Читать книгу Dzięki za tę podróż - Tommy Wallach - Страница 9

NARRACJA TRZECIOOSOBOWA:
PORAŻKA

Оглавление

Chłopak siedział na ławce w holu hotelu Palace. Było koło wpół do ósmej rano, co oznacza, że powinien przebywać w szkole. Ale zawsze uważał, że chodzenie do szkoły w Halloween to idiotyzm. Więc sobie odpuścił.

Może zajrzy tam trochę później. Może nie. Sprawy wzięły taki obrót, że to już właściwie nie miało znaczenia.

Wyglądało na to, że rzucał się w oczy bardziej niż zwykle. Odwiedzał hotel Palace wielokrotnie, ale zawsze w weekendy. W środku tygodnia nie działo się tutaj aż tyle, by ktoś taki jak on mógł przejść niezauważony. Nosił brudnawe dżinsy i stary czarny T-shirt. Włosy miał długie i rozczochrane. (Prawdopodobnie. Nie zdążył rzucić okiem w lustro przed wyjściem z domu).

Poza tym był Latynosem. Jednym z niewielu obecnych w budynku Latynosów, którzy nie sprzątali w pokojach, nie myli naczyń ani nie szorowali podłóg starych, bogatych, białych ludzi. Mówiąc wprost – wyglądał jak ktoś, kto znalazł się tu z zamiarami mniej lub bardziej przestępczej natury. Cóż za rasistowski, ksenofobiczny, totalnie niepoprawny politycznie pogląd.

Tyle że słuszny.

Chłopak w żadnym razie nie wyglądał na bandziora. Ot, przeciętny nastolatek. No, może nie taki przeciętny. Moglibyście uznać, że jest całkiem spoko. Dobra, nie zaraz spoko, ale też i nie tak całkiem niespoko. Wiecie, normalny poziom fajności. Mocne siedem na dziesięć. W lepsze dni nawet cztery z plusem. Przy właściwym oświetleniu, pod możliwie najlepszym kątem. Uwzględniającym jego krzaczaste brwi, dziwne zagłębienia w policzkach, widoczne, gdy się uśmiechał – i ten dołek w kształcie dupki w brodzie…

*

Ja pierdolę, to jest jakaś porażka, co nie?

Pomyślałem, że lepiej będzie napisać to w trzeciej osobie. Żeby zyskać krytyczną perspektywę. Ale pisanie o tym, że jestem fajny, przy jednoczesnym udawaniu, że to wcale nie ja piszę o tym, że jestem fajny – to jest zryte, no. To jak samemu sobie pisać list referencyjny albo coś w tym rodzaju.

Kurna, właśnie zauważyłem, że padło słowo na P. O, a teraz napisałem jeszcze „kurna”. W sumie to mógłbym przekreślić je oba, ale wolałbym nie. Wiecie co? Czy naprawdę tylko dlatego, że ja jestem tym, kim jestem, a wy – no, wy jesteście wy – musimy bawić się w udawanie, że słowo „pierdolić” nie istnieje? Czy muszę wam tutaj snuć rzewne baśnie z mchu i paproci o tym, jak to nauczyciel zmienił moje życie, mówiąc na lekcji, że Szekspir był pierwszym raperem w dziejach? Albo o tym, jak dzielnie uprawiałem wolontariat w ośrodku dla bezdomnych nastolatków chorych na raka, czy coś? Dzięki czemu na moje serce padł promień altruizmu? Albo może jedźmy po calaku. Sprzedam wam wyciskającą łzy historię o tym, co stało się z moim tatą, albo coś innego równie dołującego, co was tak przybije, że pomyślicie: „Dobra tam, po coś w sumie mamy te kwoty dla mniejszości, a dzieciaka już dosyć życie sponiewierało”. A więc przybijecie pieczątkę, gdzie trzeba, i w kwietniu dostanę taką dużą kopertę.

*

No więc nie. Nie wdawajmy się w gierki. Spytaliście: „Jakie doświadczenie ze swojego życia mógłbyś określić jako najważniejsze?” – i ja wam odpowiem, choć moja odpowiedź może przekroczyć te przepisowe pięć tysięcy słów. Mogą się w niej znaleźć słowa na P. A nawet czynności tym słowem określane. A poza tym mnóstwo różnych rzeczy, takich rzeczy, że musiałbym upaść na głowę, żeby o nich napisać i jeszcze wam to wysłać.

To właśnie zrobię, a wy podejmiecie decyzję.

*

Zacznijmy od początku.

Miło mi was poznać. Jestem Parker Santé. Średnio fajny i słabo mi idzie pisanie w trzeciej osobie. Oto jak zaczęło się najważniejsze doświadczenie w moim życiu.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Dzięki za tę podróż

Подняться наверх