Читать книгу Serafima - Simon Sebag Montefiore - Страница 7

Оглавление

Prolog

Czerwiec 1945

Już chwilę po umilknięciu strzałów, kiedy Serafima patrzy na zwłoki kolegów, ich zwiotczałe ciała pokrywa biały puch. Przypomina on śnieg, ale jest przecież lato i Serafima uświadamia sobie, że to pyłek kwiatowy. W powietrzu, podskakując bezładnie, unoszą się nasiona topoli – wygląda to jak inwazja malutkich statków kosmicznych obcej cywilizacji. Moskwianie nazywają je „letnim śniegiem”. Jest parny wieczór i Serafima z trudem chwyta powietrze, oczy zachodzą jej mgłą.

Później, składając zeznania, żałuje, że tak dużo widziała i tak dużo wie.

– To przecież nie są zwyczajne dzieci – bełkocze jeden z podpitych milicjantów. Milicjanci sprawdzają dowody osobiste ofiar oraz ich kolegów i aż sztywnieją z przerażenia – a potem jak najszybciej przekazują sprawę Organom. Dlatego to nie milicja, ale właśnie funkcjonariusze tajnej policji prowadzą dochodzenie.

– To morderstwo, samobójstwo czy spisek? – będą pytać.

Co mówić, a czego nie? Błąd można przypłacić życiem. I nie tylko własnym, ale także rodziny i przyjaciół, każdego, kogo znasz. Tak jak podczas górskiej wspinaczki: kiedy jeden odpada od skały, w przepaść spadają wszyscy.

Ale dla Serafimy stawka jest jeszcze większa niż życie: ma osiemnaście lat i jest zakochana. Wpatrując się w ciała kolegów, którzy przed chwilą jeszcze żyli, przeczuwa, że całe jej życie będzie odtąd dzieliło się na dwie części: tę przed strzałami i tę po nich.

Kiedy patrzy na zabitych, widzi jakby w powiększeniu, z niezwykłą wyrazistością, wszystkie wydarzenia tego dnia, 24 czerwca 1945 roku, dnia defilady zwycięstwa na placu Czerwonym. Tak, to jeden z tych ważnych dni w dziejach Rosji – wszyscy Rosjanie pamiętają, gdzie byli i co robili tego dnia, tak samo jak 22 czerwca 1941 roku, gdy hitlerowcy zaatakowali Związek Sowiecki. Wojna się skończyła, ulice pełne są pijanych, śpiewających ludzi. Wszyscy w Rosji wierzą, że po wojnie będzie się żyć lepiej, łatwiej. Ale to zależy od jednego człowieka, którego imię ludzie roztropni zawsze wymawiają z należytą czcią.

Serafimy nic to nie obchodzi. Myśli tylko o miłości, chociaż starannie ukrywa swoje uczucie, i nie bez powodu. Uczennice zwykle zwierzają się koleżankom z sercowych sekretów. Ale to nie leży w naturze Serafimy, która wie od rodziców, że w tych czasach, czasach polowań na czarownice i tropienia spisków, plotki mogą być śmiertelnie niebezpieczne. Wie też, że jest inna, choć nie potrafi powiedzieć dlaczego. Może dlatego, że dorasta w cieniu matki, a może po prostu taka już jest. Żyje w przekonaniu, że w całej historii ludzkości nikt nie kochał tak mocno jak ona.

Tego dnia rano budzi ją warkot czołgowych silników, stukot podków kawaleryjskich koni i dźwięki orkiestry wojskowej, ćwiczącej na ulicy pieśń patriotyczną Glinki. Wstaje z łóżka ociężała, z przykrym uczuciem, że przez całą noc prawie nie zmrużyła oka.

Jej ojciec, Konstantin Romaszkin, puka do drzwi.

– Wstałaś już? Cieszysz się na defiladę?

Serafima podchodzi do okna.

– Ojej, deszcz pada.

– Jak się zacznie defilada, przestanie. Obudzimy mamę?

Serafima idzie do pokoju rodziców przez wykładany parkietem przedpokój z pięknym żyrandolem. Po drodze mija oprawiony w ramy plakat filmu Katiusza, na którym posągowa kobieta w wojskowym mundurze trzyma w rękach pistolet maszynowy. Ma kruczoczarne włosy, a jej policzki są umazane smarem – przypomina indiańskiego wojownika. Wielki napis głosi, że w filmie występuje SOFIA ZEITLIN (matka Serafimy), a scenariusz napisał KONSTANTIN ROMASZKIN (ojciec Serafimy). Katiusza to ulubiony film sowieckich żołnierzy. Serafima przypuszcza, że jej ojciec, czołowy stalinowski scenarzysta, uwiódł jej mamę dzięki takim scenariuszom – a na pewno dzięki nim zatrzymał ją przy sobie.

Sypialnia. Sterta jedwabnej pościeli. Tu leży Katiusza we własnej osobie. Długie czarne włosy, nagie pulchne ramię. Serafima czuje znajomy zapach: francuskie perfumy, francuskie papierosy, francuski krem do twarzy.

– Mamo, wstawaj!

– Boże! Która godzina? Muszę dziś dobrze wyglądać – codziennie muszę dobrze wyglądać. Przypal mi papierosa, Serafimoczka.

Sofia siada na łóżku; jest naga, widać jej pełne piersi. Jakimś cudem jednak trzyma już papierosa w cygarniczce z kości słoniowej. Konstantin, nerwowy i pedantyczny, chodzi tam i z powrotem.

ON: Nie możemy się spóźnić.

ONA: Daj mi spokój!

ON: Zawsze się spóźniasz. Tym razem nie możemy się spóźnić.

ONA: Jak ci się nie podoba, to się ze mną rozwiedź!

W końcu są ubrani i gotowi do wyjścia. Serafima otwiera drzwi frontowe. W tej samej chwili otwierają się drzwi we wszystkich wykładanych klepką, wysokich i przestronnych mieszkaniach w różowej, przypominającej tort weselny kamienicy przy ulicy Granowskiego (zwanej też Piątym Domem Rad). Inni członkowie sowieckiej elity też idą na defiladę.

Na schodach: drżące z podniecenia dziecięce głosy, skrzypienie dobrze wyprawionej skóry, stuk obcasów, brzęk medali, podzwanianie pistoletów uderzających o ozdobione gwiazdą sprzączki pasów. Najpierw rodzice Serafimy witają zadowolonych z siebie Mołotowów – on ma na sobie czarny garnitur, niczym burżuazyjny przedsiębiorca pogrzebowy, i binokle na okrągłej twarzy; ona, Polina, z długim nosem, ubrała się w futro z norek. Tuż przed nimi marszałek Budionny, z napomadowanymi wąsami, wielkimi jak kierownica roweru, nuci pod nosem kozacką piosenkę (podchmielony? O ósmej rano?), a jego ładna nowa żona kroczy za nim z dumną miną.

Na pierwszym piętrze: Herkules Satinow w generalskim mundurze galowym, ze szkarłatnymi naramiennikami, na których skrzą się złote gwiazdki, i spodniach z czerwonymi lampasami. Matka Serafimy obejmuje Herkulesa, przyjaciela rodziny od czasów rewolucji. Dzieci Satinowa porozumiewawczo kiwają głowami Serafimie, jak przystało na młodych konspiratorów.

– Co słychać? – pyta z przejęciem Gieorgij Satinow. Zawsze to mówi. Serafima widziała się z nimi wczoraj wieczorem w restauracji Aragwi, a po południu umówili się na to, co zawsze. Organizują Grę.

– Z komunistycznym pozdrowieniem, Serafimoczka – mówi towarzysz Satinow. Serafima odkłania się. Uważa Satinowa za zimny, beznamiętny posąg – wszyscy przywódcy są tacy. Granit, lód i pomada do włosów. Serafima wie, że wkrótce Satinow będzie stać obok Stalina na trybunie Mauzoleum Lenina.

– Myślę, że dla towarzysza Stalina deszcz przestanie padać – mówi Mariko, sześcioletnia córka Satinowów. Ma warkoczyki, a pod pachą niesie pluszowego pieska.

– Zapewne – śmieje się Tamara, żona towarzysza Satinowa.

Na parkingu: pada ciepły letni deszcz. W powietrzu czuje się bliskość burzy, duszący zapach bzów i kwiatów jabłoni. Serafima martwi się, że w tej wilgoci jej włosy pozwijają się w ciasne loki, a jasnobłękitna sukienka z białym kołnierzykiem straci kształt. Mimo całej elegancji – panie są na wysokich obcasach i w wielkich kapeluszach, panowie w czapkach z daszkiem i szkarłatnym otokiem – Serafima czuje duszny zapach potu i przemoczonej satyny.

Ochroniarze w mundurach już czekają, trzymając w rękach otwarte parasole. Opancerzone limuzyny, z reflektorami wielkimi jak planety, jadą jedna za drugą, aby dowieźć ich do Wielkiego Pałacu Kremlowskiego. Zator jest tak długi, że zawija się prawie dwukrotnie wokół ceglanych murów gmachu.

SERAFIMA: Czemu jedziemy samochodem?

TATA: To tylko sto metrów.

MAMA: Spróbujcie chodzić na takich wysokich obcasach! Nie masz pojęcia o kobietach, Konstantinie!

Serafima myśli o ukochanym: „Tęsknię, kocham, pragnę” – szepcze. Jest pewnie gdzieś niedaleko, czy mówi to samo, co ona?

Wysiadają z samochodu przed Wielkim Pałacem Kremlowskim. Czerwone mury zwieńczone blankami, złote cebulaste kopuły, pałace w kolorze bieli i ochry są jej tak dobrze znane, że prawie ich nie zauważa.

Kiedy idzie przez Kreml, widzi cały swój świat. Mauzoleum przypomina aztecką świątynię. Zbudowane z czerwonego marmuru, cętkowanego jak skóra starej kobiety, jest znacznie niższe niż na kinowym ekranie. Za linią barierek i wartowników wznosi się drewniana trybuna przeznaczona dla bolszewickiej arystokracji. Serafima wie, że wszystko w życiu tych ludzi jest tajemnicą, ale nic nie jest ich prywatną sprawą. Jej środowisko to sowiecka złota młodzież, która chodzi do tych samych szkół, spędza wakacje w tych samych miejscowościach wypoczynkowych, a kiedy osiągnie wiek dorosły, żeni się między sobą. Wszyscy znają swoje miejsce, a każde słowo ma kilka znaczeń.

Jej najlepsza przyjaciółka, Minka Dorowa, całuje ją na powitanie. Towarzyszy jej młodszy brat, dziesięcioletni Sieńka. Ich ojciec, Gienrich, również wystrojony w mundur, uśmiecha się do Serafimy i podaje jej lepką dłoń. Jest wyrocznią w sprawach związanych z tym, co przystoi, a co nie przystoi bolszewikowi. Minka zwierzyła się jej kiedyś, że gdy była niemowlęciem, ojciec włożył jej do kołyski portret Stalina.

Są też inni jej koledzy ze szkoły i praktycznie wszyscy komisarze, marszałkowie, badacze polarni, kompozytorzy i aktorki, o których kiedykolwiek słyszała. I ich dzieci, w większości uczniowie szkoły nr 801. Jeden z generałów kłania się komuś. Serafima rozgląda się dokoła i widzi Swietłanę, krępą, piegowatą i rudą córkę Stalina, niewiele starszą od niej. Stoi obok brata, który ma na sobie mundur generała lotnictwa i popija z piersiówki. Wasilij Stalin uśmiecha się lekko do Serafimy i nawet gdy Serafima odwraca głowę, czuje na sobie jego natarczywe spojrzenie.

Na długo przed dziesiątą Serafima, jej rodzice i ich przyjaciele zajmują miejsca na widowni obok Mauzoleum. Tłum widzów i wyprężone na baczność pułki żołnierzy pogrążają się w zupełnej ciszy, gdy starszy człowiek o pałąkowatych nogach, ubrany w marszałkowski mundur, wchodzi po schodach na trybunę Mauzoleum. Za nim idą jego towarzysze broni: Mołotow, Beria i tak, jej sąsiad, Satinow. Chociaż Serafima stoi tak blisko, że widzi, jak deszcz kapie z daszka czapki na twarz marszałka Stalina, i jak towarzysz Satinow rozmawia z nim, nie obchodzi jej, o czym mówią. Z całej defilady nie pamięta prawie nic. Marzy o spotkaniu z ukochanym, o całowaniu go. Wie, że jest on gdzieś obok, i czuje radość tak wielką, że aż bolesną.

Defilada skończona. Pora na Grę. Serafima wymyka się rodzicom, przeciska przez zbity tłum tańczących żołnierzy i spacerujących cywilów i biegnie na spotkanie z kolegami. Umówili się na Wielkim Moście Kamiennym nieopodal Kremla. Wypatruje kolegów – i dostrzega ich. Niektórzy mają już na sobie kostiumy. Dla części z nich Gra nie jest zwyczajną grą, stała się obsesją, czymś prawdziwszym niż rzeczywistość.

Deszcz nagle przestaje padać, powietrze pełne jest pyłków topoli. Serafima, popychana przez świętujący tłum, traci kolegów z oczu. Zapach wódki i kwiatów, grzmot i snujące się w powietrzu dymy kanonady armatniej, sto improwizowanych chórów ulicznych śpiewających wojenne pieśni wśród salw z pięćdziesięciu dział oszołamiają ją. A potem ostry trzask dwóch strzałów, gdzieś bardzo blisko.

Zanim jeszcze echo strzałów odbiło się od murów kremlowskich, Serafima wie, że jej kolegom przydarzyło się coś złego. Kiedy tłum się cofa, Serafima idzie, a potem biegnie w kierunku, z którego dobiegły straszne odgłosy. Wpada na ludzi, odpycha ich. Widzi, jak Minka Dorowa przytula do siebie młodszego brata i jak sparaliżowana patrzy w ziemię. Wokół niej, w dziwnie oficjalnym półkolu, stoi grupka jej kolegów szkolnych. Wszyscy zastygli bez ruchu i w milczeniu wpatrują się w coś, co leży na ziemi.

Minka podnosi rękę do twarzy.

– Nie patrz, Sieńka – mówi do brata. – Nie patrz!

Niewypowiedziana groza tego, co widzi, sprawia, że Serafima w jednej chwili drętwieje. Bliżej niej jest dziewczyna. Leży nieruchomo, ale cała jej pierś, okryta fałdami kostiumu, błyszczy od szkarłatnej krwi, która rozlewa się niczym strumień po skale. Nie żyje, Serafima wie o tym, ale nie żyje dopiero od kilku sekund i plama krwi na jej ciele wciąż się powiększa, wsiąka w ubranie, krzepnie. Wzrok Serafimy zaraz podąża dalej, do ciała chłopca leżącego obok. Jedna część jego twarzy jest nienaruszona, ale w drugiej, zdruzgotanej przez kulę, zieje otwarta rana. Serafima dostrzega kawałki czaszki, płaty różowego mięsa i białej materii, która lśni jak wilgotne ciasto. Jedno oko wypłynęło na policzek.

Serafima widzi, że ciało chłopca drga konwulsyjnie.

– O Boże! O Jezu! – krzyczy. – Patrzcie! On żyje!

Podbiega i klęka przy nim, bierze go za rękę. Krew plami jej kolana, sukienkę, jest między jej palcami. Jego pierś, fular i aksamit jego teatralnego surduta wyglądają wciąż nieskazitelnie, bo mają kolor bordo – zauważa niedorzecznie Serafima. Ranny oddycha ciężko i bardzo szybko, pojękuje, a potem, czego Serafima nigdy nie zapomni, wzdycha – jest to długie, bulgoczące westchnienie, które zdaje się dobywać prosto z gardła. Ciałem wstrząsają drgawki, a potem jego pierś zastyga nieruchomo. Nie jest już chłopcem, kolegą, którego tak dobrze znała. W tym stanie wydaje się nie do uwierzenia, że kiedykolwiek nim był.

Minka wymiotuje. Ktoś teraz głośno szlocha, ktoś inny zemdlał i leży na ziemi. Jacyś obcy ludzie podbiegają i równie szybko uciekają w popłochu. A Serafima słyszy bardzo blisko najgłośniejszy i najbardziej przenikliwy krzyk. To jej własny krzyk. Wstaje i cofa się, lecz czuje pod stopą coś ostrego, jakby kolec. Kiedy podnosi to z ziemi, trzyma w ręku dwa okrwawione zęby.

Jacyś żołnierze i jeden marynarz zobaczyli, co się stało, i obejmują uczniów z szorstką czułością właściwą chłopom, którzy walczyli na wojnie. Odprowadzają ich, osłaniają swoimi ciałami. Jeden daje Serafimie łyk wódki, a ona chwyta manierkę i pije z niej, aż robi jej się niedobrze. Ale ogień, który pali jej żołądek, uspokaja ją. Potem przyjeżdża milicja. Funkcjonariusze o czerwonych twarzach, którym przerwano toasty i śpiewy, mają mętny wzrok i są ordynarni, ale przynajmniej zaprowadzają jaki taki porządek i odciągają Serafimę od zwłok, od których nie może oderwać wzroku.

Serafima podchodzi do kolegów, którzy zbili się w gromadkę. Ale jest umazana krwią, więc cofają się przed nią.

– O, Boże, Serafimo, masz krew na sobie! Jesteś cała we krwi!

Serafima podnosi ręce i widzi, że są czerwone od krwi.

Kiedy patrzy przez ramię na martwe ciała, przed oczami wirują jej srebrne iskierki. Potem spogląda do góry, na czerwone gwiazdy świecące na kremlowskich basztach. Tam na Kremlu Stalin już wkrótce dowie się, że dwoje uczniów ze szkoły nr 801 zginęło gwałtowną śmiercią. I ten nie znający spokoju, przebiegły, brutalny człowiek będzie się dopatrywał w tej śmierci ukrytego znaczenia, odpowiadającego jego ambitnym i tajemniczym celom.

Różowawe niebo ciemnieje. Serafima wie już na pewno, że to ostatni wieczór ich dzieciństwa – i pewność ta jest dla niej nie do zniesienia. Strzały na moście wywrócą ich życie do góry nogami i ujawnią tajemnice, które bez tego nigdy nie wyszłyby na jaw – zwłaszcza tajemnica Serafimy.

Serafima

Подняться наверх