Читать книгу Bez hamulców. Tai Woffinden. Autobiografia - Tai Woffinden - Страница 7

ROZDZIAŁ 2
ZE SCUNTHORPE
DO PERTH

Оглавление

Wiecie, co jest najlepsze w Scunthorpe?

Zaledwie pięć minut drogi od centrum miasta jest autostrada, którą można wyjechać z tego zadupia w jakieś lepsze miejsce!

Nie są to moje słowa, lecz komentarz jednego z internautów biorących udział w ankiecie związanej z wyborem „20 najgorszych miejsc do życia w Anglii”. W 2018 roku Scunthorpe znalazło się na czwartym miejscu – za Luton, Hull i Dover. Inny mieszkaniec miasta napisał coś takiego: „Skoro McDonald’s uchodzi za stołówkę dla dresiarzy, to co powiedzieć o mieście, które szczyci się aż trzema takimi lokalami?”.

Czytając te komentarze, zaczynam rozumieć, czemu ojcu tak bardzo zależało, żeby wyjechać ze Scunthorpe i wychowywać mnie gdzie indziej. Mając do wyboru upadły ośrodek przemysłowy oraz ciepły kraj pełen wszelkich możliwości, chyba każdy wybrałby to drugie.

Mój tata uwielbiał Australię. Każdego roku jechał tam na zawody (był żużlowcem, tak jak ja). Pragnął dla mnie lepszego dzieciństwa, co doprowadziło do tego, że jeszcze zanim zacząłem chodzić do szkoły, nasza rodzina wyemigrowała na antypody.

Przeprowadziliśmy się do Perth. Z okna widać było Ocean Indyjski, dwa kroki od domu mieliśmy plażę pokrytą mięciutkim piaskiem, no i ten australijski styl życia, o którym w hrabstwie Lincolnshire można sobie tylko pomarzyć.

Nie da się porównać ponurej rzeczywistości Scunthorpe z Perth, będącym stolicą i największym miastem Australii Zachodniej. Geograficznie oba miejsca oddalone są od siebie o 14,5 tysiąca kilometrów, ale w wielu innych aspektach dzielą je lata świetlne. To się nazywa popaść ze skrajności w skrajność, prawda? Z czołowego zadupia Wielkiej Brytanii trafiasz do miejsca, gdzie pięć minut od domu masz plażę.

Z dzieciństwa w Scunthorpe nie kojarzę nic, wiem tylko tyle, co mi opowiedziano. Niespecjalnie pamiętam nawet nasze domy, chociaż czasami koło nich przejeżdżaliśmy: w Gunness, tuż pod miastem, i w Enderby Road. Mieszkaliśmy tam w bliźniaku wyremontowanym przez Tatę. Wstawił nam nowe okna i dobudował podwójny garaż.

Moja rodzina ma dość barwną przeszłość. Mama, nazwisko panieńskie Susan Blanch, była jednym z dziewięciorga dzieci. Po przodkach odziedziczyli mroczną historię człowieka, który próbował zastrzelić własną prababkę. Kobieta cudem uniknęła śmierci. Został aresztowany i oskarżony o próbę zabójstwa, ale sąd uznał go za niepoczytalnego. Udało mu się więc uniknąć odsiadki, choć resztę życia spędził w szpitalu dla psychicznie chorych!

W roku 1958 moja babka, Cynthia Gunson, poślubiła Briana Woffindena. Rok później urodził się ich pierwszy syn, Keith, a Rob – czyli Tata – pojawił się na świecie 27 marca 1962 roku.

Dziadek Brian pochodził ze Scunthorpe i mieszkał tam, dopóki nie wyemigrował do Australii. W pewnym momencie rozstał się z babcią i w 1975 roku ożenił się po raz drugi. Wkrótce potem on i jego druga żona Molly wyjechali z Anglii.

Niewiele wiem o dziadku Brianie, mimo że w Australii mieszkaliśmy 20 minut drogi od siebie. Owszem, jeździło się do nich na święta i urodziny, ale z kolei on i Molly nigdy nas nie odwiedzali.

Obecnie utrzymujemy ze sobą kontakt, dziadek był nawet na moim weselu. Przedtem jednak miałem wrażenie, że w ogóle mu na mnie nie zależy, więc miałem go w dupie. Z tego też powodu nigdy nie zabiegałem o jego względy. Gdyby wtedy Tata przyszedł i powiedział mi, że dziadek ma wpaść z wizytą, pewnie rzuciłbym coś w stylu: „Dobra, to ja wychodzę. Dajcie mi znać, jak sobie pójdzie”.

Moja babcia również ponownie wyszła za mąż. Kiedy w mieście założono klub żużlowy, jej drugi mąż, Jeffrey Shores, wkręcił się w kibicowanie. Chodził razem z babcią na mecze Scunthorpe Saints, a kiedy mój tata miał jakieś 11 lat, zaczęli zabierać i jego. To było na początku lat 70., w pierwszym okresie historii speedwaya w naszym mieście.

Powstanie brytyjskiej drugiej ligi żużlowej w roku 1968 wywołało gwałtowny boom na zakładanie nowych klubów. Z tego trendu skorzystało dwóch byłych zawodników. Byli to Vic White (który później został prezesem WSRA, Światowego Stowarzyszenia Żużlowców) oraz Ivor Brown, na co dzień pracujący na dwa etaty jako naczelnik poczty i właściciel sklepu. W 1969 roku reaktywowali oni tor żużlowy w Long Eaton, ale zaledwie po roku działalności Vic wycofał się z prowadzenia klubu. Odtąd opiekował się nim Ivor wraz z żoną Kath.

Jednak po jakimś czasie wspólnicy odnowili współpracę i w poszukiwaniu nowej lokalizacji dla toru żużlowego trafili do Scunthorpe, gdzie ich uwagę zwrócił ładny stadion lekkoatletyczny przy Brumby Wood Lane, położony kilka kilometrów od centrum miasta. Nazwano go imieniem miejscowej osobistości, Davida Quibella, który przez wiele lat był posłem w brytyjskim parlamencie. Gdy przeszedł na emeryturę, został uhonorowany tytułem szlacheckim i włączony do Izby Lordów. Wchodząc do Izby Gmin, Quibell, niegdyś przedsiębiorca budowlany, przyjął tytuł barona Scunthorpe w hrabstwie Lincolnshire. Gdy w 1960 roku rada hrabstwa kupiła tereny parkowe od lokalnych działkowców, powstały plany wybudowania nowego stadionu przeznaczonego do uprawiania lekkiej atletyki oraz kolarstwa. Zbiórkę funduszy na ten projekt prowadził sam lord Quibell, który jednak zmarł przed jego ukończeniem.

Tor żużlowy został umieszczony wewnątrz pochyłego betonowego toru kolarskiego. Pierwsze zawody w 1971 roku przyciągały aż cztery tysiące widzów. Na tamte czasy były to tłumy. Inauguracyjny mecz między Scunthorpe Saints a Hull Vikings o Puchar Humberside odbył się w poniedziałek, 3 maja 1971 roku. Kolejki do kas były tak wielkie, że organizatorzy zmuszeni byli opóźnić start pierwszego biegu.

Ostatecznie poniedziałkowy termin okazał się mało popularny, w związku z czym frekwencja zaczęła topnieć. Działacze klubu poprosili władze ligi o zgodę na organizowanie spotkań w niedzielę. Nie otrzymali jej, gdyż sprzeciw wyraził klub Boston Barracudas, lokalny rywal, tłumacząc, że rozgrywanie spotkań przez dwa kluby z regionu w tym samym terminie zaszkodzi frekwencji na nich. Choć oba miasta są od siebie oddalone o dobre 100 kilometrów, klamka zapadła i tor w Scunthorpe został zamknięty, przez co pierwszy Australijczyk w historii klubu, młody Garth Coleman, został bez klubu.

Nie zniechęciło to promotorów i w 1973 roku ponownie zgłosili klub do drugiej ligi, jednak zebrana przez nich drużyna okazała się słaba. Wygrała tylko pięć z trzydziestu dwóch spotkań i zajęła ostatnie miejsce w lidze ze stratą jedenastu punktów do przedostatniej ekipy.

Brown i White nie byli w stanie przyciągnąć do Scunthorpe klasowych zawodników – głównie dlatego, że ich rywale mieli bardzo dobre kontakty z klubami pierwszoligowymi – przez co, oczywiście, mieli pierwszeństwo w rozmowach z obiecującymi młodzieżowcami.

W tamtym okresie przez klub przewinęło się 20 zawodników, z których większość nie zagrzała miejsca u „Świętych” zbyt długo. Jednym z wyjątków był Brian Osborn, który postanowił przejąć klub, aby utrzymać go przy życiu.

W tamtym okresie speedway w Scunthorpe musiał mierzyć się z kolejnym problemem, jakim była rosnąca niechęć ze strony lekkoatletów. Uskarżali się oni na fakt, że motocykle niszczą ich bieżnię. Konflikt udało się rozwiązać w roku 1978, kiedy władze miasta zaproponowały Osbornowi przeprowadzkę na niezagospodarowane tereny w Ashby Ville.

Jeszcze przed tą przeprowadzką Tata kompletnie wsiąknął w żużel. W wieku 13 lat kupił swój pierwszy motocykl, zresztą za zachętą swojej matki, która też lubiła się pościgać. Młody Rob ewidentnie odziedziczył to zamiłowanie po niej, choć babcię bardziej ciągnęło do czterech kółek.

Babcia była pierwszą osobą z rodu Woffindenów, która zainteresowała się sportami motorowymi: wraz z mężem Brianem należeli do Scunthorpe Motor Sports Club i brali udział w wyścigach samochodowych na torach trawiastych. Swoje największe sukcesy odnosiła po kupieniu starego morrisa oxforda. Często opowiadała mi: „To auto jeździło w innej lidze. Było tak szybkie, że musiałam startować za innymi, a i tak wygrywałam! Byłam najlepsza ze wszystkich naszych zawodniczek. Twój tata i wujek Keith skakali z radości na trybunach i krzyczeli: dajesz, mamo!”.

Mimo sukcesów sportowych w ich domu się nie przelewało. Bywało tak ciężko, że ojciec nie mógł sobie pozwolić nawet na kupowanie tygodnika Speedway Star, który kosztował 15 pensów. Chodził więc do lokalnego sklepu, czytał gazetę od deski do deski i odkładał ją na półkę.

Bez hamulców. Tai Woffinden. Autobiografia

Подняться наверх