Читать книгу Pewnej zimowej nocy - Simon Sebag Montefiore - Страница 9

Оглавление

CZĘŚĆ IV

Gra Stalina

[fragment]

Prawdziwy bolszewik nie powinien i nie może mieć rodziny, bo musi całkowicie poświęcić się partii.

Iosif Stalin

50

Serafima, jak wszyscy uczniowie zamieszani w sprawę dzieci, spędziła miesiąc na zesłaniu w Azji Środkowej. Mieszkała razem z Minką i Sieńką, a sąsiednie mieszkanie zajmowali Satinowowie (Andriej, mający skromniejsze możliwości finansowe, wynajmował pokój w innej części miasta). Rodzice przydzielili im rodzinną pokojówkę, więc pomijając piekielny skwar, młodym zesłańcom podobało się w Ałma-Acie. Serafima i Frank pisywali do siebie co drugi dzień, a czasami udawało im się nawet zamówić na poczcie rozmowę telefoniczną. Mimo trzasków na linii Serafima mogła więc usłyszeć głos Franka i porozmawiać z nim o wspólnej przyszłości.

W dniu jej powrotu do Moskwy rodziców nie było w domu.

– Twoja mama jest na planie – wyjaśnił kierowca, jadąc rolls-royce’em do wytwórni Mosfilm na Worobiowych Wzgórzach. Kiedy Serafima minęła muskularny posąg Robotnika i Kołchoźnicy, skierowano ją do studia numer jeden.

Wszystkie alejki w miasteczku filmowym zdawały się prowadzić do jej matki.

– Jest tam – krzyknął pracownik obsługi planu, pokazując Serafimie drogę do wielkiego budynku studia, przypominającego hangar lotniczy.

– Tędy – powiedział strażnik.

– Kończy właśnie ujęcie na planie bitwy – szepnął aktor w hitlerowskim mundurze i z krwawiącą twarzą. – Widzisz?

Sofia Zeitlin, grająca w Katiuszy: część druga, stała obok szarego działa na pomalowanej na kolor błota makiecie okopu. Światło reflektorów filmowych mimo całej jaskrawości nie mogło przyćmić blasku jej czarnych oczu i pełnych ust. Miała na sobie niepotrzebnie obcisłą zieloną bluzę i krótszą niż zwykle oliwkową spódnicę (a przynajmniej tak wydawało się Serafimie). W ręku trzymała pepeszę, a stopę postawiła na „trupie” nazistowskiego żołnierza (jednych Niemców imitowały kukły, innych grali młodzi rosyjscy aktorzy w mundurach Wehrmachtu).

Zgodnie ze scenariuszem (napisanym, tak jak pierwsza część Katiuszy, przez jej męża i zatwierdzonym osobiście przez towarzysza Stalina) grała sanitariuszkę, której oddział chwilowo znajduje się w odwrocie. Ale Sofia walczy dalej, zabijając niemal całą armię niemiecką; strzela także z haubicy i udaje jej się zniszczyć czołg Tygrys. (W pierwszym filmie, w którym działo się mniej więcej to samo, wystrzeliła całą wyrzutnię rakiet Katiusza – stąd pochodził tytuł filmu). Jej kochający mąż, szeregowy żołnierz, dzwoni na Kreml, aby poskarżyć się na biurokratów, którzy chcą przeszkodzić żonie, zwykłej sanitariuszce, w przejęciu dowodzenia. I teraz bohaterka dowiaduje się, że towarzysz Stalina wstawił się za nią...

– Cięcie! – krzyknął reżyser przez tubę. – Brawo, wspaniała robota, Sofio. Pierwszorzędny materiał. Dziękuję wszystkim! Koniec na dzisiaj.

Klaps i spocony pracownik obsługi planu pomógł Sofii przejść przez „trupy” leżące na ziemi. Drugi odebrał od niej pepeszę.

– Córka do was przyszła! – zawołał reżyser przez tubę.

Wszyscy spojrzeli na Serafimę, która cofnęła się. Sofia podniosła rękę do oczu i przez blask reflektorów usiłowała dojrzeć córkę.

– Jesteś tam, Serafimoczka?

– Tak.

– Przyjdź do garderoby! – krzyknęła Sofia. W ogromnym studiu głos odbił się donośnym echem. Jej tuba niepotrzebna, pomyślała Serafima.

W garderobie, w której pachniało tulipanami, pudrem i szminką aktorską, jej matkę otaczał zastęp asystentek – a każda zajmowała się czym innym. Jedna usuwała makijaż, wacikiem wycierając Sofii twarz; druga zdejmowała jej buty; trzecia układała kwiaty w wazonach. Sofia siedziała tymczasem w fotelu, paląc papierosa w cygarniczce.

– Wróciłaś, Serafimo! Jak tam było w Turkiestanie? Sama widzisz, że jak zwykle wyciskają ze mnie siódme poty, a aktorce w moim wieku nie jest łatwo. Zawsze są debiutantki, gotowe na wszystko, żeby dostać rolę, a każda ma „patrona”, czyli jakąś szychę, która ją proteguje...

– Mamo, muszę porozmawiać z tobą w cztery oczy.

– Czy to coś ważnego?

– Tak.

– Możesz chyba zaufać moim damom dworu, prawda, dziewczyny?

– Oczywiście! – zaświergotały asystentki.

– Nie, to prywatna sprawa. I bardzo pilna. Możesz?

– No dobra. Zostawcie nas, dziewczęta.

Kiedy garderoba opustoszała, Serafima powiedziała matce, że poznała Amerykanina, zaręczyła się i zamierza wyjść za mąż.

Sofia była zaszokowana.

– Chyba nie musisz wychodzić za niego za mąż?

– Kochamy się, mamo, i zamierzamy wyjechać do Ameryki.

– Co? – Sofia nie wierzyła własnym uszom. – Chcesz zostawić mnie i ojca? Nie możesz tego zrobić.

Serafima uśmiechnęła się.

– Przecież tyle razy sama mi powtarzałaś, żebym szła za głosem serca, mamo. To właśnie chcę zrobić.

– I jesteś zaręczona? Nie widzę pierścionka. Jest z brylantem?

– Przymierzałam go przed wyjazdem i pasuje idealnie. Ale jest taki duży, że zwróciłam mu go. Włożę w Ameryce.

– Zwróciłaś go? Ja nigdy w życiu nie zwróciłam pierścionka. Och, Serafimoczka! Dlaczego akurat Amerykanin? Twój tata i ja nigdy cię już nie zobaczymy.

Sofia zaczęła płakać. Ale Serafimie nawet jej łzy wydawały się pozą i grą.

Nagle Sofia otarła oczy, rozmazując makijaż po policzkach.

– Gratulacje, kochanie. Ale... kiedy zamierzasz wyjechać? Chyba najpierw go poznamy?

– Nie mogę odwlekać wyjazdu, mamo.

Sofia odłożyła papierosa i wzięła Serafimę za ręce.

– Proszę cię, odłóż ten wyjazd. Zrób to dla mnie.

– Nie mogę. On na mnie czeka. Chce mnie zabrać do Ameryki natychmiast. Chcę z nim być i kiedy byłam w więzieniu...

– Ale teraz jesteś w domu. Możesz z nim wyjechać w każdej chwili. Znam aktorkę, która wyszła za angielskiego dziennikarza i zaledwie kilka tygodni temu wyjechała z nim do Londynu. Co za różnica, czy poczekasz jeszcze parę tygodni?

Serafima zmarszczyła brwi.

– Ale dlaczego?

– Ponieważ to najważniejszy okres w moim życiu. Tata napisał dla mnie specjalną rolę carycy w drugiej części Iwana Groźnego i twój związek z cudzoziemcem, Amerykaninem, mógłby wszystko zepsuć. Jak by to wyglądało w oczach... – Nawet Sofia nie wymawiała imienia Stalina nadaremno – Komitetu Centralnego?

Serafima przeklinała w duchu matkę – jej samolubstwo, egocentryzm – ale mimo wszystko kochała ją i pragnęła jej szczęścia. Zresztą chodziło też o ojca. Czy jej małżeństwo miało się zacząć od unieszczęśliwienia matki? Czyż mogła budować przyszłość na rozczarowaniu ukochanych osób?

– Zrób to dla mnie, proszę – nalegała Sofia. – Moje życie też nie jest usłane różami. Myślisz, że między mną a twoim ojcem wszystko się układa? Każdy dzień to Golgota! Twoje zabawy w Klub Niepoprawnych Romantyków napsuły nam krwi, a ja czuję się taka samotna. Proszę cię tylko, żebyś poczekała jeszcze kilka tygodni, zanim powiesz ludziom, co zamierzasz.

– Ile czasu ci potrzeba?

– W ciągu trzech tygodni obsada będzie znana. Powiedzmy miesiąc.

Co mogło się zmienić w ciągu miesiąca? Serafima jednak czuła przytłaczający niepokój. Było prawdą, że sprawa dzieci postawiła jej matkę w kłopotliwej sytuacji. Właściwie mogła zwichnąć jej karierę, a mimo to Sofia nigdy się nie skarżyła. Serafima odpędziła obawy, odwróciła się i objęła matkę.

– Tylko miesiąc, mamo. Za miesiąc wyjeżdżamy z Frankiem do Ameryki.

55

Pociąg jechał wśród falistych szmaragdowych łąk i spustoszonych pól bitewnych Białorusi. Serafima siedziała w swoim luksusowym przedziale i patrzyła na srebrną defiladę smukłych brzóz, na zburzone wsie, sczerniałe czołgi i szeregi ciężarówek ze spalonymi plandekami. Od czasu do czasu wygłodniałe kobiety o obłąkanych oczach, bardziej strachy na wróble niż ludzie, biegły wzdłuż pociągu, wyciągając żółte palce po okruchy chleba.

Serafima wyobrażała sobie, jak Frank wita ją na peronie Gare de l’Est w Paryżu, podnosząc dwa palce do czapki tym swoim zawadiackim gestem salutowania, od którego zawsze topniało jej serce. Czy przyniesie kwiaty? Co mówi sobie dwoje ludzi, którzy właśnie rozpoczynają nowe życie? Wszystko to nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to, że się kochali.

Nie potrafiła wyobrazić sobie Nowego Jorku. Wiedziała, że za kilka miesięcy, po konferencji ministrów spraw zagranicznych w Paryżu, zamieszkają z Frankiem w jego domu na Manhattanie. Zamknęła oczy i próbowała przypomnieć sobie sceny z amerykańskich filmów, ale szybko zrezygnowała. Chciała tylko zobaczyć Franka, pocałować go, trzymać w ramionach, być jego żoną. Wróciła myślami do chwili, gdy poznali się w Teatrze Wielkim, gdy pierwszy raz się kochali, do palców Franka dotykających jej blizny i jego słów, że to najpiękniejszy talizman miłości, jaki znał świat. Przypominała sobie strzały na moście, które wydały jej się wtedy końcem ich romansu; aresztowanie przez Abakumowa; celę więzienną na Łubiance; nalegania matki na odłożenie wyjazdu i jej własny niepokój, gdy się na to zgodziła; straszną chwilę, gdy odmówiono jej zgody na wyjazd; i wreszcie cud: Stalin zgodził się, żeby Serafima i Frank połączyli się ze sobą.

– Za kwadrans będziemy w Mińsku – poinformował konduktor. – Co mam podać: herbatę, lemoniadę, sok, wino, szampan?

– Poproszę herbatę.

Pociąg wytracał już prędkość przed Mińskiem. Konduktor przyniósł herbatę w chińskim dzbanku i podał ją, trzymając na przedramieniu białą serwetę. Herbata była w filiżance ze spodeczkiem, jakby Serafima siedziała w salonie jakiegoś angielskiego księcia.

Spojrzała przez okno. Popijała herbatę, przyglądając się zburzonym przedmieściom Mińska. Jej uwagę zwrócił dom, w którym nie było żadnej ściany, ale pozostały w nim wszystkie łóżka i stoły, zabawki i książki jego mieszkańców. Gdzie oni teraz są? Była to jej ostatnia myśl. Świat nagle zaczął wirować coraz szybciej, ręce i nogi zrobiły się jak z waty. Jak przez mgłę usłyszała brzęk rozbijającej się filiżanki, poczuła, że głowa opada jej bezwładnie i pogrążyła się w mroku, jakby nakryta czarnym aksamitnym kapturem.

[...]

Pewnej zimowej nocy

Подняться наверх