Читать книгу Krwawiące serce Azji - Tomasz Turowski - Страница 7

Prolog

Оглавление

Paweł siedział za biurkiem w swoim gabinecie polskiej ambasady w Moskwie. Widok zza nieco przybrudzonych szyb pierwszego piętra głównego bloku placówki nie był zbyt inspirujący. Naprzeciwko, wzdłuż Bolszoj Gruzinskoj, perspektywę zamykały brunatnoczarne od smogu, ceglane budynki służb technicznych metra. Były tam zainstalowane stałe punkty obserwacyjne FSB (Federalna Służba Bezpieczeństwa Rosji) oraz systemy podsłuchowe, także mikrofony kierunkowe, wycelowane w to skrzydło polskiego przedstawicielstwa, gdzie mieściły się gabinety pracowników pionu politycznego. Miało to tę zaletę, że jeśli chciało się inspirować i dezinformować rosyjskie służby, wystarczyło uchylić dolną część dwójdzielnego okna pod pretekstem wietrzenia i prowadzić głośną rozmowę telefoniczną bądź dialog z pracownikiem. Oczywiście nie należało z tym przesadzać, bo po drugiej stronie też byli fachowcy.

Dalej, bardziej na prawo, wzdłuż ulicy Klimaszkina ciągnął się szereg szarych, anonimowych kamienic, przerwany jaskrawą czerwienią fasady apartamentowca dla nowobogackich. Graniczył on ze skwerem, na którego środku wznosił się pomnik Szoty Rustawelego, średniowiecznego poety i dworzanina królowej Tamary, autora eposu narodowego Gruzinów „Rycerz w tygrysiej skórze”.

Wiosna przechodziła już w lato i powinno być zielono, choć trudno to było w sercu tej metropolii zauważyć. Zniechęcony depresyjnym obrazem, na który chcąc nie chcąc musiał stale spoglądać, chyba że zmieni ustawienie biurka, na co nie mógł się jakoś zdecydować, Paweł zaczął przerzucać stos notatek, piętrzący się na rozległym blacie.

Były wśród nich szkice raportów dotyczące sytuacji na południowo-wschodniej flance WNP (Wspólnoty Niepodległych Państw). Tę sztuczną nieco formację stanowiły państwa, które wyemancypowały się z byłego Związku Radzieckiego po jego rozpadzie. Po zachłyśnięciu się niepodległością, szybko wziętą w karby przez byłych sekretarzy partii tych krajów, którzy w czarodziejski sposób przeobrazili się w nacjonalistów – kazachskich, uzbeckich czy tadżyckich, przyszły chwile opamiętania. Sieć związków z Rosją była tak gęsta, że jej natychmiastowe rozerwanie nie wchodziło w rachubę. Również Rosja chciała zachować swe wpływy, chociaż święto obchodzone z okazji powstania Federacji Rosyjskiej jako odrębnego państwa niektórzy członkowie jej establishmentu nazywali złośliwie „świętem wyzwolenia Rosji od republik radzieckich”.

W każdym razie we wspomnianym już Tadżykistanie sprawy nie miały się dobrze. Używając dyplomatycznej nowomowy, można tam było mówić o chwiejnej równowadze lub destabilizacji. Po ludzku mówiąc, raz wybuchała tam jasnym płomieniem, a raz przygasała wojna domowa, podsycana przez islamistów starających się pokonać słaby rząd.

Paweł trafił do Moskwy na stanowisko radcy polskiej ambasady niejako z automatu, bo wcześniej w Ministerstwie Spraw Zagranicznych odpowiadał właśnie za sektor WNP i zajmował się analizą relacji tych nowo powstałych państw z Rosją i vice versa.

Medytował teraz, które papiery zmienić w depeszę do MSZ, a które powinny dotrzeć do Urzędu Ochrony Państwa. Praca była dla niego zawsze podwójnym ciężarem, musiał bowiem wywiązywać się ze swych obowiązków dyplomaty wobec gmachu na Szucha, a jako oficer służb zobligowany był do zasilania zasobów informacyjnych centrali polskiego wywiadu. Nie narzekał jednak, rozumiał, że przechodzące transformację państwo polskie musi okrzepnąć, a jednym z elementów jego siły powinna być solidna baza danych, dotycząca działań i zamiarów sąsiadów Rzeczypospolitej, mogących wpływać na jej losy.

Wieści z południowo-wschodniej części pękniętego imperium, z „miękkiego podbrzusza” Rosji, interesowały też nowych sojuszników Polski, szczególnie tych zza Atlantyku. W dodatku Polacy znali i rozumieli historię i stosunki panujące w byłym globalnym mocarstwie – ZSRR i jego spadkobierczyni – Federacji Rosyjskiej. Byli w stanie dostrzec to, co umykało tęgim głowom waszyngtońskich think tanków, umieli też poruszać się po tym skomplikowanym obszarze, na którym Amerykanie czuli się zagubieni. Paweł natomiast czuł się tu jak ryba w wodzie. Po „szalonych latach dziewięćdziesiątych”, gdzie jeden typ o byczym karku z grubym złotym łańcuchem na krótkiej szyi rozwalał z lubością wygolony łeb podobnego sobie, gdy rozszarpywano niezmierzone bogactwa największego państwa świata, gdy uwłaszczano się za marne kopiejki na wielomiliardowych dobrach, miał okazję oglądać to z bliska. Nic go już nie dziwiło. W porównaniu z przełomem lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, gdy szalały tu mafie, druga połowa lat dziewięćdziesiątych wydawała się dla Moskwy i całej Rosji zwiastunem zbliżania się czasów spokoju. Z tym spokojem było jednak jak z horyzontem – im bardziej się do niego zbliżyć, tym bardziej się oddalał.

W każdym razie Paweł, mimo nawału zajęć, nudził się prawie, nie czując żadnych zewnętrznych stymulujących impulsów. Jakby moskiewskie życie na wysokich obrotach nagle straciło impet i wchodziło w koleiny zbliżone do normalności. Tak mu się przynajmniej wydawało. Nic nie wskazywało na wydarzenia, w których centrum niebawem miał się znaleźć. – Jak mawiają żeglarze, nadmierna cisza, „sztil”, często zwiastuje nadciągający sztorm.

Krwawiące serce Azji

Подняться наверх