Читать книгу Kasrylewka - Szolem-Alejchem - Страница 19
Nowa Kasrylewka
Rozdział VI. Kasrylewskie pożary
ОглавлениеPrzebywając na stancji w hotelu „Turkalia”, toczyłem co noc zaciekłą wojnę ze wściekłymi bestiami, które napadały na mnie i znęcały się nade mną. A postępowały tak dlatego, że nie chciałem kłaść się z nimi do łóżka i ścieliłem sobie posłanie na kanapie.
„No i cóżeś wskórał, coś osiągnął?” Tak się ze mną droczyły. „I tak będziemy cię gryźć i w dodatku będziesz miał twardo pod głową. Nad ranem wszystkie gnaty będą cię bolały.”
Nagle słyszę jakiś dziwny dźwięk. Bom! Bom! Bom! i I wnet rozlegają się kroki biegających ludzi, którzy krzyczą: „Pali się! Pali się!” Wstaję i podchodzę do okna. Jedna połowa miasta przedziwnie oświetlona, druga pogrążona w straszliwych ciemnościach. Szybko wkładam ubranie i wybiegam na dwór. Z daleka dochodzi jakiś dziwny krzyk, przypominający odgłos bez słów. Ludzie ciągną w tamtym kierunku. Są zaspani. Ziewają i drżą z zimna. Jeden drugiemu opowiada niestworzone rzeczy: kto pierwszy usłyszał o pożarze i jak usłyszał. I każdy snuje swoje przypuszczenia na temat, kto się właściwie pali.
Jeden powiada: – To Josl!
Inny stwierdza: – To Menasze!
A znów inny: – To ani Josl, ani Menasze! To Sara-Zisl!
– Skąd raptem Sara-Zisl? – zaprzecza ktoś. – Przecież dom Sary-Zisl stoi w nowej dzielnicy, a pożar buszuje w starym mieście.
– To tak się pali w starym mieście, jak ja jestem panią rabinową – wtrąca inny. – Nie widzisz, że się pali koło łaźni?
– Cicho, sza! Po co się spierać – ktoś próbuje łagodzić spór. – Chodźmy lepiej tam, to się dowiemy, jak naprawdę jest.
Ruszają. Podążam za nimi przysłuchując się ich rozmowie.
– Już ktoś zmówił błogosławieństwo na intencję pożaru!
– Z czego wnioskujesz?
– Bo był ubezpieczony.
– Skąd wiesz?
– A jakże inaczej. Gdyby nie był ubezpieczony, nie byłoby pożaru. Dom sam się nie zapala.
– Co powiesz Jankl? Ładny pożar? Cudo! Sama rozkosz!