Читать книгу Marvel: Spider-Man. Wiecznie młody - Стефан Петручо - Страница 8

2

Оглавление

JUŻ SPÓŹNIONY na najważniejsze tego dnia spotkanie, Peter raźno ruszył przez obszerny dziedziniec Empire State University. Koncentrował się na tym, żeby nie biec zbyt szybko, gdy zaskoczyło go klepnięcie w plecy.

– Peter Parker, prawda?

Twarz, która go przywitała, była przyjazna, ale nieznajoma.

– Jasne, jeśli nie jesteś komornikiem…?

– Randy Robertson. Robbie Robertson to mój tata – powiedział nieznajomy, wyciągając dłoń.

Peter uśmiechnął się i uścisnął ją, próbując sobie przypomnieć, czy redaktor działu miejskiego „Daily Bugle” wspomniał o tym, że jego syn studiuje na ESU.

– Wporzo!

– Tata powiedział, że jeden z jego fotografów freelancerów jest tutaj VIP-em.

– VIP-em? Nikt mnie tu nawet nie rozpoznaje. Super, że się poznaliśmy, ale… – Słowa „jestem spóźniony” nie przeszły mu przez gardło. Randy wyglądał na równie nowego na kampusie jak jego sneakersy. Minuta w jedną czy w drugą stronę i tak już nie miała znaczenia.

– Jak leci? Potrzebujesz pomocy w znalezieniu czegoś? Kawiarni? Łazienki? Jednego i drugiego?

– Jest okej, niczego nie potrzebuję – odparł Randy, wzruszając ramionami. – Chciałem tylko zobaczyć, jak wyglądasz. Też przyszedłeś tutaj na protest, nie? – Skinął głową w kierunku dużej grupy przygotowującej transparenty zaledwie kilka metrów dalej.

Łał. Jak mogłem to przegapić? Musi tu być setka ludzi.

Aktywista Josh Kittling, prawdziwy VIP, stał otoczony tłumem. Zwracając się do Petera, przemówił mocnym głosem, który nie pasował do jego drobnej sylwetki.

– Parker, weź pisak w dłoń. Jeśli nie jesteś z nami, jesteś przeciwko nam!

Peter czuł, że połowa tłumu przerwała pracę, by na niego spojrzeć.

– Ech… a właściwie za czym lub przeciw czemu mam być?

– Za tym, żeby dbać o nasze interesy. – Kittling wskazał na salę wystawową po drugiej stronie dziedzińca. – Ten stary kawałek kamienia na ekspozycji nie przyciąga darowizn, na które liczyła administracja, więc planuje ona wydać dziesięć milionów na remont budynku. A my chcemy, żeby te pieniądze poszły na stypendia socjalne.

Kittling zazwyczaj miał rację, ale jednak nie zawsze. W obawie o to, jaki diabeł może tkwić w szczegółach, Peter zawahał się przed zadeklarowaniem pełnego poparcia.

– No nie wiem, być może odremontowanie starego budynku przyciągnie pieniądze na pomoc dla studentów. Dwie pieczenie na jednym ogniu, nie?

– Skończyliśmy już z kalkulacjami, przyjacielu. Nadszedł czas na działanie.

Do licha. Lubię faceta, lecz ostatnim razem, kiedy rozmawialiśmy, prawie wylądowałem na pontonowej łodzi goniącej przeciekające tankowce. Z całego serca popieram ochronę środowiska, ale ktoś musi tu zostać i walczyć z superzłoczyńcami.

– Chciałbym dowiedzieć się więcej, Josh, ale jestem spóźniony.

– Dobra. Na pewno to coś o wiele ważniejszego niż powstrzymanie kultury korporacyjnej przed zniszczeniem naszej edukacji.

Tym razem tłum syknął na Petera, aż odezwał się Randy.

– Wyluzuj. Nie wiesz, co on ma do zrobienia.

Protekcjonalne kiwnięcie głową Kittlinga było naprawdę wkurzające.

– Wystarczy, że wiem, że nie chce bronić wartości, które są ważne dla jego kolegów.

Po latach prześladowania za bycie molem książkowym Peter bardzo chciał powiedzieć wszystkim, jakich dokładnie wartości broni jako Spider-Man, ale nie mógł. Próbując zignorować gwizdy, zagryzł zęby i odszedł.

Równie mocno jak ją zacisnął, kiedy opuszczał dziedziniec uniwersytetu, opadła mu szczęka na widok Gwen Stacy. Stała oparta o witrynę Coffee Bean, przyciskając książki do piersi. Gdy go ujrzała, jej twarz rozjaśniła się tak, że nagle dotarło do niego, jak ładna jest pogoda.

– Hej, wygwizdany! – zawołała.

Przytruchtał do niej. Nadstawiła policzek do pocałunku, a on ochoczo ją cmoknął.

– Protest się rozkręca, widzisz?

– Tak – mruknął. – Na pewno nie chcesz tu zostać i wziąć w tym udziału? Zanim wrócimy z Queens, Josh i spółka prawdopodobnie zdobędą Manhattan, Bronx i Staten Island.

– Miałabym przegapić twoje cytaty ze starych piosenek? Nigdy. Poza tym podpisałam już petycję i napisałam do dziekana.

– Jest jakaś petycja? Mamy dziekana?

Złapała go za rękę i pociągnęła w stronę metra.

– Mamy też sale wykładowe. Opowiem ci o nich w drodze do ciotki.

Łoskot pędzącego pociągu był zbyt głośny, żeby dało się rozmawiać, więc Peter zadowolił się patrzeniem na Gwen. Nawet gdyby nie miała platynowoblond włosów, sarnich oczu i pełnej wdzięku sylwetki, zakochałby się w niej na zabój. Bycie córką kapitana policji dało jej silne przekonanie, co jest dobre, a co złe, i jeszcze silniejszy kręgosłup, by bronić tego, w co wierzyła. W związku z Gwen dręczyła go tylko jedna wątpliwość: co, do cholery, ta dziewczyna robiła z kimś takim jak on?

Oczywiście ich relacja nie była zwykłym związkiem chłopaka i dziewczyny. Bardziej przypominali parę o ukrytych tożsamościach, której na każdym kroku uprzykrzają życie superzłoczyńcy. Meteor, Rhino, Molten Man, Vulture, Zielony Goblin, Shocker, Lizard. Prędzej czy później Peter zmierzy się z jakimś przestępcą, który przedstawi się jako Jeszcze Dziwniejszy Stwór.

Kiedy był na pierwszym roku studiów na ESU, tuż po całej historii z Spideym, kiedy jego życie wywróciło się do góry nogami, wszyscy mieli go za snoba. Ale dziewczyna, która teraz przytulała się do niego, zignorowała awanse Flasha Thompsona i pierwsza zbliżyła się do Pete’a. Dlaczego? Może również odziedziczyła smykałkę do tajemnic. Jednak zawsze, gdy „tajemniczo” uciekał przed zagrożeniem, uznawała go za tchórza, tak jak wszyscy inni.

W połowie drogi drzwi się otwarły. Korzystając z chwili ciszy, Gwen pochyliła się i coś wyszeptała.

– Co powiedziałaś?

– Powiedziałam, że cieszę się, że mogę być z tobą.

Przyciągnął ją do siebie.

– Tak, usłyszałem te słowa. Chciałem tylko, żebyś je powtórzyła.

Kiedy Mary Jane zaczęła napomykać, że Gwen darzy go więcej niż przyjaznymi uczuciami, nie mogło mu się to pomieścić w głowie. Nawet gdy sama Gwen powiedziała, że podkochuje się w „nieśmiałym rowerzyście o brązowych włosach”, on myślał, że to żart.

Szturchnięcie w ramię przywróciło go do teraźniejszości.

– Jesteśmy na miejscu, piękny marzycielu.

– Hę?

– Myślałam, że lubisz stare piosenki.

– Tak. Jasne.

Wyszli na wysoki peron w Forest Hills w środku przerwy na lunch. Peter próbował zapunktować, z poświęceniem torując im drogę wśród tłumu.

Nie żeby kiedykolwiek był idealnym amantem. Na ich pierwszej randce zapomniał, że była magistrem nauk ścisłych. Tym razem jednak, kiedy wrócił po tym, jak zniknął, by walczyć z Doktorem Octopusem, nie nazwała go tchórzem – ale przytuliła mocno, naprawdę przestraszona, że został ranny.

To dało mu do myślenia.

Albo raczej sprawiło, że dla odmiany przestał myśleć.

Kiedy tak szli, trzymając się za ręce, wzdłuż obsadzonych drzewami ulic jego starej dzielnicy, zastanawiał się, dlaczego jej o tym nie powiedział. Chociaż rozmawiali na wszystkie możliwe tematy, zawsze się powstrzymywał, nigdy całkiem się przed nią nie otworzył. Ten sam dystans, który musiał teraz utrzymywać w relacjach z innymi, uprzykrzał mu życie z Gwen.

Oczywiście to wyczuła. Zaprzeczanie oczywistości stało się niemal jego znakiem rozpoznawczym.

– Grosik za twoje myśli?

– Stracisz na tym, Gwen.

Mógłby powiedzieć, że martwi się o ciotkę May. Zresztą to prawda. Kiedy Peter opuścił dom, by zamieszkać z Harrym w Village, Anna Watson, ciotka Mary Jane, wprowadziła się do kobiety, która go wychowała. Kilka dni temu pani Watson poinformowała go, że ciotka May źle się czuje, a on aż do dziś nie znalazł czasu, by ją odwiedzić.

Ale myślał nie tylko o tym i powiedzenie Gwen mniej niż całej prawdy byłoby jak zniewaga.

– Dlaczego zawsze wybieram takich milczków?

– Hę?

– Nieważne.

Kiedy doszli do skromnego dwupiętrowego domu, jego rzekomo złożona chorobą ciotka otworzyła drzwi, zanim zdążył zapukać.

– Peter!

Mimo zasłużonych zmarszczek jej twarz była jasna, rozpromieniona uśmiechem.

Cmoknął ją w policzek.

– Gotowa na bal? Pani Watson powiedziała, że nie czujesz się za dobrze.

– Bzdura, nie słuchaj jej! Jestem zdrowa jak ryba, zwłaszcza gdy odwiedza mnie mój bratanek!

Przeniosła wzrok z niego na Gwen.

– Rany, wygląda na to, że wy dwoje jesteście nierozłączni!

– Mam nadzieję, że nie ma mi pani tego za złe, pani Parker. – Odparła Gwen i uściskała ją, gdy weszli do środka.

Ciotka May zakryła usta dłonią.

– Mieć za złe? To zabrzmiało strasznie poważnie. Mogę tylko powiedzieć, że uszczęśliwiłaś głupiutką, sentymentalną staruszkę.

Dołączyła do nich dziwnie milcząca Anna Watson. Peter odłożył swoje sekrety na kilka następnych godzin. Popijając herbatę i jedząc ciasteczka, pozwolił sobie cieszyć się rzadkim uczuciem bycia częścią rodziny. Tym bardziej że Gwen też się nią stała.

Idealnie.

Kiedy wyszli, dziewczyna chwyciła go za rękę.

– Oczy tej kobiety są jasne jak u noworodka. Nic dziwnego, że jesteś trochę wyjątkowy, jeśli wychowała cię taka osoba.

GDY TYLKO jedyna żyjąca krewna Petera zamknęła drzwi, Anna Watson podbiegła, żeby ją złapać, zanim upadnie na podłogę, a potem pomogła jej położyć się na kanapie.

Kiedy skończyła wygodnie układać swoją przyjaciółkę, Anna skrzywiła się.

– May Parker! Dlaczego nie powiedziałaś mu o wynikach badań? Nie możesz wiecznie tego przed nim ukrywać. On jest dorosły. Ma prawo wiedzieć.

May słabo machnęła ręką, jakby chciała się od niej opędzić.

– Wiem, Anno, wiem. – Odwróciła twarz w kierunku popołudniowego słońca, które wpadało przez okno, odsłaniając żółte plamki w białkach jej oczu. – Ale Peter od małego zawsze był taki znękany, a teraz wyglądał na tak szczęśliwego ze swoją dziewczyną. Nie chciałam tego zepsuć.

Anna Watson prychnęła, ale nie odezwała się już ani słowem.

Marvel: Spider-Man. Wiecznie młody

Подняться наверх