Читать книгу Na jachcie szejka - Susan Stephens - Страница 3
ROZDZIAŁ DRUGI
ОглавлениеOsiem lat później…
– Dobra, znowu działa! – Usatysfakcjonowana efektem swojej pracy, Millie odsunęła się od świeżo naprawionego bojlera.
– Jesteś skarbem! – Panna Francine, ponad osiemdziesięcioletnia właścicielka pralni, szczęśliwa objęła swą ulubioną pracownicę. – Nie znam nikogo innego, kto miałby cierpliwość, by doprowadzać te stare maszyny do użytku. Cóż ja bym bez ciebie zrobiła?
– Pewnie poszłybyśmy nad strumień i młóciłybyśmy te jachtowe prześcieradła przy użyciu kamieni – mruknęła praczka o imieniu Lucy.
Millie wyszczerzyła się do przyjaciółki, po czym wyciągnęła ołówek ze związanych w kok włosów, by spisać instrukcję, jak uruchomić stary bojler, gdyby pod jej nieobecność odmówił współpracy. Wracała bowiem na praktyki jako inżynier morski.
– Z drugiej strony – kontynuowała Lucy z uśmiechem – jakby szejk Khalifa dowiedział się, że jego złote prześcieradła są młócone kamieniami, to by nas chyba kazał przeciągnąć pod kilem albo… no co się tak patrzycie? – przerwała, gdy Millie i panna Francine zamarły w przerażeniu.
– Nic, nic – odparła cicho Millie, zmuszając twarz do przybrania spokojnego wyrazu. Posłała ostrzegawcze spojrzenie starszej pani, by ta też nic nie mówiła. – Po prostu nie wiedziałam, że jacht szejka dokował. Tylko tyle.
Lucy rozpostarła szeroko ramiona, jak rybak chwalący się rozmiarem najnowszej zdobyczy.
– Jest ogromny! Gdybyś nie dłubała cały czas w bojlerze, nie mogłabyś go przegapić.
Całe więc szczęście, że bojler się zepsuł, pomyślała Millie.
– Kiedy dostarczono tę pościel? – spytała panna Francine.
Lucy trzymała metry złotej tkaniny w ramionach.
– Służący z Szafira przyniósł je rano. Powiedział, że wymagają szczególnego traktowania.
– Podarcia na strzępy? – niemal bezgłośnie wymamrotała Millie. Złote prześcieradła przypominały jej o niezwykle przykrym wieczorze i wszystkich jego tragicznych konsekwencjach.
Panna Francine podjęła próbę zmiany tematu:
– Jeśli tak duży jacht zadokował, mamy pełne ręce roboty. Niedługo utoniemy w rzeczach do prania. – Rzuciła niespokojne spojrzenie w kierunku Millie. – A kto wie, może następna zepsuje się prasa?
– Cóż, jeśli tak, to jestem na miejscu i się nią zajmę – uspokoiła ją Millie, wdzięczna za zmianę tematu.
– Wszystko w porządku? – zapytała dyskretnie panna Francine, gdy reszta pracowników wróciła do obowiązków.
– Trzymam się – potwierdziła. – I zajmę się tą pościelą. Będę pilnować, by traktowano ją z należytą starannością na każdym etapie czyszczenia – zapewniła. – I osobiście zabiorę ją z powrotem na pokład.
– Nie ma takiej potrzeby – odparła z wyraźnym niepokojem. – Ja ją zabiorę.
– Chcę tego – naciskała Millie. – To kwestia honoru. – Chciała sobie dowieść, że jest w stanie to zrobić, a po ośmiu latach szukania śladów wyjaśniających śmierć jej matki była to najlepsza okazja, jaką miała.
– Cóż, jeśli nie masz nic przeciwko, nie będę próbowała cię powstrzymać. Mamy tu dość pracy do wykonania.
Coś w sposobie, w jaki jej sędziwa przyjaciółka szybko skapitulowała, zaniepokoiło Millie. Szybko jednak oddaliła te myśli. Przesadzała. Powrót Szafira wywołał u niej szok.
Zacisnęła szczęki, gdy wróciły do niej obrazy ręki bawiącej się klejnotami. Ręki, która mogła wypchnąć matkę z jachtu na pewną śmierć.
– Postaraj się o tym nie myśleć – szepnęła panna Francine, gdy odciągnęła Millie na stronę. – Oddychaj głęboko.
– Zatem wrócił. – Próbowała brzmieć obojętnie.
Jej stara przyjaciółka nie dała się jednak zwieść.
– Na to wygląda – dodała, po czym pomogła Millie włożyć drogie prześcieradła do bawełnianych pokrowców, używanych do ochrony najdelikatniejszych tkanin przed upraniem.
– Długo go nie było – mruknęła Millie, jakby w celu podtrzymania rozmowy. – Zapewne szejk Saif wolał nie wracać tutaj po wypadku.
– Millie – panna Francine jej przerwała. Głos miała zatroskany. Millie nie przypominała sobie, by starsza pani wyglądała kiedykolwiek na bardziej przejętą.
– Co jest? Stało się coś złego? – dopytywała.
– Powinnam była powiedzieć ci to od razu – odparła, pełna żalu. – To nie szejk Saif jest na pokładzie Szafira. Zmarł kilka lat temu. Prasa twierdzi, że z przejedzenia – dodała. Millie była w zbyt wielkim szoku, by mówić. – Byłaś wtedy na praktykach na platformie wiertniczej.
– Więc kto? – wyrzuciła z siebie Millie. – Kto przypłynął na pokładzie Szafira?!
– Jego brat, szejk Khalid.
Millie poczuła się, jakby potężny cios pozbawił ją powietrza w płucach. Panna Francine kontynuowała:
– Śmierć szejka opisano zaledwie w jednym akapicie, a gdy wróciłaś, byłaś tak radosna i podekscytowana, że nie chciałam cię zasmucać, przywołując przeszłość.
– Dziękuję – odparła nieprzytomnie Millie.
– Nie masz mi za co dziękować – powiedziała z naciskiem staruszka, a następnie położyła dziewczynie dłoń na ramieniu.
Nie było już nic do powiedzenia. Trwały w milczeniu.
Millie pracowała w soboty w jej pralni, a po tragicznej śmierci matki panna Francine dała dziewczynce dach nad głową. Jej domem stał się pokój nad pralnią.
– Nikt nie wspomniał mi o śmierci szejka Saifa, ponieważ… – Wzruszyła ramionami. – Czemu niby miałby to robić?
Czy jej się to tylko zdawało, czy też starsza kobieta unikała spojrzenia jej w oczy?
– Wszystko, co mam, zawdzięczam tobie – odrzekła, przytulając się nagle do staruszki.
Gdy panna Francine zostawiła ją samą, Millie powróciła do pracy, myślami jednak wybiegała ku księciu Khalidowi. Pamiętała go całkiem dobrze. Nikt nigdy nie wywarł na niej podobnie silnego wrażenia. W znacznej mierze dobrego. Wzbudzał zachwyt. I zakłopotanie. Widziała w nim materiał na bohatera, ale okazał się kimś zupełnie innym. I teraz musi pamiętać, by myśleć o nim jak o szejku. Najsurowszy ze znanych jej mężczyzn był teraz władcą absolutnym. Mogła sobie tylko wyobrażać zmiany, jakie w nim zaszły. Pamiętała, jak przez szybę limuzyny widziała, gdy wracał na pokład Szafira, by jak anioł uratować jej matkę. Tyle tylko, że jej nie uratował. Zawiódł jej zaufanie. W którymś momencie tamtej tragicznej nocy jej matka wypadła z pokładu Szafira. Wypadła albo została zepchnięta.
Wzięła się w garść, po czym wyjrzała przez okno. Faktycznie, nie można było nie zauważyć superjachtu stojącego w porcie. Był tak duży, jak turystyczny liniowiec i górował nad wszystkimi innymi statkami w porcie. Był jak zew przeznaczenia, którego Millie nie była w stanie uniknąć. Starała się nie okazywać, jak bardzo jest spięta, gdy panna Francine wróciła.
– Przeszedł generalny remont – wyjaśniła starsza przyjaciółka. – Gdy szejk Khalid odziedziczył tron po swym bracie, naciskał, by rozebrać statek i niemal całkowicie go wyremontować. Po porcie krąży plotka, że naszpikowany jest najnowszą technologią. – Nastała długa cisza, którą ostrożnie przerwała: – Nic nie pozostaje takie samo.
– Na pewno masz rację – zgodziła się Millie. Wiedziała, że przyjaciółka starała się jej pomóc. – I nic mi nie jest – dodała, po czym posłała jej uśmiech. – Nieważne, jak wspaniale Szafir się prezentuje, jest to maszyna z niezliczonymi ruchomymi częściami, które wymagają przeglądu i naprawy.
Panna Francine roześmiała się. Na to właśnie liczyła Millie.
– Zamierzasz zabrać narzędzia na pokład? – zapytała.
– Możesz być pewna, że gdy tam pójdę, będę w pełni przygotowana.
– Na pewno – zgodziła się tamta.
– Moje miejsce jest tutaj, z tobą – odparła Millie. – Dałaś mi zupełnie inne życie niż to, jakie wiodłam, gdy miałam piętnaście lat. Dałaś mi szczęśliwy dom, poczucie bezpieczeństwa i stabilność, dzięki którym mogę podążać za wymarzoną pracą. Nigdy nie będę w stanie ci za to odpowiednio podziękować.
– Nie chcę twoich podziękowań. Kocham cię jak córkę.
Przytuliły się. Millie zdała sobie sprawę, że nie jest winna szejkowi Khalifa nic, oprócz wzgardy za to, że zawiódł jej zaufanie. Był na pokładzie Szafira w chwili śmierci matki, a potem upewnił się, by nikt nie postawił jego brata przed sądem.
– Zabiorę pościel na pokład i ani się obejrzysz, jak będę z powrotem – powiedziała z pewnością. Była zdeterminowana tak właśnie zrobić, choćby tylko po to, by udowodnić samej sobie, że jej przeszłość nie może jej teraz zranić.
– Brawo! – wykrzyknęła panna Francine pełnym ulgi głosem.
Ubrany w formalne szaty z czarnego jedwabiu przetykanego złotem, Khalid nie mógł się doczekać powrotu do swobody, jaką mógł się cieszyć na pokładzie Szafira. Ten rejs dookoła świata trwał już dostatecznie długo. Patrzył przez zroszoną deszczem szybę gabinetu i rozważał ogromne znaczenie, jakie miał dla niego King’s Dock. To tutaj narodził się jego fundusz wspierający edukację, a wszystko przez incydent, który odmienił jego życie. Nie planował powrotu w to miejsce, ale też nie mógł zrezygnować z okazji, by pomóc młodym ludziom stanąć na nogi.
Zamknął oczy i rozluźnił kark. Tęsknił za oczyszczającym skwarem pustyni i rozkosznym chłodem oazy, ale tamten koszmarny wieczór nie przestawał go prześladować.
Wstał, gdy usłyszał delikatne pukanie do drzwi, zadowolony, że coś odwróci jego uwagę.
– Proszę wejść.
Służący z szacunkiem zatrzymał się tuż na progu.
– Złocista Kajuta jest już niemal gotowa na waszą inspekcję, Wasza Wysokość.
– Dziękuję. Możesz już odejść.
Służący pokłonił się i opuścił pomieszczenie.
Nie nadzorował osobiście stanu każdej gościnnej kajuty, ta jednak była przeznaczona dla szczególnego gościa, Emira Qalala. Khalifa i Qalala są partnerami handlowymi. Oba kraje mają też umiejscowione blisko siebie kopalnie drogocennych szafirów w górach Khublastanu. Granice kilku państw spotykają się w tym regionie, przez co ich władców zbiorowo zwykło się nazywać Szafirowymi Szejkami. Sytuacja w Khalifie ustabilizowała się po pełnym niepokojów panowaniu Saifa, na co Khalid pracował przez lata bez wytchnienia. Teraz, gdy udało mu się zebrać dookoła siebie silny zespół doradców, mógł wreszcie nieco odpocząć. Ta podróż była okazją do budowania dobrych relacji między państwami, a poza tym dawała mu okazję do wglądu w matrymonialny rynek królewien w poszukiwaniu odpowiedniej kandydatki na żonę.
Odpędził od siebie myśli o ożenku i zamiast tego skupił się na Khalifie, najpiękniejszym ze wszystkich krajów. Dobrobyt ostatnich lat spowodował, że nowoczesne miasta wznosiły się jak miraże pośrodku piaskowego pustkowia, a choć pustynia mogła się zdawać surowa i niebezpieczna, to tętniła życiem dookoła oaz, gdzie jego ukochane zwierzęta: koziorożec i pustynny oryks mogły prosperować objęte ochroną. Kryształowo czysty ocean zapewniał dostatecznie dużo żywności dla jego poddanych, a pokryte śniegiem górskie zbocza kryły w sobie dość złóż szafirów, by sfinansować im bezpieczeństwo, dostatek, edukację i opiekę zdrowotną. Dla niego żadne inne miejsce nie mogło się równać z ukochaną ojczyzną. Ilekroć o niej myślał, czuł, jakby jego duch unosił się z powrotem do…
Nagle coś przykuło jego uwagę. Tam, za oknem, wiele metrów niżej, na skąpanym deszczem doku odgrywał się minidramat. Mała postać zakryta sztormiakiem próbowała wejść na prywatny pomost prowadzący do Szafira. Strażnik zablokował jej drogę. Khalid poznał, że to kobieta, po wzroście i drobnych dłoniach, którymi żywiołowo gestykulowała, jakby chciała przekonać strażnika, że jej misja jest pilna i należy ją niezwłocznie wpuścić. Miała ze sobą ogromny pojemnik na kółkach, który jego straż miała obowiązek przeszukać.
„Nie”, zdawała się powiedzieć postać w sztormiaku, żywiołowo kręcąc głową i ostentacyjnie wpatrując się w niebo, zupełnie jakby chciała wytknąć oczywistość: po otwarciu kontenera ulewa zrujnuje jego zawartość. Rezolutny strażnik przyprowadził przeszkolonego psa. Po drobiazgowym obwąchaniu kontenera pozwolono jej wejść w towarzystwie strażnika.
Zadowolony z przestrzegania procedur bezpieczeństwa, Khalid odsunął się od okna. Goście niedługo przybędą na wystawne wieczorne przyjęcie, nie dziwiły go więc przybywające na jacht dostawy.
Przeczytał raport o odkryciu kolejnych pokładów szafirów, po czym opuścił gabinet w świetnym nastroju. Ostatni rzut oka za okno przypomniał mu o dziewczynie w sztormiaku, wykłócającej się z jego strażą. Koniec końców dostała się do środka i to na swoich zasadach. Był to nie lada wyczyn, bo jego strażnicy byli zajadli.
Zostało mu dość czasu, by sprawdzić stan kabiny dla emira, a następnie wziąć prysznic i przygotować się na dzisiejszy wieczór. To będzie zupełnie inne przyjęcie niż te, które urządzał jego zmarły brat. Większość towarzystwa będą stanowiły interesujące i inspirujące osoby, nie będzie też żadnych ekscesów.
Tamtego pamiętnego wieczoru Saif wściekł się i na próby ukrócenia jego żądz kazał wyprowadzić Khalida z pokładu Szafira. Powtarzał słowa matki tamtej dziewczynki i oskarżał go o psucie mu dobrej zabawy.
Lepsze to, niż bycie mordercą, pomyślał Khalid.