Читать книгу Powiedz mi jak będzie - Sylwia Trojanowska - Страница 8

Оглавление

Wojciech


W połowie drogi

Siedzieli przy suto zastawionym wigilijnym stole, nakrytym świetliście białym obrusem. Na środku pysznił się świecznik na wysokiej srebrnej nóżce, towarzysz rodzinnych wigilii już od sześćdziesięciu czterech lat. Znajdował się tam również bardzo oryginalny stroik, przygotowany przez matkę Anny, Mariettę, który wzbudzał zachwyt zebranych fantazyjnym połączeniem czerwonych róż, ostrokrzewu, suszonych plastrów pomarańczy i łupinek po orzechach włoskich.

Goście biesiadowali na drewnianych krzesłach, okrytych na okoliczność świąt eleganckimi białymi pokrowcami, zdobionymi szeroką szarfą.

Dźwięki tradycyjnych polskich kolęd płynęły wśród głośnych rozmów ucztujących, którzy teraz koncentrowali się wokół jednego tematu – małej Julki. Wszyscy byli zaciekawieni, co je, w jakiej ilości i kiedy, czym lubi się bawić i co potrafi zatańczyć, bo w tańcu mały blondwłosy szkrab był po prostu nie do podrobienia.

– Kto ją tego nauczył? – zapytała Marietta ze szczerym zaciekawieniem i zachwytem.

– Nikt, mamo – odpowiedziała Anna, pękając z dumy. – Ogląda teledyski i po prostu naśladuje tancerzy.

– Nóżki jej chodzą, jakby była zawodowcem – komplementowała Marietta. – A te jej małe rączki! – Klasnęła w dłonie. – No po prostu urodzona tancerka!

– W przedszkolu pani od rytmiki poleciła zapisać ją do szkoły tańca. I chyba poszukamy jakichś lekcji, prawda, Wojtku?

Mężczyzna potaknął i znacząco mruknął.

– Koniecznie musicie to zrobić – wtrąciła się Alicja, najbardziej ekstrawagancka ze wszystkich ciotek Anny. – Takiego talentu nie można zmarnować. Wystarczy, że twój zmarnowali. Mogłaś naprawdę ładnie śpiewać.

– Ale ja nadal całkiem ładnie śpiewam, ciociu.

– Aneczko, ja myślę o śpiewie operowym. Miałaś zdolności w tym kierunku. Przecież ten twój nauczyciel… Jak mu było?

– Andrzej Zawada – odparła Anna bez zastanowienia.

– No właśnie. Ten pan Andrzej… – rozmarzyła się Alicja, zapominając na chwilę o temacie rozmowy. – Pamiętam go, był taki przystojny i nosił elegancko przyciętego wąsa, tak jak lubię.

– Ty i to twoje uwielbienie wąsów – wzdrygnęła się ciotka Regina. – Mogłabyś się już z tego wyleczyć!

– Z elegancji to ja się nigdy nie wyleczę – zachichotała, a kuzynka jej zawtórowała. – Szpakowaty facet z wąsem to podstawa. Niczego więcej mi nie trzeba.

– A jakby miał krzywe nogi i garba? – wtrąciła Regina. – I brakowałoby mu górnej jedynki?

– Jeśli facet nosi elegancko przystrzyżonego wąsa, to musi być, że się tak wyrażę, kompletny. Innego wyjścia nie ma. Na dodatek tamten znał się na śpiewie, a to, kochana kuzyneczko, najlepsza rekomendacja. Tak czy owak – Alicja powróciła do tematu – ten pan Andrzej mówił, że masz olbrzymi potencjał. Wspominał przecież o sopranie koloraturowym.

– Dawne czasy – skwitowała Anna.

– Dawne, niedawne, ale tak było. To żywe sreberko talent ma zapewne po tobie i mam nadzieję, że ze śpiewem też u niej będzie dobrze.

– Na śpiew jeszcze za wcześnie – odparła Regina.

– Jasne, że za wcześnie, ale trzeba być czujnym, żeby niczego nie przeoczyć.


Po wigilii zmęczeni, ale szczęśliwi wrócili do mieszkania. Wojtek czuł, że zaczyna wsiąkać w rodzinę Anny, że coraz częściej odbiera ją bardziej jak swoją niż „nabytą”. Zresztą, jej rodzina stała się mu po prostu bliższa. Jego własna była w pewnym sensie nieobecna. Rodzice jakoś nigdy nie wybaczyli mu rozwodu, tego, że odepchnął swoją pierwszą żonę. Uważali, że dla dobra rodziny powinien się ugiąć i wybaczyć jej zdradę. Lubili Annę, cieszyli się z Julki, ale wobec niego zachowywali się tak, jakby stracili serce dla własnego syna.

– Masz wspaniałą rodzinę – powiedział, gdy Julka już usnęła, a oni zasiedli do wieczornej herbaty. – A twoi rodzice są kapitalni.

Te wieczorne herbatki stały się poniekąd ich tradycją. Anna przygotowywała w dzbanku napar i stawiała na stoliku w salonie. Siadali wtedy na sofie i z kubkami w dłoniach oglądali ulubiony serial lub film. Czasami włączony telewizor był tylko tłem dla ich rozmów. Tak jak i tym razem.

– Daj spokój! Moja rodzinka jest przede wszystkim pokręcona.

– Może tobie tak się wydaje. Dla mnie są świetni. Wspierający. No i do wszystkiego mają dystans.

– O! To na pewno! Śmieją się i z siebie, i z niemal każdego dookoła.

– W mojej tego bardzo brakuje. W sumie, chciałbym, żeby czasami nas odwiedzili albo chociaż zadzwonili.

– Wojtuś, skoro ci tego brakuje, może sam powinieneś do nich pojechać? Albo zadzwonić?

– Nie chcę się narzucać. To bez sensu.

– Bez sensu jest to, że się tym zadręczasz. Może gdybyś z nimi porozmawiał, tak od serca, toby się wszystko naprawiło? Oni może i są nieco oschli, trochę wyniośli, ale wydają się normalni.

– Normalni?

– No wiesz, co mam na myśli. – Siorbnęła herbaty miętowej. – Na pewno będą chcieli cię wysłuchać. W końcu jesteś ich synem.

– Taa… – bąknął nieprzekonany. – Oni uważają, że dopuściłem się najcięższego grzechu, doprowadzając do rozwodu. Nie rozumieją, że nie mogłem żyć z Martą. Nie potrafiłem.

– Przecież to ona cię zdradziła, Wojtuś… – Ania spojrzała na niego łagodnie. – Wytłumacz im to raz jeszcze.

– Widzisz… – westchnął. – Każdy inaczej to widzi, inaczej czuje. Moi rodzice uważają, że nawet za zdradę należy się przebaczenie. Może i mają rację. Może i należy się, ale… wtedy nie potrafiłem Marcie wybaczyć. Wtedy nie…

– Może się należy, ale czy trzeba z taką osobą potem żyć, jeśli się tego nie potrafi? Czasami lepiej coś zakończyć i się nie męczyć. Życie jest przecież jedno i uważam, że nie warto spędzać go w sposób, który nam nie odpowiada.

Anna odstawiła kubek i poszła do kuchni po ciastka z kremem czekoladowym, które jej mąż uwielbiał.

– Nie poznałbym ciebie, gdybym się nie rozwiódł – powiedział, kiedy wróciła.

– A wiesz? Wiele razy o tym myślałam – zaświergotała Ania, rozweselając tym Wojtka.

Uwielbiał, kiedy wpadała w taki szybki rytm mówienia, bo zapominała, że jest już stateczną żoną i matką. Stawała się wówczas nieco postrzeloną nastolatką o szarych oczach z granatowymi plamkami.

– O tym piwie, które na ciebie wylałam, też myślałam i o tym, że na tej prywatce zjawiłam się tylko i wyłącznie dlatego, że mój facet zrobił mnie w balona i po prostu chciałam się ze złości upić.

– Dobrze, że akurat tam byłem.

– Ja bym nawet powiedziała, że bardzo dobrze. – Ania usiadła mu na kolanie. – I choć nie jesteś w moim typie, o dziwo, nie mam cię jeszcze dość!

Uśmiechnął się, a ona włożyła mu do ust ciastko. Ugryzł je i mlasnął ze smakiem.

– To była wspaniała wigilia – podsumował mijający wieczór. – A nasza Julka podbiła chyba serca wszystkich gości. I jak pięknie tańczyła! Twoje ciotki nie mogły wyjść z podziwu.

– Dawno nie było w naszej rodzinie takiego maleństwa. Zobacz, że wszystkie dzieci są dorosłe i jeszcze nie mają swoich.

– Dobrze, że mamy Julcię – powiedział i pocałował żonę w skroń.

– Jest cudowna.

– Idealna, Aniu, idealna.

Tamtego wieczora szybko zasnęli, tuląc się do siebie i mając przed oczami jeden obraz: spokojnie śpiącej Julii.

Powiedz mi jak będzie

Подняться наверх