Читать книгу Więzy - Sierra Cartwright - Страница 5
Rozdział pierwszy
Оглавление– Pozwoli pani, że pomogę.
Seksowny, intymny dźwięk męskiego głosu sprawił, że Lara przestała szamotać się z płaszczem i spojrzała przez ramię. Poczuła dudnienie pulsu. Connor Donovan.
Zwróciła na niego uwagę od razu, gdy tylko wszedł na salę godzinę wcześniej. Nawet na imprezie dla samej śmietanki Houston ten człowiek przyciągał wzrok.
Jej przyjaciółka Erin przedstawiła ich sobie – był jej starszym bratem i prezesem Donovan Worldwide.
Był nienagannie uprzejmy, choć trochę nieobecny duchem, jakby skupiał się na czymś innym niż ich pogawędka. Jego lodowate maniery idealnie uzupełniały zimne, onieśmielające szare oczy.
Wbrew sobie cały czas go obserwowała.
Nie minęło piętnaście minut, a wraz z kilkoma innymi magnatami biznesu przeprosił towarzystwo i opuścił salę. Oczywiście wyjście takich wpływowych gości nie przeszło niezauważone.
Connor wrócił pierwszy, a Lara z przyjemnością obserwowała sposób, w jaki poprawił jeden ze swoich śnieżnobiałych wykrochmalonych mankietów.
A teraz stał zaledwie pół kroku za nią.
– Mogę?
Jego głos brzmiał przyjaźnie, ale jakiś nieuchwytny ton sprawił, że zadrżała. Zdała sobie sprawę, że to nie była prośba.
– Będę panu wdzięczna.
Gdy jego palce musnęły jej dłoń, poczuła mrowienie, jakby przeszedł przez nią prąd.
Z bliska aż za dobrze widziała, jak zabójczo przystojny był ten mężczyzna. Postanowiła, że nie da mu po sobie poznać podniecenia. Dorastała wśród apodyktycznych mężczyzn, ale on roztaczał wokół siebie wyjątkową aurę władcy.
Trzymał płaszcz, dopóki się w nim nie umościła.
– Dziękuję – powiedziała, odwracając się w jego stronę.
Choć była słusznego wzrostu i miała na sobie szpilki tak wysokie, że ich noszenie groziło kalectwem, to jednak musiała odchylić głowę do tyłu, by spojrzeć mu w oczy.
Patrzył na nią, w ogóle nie mrugając, i przez jedną chwilę była w centrum jego uwagi.
– Pomoc pięknej kobiecie to przyjemność.
Postanowiła nie traktować go poważnie. Na pewno nie zostałby mianowany prezesem Donovan Worldwide w tak młodym wieku, gdyby nie umiał wykorzystywać potęgi słów. A jednak jego maniery dżentelmena z Południa zrobiły na niej wrażenie. Mógł przecież po prostu przejść przez szatnię bez zatrzymania i nikt nie miałby mu tego za złe. Tymczasem się zatrzymał.
Wyciągnął otwartą dłoń w kierunku szklanych drzwi obrotowych, przepuszczając ją przodem.
Na zewnątrz zimny deszcz zacinał jak bicz ukręcony z mokrego wiatru. Na szczęście podjazd był zadaszony, ale oczywiście na postoju nie czekała ani jedna taksówka.
Jak na zawołanie tuż przed nimi zatrzymał się sedan.
– Podwiozę panią – powiedział Connor.
– To nie będzie konieczne.
W tym momencie podbiegł parkingowy.
– Taksówka dla pani?
Skinęła głową, odgarniając włosy z twarzy. Parkingowy dmuchnął w gwizdek, by wezwać taksówkę.
– Jest pani pewna? – spytał Connor.
Myśl, że mogłaby spędzić z nim choćby parę minut na tylnym siedzeniu samochodu, przyprawiła ją o dreszcze, które nie miały nic wspólnego z temperaturą.
– Zaręczam panu, że nic mi nie będzie.
Podjechała taksówka. Connor odprawił parkingowego machnięciem ręki i pomimo ulewnego deszczu otworzył jej drzwi samochodu i podał rękę, gdy wsiadała.
– Do zobaczenia wkrótce. – W jego głosie brzmiała obietnica.
Zatrzymał na niej wzrok, a jego oczy nie były już tak zimne, choć wydawały się tysiąc razy bardziej niebezpieczne.
Zdecydowanym ruchem zatrzasnął drzwi i oddalił się pewnym krokiem.
W ciągu zaledwie kilku minut, jakie spędzili razem, poczuła siłę jego autorytetu. Wiedziała, że mogła nie przyjąć od niego propozycji pomocy, było jednak coś hipnotyzującego – coś uwodzicielskiego – w sposobie, w jaki instynktownie przejmował kontrolę nad sytuacją.
Podała kierowcy adres i postarała się zrzucić z siebie czar Connora.
***
– Powinnaś poprosić mojego brata, żeby się z tobą ożenił.
Zszokowana tym stwierdzeniem Lara wzdrygnęła się i wylała trochę wina z kieliszka trzymanego w dłoni. Co takiego? Na samą myśl o tej sugestii jej serce najpierw zamarło, by za chwilę ruszyć galopem. Roztargniona sięgnęła po serwetkę i zaczęła wycierać czerwoną plamę rosnącą powoli na białym obrusie.
– Powinnaś wyjść za niego. Pamiętasz go z przyjęcia, prawda?
Czy mogłaby zapomnieć?
– Byłaby z was nieziemska para – drążyła z uśmiechem Erin Donovan, sięgając po swój kieliszek chardonnay i odchylając się na krześle. – Sama widzisz, to idealne rozwiązanie.
– Idealne? Nie rozumiem, w jaki sposób małżeństwo miałoby cokolwiek zmienić.
– Po pierwsze miałabyś Connora jako doradcę.
– Zatrudniłam już doradców.
– Którzy nie prowadzą tak dochodowych firm jak Donovan Worldwide.
– Faktycznie – zgodziła się Lara.
– Jeśli uzna, że warto, mógłby wam pomóc w kwestiach finansowych.
Jej ojciec w życiu by nawet tego nie rozważył.
– Na pewno mogłabyś załatwić mu miejsce w zarządzie, gdyby był twoim mężem – nalegała Erin. – Miałabyś kogoś, kto wspierałby cię na twoim stanowisku. A przede wszystkim miałabyś kochanka, z którym mogłabyś dzielić ten ciężar. Przestań się krzywić – dostaniesz od tego zmarszczek.
Lara patrzyła na Erin z niedowierzaniem. Znały się jeszcze ze studiów, a potem nadal spotykały się co tydzień, by pogadać o interesach i nie tylko. Przez lata stały się dla siebie kimś więcej niż koleżankami – były przyjaciółkami i powiernicami.
Aż do tej chwili Lara uważała Erin za osobę niezwykle inteligentną i mającą dar rozwiązywania problemów. Ale ta jej sugestia, by Lara poślubiła kogoś, kogo nie kocha, zwłaszcza chłodnego, dynamicznego Connora! Chociaż ośli upór jej ojca wpędził BHI w kłopoty finansowe, małżeństwo nie było przecież sposobem na rozwiązywanie problemów nękających jej rodzinny biznes.
– Postradałaś rozum.
Erin pociągnęła łyk wina, odstawiła kieliszek i pochyliła się do przodu.
– Powinnaś to przemyśleć.
– W życiu.
Choć jej spotkanie z Connorem trwało zaledwie kilka minut, długo była pod jego wrażeniem. Następnego dnia przyłapała się na obmyślaniu scenariuszy tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby pozwoliła mu się odwieźć do domu.
Powtarzała sobie, że najprawdopodobniej nic. To, że zaproponował jej podwiezienie, nie oznaczało, że go pociąga.
Niestety, musiała przyznać, że myśl o nim tak ją podniecała, że uwolnienie się od niej wymagało kilku żałosnych dni i mnóstwa determinacji.
Teraz, ponad trzy tygodnie później, pozostałości tego wspomnienia nadal odbierały jej spokój.
– Z plotek wynika, że nie jest zainteresowany małżeństwem.
Co więcej, podobno rzadko umawia się na randki, dodała w myślach.
– Ha! Więc go sprawdziłaś! – triumfowała Erin.
– Tego nie powiedziałam – zaprotestowała Lara.
– W takim razie skąd byś to wszystko wiedziała? – Erin wyszczerzyła się bezczelnie. – Moim zdaniem byłabyś dla niego idealna. Widziałaś go, wszystko traktuje tak cholernie poważnie. A odkąd umarł tata, jest jeszcze gorzej. Nie to, żebym go winiła, ale ostatnio zrobił się jeszcze bardziej surowy niż wcześniej, jakby uważał, że nie zasługuje na szczęście. Potrzebuje wakacji – albo kogoś, kto wstrząśnie jego poukładanym światkiem. Ciotka Kathryn też jest tego zdania.
Przechyliła głowę i zmierzyła Larę wzrokiem, jakby sprawdzała, czy się nadaje.
– Nie patrz tak na mnie – powiedziała Lara. – Nie jestem tym kimś. Moje życie jest już wystarczająco skomplikowane.
Wychodziła jedynie na popołudniowego drinka ze znajomymi. Zdarzało jej się zaszaleć, kogoś poderwać, zabawić się, ale wolała być panią swojego czasu.
– Poza tym nie jest w moim typie.
– A to akurat prawda – zgodziła się Erin. – Lubisz ciepłe kluchy.
– Wolę określenie „nieskomplikowany”.
– Mhm. Pamiętasz Randy’ego? To były właśnie ciepłe kluchy.
– Był miłym facetem.
– Potrzebował czterech randek, żeby cię pocałować.
– Trzech.
– O trzy za dużo.
Lara starała się powstrzymać uśmiech. Gdyby powiedziała, jak było naprawdę, Erin droczyłaby się z nią bez końca. To ona przejęła inicjatywę, a pocałunek – gdy wreszcie nastąpił – nie przyprawił jej o dreszcze ani miękkie kolana. W rzeczywistości Lara była dziwnie obojętna. Kiedy poszli w końcu do łóżka, wszystko było jakieś pobieżne, a jej pragnienia nie zostały ugaszone. Gdy dała mu do zrozumienia, że chce czegoś więcej, naburmuszył się na wpół obrażony, na wpół zakłopotany.
Wmawiała sobie, że świetny seks – co tam, nawet dobry seks – był przeceniany. Randy to porządny facet, wyrozumiały – nie protestował, gdy musiała zostać w pracy do późna lub odwoływała randki, by uporać się z jakimś kolejnym dramatycznym oświadczeniem ojca. W końcu jednak brak chemii sprawił, że związek się rozmył.
Pewnego wieczoru przy kolacji, ich pierwszym spotkaniu od ponad tygodnia, zaproponowała, by rozstali się w przyjaźni. Uśmiechnął się, a ona dostrzegła w tym uśmiechu ulgę.
Uznała, że skoro i tak tonęła w pracy, równie dobrze przez jakiś czas może się z nikim nie umawiać. Zdecydowanie wystarczały jej bujna wyobraźnia i wibrator. Może i nie miała u boku mężczyzny, ale mówiła sobie, że w jej obecnej sytuacji to nawet lepiej.
– Przemyśl to – zachęcała Erin.
Lara sięgnęła po wino, nie odpowiadając.
– Przynajmniej umów się z nim na spotkanie.
– Przestaniesz wreszcie?
– Mogę dać ci jego prywatny numer telefonu.
Na samą myśl o nim zadrżała. Skąd ta intensywność odczuć?
– Nie, w żadnym wypadku. Dzięki.
– W takim razie podam ci tajny kod, dzięki któremu połączą cię z jego gabinetem, jeśli zdecydujesz się zadzwonić do biura. Numer znajdziesz w sieci.
– Tajny kod?
– Nie śmiej się. Masa dziennikarzy finansowych i sprzedawców ima się wszelkich sposobów, by uzyskać połączenie.
– Jego sekretarka musi być twardą sztuką.
– Sekretarz – poprawiła Erin.
– Twój brat zatrudnia mężczyznę jako swojego osobistego asystenta? – Nie powinno jej to szokować, a jednak była zaskoczona.
– O, tak.
– O?
Erin musnęła palcem wskazującym brzeg swojego kieliszka.
– Jest… interesujący.
– W jakim sensie?
– O, nie. Nic ci nie powiem. Idź i sama zobacz.
– Przestań! Powiedz mi.
– Nie ma mowy – odpowiedziała Erin, teatralnie wachlując twarz dłonią. – Dobra, zdradzę tylko tyle: Thompson to klejnot. Wspaniały. Były wojskowy. Sama nie wiem. Jest… groźny.
– Groźny? Interesujące określenie.
– Jakby miał mnóstwo tajemnic. Nie mówi o sobie zbyt wiele. Ten facet diabelnie mnie przeraża, i to w niewiarygodnie podniecający sposób.
– Zaintrygowałaś mnie.
– Taki był mój cel.
Groźny. Jeśli dodać do tego: przystojny, tajemniczy i potężny, będzie to – wypisz, wymaluj – opis Connora.
Kelner przyniósł im kawę i kawałek słynnego limonkowego ciasta, które zamówiły na spółkę.
– Będzie mnie to kosztować godzinę na bieżni – stwierdziła Erin, zatapiając łyżeczkę w deserze.
– Jest warte każdej minuty.
Zapłaciły i wyszły z lokalu. Nietypowo wilgotne, gorące wiosenne powietrze natychmiast przytłoczyło Larę i napełniło nagłym niepokojem.
– Siedem, siedem, trzy, cztery – powiedziała mimochodem Erin.
Lara rzuciła jej groźne spojrzenie.
– Podaję ci kod, żebyś mogła się skontaktować z Connorem.
– Nie przyda mi się.
– Chcę, żebyś została moją bratową – rzuciła Erin, wesoło machając ręką na pożegnanie.
Lara ruszyła w kierunku wieżowca, w którym mieściła się siedziba jej rodzinnej firmy: Bertrand Holdings, Inc. Było już właściwie po godzinach pracy, zdjęła więc czarny żakiet i przewiesiła go przez swoją dużą torbę.
Wcześniej zastanawiała się, czy nie odwołać kolacji z Erin. Pracowała jednak bez przerwy tyle godzin, że postanowiła wyrwać się na spotkanie, a potem wrócić do biura i dokończyć sprawy służbowe, posprzątać biurko, a w drodze powrotnej do domu wstąpić na siłownię. Ostatnio miała wrażenie, że spędza za biurkiem więcej czasu niż gdziekolwiek indziej.
Problem polegał na tym, że nic nie wskazywało, by ten stan rzeczy miał się wkrótce zmienić. Potrzebowali więcej rąk do pracy, ale z powodu cięć budżetowych wszystkie wydziały zaczynały świecić pustkami. Dewiza: róbmy więcej, mając mniej, była powtarzana w firmie jak mantra. U Lary skutkowało to przesiadywaniem dwunastu godzin dziennie w biurze przez sześć dni w tygodniu.
Weszła do wieżowca przez szklane drzwi obrotowe i odetchnęła z ulgą, gdy klimatyzacja owiała chłodnym powietrzem jej wilgotną skórę. Szybki spacer przynajmniej częściowo zniwelował skutki zjedzenia ciasta.
Idąc w kierunku wind, pomachała pracownicy ochrony.
– Grzesznicy nie zaznają spoczynku?
– Muszę pamiętać, by w przyszłym życiu zostać świętą – odparła Lara.
– Ja też, siostro.
Większość pracowników poszła do domu kilka godzin wcześniej, toteż w budynku panował spokój. Zdumiewało ją, jak bardzo centrum miasta zmieniało się po godzinach. Brak energii był wręcz namacalny, przytłaczający. Pusta winda czekała, by zawieźć Larę prosto na osiemnaste piętro.
Zamyślona wyszła z windy, prawie na kogoś wpadając.
– Bardzo przepraszam.
– Wszystko w porządku?
Lara podniosła wzrok. Poczuła mrowienie w całym ciele, gdy uświadomiła sobie, że osobą, która trzyma ją w ramionach, jest Connor Donovan. Wstrzymała oddech, czas się zatrzymał.
– No, proszę – odezwał się, nie wypuszczając jej z rąk. – Panna Bertrand.
Instynkt samozachowawczy kazał jej się cofnąć, ale nie zrobiła tego. Nie była w stanie.
Patrzyli na siebie bez słowa. Connor ściągnął ciemne brwi, przez co wyglądał jeszcze bardziej onieśmielająco. Jednak mars na jego czole, sama jego obecność, zamiast ją przestraszyć, zaprzątnęły jej uwagę. Nie była świadoma upływu czasu, aż wreszcie zaczęła odzyskiwać równowagę.
– Jestem… zaskoczony, że panią tu spotykam.
A to niby czemu, pomyślała.
Miał na sobie gołębioszary garnitur, wykrochmaloną koszulę, czerwony krawat i lśniące buty. Wyglądał w tym stroju niewiarygodnie przystojnie, a delikatny cień zarostu na jego twarzy jeszcze potęgował to wrażenie. I ten jego głos… Nie chodziło tylko o słowa, ale o głęboki, modulowany ton, który przywodził jej na myśl letnie noce i bardzo gorący seks.
Jego oczy podkreślone kolorem ubrania były jednak tak zimne, jak je zapamiętała.
Bardzo powoli zwolnił uścisk. Zrobiła dwa małe kroki w tył. Czuła pulsowanie krwi w miejscach, gdzie przed chwilą były jego ręce.
– Żałowałem, że nie pozwoliła mi pani odwieźć się do domu tamtego wieczoru.
– Z pewnością jest pan bardzo zajęty.
– Dla ważnych spraw i osób zawsze znajduję czas.
Czy niedorzecznością było myśleć, że i ona go pociąga? Potrząsnęła głową. Był potężnym człowiekiem, więc to oczywiste, że miał wysokie libido. To nic nie znaczy.
Pod jego badawczym spojrzeniem była aż nazbyt świadoma swojej nagiej skóry, wilgotnych kosmyków włosów przyklejonych do karku i swojej sylwetki podkreślonej jedwabną koszulą. Żałowała, że zdjęła żakiet. Jednak wzięła się w garść, zanim całkiem straciła kontrolę nad sytuacją.
– Byłam na kolacji z pańską siostrą. Przełożyłabym ją, gdybym wiedziała, że przychodzi pan na spotkanie w interesach.
Przez jego oczy przeleciał cień.
– Sądziłem, że spotkam się z zarządem, a przynajmniej z Pernellem i z p a n i ą.
Zacisnęła dłonie na torebce, by ukryć szok na wieść, że ojciec nic jej o tym nie powiedział.
– Tak czy inaczej moja propozycja jest już nieaktualna.
– Jaka propozycja?
– Dotycząca waszego wydziału komunikacji.
…który przynosił straty, który chciała sprzedać. Lara wbiła wzrok w jego drogą skórzaną aktówkę, bez wątpienia zawierającą teczkę z dokumentami lub – co bardziej prawdopodobne – pamięć przenośną.
– I zmienił pan zdanie?
– Pernell jasno dał do zrozumienia, że nie jest otwarty na rozmowy.
– Rozumiem. – Kolana zmiękły jej na myśl o kolejnym przejawie uporu jej ojca. – Żałuję, że mnie przy tym nie było.
– Ja również. Sprawy mogłyby się potoczyć inaczej, lepiej.
Postanowiła grać na zwłokę. Może jej ojciec sam nie wiedział, co robi. Z drugiej strony propozycja Connora mogła być niekorzystna. Potrzebowała czasu, by to sprawdzić, dowiedzieć się, co jest grane, a przede wszystkim przemyśleć całą sprawę.
– Czy byłby pan skłonny kontynuować negocjacje?
– Na dotychczasowych warunkach? Nie.
Zrobił krok w jej stronę, a ona nie drgnęła, czekając jak zaczarowana. Był tak blisko, że znów mogła poczuć jego zapach… Pachniał niezłomną determinacją i męską siłą. Nie czuła bicia swojego serca. Zobaczyła, że wyciąga rękę w kierunku przycisku wzywającego windę, i dopiero wtedy jej tętno ruszyło w szalonym tempie.
– Jeśli chciałaby pani dowiedzieć się więcej, proszę zadzwonić – powiedział, podając jej wizytówkę. – To mój osobisty numer telefonu.
Wzięła kartonik.
– Miłego wieczoru.
Nie mogąc wydobyć z siebie głosu, kiwnęła tylko głową i patrzyła, jak wsiada do windy. Chwilę później zniknął jej z oczu.
Głośno wypuściła powietrze, czując jednocześnie ulgę i rozczarowanie. Czego się spodziewała? Wyprostowała ramiona i ruszyła do biura ojca. Zapukała krótko i weszła, nie czekając na zaproszenie. Pernell spojrzał na nią i uniósł brwi.
– Lara, kochanie. – Odchrząknął. – Nie sądziłem, że jeszcze dziś cię tu zobaczę.
– Najwyraźniej.
Usiadła naprzeciwko ojca i rzuciła torbę na gruby dywan. Twarda zielona skóra fotela z wysokim oparciem skrzypiała przy każdym jej ruchu. Reszta biura była równie niepraktyczna. Ciemne mahoniowe regały uginały się pod ciężarem nagród, pamiątek i zabytkowych zegarów. Na gigantycznym biurku stał wielki telefon, leżały suszka, kilka znakomitych piór i kubek ołówków. Ojciec niechętnie zgodził się na zainstalowanie komputera, ale kazał go postawić na kredensie pod ścianą. Byłaby zdziwiona, jeśli okazałoby się, że kiedykolwiek go włączył. Całe pomieszczenie świadczyło o kulcie tradycji starego świata lub – w jej opinii – o anachronicznym sposobie prowadzenia interesów.
Jej miejsce pracy dla odmiany było urządzone minimalistycznie i wyposażone w nowoczesne urządzenia. Miało ułatwiać skupienie i sprawne działanie. Dyskretne i nieliczne meble uzupełniała ekscentryczna kompozycja z czerwonych kwiatów ułożonych w dekoracyjnej metalowej wazie, mająca stymulować twórcze myślenie.
Ich biura stanowiły jedynie wierzchołek góry lodowej dzielących ich różnic.
– Przed chwilą wpadłam na Connora Donovana.
– O? – Odwrócił głowę, unikając jej wzroku.
Zacisnęła dłonie na podłokietnikach.
– Sądził, że przyszedł na spotkanie z tobą i ze mną.
– Doprawdy?
– Tato, proszę, nie traktuj mnie protekcjonalnie. Dlaczego nie powiedziałeś, że jesteśmy z nim umówieni? – Czuła narastającą frustrację i bała się, że zaraz wybuchnie.
– Pomyślałem, że najpierw wybadam, czy ma coś ciekawego do powiedzenia.
Jak długo to się już ciągnie, ta zabawa w kotka i myszkę, za każdym razem, gdy próbuje wydobyć od niego jakieś informacje? Gdy była młodsza, ojciec szalał na jej punkcie, a ona biegła do niego, kiedy tylko mogła. Sam ją do tego zachęcał. Zawsze, pracując w weekend, zabierał ją ze sobą. Gdy chodziła do szkoły średniej, pozwalał jej latem pracować w firmie i był wówczas jej największym mentorem. Jeszcze na studiach z niecierpliwością czekała na ich spotkania.
Dopiero będąc na podyplomówce, zdała sobie sprawę, że ojciec jest przywiązany do przestarzałych metod biznesowych, i zaczęła podważać jego decyzje.
Coraz częściej wykluczał ją z rozmów, aż przepaść między nimi stała się tyleż głęboka, co nieprzekraczalna. Wreszcie odkryła źródło frustracji, która pięć lat wcześniej doprowadziła jej matkę do rozwodu z ojcem: ten człowiek był uparty jak osioł.
– Connor powiedział, że jeśli chodzi o tę ofertę, to nie ma już o czym rozmawiać – powiedziała wprost, nie mając zamiaru godzić się na gierki.
– Nigdy nie było – odparł, rozpierając się wygodniej w fotelu. Najwyraźniej czuł, że odzyskuje kontrolę.
– To znaczy?
– Ma jakieś pomysły na współpracę przy niektórych projektach. Ale zasadniczo jest na tyle arogancki, by sądzić, że sprzedamy mu wydział komunikacji.
– Przyjrzałeś się jego ofercie?
– Brakowało tam przecinka i kilku zer. Nawet na nią nie spojrzałem. – Złączył przed sobą dłonie i kontynuował: – Wyrzuciłem go na zbity pysk. I kazałem mu się zabierać razem z jego skandaliczną ofertą.
– Co takiego? – Adrenalina poderwała ją na równe nogi.
– Siadaj. Nie lubię zadzierać głowy, gdy na ciebie patrzę – powiedział Pernell i uśmiechnął się po raz pierwszy od tygodni. Uśmiech odmłodził jego twarz, odegnał cienie spod oczu ciemnych jak jej własne, w jego źrenicach zamigotały iskierki.
– Bawiło cię to.
– Laro, żałuj, że nie widziałaś jego twarzy.
BHI było prywatną firmą, która nie odpowiadała przed akcjonariuszami, a jedynie przed siedmioosobowym zarządem. Należeli do niego ona i ojciec oraz matka, Helene, która zachowała swoją pozycję w firmie w ramach korzystnej ugody rozwodowej. Pernell tak ją jednak irytował, że nie pojawiła się nawet na jednym spotkaniu w ciągu ostatniego roku. Raz na jakiś czas odgrażała się, że przyjdzie, lecz Lara sądziła, że mówiła tak tylko po to, by zdenerwować Pernella.
Pozostali członkowie zostali nominowani przez ojca. Pracowali z nim od lat, byli w podobnym wieku i mieli zbliżony sposób myślenia.
Lara wierzyła, że kłopoty finansowe firmy mogłyby zostać zażegnane dzięki stabilnej, silnej polityce, dobremu planowi pięcioletniemu, kilku zmianom na stanowiskach kierowniczych i – przede wszystkim – sprzedaży kilku wydziałów.
Na ostatnim zebraniu zarządu przedstawiła ponury kwartalny raport finansowy, po raz trzeci z rzędu. Nie stać ich było, by ta spirala nabierała tempa.
Jej płomienna przemowa wzywająca do zmian nic jednak nie dała i przegłosowano utrzymanie dotychczasowego kursu.
Jeden z członków zarządu zauważył, że swego czasu przetrwali dekady fluktuacji rynkowych. Jeszcze wszystko się zmieni na lepsze, zawsze tak było. Filozofia biznesowa Pernella polegająca na unikaniu radykalnych przekształceń zawsze służyła firmie.
Teraz upór jej ojca rujnował wartość rynkową BHI, a on nie chciał dostrzec prawdy.
Przez ostatnie półtora roku utwierdzała się w przekonaniu, że przedsiębiorstwo potrzebuje natychmiastowych zmian. Napięcie, które się z tego powodu między nimi pojawiło, zatruwało ich relacje.
– Tato…
– Idź do domu – przerwał. – Odpocznij, zasłużyłaś sobie. Napij się wina.
Z doświadczenia wiedziała, że to już koniec rozmowy. Zresztą może miał rację, mówiąc, że oferta była celowo zaniżona, ale nie wiedziała tego na pewno.
– Idź do domu, Laro Marie – powiedział miękko.
– Tylko wtedy, gdy i ty pójdziesz.
– Donald przyjedzie po mnie za pół godziny.
Jego kierowca, powiernik, lokaj. Skinęła głową i ostrzegła:
– Nie dokończyliśmy tej rozmowy.
– Uwierz mi, wiem. – Westchnął, lecz natychmiast zorientowawszy się, że okazuje słabość, wstał. – Zobaczymy się jutro.
Właśnie ją wyrzucał, tak jak przed chwilą Connora.
Ojciec poczekał, aż podniesie torebkę z podłogi, a następnie odprowadził ją do wyjścia. Gdy tylko wyszła za próg, zatrzasnął za nią drzwi.
Buzowała w niej frustracja. Zamiast posprzątać na biurku, ruszyła w kierunku podziemnego parkingu. Wiedziała, że powinna trzymać się pierwotnego planu i pojechać na siłownię, ale chciała wrócić do domu i w spokoju przemyśleć wszystko. Zapowiadał się niezły wieczór.
Szybki krok nie ukoił jej nerwów i siadając za kierownicą swojego sedana, nadal wrzała.
W samochodzie panował chłód, więc rozpuściła włosy i poruszała ramionami, by rozluźnić napięte mięśnie. Niestety, wyglądało na to, że napięcie stało się ich naturalnym stanem.
Tego wieczoru ruch na ulicach Houston był całkiem znośny, zapewne dlatego, że w mieście nie odbywał się żaden mecz ani koncert, i powrót do jej zabytkowego domu w dzielnicy Heights zajął jej niecałe dwadzieścia minut.
Całą drogę myślała o tym, co powiedziała jej Erin, i o niespodziewanym spotkaniu z Connorem.
Zanim weszła do domu, podlała bugenwillę i rośliny doniczkowe, których podwiędłe łodygi dobrze odzwierciedlały jej stan ducha.
Ruszyła prosto do sypialni. Rzuciła torbę, kopniakiem pozbyła się butów, a potem zdjęła pończochy i bluzkę. Jak zwykle zostawiła wszystko w formie bezładnej kupki. Czasem cieszyła się, że mieszka sama i z nikim się nie spotyka – miało to swoje korzyści.
Przebrała się w szorty, podkoszulek i klapki i poszła do kuchni po kieliszek wina, jak zasugerował jej ojciec. Ten dzień był tak frustrujący, że postanowiła zmniejszyć zawartość alkoholu w kieliszku o połowę, dolewając wody gazowanej. Czuła, że będzie potrzebowała co najmniej jednej dolewki.
Z kieliszkiem w jednej dłoni i iPadem w drugiej skierowała się do ogrodu na tyłach domu – jej ulubionej oazy. Otoczenie domu było tym, co ostatecznie przekonało ją do zakupu nieruchomości bez prób zbicia ceny. Znajdowały się tam zadaszony taras, mały ogród warzywny, liczne oleandry, okazałe bananowce, kilka gatunków palm i sadzawka z rybkami, której populację mieszkańców musiała ciągle odnawiać z powodu wybujałych apetytów okolicznego ptactwa. To była niewielka oaza w ruchliwym mieście.
W chłodnych miesiącach włączała na tarasie grzejnik, lecz dziś musiała uruchomić pod sufitem wiatrak, by poruszał ciężkie od wilgoci powietrze.
Usiadła na huśtawce, pociągnęła duży łyk wina, po czym odstawiła kieliszek i włączyła tablet. Czekając na połączenie z internetem, odepchnęła się palcami stóp od podłogi i wprawiła huśtawkę w ruch.
Słyszała dzieci bawiące się na pobliskim podwórku i odgłosy psów biegających radośnie wokoło. Pani Fuhrman, sąsiadka zza płotu, zapewne wypuściła swoich pięć adoptowanych zwierzaków. Ich podekscytowane skomlenie i szczekanie działały na nią kojąco.
Zamyślona, nieświadomie wpisała nazwisko Connora w wyszukiwarkę. Nie po raz pierwszy przeglądała artykuły na jego temat. Większość tego, co w nich pisano, wiedziała już od Erin, dlatego czytała tylko kilka pierwszych akapitów i przechodziła do kolejnych tekstów.
Po śmierci ojca Connor został wezwany z uczelni do domu, by przejąć stery rodzinnego przedsiębiorstwa Donovan Worldwide. Jego dziadek William, nazywany Pułkownikiem, pozostał na stanowisku dyrektora naczelnego, a Connora mianowano prezesem. Miał podejmować większość decyzji. Nieoficjalne źródła donosiły, że Pułkownik przeszedł niedawno zawał serca, co oznaczało, że na Connora spadło jeszcze więcej obowiązków.
Lara znalazła kilka wzmianek o Erin jako guru zasobów ludzkich oraz o młodszym bracie Connora, zajmującym się działem badań i rozwoju. Erin mówiła, że mieli też brata przyrodniego o imieniu Cade, który był najstarszy z rodzeństwa. Erin wydawała się go uwielbiać, ale rzadko go widywała. O skandalu związanym z jego narodzinami krążyły jedynie niejasne plotki. Prowadził ranczo – prasa pisała o tym: „rodzinna działalność biznesowa w sektorze rolnym” – w zachodnim Teksasie.
W rozmowie z Erin Lara zdradziła się, że już wcześniej sprawdzała Connora w sieci, szukając jakichkolwiek informacji o tym, czy jest z kimś w związku. Nie znalazła żadnych jego współczesnych zdjęć z kobietami, choć był fotografowany na przyjęciu w Bostonie z Julienem Bondsem, uznanym geniuszem technologicznym. W internecie było jednak frustrująco mało danych, które pozwoliłyby jej się zorientować, kim naprawdę był i co się dla niego liczyło.
Bezwiednie przejrzała wszystkie zaznaczone zdjęcia, bez wyjątku przedstawiające mężczyznę, na którego widok ciekła jej ślinka. Niezależnie od tego, w co był ubrany: spodnie khaki, koszulkę polo i mokasyny czy garnitur, wyglądał wspaniale. Wysoki i przystojny o szczupłym ciele biegacza lub rowerzysty. Był silny i seksowny. I wywoływał w niej całe spektrum fizycznych reakcji.
Podniosła wzrok znad ekranu i spojrzała w dal, odtwarzając w pamięci ich niespodziewane spotkanie przy windzie.
Jako profesjonalistka rozumiała, że Connor przyszedł w interesach, ale jej kobieca strona doszukiwała się w tym zdarzeniu czegoś więcej.
Słowa Erin nieproszone kołatały się w jej głowie. Poślubić Connora? Absurdalny pomysł. A jednak na chwilę ją oczarował. Zastanawiała się, jak by to było z nim być, pozwolić mu się całować. Czy w sypialni byłby równie odważny jak poza nią? Oczami wyobraźni zobaczyła jego palce odpinające górny guzik jej ulubionej bluzki. Czy obnażając jej ciało, musnąłby ją delikatnie, czy raczej agresywnie zabrałby się do kolejnego guzika?
Czy ma jakieś zahamowania?
A może podarłby tkaninę, spiesząc się, by ją posiąść? Stąd tylko krok dzielił ją od kolejnych obrazów. Wyobraziła sobie, że sam się rozbiera, zdejmuje pasek i zbliżając się do niej, owija go sobie wokół dłoni.
Potrząsnęła głową.
Co się z nią dzieje? Nie była pewna, skąd u niej ta nieproszona fantazja. W końcu i bez tego mężczyźni uważali ją za zbyt perwersyjną. Lepiej, jeśli będzie unikała takich myśli.
Dodanie Connora Donovana do asortymentu jej wieczornych fantazji to przepis na katastrofę.
Zdecydowanie odgoniła od siebie te myśli.
Powinna się teraz skupić na realnych problemach: jej rodzinny biznes wymagał pełnej uwagi. A Connor dał do zrozumienia, że byłby skłonny pomóc.
Na myśl o pójściu do niego na spotkanie poczuła falę lodowatych szpilek sunącą w górę kręgosłupa aż do szyi.
Sięgnęła po kieliszek i z namysłem pociągnęła głęboki łyk. Jej ojciec bez wątpienia uznałby jej działania za nielojalne, jednak jej zadania jako dyrektora finansowego polegały na doradzaniu i dawaniu rekomendacji, nawet jeśli właściciel nie chciał ich słyszeć.
Podjąwszy decyzję, zaczęła wyłączać tablet, jednak jej wzrok jeszcze raz przyciągnęło zdjęcie Connora, tym razem poprawiającego jeden ze swoich wykrochmalonych mankietów.
Cholera, wszystko, co robił, epatowało urokiem.
Weszła do domu, zostawiwszy iPada oraz niedopite wino na blacie kuchennym. Wmawiała sobie, że nie użyje pod prysznicem końcówki masującej, by się masturbować, myśląc o Connorze.
Włączyła ciepłą wodę w łazience i zrozumiała jednak, że się oszukuje. Była podniecona – pogrążona w perwersyjnych myślach o nim – i potrzebowała ulgi.