Читать книгу Nie wracają na obiad - Stanisława Fleszarowa-Muskat - Страница 4

1

Оглавление

W pokoju, jaskrawie rozświetlonym zachodzącym słońcem, cztery kobiety grają w brydża.

Trzy nie są już młode. Od wielu lat przynajmniej dwa razy w tygodniu zbierają się tutaj przy pokrytym zielonym suknem stoliku, żeby udawać, że nie żałują – naprawdę nie żałują – tego wszystkiego, czego brakowało w ich życiu, ale uważają je za całkiem zwykłe i normalne, takie, jak życie innych kobiet. Julia, która jest gospodynią tego domu, i jej przyjaciółki, Maria i Joanna, już to dobrze umieją, ale czwarta spośród nich, ta najmłodsza, ta, tak bardzo nieodpowiednio i niewłaściwie młoda przy tym stoliku – ona jeszcze tego nie umie. Nie nauczyła się myśleć o tym, o czym myśleć nie powinna, przywoływać na twarz skore uśmiechy, nucić podczas zamyśleń przy brydżowych licytacjach, nawet w karty dobrze grać się nie nauczyła, nie obchodzi ją to, co ma w ręku, spogląda co pewien czas na uchylone drzwi do drugiego pokoju, co w końcu denerwuje Julię.

– Elżbieto! – upomina. – Gramy piki!

Młoda kobieta zwraca ku niej oczy, przez chwilę nic nie rozumie.

– Przepraszam – szepcze ze skruchą.

– Staraj się skupić.

– Ależ staram się.

– Nie widać tego. I nie nasłuchuj wciąż telefonu. Zapewniam cię, że jeśli zadzwoni, wszystkie to usłyszymy. Poza tym jeszcze za wcześnie. Powinnaś już wiedzieć, że my rozmawiamy ze swoimi mężami nocą.

– Przepraszam – powtarza Elżbieta.

– To ja przepraszam – Julia, niezadowolona z siebie zaczyna tasować karty. Ale jednak powie jeszcze i to, czego powiedzieć nie powinna i przed czym powstrzymuje się jedynie króciutkim wahaniem: – Mówiłam ci, żebyś wyszła za lekarza, inżyniera, albo – szewca. Brałaś to za moją niechęć do ciebie, myślałaś, że nie lubię cię, bo zabierasz mi syna, a to była życzliwość. Życzliwość, moja droga!

Elżbieta podnosi wysoko karty, stara się za nimi ukryć.

– Wiem – mówi cicho.

– Ach, wiesz! Może dopiero teraz dochodzisz do tego wniosku. Ale przyznasz, że dwie kobiety pod jednym dachem, czekające wciąż na telefon...

Teraz Elżbieta ma okazję do ataku i wykorzystuje ją:

– Przecież mama nie czeka! Mama już się przyzwyczaiła. W końcu... tyle lat...

Julia milczy przez chwilę. Przymyka oczy.

– Przyzwyczaiłam się. Oczywiście. Zresztą... ojciec dopiero co wczoraj dzwonił. I wkrótce... zawsze już będzie w domu.

Joanna i Maria uważają za słuszne włączyć się do rozmowy. Joanna, tęga i dobroduszna, czyni gest, jakby chciała pogładzić Elżbietę po głowie, uśmiecha się do niej pokrzepiająco.

– To jest trudne tylko na początku. Przekona się pani.

– Tylko na początku – potwierdza Maria. Na chwilę składa karty i również stara się uśmiechnąć do Elżbiety, ale nie może przy tym pokonać gorzkiego skrzywienia ust. – A brydża warto pokochać – dodaje szybko. – Przydaje się na długie wieczory, kiedy dzieci odchowane, okna pomyte, podłogi wyfroterowane, pralka wyprała ostatni kawałek brudnej bielizny, nie ma się interesującej książki, a w telewizji wciąż kopią piłkę.

Julia rzuca karty.

– Gramy czy rozmawiamy? Maria stara się zachować spokój.

– To przecież ty zaczęłaś. Ty, moja droga.

Nie wracają na obiad

Подняться наверх