Читать книгу Nigdy się nie dowiesz - S.R. Masters - Страница 5
ОглавлениеWszystko zaczęło się tego wieczoru, kiedy Will nam powiedział, że zamierza zostać seryjnym zabójcą.
– Okej, już wiem, kim chcę być – oświadczył, skupiając na sobie naszą uwagę.
Odpowiadał na zadane pytanie jako ostatni, a to znaczyło, że wkrótce opuścimy zarośla wokół słupa wysokiego napięcia znajdującego się pomiędzy naszą wsią a sąsiednią i wyruszymy w drogę powrotną.
Co będziecie robić za szesnaście lat?
Wszystko powoli zbliżało się ku końcowi: wieczór, lato, ognisko, wokół którego usadowiła się nasza piątka. Większość z nas w duchu chciała, aby to się ciągnęło dalej, może nawet bez końca, choć się zarzekaliśmy, że ekscytują nas tajemnice dorosłości. Żadne z nas nie wierzyło, że jeszcze kiedyś może być tak dobrze jak teraz, bez względu na problemy z rodzicami czy sobą nawzajem. Wyjątek stanowił chyba tylko Will, który siedział i palił trawkę swojego brata, podczas gdy reszcie zależało jedynie na tym, żeby się upić. Will – wykorzystujący tę chwilę prawdy, której dramatyzm potęgował dym ze skręta. Kto wie, co się działo w jego głowie? Może rzeczywiście uważał, że przyszłość okaże się lepsza niż teraźniejszość.
– Trzeba zabić co najmniej trzy osoby, żeby być seryjnym zabójcą, no nie? – zapytał, a jego głęboki głos wypełnił kopułę światła, którą utworzyły wokół nas płomienie. – Tak zrobię.
Dawniej coś takiego byłoby zabawne – klasyczny Will, co za dziwak. Inni tak to odebrali. Mnie jednak wszystko w tym chłopaku wydawało się złowieszcze, począwszy od tego, co mówił, a skończywszy na tym, w jaki sposób półmrok skrywał jego twarz. Dla mnie od zawsze jego życie stanowiło zupełnie inny świat, ale ten świat nigdy dotąd nie był przerażający. Po tym, co dane mi było oglądać w ciągu kilku ostatnich tygodni tego lata, wcale nie było mi do śmiechu.
– Może to nie będzie dokładnie za szesnaście lat – kontynuował Will – ale kiedyś w przyszłości. Zabiję troje ludzi, zupełnie ze sobą niezwiązanych. Żeby mnie nie złapano, zrobię to tak, by wyglądało na samobójstwa. Inne sposoby, inne miejsca, takie, których nie będziecie się spodziewać.
Zaśmiał się, a mną wstrząsnął dreszcz. I nie tylko dlatego, że ogień powoli dogasał.
– Kiedyś w styczniu zniknę na cały rok i nikt nie będzie wiedział, co się w tym czasie ze mną dzieje.
Inni zaczęli zadawać pytania, żartować, głodni dalszych informacji.
– Gdzie ich zabijesz?
– Naprawdę myślisz, że ujdzie ci to na sucho?
– Jak to zrobisz?
Przy wtórze pijackiego rechotu i aplauzu Will przedstawił ponure szczegóły. Brzmiało to tak, jakby improwizował.
Moją uwagę zwrócił jakiś szelest. I przysięgam, że mniej więcej trzy metry za Willem, tam, gdzie beton łączył się z wysoką trawą i chwastami, mignęła mi czyjaś sylwetka. Chwilę później już jej nie było. Może to tylko złudzenie i gra księżycowego światła. A może za dużo alkoholu pomieszanego ze złymi przeczuciami.
– A kiedy skończę – ciągnął Will – wrócę do tego, czym się zajmowałem do tej pory. Będę chodził do klubów i nawalał się jak cała reszta. Nikt, kto poprosi mnie o sporządzenie raportu czy zatańczy obok mnie, nie będzie o tym wiedział. Ale ja będę. To wystarczy. Ja będę wiedział i wy też, o ile to zapamiętacie. A coś mi mówi, że zapamiętacie.
Nie mylił się.