Читать книгу Północny Atlantyk 1914-1918 - Tomasz Fijałkowski - Страница 6
Ataki na okręty wojenne
ОглавлениеW czerwcu 1914 r. eskadra brytyjska w drodze powrotnej z Kronsztadu złożyła wizytę flocie niemieckiej w Kilonii i została przyjęta z demonstracyjną przyjaźnią. Organizowano bankiety, przyjazne spotkania marynarzy i oficerów obu flot. Zakończyły się właśnie długotrwałe prace nad przystosowaniem Kanału Kilońskiego do przepływu superdrednotów. Wydarzenie to obchodziły uroczyście floty obu największych mocarstw morskich. Na powitanie marynarzy angielskich przybył cesarz Wilhelm II.
Niemcy wiedzieli, że Anglia nie ścierpi rozgromienia Francji i ostatecznego ustanowienia hegemonii Niemiec na kontynencie. Wojskowa teoria planu „pewnego” Schlieffena rozwiewała wszelkie pojawiające się wątpliwości. Aby Anglia skutecznie mogła brać udział w wojnie i obronić Paryż, powinna dysponować silną armią lądową, której wówczas nie miała. Nie sposób było ją stworzyć i wyszkolić w osiem tygodni. W tym czasie wojna już powinna zostać zakończona przez zwycięskie Niemcy. Interwencja angielska nie byłaby już wówczas potrzebna. Co więcej, sytuacja wewnętrzna Anglii nie sprzyjała wtrącaniu się tego państwa w sprawy europejskie.
Kiedy w Kilonii trwały uroczystości, Wilhelm II nagle wyjechał do Berlina, gdyż otrzymał depeszę zawiadamiającą go, że spiskowcy serbscy zabili w Sarajewie następcę austriackiego tronu, Franciszka Ferdynanda, i jego małżonkę[10]. W Berlinie i Wiedniu zadecydowano natychmiast, że wydarzenie sarajewskie stanowi dostateczny casus belli.
Niemcy wypowiedziały wojnę Francji 3 sierpnia 1914 r., ale już poprzedniego dnia wysłały do rządu belgijskiego ultymatywne żądanie przepuszczenia wojsk niemieckich przez jej ziemie ku granicy francuskiej. Rząd belgijski odrzucił ultimatum i zwrócił się o pomoc do Londynu. Apel stał się bezpośrednim powodem wypowiedzenia wojny przez Anglię Niemcom. „Podniecenie w Londynie rośnie z godziny na godzinę” — depeszował 2 sierpnia do Petersburga poseł rosyjski w Wielkiej Brytanii. Tego samego dnia rząd brytyjski wysłał do Niemiec notę, w której żądał uszanowania neutralności Belgii. Termin ultimatum angielskiego upływał o 23.00 czasu londyńskiego. O 23.20 pierwszy lord brytyjskiej Admiralicji, Winston Churchill, zakomunikował na posiedzeniu gabinetu, że rozesłał do wszystkich jednostek na morzach i oceanach radiogram nakazujący angielskim okrętom wojennym wszczęcie działań przeciw Niemcom[11].
Określono podział zadań politycznych oraz wojskowych dla państw ententy, ich armii oraz flot wojennych. Zadaniem Anglików było wygłodzenie i wyczerpanie państw centralnych. Niemcy, choć widzieli stale wzrastający antagonizm ze strony Anglii, nie przypuszczali, że Wielka Brytania weźmie czynny udział w wojnie, i przez to przeoczyli zamiary swego wroga.
Angielski system prowadzenia działań zbrojnych nie uległ przez lata zmianie. Sprzymierzeni mieli operować na lądzie, a Wielka Brytania dominować na morzach. Głównym zadaniem Royal Navy było zniszczenie floty wojennej i handlowej Niemiec oraz zagarnięcie zamorskich kolonii II Rzeszy.
Wystąpienie Anglików przeciwko państwom centralnym po złamaniu przez nie neutralności Belgii zaskoczyło Niemców. Kluczowe do rozwiązania pozostawały problemy aprowizacyjne — dowóz materiałów wojennych i żywności. Co więcej, aby można je było dostarczać, trzeba było osiągnąć zdecydowaną przewagę na wodach[12].
Admirał Alfred von Tirpitz uznawał, że polityka równowagi sił na morzu jest w stanie zabezpieczyć pozycję niemieckiego mocarstwa. Uważał, że Anglicy sami od czasu do czasu zalecali Niemcom, żeby „na tych kuchennych schodach” szukali swej szansy. Tirpitz zdawał sobie sprawę, że Niemcy powinni zebrać wszystkie siły, aby wejść „frontowym drzwiami” przez Ocean Atlantycki. W tym celu należało jednak osiągnąć trwały pokój na kontynencie europejskim, którego słabym punktem były stosunki z Francją[13].
W 1914 r. okazało się, że dzięki flocie, której liczebność i siła prawie przekroczyły niebezpieczną granicę wyznaczonej równowagi, Niemcy były bliskie osiągnięcia na drodze pokojowej pozycji czwartego mocarstwa, zanim Anglia znalazła okazję do interwencji. Trzeba było wyjątkowej niezręczności ze strony Niemców, żeby tak późno stworzyć jej do tego sposobność. Znakomity niemiecki mąż stanu określił ten wyczyn jako arcydzieło dyplomatyczne najwyższej klasy, aczkolwiek na opak. Tirpitz uważał, że nie było innego sposobu dla Niemiec, by osiągnąć dominującą pozycję w świecie niż przez budowę własnej floty. Za darmo żaden kraj nie osiągał większego dobrobytu. Władanie na morzu było naturalnym i koniecznym elementem rozwoju niemieckiej gospodarki, która walczyła już o palmę pierwszeństwa na świecie z Anglią i USA. Była to sytuacja niebezpieczna i nie mogła trwać długo, jeżeli godna uwagi siła morska nie byłaby w stanie postraszyć każdego, kto chciałby wyhamować pnącego się w górę rywala[14].
Niemcom zagrażało przede wszystkim odcięcie od handlu zamorskiego, z którego żyła prawie trzecia część Niemców. Jeśliby nie zdołali odzyskać swej pozycji ekonomicznej w świecie, czekałoby ich straszne zubożenie. Nic nie było w stanie zrekompensować im odepchnięcia od morza, do czego zdecydowanie dążyła Anglia[15].
Najważniejsze decyzje dotyczące użycia jednostek Kaiserliche Marine mógł podejmować cesarz Wilhelm II. Był on najwyższym zwierzchnikiem marynarki wojennej, podobnie jak wszystkich sił zbrojnych cesarskich Niemiec. Podlegali mu: minister marynarki, szef sztabu niemieckiej Admiralicji, szef gabinetu morskiego cesarza. W chwili wybuchu wojny stanowiska te piastowali odpowiednio: wielki admirał A. von Tirpitz, adm. Hugo von Pohl, adm. Georg von Müller. Minister marynarki, do którego kompetencji należały sprawy ogólnego kierownictwa i organizacji oraz budżetowe i techniczne, nie miał w czasie wojny bezpośredniego wpływu na prowadzenie działań militarnych. Sprawy planowania operacyjnego przypadały szefowi sztabu niemieckiej Admiralicji. Szef gabinetu morskiego — organu doradczego cesarza — zajmował się sprawami personalnymi korpusu oficerskiego niemieckiej marynarki.
Na początku I wojny światowej w łonie dowództwa niemieckiego zarysowały się wyraźne różnice poglądów dotyczące sposobu prowadzenia wojny morskiej. Dowództwo Hochseeflotte obstawało przy tzw. małej wojnie prowadzonej przez U-Booty i lekkie siły nawodne, zwłaszcza stawiacze min. Spotkało się to z gwałtownym sprzeciwem wysokich rangą oficerów na czele z ministrem marynarki, wielkim admirałem von Tirpitzem. Widzieli oni możliwości podjęcia bardziej zdecydowanych kroków przeciwko flocie Wielkiej Brytanii, co — łącznie z sukcesami na lądzie — mogło w konsekwencji przynieść dużo większe korzyści militarne aniżeli te, które stały się do tej pory udziałem Niemiec.
Szef sztabu niemieckiej Admiralicji otrzymał rozkaz zwołania narady w Wilhelmshaven 3 października 1914 r. Miało w niej wziąć udział możliwie jak najwięcej doświadczonych oficerów floty. Odbyła się ona w obecności dowódcy Hochseeflotte, adm. Friedricha von Ingenohla. Na naradzie starły się dwa poglądy: jeden reprezentowany przez adm. von Pohla, zgodny całkowicie z zapatrywaniami cesarza Wilhelma II, oraz konkurencyjny, pokrywający się ze stanowiskiem adm. von Tirpitza i dowódców eskadr liniowych.
Sprawę rozstrzygnął cesarz, który nakazał, by duże okręty nie wypływały z baz. Flota wojenna miała powstrzymać się od wszelkich działań mogących doprowadzić do ciężkich strat. Działania ofensywne powierzono U-Bootom. Na początku wojny Niemcy wysłali okręty podwodne ku wybrzeżom Wielkiej Brytanii. Otrzymały one rozkaz patrolowania wyjść z baz floty brytyjskiej. W jednym z takich rejsów rozpoznawczych U-20 i U-21 podpłynęły do rejonu Firth of Forth. 5 września 1914 r. oba okręty znalazły się na wschód od wysepki May, położonej u wejścia zatoki. U-Booty zastawiły tam zasadzkę. Niespodziewanie pojawił się przed nimi angielski krążownik Pathfinder. Jego załoga nie mogła spodziewać się tutaj U-Bootów. Angielscy obserwatorzy nie dostrzegli zagrożenia. Pathfinder szybko otrzymał zabójczy strzał z małej odległości. Krążownik nie miał szans na uniknięcie torpedy. Cała dziobowa część kadłuba rozpadła się na kawałki. W innej części okrętu wybuchł pożar. Rufa okrętu uniosła się do góry na kilka sekund, po czym jednostka szybko zatonęła (od trafienia torpedy minęły tylko trzy minuty). Hałas wywołany wybuchem torpedy zaalarmował angielskie torpedowce. Pathfinder miał ok. 3200 t. Z załogi liczącej 360 ludzi uratowano połowę. Oficjalnie podano, że o 16.45 U-21 dowodzony przez kapitänleutnanta Ottona Hersinga zatopił brytyjski krążownik Pathfinder.
Po wykonaniu zadania oba U-Booty wróciły 7 września do bazy w Helgolandzie. Zanim Pathfinder zatonął, zdołano opuścić na wodę zaledwie jedną szalupę. Rozbitkowie uratowali się głównie dzięki drewnianym szczątkom okrętu, na których utrzymywali się na powierzchni. Nazwa brytyjskiej jednostki w chwili ataku nie była znana w Niemczech. Dopiero później, za pośrednictwem Holendrów, dowiedziano się o niej więcej[16].
Admiralicja niemiecka wysłała U-Booty na wody okalające Wyspy Brytyjskie już we wrześniu 1914 r. 16 września dowództwo Hochseeflotte otrzymało od szefa sztabu Admiralicji rozkaz skierowania ich w rejon Cieśniny Kaletańskiej, gdzie zaobserwowano duży ruch jednostek brytyjskich i francuskich. 20 września z Helgolandu wypłynął w tym kierunku okręt U-20 pod dowództwem Ottona Weddigena. W trakcie rejsu natknął się na zespół brytyjskich krążowników: Aboukir, Cressy, Hogue. Co ciekawe, lekką eskortę tych okrętów — niszczyciele odwołano wcześniej z powodu sztormu.
22 września 1914 r. Otto Weddigen nakazał atak U-9 na brytyjskie krążowniki blisko wybrzeży Holandii. Wszystkie trzy udało się zatopić. Liczba ofiar była przerażająca — łącznie zginęło 1459 brytyjskich oficerów i marynarzy. Wyczyn Weddigena odbił się szerokim echem w świecie. Spowodował wzrost zainteresowania użyciem broni podwodnej. Sukces był tak wielki, że Jego Wysokość Cesarz Niemiec po powrocie oficera do Niemiec udekorował całą załogę U-9 Krzyżami Żelaznymi, a ich dzielnego dowódcę — Krzyżem Żelaznym I i II klasy. We wrześniu 1914 r. było to odznaczenie o bardzo dużym znaczeniu.
W 1914 r. niemieckie U-Booty zaskoczyły swych przeciwników. Jak wykazały pierwsze miesiące wojny, taktyka walki aliantów z okrętami podwodnymi Niemiec była w powijakach. Nie dysponowano odpowiednim uzbrojeniem przystosowanym do wykrywania i zwalczania podwodnego niebezpieczeństwa. Był to przykład niedoceniania nowinek technologicznych w konserwatywnych środowiskach, a do takich można było zaliczyć większość członków brytyjskiej Admiralicji.
Admirał John Jellicoe, naczelny dowódca floty Wielkiej Brytanii w latach 1914–1916, sądził, że społeczeństwo brytyjskie nie zdaje sobie sprawy ze znaczenia potęgi morskiej i że dopiero „znakomity oficer marynarki obcej, kmdr Mahan”, wykazał w swych dziełach jej wielki wpływ na historię.
Admirał Jellicoe umieścił na początku swej pracy o Wielkiej Flocie cztery punkty dotyczące celów i użyteczności marynarki brytyjskiej. Flota miała:
— Zapewnić statkom brytyjskim wolność korzystania z morza, co było sprawą zasadniczą dla kraju wyspowego, zmuszonego importować żywność.
— W razie wojny wywierać silny nacisk ekonomiczny na nieprzyjaciela, pozbawiając go możliwości korzystania z morza.
— W tym samym przypadku osłaniać i towarzyszyć armii wysłanej poza wyspy oraz zapewniać jej komunikację i zaopatrzenie.
— Przeszkodzić inwazji nieprzyjacielskiej na wyspy czy też dominia zamorskie.
Co ważne, zniszczenie nieprzyjacielskiej floty w pełni spełniało te cele. Istotą istnienia Royal Navy było wywalczenie zwycięstwa i zapewnienie Wielkiej Brytanii hegemonii na morzach.
Operowanie U-Bootów na oceanach umożliwiało de facto słabszej stronie koegzystencję na szlakach morskich. „Panowanie na morzu” nie mogło być nadal rozumiane jako panowanie nad „powierzchnią wodną”. Pojawienie się U-Bootów czyniło określenie „panowania nad morzem” względnym. Konieczne stało się wprowadzenie modyfikacji w tej klasycznej strategii[17].
Okręty podwodne postrzegano jako przydatne do celów zwiadowczych oraz obrony wybrzeża i portów. Ewentualnie, bardziej ambitnie, mogły być wykorzystywane do dobijania nieprzyjacielskich okrętów (zwłaszcza uszkodzonych), działając jako wsparcie pancerników, które nadal uważano za najważniejszy element siły morskiej. Sugestie, że można było ich użyć w działaniach ofensywnych i na dalszych akwenach, zaczęły się pojawiać, w miarę jak wprowadzano kolejne ulepszenia, ale nadal jako cel wskazywano okręty wroga. Żadne mocarstwo nie przewidywało wykorzystania okrętów podwodnych przeciwko statkom handlowym. Większość decydentów i analityków wątpiła, by mogły się stać skuteczną bronią wobec ograniczeń nałożonych przez prawo międzynarodowe. Nie dopuszczała ona do siebie myśli, że podczas wojny konwencje prawne mogą zostać odrzucone. Jedynym wyjątkiem pozostawał adm. Jacky Fisher, który ostrzegał przed niebezpieczeństwem ataków bez ostrzeżenia na statki handlowe. Jednak wówczas pogląd ten odrzucano jako niewyobrażalny[18].
Wiele do życzenia pozostawiało wciąż niewłaściwe zabezpieczenie okrętów. Od czasu wprowadzenia napędu parowego i nowoczesnej broni palnej na okręty wojenne w połowie XIX w. celem wojny morskiej było unicestwienie przeciwnika przez zatopienie obcego okrętu. Dopóki okręt trzymał się na wodzie, zachowywał wartość bojową i można go było naprawić. Dlatego ostatecznym celem broni agresywnej było śmiertelne ugodzenie podwodnych części kadłuba okrętu, a głównym celem środków obrony — zwiększenie jego bezpieczeństwa poniżej linii zanurzenia. Do 1906 r. niemieckie okręty i statki nie miały prawie żadnej ochrony przed bronią podwodną. Jednostki angielskie jeszcze w czasie I wojny światowej były niemal pozbawione takiej ochrony. W przypadku trafienia starszego typu okrętu torpedą oznaczało to dla niego przeważnie zatopienie, co potwierdziła skuteczna walka U-9 z trzema krążownikami angielskimi[19].
Od pierwszych dni wojny Grand Fleet nie czuła się pewnie w swoich bazach, ponieważ nie były one chronione przed U-Bootami. W sierpniu 1914 r. nie było zagród minowych ani sieci czy bomów. W Scapa Flow brakowało nawet dział i reflektorów. Rosyth w Firth of Forth i Invergordon w Cromarty Firth były w nie lepszej sytuacji. Wynikało to z tego, że brytyjska Admiralicja przed wojną błędnie oceniała, że odległość 450 mil z Helgolandu do Scapa Flow przekracza możliwości U-Bootów. Gdy nadeszły pierwsze raporty o obecności okrętów podwodnych w pobliżu bazy, podejrzewano nawet, że te jednostki działały z tajnych baz w fiordach norweskich lub na Wyspach Owczych.
Z inicjatywy adm. Jellicoe’a zaczęto tworzyć obronę Scapa Flow. W niektórych przejściach zatopiono statki handlowe przeznaczone do kasacji. Po obu stronach przesmyku Hoxa, głównego wejścia do zatoki południowej, ustawiono wiele mniejszego kalibru dział, zdjętych z okrętów liniowych Grand Fleet. Przystąpiono do organizowania stałych dozorów, służby obserwacyjnej, stawiano zagrody, instalowano baterie nadbrzeżne, ściągano wodnopłatowce. Prace przebiegały jednak powoli i trwały do połowy 1915 r.
Lęk przed U-Bootami był bardzo silny. Na początku września wywołał nawet panikę. Na wieść o zauważeniu rzekomego peryskopu jedne okręty zaczęły pospiesznie opuszczać sieci przeciwtorpedowe, inne czym prędzej starały się rozwinąć maksymalną prędkość, jeszcze inne bezładnie strzelały, a małe jednostki przepływały wzdłuż i wszerz zatokę w poszukiwaniu intruza. W następnym miesiącu podczas podobnego incydentu krążowniki liniowe stojące w Cromarty Firth otworzyły ogień do domniemanych U-Bootów. Najbardziej ucierpieli na tym… okoliczni mieszkańcy.
6 sierpnia 1914 r. Niemcy wysłali przeciw Grand Fleet flotyllę okrętów podwodnych (10 jednostek) pod dowództwem kmdr. ppor. H. Bauera. Wyprawa zakończyła się niepowodzeniem: nie odniesiono sukcesów, za to stracono dwa okręty podwodne. U-13 zaginął bez wieści. 8 sierpnia 1914 r. o 18.00 płynący pod flagą adm. Jellicoe Iron Duke dostrzegł przy brzegach Wysp Szetlandzkich peryskop i chciał go abordażować. Tego samego dnia ledwo uniknął torpedy drednot Monarch. Nazajutrz o świcie lekki krążownik Birmingham, ujrzawszy na powierzchni U-15, rzucił się na niego, staranował i rozciął na dwie części.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
10 E. Tarle, Dzieje Europy 1871–1919, przeł. Z. Korczak-Zawadzka, W. Zawadzki, Warszawa 1960, s. 324–325. 28 czerwca 1914 r. arcyksiążę Franciszek Ferdynand został zabity na ulicy w Sarajewie przez Gawriłę Principa, członka wojskowo-nacjonalistycznego stowarzyszenia serbskiego „Czarna Ręka” (Crna Ruka).
11 Historia powszechna, t. 7, Warszawa 1973, s. 568.
12 W. Hubert, Historia wojen morskich, Warszawa 1935, s. 201–202.
13 A. Tirpitz, op. cit., s. 152.
14 Ibidem, s. 204.
15 Ibidem, s. 160–161.
16 T. Lowell, Rycerze głębin, przeł. M. Murawski, Gdańsk 2003, s. 16–17.
17 Ludzie morza. Wojna na powierzchni wód. Z pamiętników i dokumentów, wybrał i zestawił R. Umiastowski, Warszawa 1932, s. 4–5.
18 T. Benbow, op. cit., s. 89.
19 A. Tirpitz, op. cit., s. 123.