Читать книгу Fabryka wtórów - Tomasz Mróz - Страница 4

Wielka susza i głód wiedzy

Оглавление

No, panowie! Susza! Susza jak na balu AA. – Stalowy Kazek bezradnie rozglądał się po osiedlu, szukając jakiegoś punktu zaczepienia, promyka nadziei w swym trudzie dnia codziennego. Dwóch towarzyszy niedoli mruknęło coś niemrawo. Wszyscy spuścili nosy na kwintę, a popołudnie mijało leniwie, wolno zacierając wspomnienie beznadziejnego poranka. Coś mówiło tym doświadczanym przez los ludziom, że wieczór również łatwy nie będzie. Marian dostanie rentę dopiero jutro, Pająk nie sprzedał swojej kolekcji pokryw kanałów burzowych ze względu na ich niepewne pochodzenie.

– A co jest, kurwa, pewne na tym świecie. – Kazek próbował urobić obsługę skupu. – Raz zysk, raz w pysk. Metal się marnuje, czas płynie, przeznaczenie nas goni. A pan tu marudzisz. Pan jesteś malkontent, a to bardzo niezdrowe. Malkontenci częściej zapadają na reumatyzm i schorzenia wieńcówki. No, weź pan choć jeden. Wesprzyj pan trud ludzi pracy.

Ale obsługa pozostała nieugięta. Że niby kontrole policji mają, że właściwie powinni ich wylegitymować. Ostatnie potencjalne źródło gotówki okazało się niewypałem i wózek pełen dobra wjechał z powrotem do komórki przy kamienicy Pająka, a towarzystwo powędrowało w świat szukać szczęścia w inny sposób. Stalowy tradycyjnie wiódł prym, dogadując swoim kolegom od złomiarzy-włóczęgów, wieszał psy na skupie złomu, mianując ich złomowymi kutafonami. Nawet premierowi się dostało, no bo przecież ktoś jest winien ich „pierdolonemu położeniu”. Dzień jak co dzień toczył swój bebech od wschodu do zachodu i niczemu się nie dziwił. No bo jakże dziwić się czemuś, co jest każdego dnia takie samo. Te same mordy, te same teksty, data tylko inna.

– Nudy na pudy, pić się chce. Człowiekowi strasznie się dłuży. Mogłoby to Słońce szybciej kręcić się wokół Ziemi – mruczał Marian, patrząc na czubki swoich butów, jakby tam było zaklęte rozwiązanie jego problemów.

Towarzystwo znów popadło w milczenie. Pająk mruknął tylko swoje ulubione słowo „dupa”, Marian wyraźnie wykrzesał z siebie co najlepsze i teraz pozostawał w jakże marnym stanie wegetacji. Natomiast twarz Stalowego wyrażała najwyższe zdumienie i wyraźne oznaki wzburzenia, któremu zresztą dał w końcu upust.

– Coś ty powiedział?! Że jak? Możesz powtórzyć? – wydarł się na Mariana.

Tamten podniósł zdziwiony wzrok.

– O co ci chodzi? Powiedziałem, że nudno i pić się chce. A co? Może tobie nie?

– Ale potem! Co potem powiedziałeś? Że Słońce...

– Że Słońce by mogło się szybciej kręcić wokół Ziemi. A co? Może nie? Może byś wolał, żeby wolniej? Żebyśmy się tu dłużej męczyli?

– A ty Pająk też tak uważasz, że Słońce ma się kręcić wokół Ziemi?! – Stalowy wyraźnie nie wierzył własnym uszom.

Pająk pociągnął nosem, podrapał się po karku, w końcu wzruszył ramionami i mruknął „dupa”. Po czym zapadł ponownie w rolę medytującego Indianina. Stalowy wrzał.

– A mówi ci to coś: „wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię”?! Ile ty masz lat?

Marian wybałuszył oczy, przełknął ślinę. Wkurwiony Stalowy to nic nowego. Właściwie to niewkurwiony ich dziwił, ale tym razem wyraźnie pił do Mariana, a ten czuł się Bogu ducha winny.

– Stalowy, weź się odpierdol! Mam, ile mam. Na swoją rentę zapracowałem. W odróżnieniu od niektórych tutaj.

Atak jako obrona. Ze Stalowym nie można miękko. Mięczaków zjada bez popijania.

– Człowieku! To jest średniowiecze. Przecież Ziemia się kręci wokół Słońca, a nie odwrotnie!

– Ach, o to ci chodzi! – Twarz Mariana się rozjaśniła. – Weź się wyrażaj jaśniej, bo już myślałem, że ci odwaliło. My tu mamy poważne problemy, a temu przeszkadza, że Słońce... He, he, he! Naukowiec ławeczkowy! A jak ci powiem, że Mars się ma kręcić wokół Ziemi, to też mnie objedziesz, co!?

– Nie, bo Mars się kręci wokół Ziemi.

Zapadła ponura cisza. To, co w zamierzeniu Mariana miało być puentą konfliktu i łagodnym zejściem w normalny stan bytowania, stało się zarzewiem kolejnej zaczepki.

– No dobra. Może się kręci. I co?

– To, że jesteście ignoranci i nieuki. Myślicie tylko, kiedy renta przyjdzie, bo brakuje wam na wino. A wokół wszechświat, nauka, innowacje! A ten... Ja pierdolę!

– A co?! Może ty nie czekasz na rentę?! Na moją rentę! Może ty jesteś ten od nauki albo innowacji?! Chyba takich, jak znowu wydębić kasę od Kisiela na wódę. Stalowy, pogięło cię?! Przecież nie możesz z powodu Słońca, Marsa i cholera wie jeszcze jakich innych kosmicznych głupot robić tu cyrku. To nas nie dotyczy. To tylko nazwy z książki! Teoria. Normalnym ludziom one na nic. No chyba żeby zaimponować kolegom. Co nie?

Kazek przez chwilę bębnił palcami w dechę ławki, potem wstał i westchnął, mówiąc:

– Jasne. Racja. Ale od jutra trzeba coś z tym zrobić. Cześć pracy. Siemanko.

I poszedł.

– Ty, Pająk, co od jutra niby mamy robić? Z czym? Rozumiesz coś?

Pająk długo patrzył w przestrzeń, w końcu powiedział swoje ulubione słowo i patrzył dalej.

Następnego dnia Słońce kręciło się jak zwykle, znaczy... Ziemia kręciła się jak zwykle wokół Słońca. Towarzystwo leniwie podążało na swoje stanowiska. Stalowy nieco bardziej nerwowy niż zazwyczaj trzymał w ręku książkę. Gdy już usiedli, rozpoczął swoje nauki.

– Postanowiłem, że nadrobicie, mhm... że nadrobimy zaległości w nauce. Wykształceni ludzie są pożyteczni i cenni dla społeczeństwa, a my chcemy być pożyteczni i cenni, co nie?

Twarze Pająka i Mariana wyrażały nikłą chęć bycia cennym i pożytecznym, właściwie nie wyrażały jej wcale, ale niezrażony Stalowy ciągnął dalej.

– Dodatkowo, wykształcony człowiek się nie nudzi. W swojej wiedzy sam sobie dostarcza bodźców rozwojowych. Jest ciekawy świata, żyje, a nie wegetuje nędznie jak, jak... – Zawahał się, kogo wskazać jako nędznie wegetującą istotę, pewnie z obawy, że dostanie od wskazanego po twarzy. – Jak niektórzy – dokończył bez konkretów.

Miny dwóch kompanów nie wyrażały niczego, co można by nazwać reakcją na przemowę Stalowego. Ten miał ochotę postawić przed nimi lustro, by zaprezentować dwa modelowe przykłady istot nędznie wegetujących, ale wiedział, że nie tędy droga, że nie można przesadzać w dołowaniu kumpli. Trzeba ich zachęcić, pokazać korzyści płynące z nauki.

– Wykształcony człowiek radzi sobie lepiej w życiu, w pracy. No wszędzie.

W końcu Marian nie wytrzymał:

– A ty skąd to wszystko wiesz? Przecież nie jesteś wykształcony.

Stalowy się nadął, podniósł dumnie czoło.

– A właśnie, że jestem... No, trochę jestem... – Właśnie miał zacząć określać poziom swojego wykształcenia, ale Marian go ubiegł.

– Tym gorzej, bo twój przykład wcale nie udowadnia, że wykształcenie jest dobre.

– Że niby, kurwa, co?! Że niby se nie radzę, tak?! – Stalowy poderwał się z ławki jak kukiełka na sprężynce wyskakująca z pudełka.

– A radzisz se? – Marian też stał gotowy do bójki.

– Spokój! – Pająk wszedł między nich. – Kończ, Kazek, ale konkretnie, bez rozwodzenia się, bo na razie nie kapujemy, o co biega. A ty się uspokój. Niech dokończy i wtedy będzie lanie po mordach.

Usiedli. Stalowy powrócił do swoich wywodów.

– W każdym razie wiedzieć jest lepiej, niż nie wiedzieć. Będziemy się różnych rzeczy dowiadywać, z książek, prasy, od innych. Zaczniemy się uczyć. I dzięki temu będziemy mądrzejsi.

– Po co? – Marian znowu zaczął rezonować. Kazek już był gotów zerwać się z ławki, ale Pająk ponownie ich uspokoił.

– Chce, niech uczy, może coś z tego będzie. Mnie tam wisi. Kręci się czy nie kręci, teoria czy nie teoria – mruknął. – Ale mam dość waszych kłótni o pierdoły.

Kazek pociągnął nosem, spojrzał przeciągle na Pająka, nie wiedząc, czy ma mu podziękować, czy opierdolić go za niepotrzebną interwencję. W końcu wydusił z siebie „Dziękkkk...” i otworzył książkę.

– Pierwszy punkt: astronomia. Mam tu Małą Encyklopedię PWN, rok wydania 1971. Pamiętasz, Pająk, kiedyś znalazłeś ją przy śmietniku na Bałtyckiej. Leżała se, leżała, aż się przydała. Układ Słoneczny. Tutaj pod hasłem „Słoneczny Układ”. – Stalowy wertował księgę, aż znalazł odpowiedni punkt. Po czym rozpoczął odczyt, zacinając się na trudniejszych słowach.

– Układ Słoneczny to Słońce wraz z otaczającą je i związaną z nim grawita-ty-ca-cyjnie materią w postaci planet z ich księżycami, planetoid, komet i metero...metody...me-te-re-doroidów, a także pyłu i gazu wypełniających przestrzeń międzyplanetarną. Obiekty Układu Słonecznego są powiązane siłami wzajemnych oddziaływań, z których najsilniejsze jest grawitacyjne oddziaływanie Słońca. Ciałem centralnym, skupiającym prawie całą, czyli dziewięćdziesiąt dziewięć i osiemdziesiąt siedem procent, masę Układu Słonecznego jest Słońce, obiegane przez osiem planet. Czyli, kurwa, nie my. Słońce jest w środku, zrozumieliście, średniowieczne głąby? Najbliżej Słońca, w przedziale odległości 0,4–1,5 AU, to chyba jakaś astronomiczna jednostka, czy cholera wie co, poruszają się cztery planety grupy ziemskiej: Merkury, Wenus, Ziemia, Mars. Czyli, kurwa, naszej. A w przedziale odległości 5–30 AU cztery tak zwane planety grupy jowiszowej, czyli nie naszej, zwane olbrzymami lub gigantami: Jowisz, Saturn, Uran, Neptun. Między orbitami Marsa i Jowisza...

– Weź, Kazek, zwolnij! – Marian bezradnie spoglądał na kompanów. – Ja już się pogubiłem.

– No dobra. Na tym możemy chwilowo zakończyć. Podsumowanie. Co zrozumieliście?

Nastała grobowa cisza. Jakiś ptaszek zaczął swoje trele, w tle zadzwonił tramwaj. Hen, wysoko nad chmurami szumiał samolot. Ale tu było jak makiem zasiał. W końcu Kazek nie zdzierżył.

– No to jak z tym Słońcem: kręci się czy nie?

– Noo, chyba tak... – zaczął niepewnie Marian.

– Jak tak!? – wrzasnął Kazek. – Przecież słyszeliście wyraźnie, jest ciałem centralnym. Cen-tral-nym! Czyli tym w środku. Tak czy nie?!

Ponownie nastała ponura cisza. Pająk patrzył w dal, Marian udawał, że myśli. Stalowy aż bulgotał.

– Idioci, nieuki!

– Pająk! Mogę go już jebnąć? – Marian zerwał się jak oparzony. Pająk skinął w zadumie głową. Panowie zaczęli się okładać, Mała Encyklopedia PWN pofrunęła na trawnik, zaraz za nią poleciało dwóch dorosłych facetów tłumaczących sobie zawzięcie, gdzie naprawdę tkwi Słońce. Dzisiejszy dzień zaczął się od walki z nudą i wstecznictwem. I jak na razie sukces akcji był pełny.

Fabryka wtórów

Подняться наверх