Читать книгу Ludzie czasów Jezusa - Szymon Hołownia - Страница 7

Оглавление

Wroku 30 miały miejsce najważniejsze wydarzenia w historii świata, czytanej przez chrześcijanina. W Jerozolimie, prawdopodobnie 7 kwietnia, wykonano wyrok śmierci na Jezusie Chrystusie, który w nocy, z następującej soboty na niedzielę – zmartwychwstał.

Czy na pewno stało się to w roku 30? Nie wiemy. Prawdopodobny (a do niedawna – obowiązujący) drugi trop wskazuje na rok 33 (to oznaczałoby z kolei, że Jezus w chwili śmierci miał lat 37, 38 lub 39). Dla idei tej książki nie ma to jednak znaczenia. Chodzi w niej nie tyle o to, by sporządzić z aptekarską dokładnością portret tych dwunastu miesięcy, a o to, by przyjrzeć się z bliska tłu pokazanych w Ewangeliach wydarzeń.

Nasze wyobrażenie o tamtych czasach zdominował Rzym: opisy wojen, intryg, biznesowych deali. Kraj Cezarów zostawił nam mnóstwo źródeł pisanych, wojnę, politykę, podwaliny pod europejską tożsamość. Ale to jednak peryferia świata dały nam Zbawienie. Po ziemi, na której żył Jezus, chodziło jakieś 200–300 mln ludzi. Gdy On nauczał w galilejskich wioskach i w jerozolimskiej świątyni, nasi przodkowie nie tylko trwali w adoracji przy betlejemskim żłóbku, ale też budowali piramidy w Meksyku, odkrywali wyspy Pacyfiku, rozkręcali chińską biurokrację, kombinowali z nowymi uprawami w Afryce. Przecież Jezus przyszedł też do nich, przecież to o nich też pewnie myślał, umierając. Jak mógłbym uznać, że są niewarci tego, by ich spotkać?

Pan wybaczy mi więc może, że zostawię Go w znakomitym (czasami) gronie apostołów, a wychodząc od wspomnianego żłóbka i Golgoty, wyruszę w trasę przez wioski ówczesnej Anglii, wybrzeża Bałtyku, japońską prowincję aż – rzecz jasna – do Polski. By ustalić, czy jak utrzymują niektórzy, nasz los trzymał wtedy w garści wybitny i niezłomny król Awiłło Leszek IV, czy może to wszystko słodkie bujdy wymyślone, byśmy jak zwykle na tle innych byli wyjątkowi i śwarną, jurną narracją poprawiali sobie samopoczucie.

Myśl o tej książce poczęła się dość dawno temu, gdy po raz pierwszy zadałem sobie pytanie o swoją duchową genealogię. Pisałem, zdaje się, jakiś tekst o czymś, co w Kościele nazywa się „sukcesją apostolską”, a co polega na tym, że od każdego wyświęcanego dziś biskupa powinno dać się poprowadzić linię prostą do któregoś z apostołów, który wyświęcił swoich następców. Ci z kolei wyświęcili następnych, i tak przez dwa tysiąclecia. Dotarło do mnie, że przecież taką sukcesję apostolską ma każdy ochrzczony człowiek, a więc mam ją i ja. Może kiedyś, po śmierci, dowiem się, który to konkretnie z apostołów przekazał Dobrą Wiadomość komuś, kto z kolei przekazał ją komuś, kto przekazał ją jakiemuś mojemu praszczurowi.

Z tych rozważań zrodziło się kolejne pytanie: gdzie w czasach Chrystusa był mój prapradziadek? Przecież gdzieś być musiał; nie jestem pąkiem róży, nie wziąłem się z powietrza. Za maksymalnie parędziesiąt lat spotkam go, ale ja chcę to wiedzieć już: czy żył tu, gdzie ja żyję teraz? A może zupełnie gdzie indziej? Czym żył, jak? Co go cieszyło, martwiło, kręciło? Tę książkę napisałem nie po to, by owego mojego prapradziadka odnaleźć, ale spróbować spojrzeć na jego świat jego oczami, spróbować go zrozumieć.

Po co? Choćby po to, by się przekonać, że Jezus w roku 30 widział dokładnie to samo, co oglądamy teraz. Rozgrywane w innych kostiumach zjawiska, postawy, dylematy pozostają jednak podobne lub wręcz te same. Gospodarka ówczesnego Rzymu to przecież miejscami wypisz wymaluj (patrząc na relacje państwo – kapitał – korzyść ludności) dzisiejsza Rosja albo Kongo. Szybki wzrost osadnictwa i ekstensywne rolnictwo w Azji na przełomie er – to znane nam przecież i dziś regularne minikatastrofy ekologiczne. Relacje naród – religia w ówczesnym Izraelu nie mogą nie przywołać na myśl dzisiejszych entuzjastów machania sztandarami i logiki, w której „ofiary muszą być”. Klasa polityczna? Wypisz, wymaluj obserwowani przez wielu (w tym przeze mnie) z przerażeniem polityczni technolodzy początków XXI wieku. Pisząc tę książkę, z lekkim przerażeniem odkrywałem, że świat roku 30, podobnie jak ten w roku 2017, to świat stojący na krawędzi katastrofy. I nie ma innej drogi naprawy tego świata niż ta wskazana przez Niego właśnie w roku 30. Nadziei nie przynosi ekonomia, polityka ani wojna, ludzkie życie może zmienić tylko i wyłącznie spotkanie. Człowieka uratować może tylko drugi człowiek. Bóg-człowiek. To dlatego do książki włączyłem próby skupienia poznawczego „zoomu” na paru postaciach, które mój Pan spotkał osobiście. Oni też są jak wyjęci z dzisiejszych gazet, opowieści znajomych, Twitterów i Facebooków.

Mam nadzieję, że zawodowi historycy i bibliści wybaczą mi wszelkie niedomówienia i niezamierzone nieścisłości. Nie piszę jednak podręcznika, przedkładam Czytelnikowi zbiór bardzo osobistych impresji. Jak zwykle w przypadku mojej – pożal się, Boże – twórczości, czy to pisanej, czy ustnej, patronką również tej pracy jest najwierniejsza towarzyszka moich zmagań, św. Dygresja. Nie próbowałem na siłę wymyślać i dramatyzować postaci, w sytuacji gdy ilość danych źródłowych była skąpa, pozwalałem sobie jednak – wyznaję – na wiele wycieczek na pobocza omawianych tematów oraz zupełnie współczesnych nawiązań.

No bo jak, zastanawiając się nad tym, kto żył dwa tysiące lat temu w odwiedzanej dziś przeze mnie tak często Zambii – nie zadać sobie pytania, skąd w nas, Polakach, wziął się tzw. „bambomental”, czyli traktowanie mieszkańców Afryki jak skrzyżowania dzieci specjalnej troski z chorobą zakaźną? Jak, śledząc wstrząsającą historię uzdrowienia przez Jezusa chłopaka dręczonego przez ciężką padaczkę i słuchając tego, co mówi jego ojciec – nie spróbować nauczyć się od niego modlitwy, która przestaje być wewnętrznym murmurandem, a zaczyna współbrzmieć z głosem stwarzającego Boga? Jak, patrząc na mieszkańców Oceanii, którzy nie mieli literalnie nic, poza głębokim przekonaniem, że powinni bez przerwy przesuwać granice znanego sobie świata – nie dojść do przekonania aktualnego i dzisiaj: z pustego nawet i Salomon nie naleje, ale do pełnego też nie naleje nawet ów Salomon?

Praca nad tą książką była dla mnie olbrzymią przygodą i wyzwaniem. Dwa lata wyszukiwania i czytania książek, po które nigdy w życiu inaczej bym nie sięgnął, bo zwyczajnie nie wiedziałbym, że są. Jeśli jestem czyimś dłużnikiem, to w największej mierze wszystkich autorów, których nazwiska figurują w bibliografii. Gorąco zachęcam wszystkich którzy będą mieli na to ochotę, do dalszych poszukiwań w ich zacnym towarzystwie.

Ludzie czasów Jezusa

Подняться наверх