu zagarniętych przez Francję pruskich ziem nad Renem. W jego zakończeniu znalazło się mocno stonowane zdanie; „Niech niebo pozwoli, byśmy osiągnęli porozumienie na podstawie, która pozostawi ci pełną twoją sławę, pozostawiając jednak także przestrzeń na honor innych ludów, które położy kres tej gorączce strachu i oczekiwania, w której nikt nie może liczyć na przyszłość”18.
Odpowiedź na pismo Fryderyka Wilhelma nadeszła dopiero po trzech tygodniach. Napoleon skreślił ją 12 października w swojej kwaterze głównej w Gerze. Zdaniem Chistophera Clarka, który przytacza jej treść, „(…) rozbrzmiewała [ona] zapierającym dech w piersiach połączeniem arogancji, agresji, sarkazmu i fałszywej troski”19. Cesarz Francuzów pisał bowiem do swojego koronowanego „brata”: „Dopiero 7 października otrzymałem list Waszej Wysokości. Jest mi niezwykle przykro, że dałeś się skłonić do podpisania takiego pamfletu. Piszę tylko, by Cię zapewnić, że nigdy nie przypiszę zawartych w nim zniewag Tobie osobiście, ponieważ sprzeciwiają się twemu charakterowi i są ujmą dla nas obu. Gardzę sprawcami takiego dzieła i żal mi ich jednocześnie. Wkrótce potem otrzymałem od Twojego ministra notę, w której prosił mnie o przybycie na spotkanie. Cóż, jako człowiek honoru dotrzymałem umowy i znajduję się teraz w sercu Saksonii. Uwierz, mam tak potężne siły, że całość sił twoich nie wystarczy, by zbyt długo powstrzymywać mnie przed zwycięstwem! Po co jednak przelewać tyle krwi? Dla jakiej przyczyny? Piszę do Waszej Wysokości tak, jak pisałem do cesarza Aleksandra na krótko przed bitwą pod Austerlitz […] sire, Wasza Wysokość zostanie pokonany! Odrzuci spokój na stare lata, życie swoich poddanych, nie będąc w stanie podać najmniejszej wymówki dla uzasadnienia! Dziś stoisz z nieposzlakowaną reputacją i możesz negocjować ze mną w sposób godny Twojej pozycji, jednak nim upłynie miesiąc, Twoja sytuacja będzie inna!”20. Proroctwo Bonapartego okazało się mało precyzyjne. Sytuacja władcy Prus i jego rozległego państwa miała się radykalnie zmienić już kilkadziesiąt godzin później. 8 października 1806 r. Wielka Armia przekroczyła granicę Saksonii i jej korpusy w błyskawicznym tempie maszerowały na spotkanie wojsk Fryderyka Wilhelma III. Spór między dwoma mocarstwami, do którego nie musiało dojść, miał się rozstrzygnąć na polu bitwy.
1 Cytat za S. Salmanowicz, Prusy. Dzieje państwa i społeczeństwa, Warszawa 2004, s. 220.
2 Tamże.
3 Cytat za E. T a r l e, Napoleon, Warszawa 1950, s. 178.
4 E. Halicz, Geneza Księstwa Warszawskiego, Warszawa 1962, s. 48.
5 Cytat za E. Tarle, Napoleon, s. 193.
6 Zmarł 23 stycznia 1806 r. dręczony zgryzotami po klęsce III koalicji.
7 Za E. Halicz, Geneza…, s. 48.
8 Historia dyplomacji do 1871 r., t. I, Warszawa 1973, s. 479.
9 W skład Związku Reńskiego weszło 16 państw; jego początków można się doszukać już w końcu 1805 r., kiedy Francja zawarła traktaty sojusznicze z Badenią, Wirtembergią i Bawarią. Napoleon przez system małżeństw usadowił na ich tronach swoich krewnych i kuzynów.
10 R. Bielecki, Encyklopedia wojen napoleońskich, Warszawa 2001, s. 616.
11 Simms, The Road to Jena, s. 386, w: Ch. Clark, Prusy, Powstanie i upadek 1600-1947, s. 278.
12 E. Radziński, Napoleon. Życie po śmierci, Warszawa 2003, s.167.
13 A. Thiers, Historia Konsulatu i Cesarstwa, t. III, Warszawa 1847, s. 469, pisownia oryginalna.
14 Tamże.
15 M. Kukiel, Wojny napoleońskie, Warszawa 1927, s. 117.
16 A.G. Macdonell, Napoleon i jego marszałkowie, Warszawa 1938, s. 97.
17 Ch. Clark, Prusy. Powstanie i upadek 1600-1947, s. 280.
18 Tamże, s. 281.
19 Tamże.
20 Tamże.