Читать книгу Bad Mommy. - Tarryn Fisher - Страница 5

Jeden
Zła mama

Оглавление

Widzę, że dostajesz więcej, niż ci się należy. Nie mogę na to patrzeć. Boli mnie to, bo zasługuję na więcej niż ty. Rzecz w tym, że mogłabym być lepszą tobą. I’m every woman, it’s all in me[1].

Dziewczynka miała jasne włosy. Kiedy wiatr zawiał mocniej, podnosiły się wokół jej głowy, tworząc aureolę w kolorze słomy. Wyobrażam sobie, że sama miałam takie włosy w dzieciństwie. Nie mogę mieć pewności, bo matka była zbyt zajęta pracą, żeby zrobić mi choć kilka zdjęć. Po co komu dzieci, jeśli nie ma się czasu, by je fotografować? Nieważne. W każdym razie należy zaznaczyć, że moja matka to suka. Sięgnęłam po telefon i zrobiłam zdjęcie małej, gdy biegła, a za nią podążały włosy. Wyszło mi tak dobrze, że można by spokojnie wywołać je i powiesić na ścianie. Zachwyciłam się własnym talentem do uchwycenia piękna.

Gdy tylko ją zobaczyłam, obudziłam się z długiego snu, przeciągnęłam niczym kot i usłyszałam, jak serce bije mi z nową energią. Zamknęłam oczy i podziękowałam wszechświatowi za ten dar. Potem znowu chwyciłam telefon i zrobiłam kolejne zdjęcie, ponieważ ja nie zamierzam być złą matką.

To była ona. Wiedziałam o tym. Wszystko, czego pragnęłam. Wszystko, na co liczyłam. Sparaliżowana patrzyłam, jak podchodzi do samochodu w towarzystwie wysokiej, ciemnowłosej kobiety. Czy to była jej matka? A może niania? Nie widziałam między nimi żadnego podobieństwa, nie licząc koloru oczu – brązowego. Wtedy jednak usłyszałam, że dziewczynka mówi do niej „mamusiu”, i wzdrygnęłam się… zwiędłam… umarłam. Ona nie jest tym, za kogo ją uważasz, mała.

Ruszyłam za nimi do domu, jadąc z parku swoim białym fordem, świeżo umytym i błyszczącym. Bardzo zwracałam na siebie uwagę i bałam się, że matka się zorientuje, że ktoś je śledzi. Zdarza mi się za dużo myśleć, jasne? Mój umysł jest jak komputer, na którym ktoś otworzył zbyt wiele programów. Jestem też po prostu bardzo inteligentna, a bardzo inteligentni ludzie mają dużo myśli, ale to są wszystko genialne myśli.

Uspokoiłam się, otwierając nową zakładkę w umyśle – zakładkę rozsądku. Większość matek nie zauważa zbyt wielu rzeczy, nie tych ważnych rzeczy. Są zbyt zajęte, zbyt skupione na swoich pociechach: czy czy są czyste, czy nie wkładają do buzi brudnych zabawek, czy znają już cały alfabet? Matki otaczają się kokonem nowoczesnego świata. Kiedyś bały się wszystkiego: dyzenterii, grypy, oskalpowania przez Indian, polio. Teraz martwią się tylko, czy w dziecięcym soczku nie ma zbyt dużo wysokokalorycznego syropu glukozowo-fruktozowego. Ogarnijcie się. Wszyscy wkurzają się o nieistotne sprawy. Lepiej martwcie się, że ktoś jedzie za wami w błyszczącym białym SUV-ie, że wychowujecie narcyzów, że za dwadzieścia lat wasze dzieci będą was nienawidzić, bo nie wypracowaliście wystarczających granic.

Zatrzymały się, żeby zatankować, więc zrobiłam kółko i stanęłam na parkingu nieopodal, gotowa w każdej chwili ruszyć. Bezdomny mężczyzna zapukał mi w szybę, kiedy próbowałam obserwować samochód. Dałam mu dolara, bo miałam dobry humor, a poza tym chciałam, żeby sobie poszedł. Widziałam z tego miejsca matkę. Odwiesiła pistolet i obeszła auto, by usiąść za kierownicą. Zapaliłam silnik i pojechałyśmy.

Chciałam zobaczyć włosy mężczyzny, zakładając oczywiście, że jeszcze je miał. W dzisiejszych czasach rodzicem może zostać każdy: dwóch mężczyzn, dwie kobiety. Nic już nie jest takie samo. Oczywiście żadna ze mnie homofobka, ale to niesprawiedliwe, że geje dostają dzieci, a ja nie.

Kiedy zatrzymały się na podjeździe, ja zaparkowałam po drugiej stronie ulicy, pod drzewem, którego gałęzie uginały się pod ciężarem dużych, różowych kwiatów. Nastał ten okres w roku, kiedy świat budzi się do życia i wszystko dokoła wypuszcza pączki po zimie. Oprócz mnie. Patrzyłam na kwiaty, wiedząc, że sama jestem pozbawiona życia, chociaż nie z mojej winy. Ludzie to pijawki, dezerterzy. Czułam się samotna i odosobniona, ponieważ nie znalazłam nikogo takiego jak ja. Wszyscy powtarzają, że trzeba „znaleźć swoje plemię”, ale gdzie się podziało moje? Czy były nim te małomiasteczkowe dziewczyny, z którymi dorastałam? Nie. Kobiety z biura, w którym dostałam pierwszą posadę? Na pewno nie. Zaakceptowałam bardzo wcześnie, że zostanę sama. Bawiłam się z przyjaciółmi, których tylko ja widziałam, a jako dorosła większość znajomości zawierałam przez internet. Patrzyłam, jak matka wypina śpiące dziecko z fotelika i podnosi je, opierając na biodrze. Poczułam ukłucie zazdrości, lecz zaraz dziewczynce opadła głowa i chciałam podbiec, żeby… żeby co? Podnieść ją? Zabrać dziecko? Syknęłam, siedząc za kierownicą. Zła mama. Niektórzy ludzie nie zasługują na to, by mieć dzieci.

Mieszkali w szarym ceglanym budynku z okresu Tudorów, niedaleko mojego własnego skromnego lokum. Cóż za zbieg okoliczności! Znowu porównałam z sobą daty. Dwa lata, dwa miesiące, sześć dni. Czy to jest właśnie to dziecko? W zasadzie byłam pewna, jednak gdzieś w głębi serca ciągle skrywały się dręczące wątpliwości. Po tych wszystkich strasznych rzeczach, które wydarzyły się w moim życiu, poszłam do medium. Powiedziała mi, że spotkam jeszcze duszę mojego dziecka i będę wiedzieć, że to ona. Wyobrażałam sobie tę chwilę wiele razy: że zobaczę ją jako nastolatkę, jako dorosłą kobietę, a nawet pielęgniarkę w szpitalu, w którym umierałabym ze starości. Wyciągnęłam z torebki paczkę krakersów w kształcie rybek i zaczęłam kompulsywnie wpychać je do ust.

Już miałam zasnąć, kiedy dokładnie o szóstej piętnaście na podjeździe pojawił się złoty sedan. Nikt nigdy nie podejrzewa złotych sedanów, ponieważ jeżdżą nimi tylko nudni ludzie. Tacy, którzy są zbyt nijacy, by kupić… no, powiedzmy, biały lub czerwony samochód. Są neutralnymi obywatelami. Tworzą jednolity tłum. Rzuciłam paczkę krakersów na fotel pasażera i wyprostowałam się, strzepując okruszki z podbródka. Z auta wysiadł mężczyzna. Wytężyłam wzrok w blaknącym świetle, żeby zobaczyć kolor jego włosów. Było już niestety zbyt ciemno. Kolejny przykład na to, że zmiana czasu rujnuje życie.

Rozważałam wyjście z samochodu, mogłabym udawać, że jestem na spacerze, może zatrzymałabym się i zapytała o drogę. Nie, nie mogę ryzykować. Mężczyzna trzymał teczkę i machał nią, maszerując. Czy on gwizdał? Szczęście w ramionach, szczęście w ustach, szczęście w kroku. Wszystko to ułuda. Miałam ochotę ostrzec go, że pewnego dnia to straci. Tak wygląda życie.

Kiedy dotarł przed wejście do domu, włączyło się światło, a ja pochyliłam się do przodu. Jego włosy były ciemne! Skronie zapewne pokrywały mu się już siwizną, jednak ja ze swojego miejsca widziałam tylko ciemną czuprynę w żółtawym świetle lampy.

Rzuciłam się na oparcie fotela bez tchu. Miałam rację. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Mokre, gorzkie łzy spływały z moich policzków na sweter. Rozpaczałam po tym, co utraciłam i czego nigdy nie doświadczę. Potarłam skórę pod oczami, żeby pozbyć się łez, i obserwowałam otwierające się drzwi. Kobieta przywitała męża, rzucając mu się w ramiona. Wyglądali jak idealna rodzina, jakby w tym szarym domu szczęście przychodziło z łatwością. Byłam już pewna, że ona na to nie zasługuje.

Zła mama.

Bad Mommy.

Подняться наверх