Читать книгу W sieci pragnień - Sonya Cobb - Страница 10

Rozdział drugi

Оглавление

Słońce już wręcz skwierczało od żaru, kiedy Sophie pokonywała siedemdziesiąt dwa kamienne stopnie prowadzące do muzeum. Zostawiała za sobą zieloną szeroką aleję, która biegła do śródmieścia Filadelfii. Przed nią karmelowe kolumny wznosiły się do surowego błękitu nieba, podtrzymując ogromny trójkątny fronton zwieńczony gryfami, które z daleka wyglądały jak przerośnięte gołębie. Na placu przed muzeum było rojno i gwarno od dzieci z kolonii, poubieranych w odróżniające je koszulki. Krzyki odbijały się echem od bocznych skrzydeł.

Za wschodnim wejściem Sophie podała swoje nazwisko strażnikowi, a on zadzwonił do biura Briana, żeby powiadomić go o jej przybyciu. Czekała pod głównymi schodami, popatrując w kierunku galerii z europejską sztuką użytkową. Grupa rozgadanych dzieciaków pędziła na dół, każde miało pod pachą składane krzesełko. Za nimi pojawiła się stąpająca po schodach o wiele ostrożniej Marjorie, wolontariuszka pracująca w dziale Briana. Sophie obserwowała, jak powoli schodzi, i uśmiechnęła się do niej, jakby chciała jej dodać odwagi.

– Przyszłaś trochę za wcześnie – zauważyła Marjorie, kiedy znalazła się wreszcie na dole.

Jej proste siwe włosy były ostrzyżone równiutko na pazia. Miała na sobie pudełkowy żakiet z akrylu, sięgający do bioder, i spódnicę, która kończyła się na linii kolan. Nawet jej solidne, szerokie mokasyny miały wszystko pod odpowiednim kątem. – Brian jest jeszcze na spotkaniu komitetu.

– Och, przepraszam – rzuciła Sophie, kiedy ruszyły na górę. – Mogłam poczekać na niego. Chciałam tylko porozmawiać o niektórych sprawach związanych z ubezpieczeniem. Mówił ci o domu?

Marjorie skinęła głową, ale nic nie odpowiedziała. Albo brakowało jej tchu, albo tak po prostu, jak to ona. Przystanęła na szczycie schodów, poklepała się po piersi i na chwilę przymknęła oczy, po czym poprowadziła Sophie przez galerie, aż do labiryntu biur i pracowni, kryjących się za zamkniętymi stalowymi drzwiami. Dla Sophie było to niczym wędrówka za kulisy opery. Z przodu wszystko piękne, pełne złoceń i blasku, a z tyłu, wśród bloczków, pomostów i zapadni, ciasnota, stęchlizna i mdłe światło jarzeniówek.

Skręcając w niski korytarz wiodący do gabinetu Briana, Sophie o mało nie wpadła na szereg masywnych wózków ustawionych przy jednej ze ścian. Zrobione z surowego drewna, były całe poobijane i porysowane, co sugerowało częste zderzenia z ciężkimi drzwiami i metalowymi szafkami. Na ich półkach, wyłożonych buroszarym filcem, teraz mocno wyświechtanym, leżała byle jak rzucona zbieranina zaśniedziałych kałamarzy, łyżek, tabakier i solniczek. Sophie miała wrażenie, że te eleganckie srebra są przerażone haniebnym otoczeniem, w jakim się znalazły.

W sieci pragnień

Подняться наверх