Читать книгу Zaginiona sukcesorka. Księga 2 Sagi Skrzydła ognia - Tui T Sutherland - Страница 12
Rozdział 1
ОглавлениеFala uderzyła z rykiem o plażę i rozbiła się o łapy Tsunami. Jej połączone błoną pławną szpony zanurzały się w mokrym piasku, niebieskie skrzydła wydymały się na wietrze.
Uniosła głowę, wdychając wzburzone morskie powietrze.
Tu było jej miejsce. To było jej morze.
– Niech zgadnę – rzuciła kpiąco Gloria, która stała za jej plecami. – Oto zapach wolności.
– Wolność zalatuje rybami – zauważył Gwiezdny Lotnik. – I dla jasności dodam, że od tego smrodu aż wykręca smokowi nos.
– A mnie się podoba – odpowiedziała Tsunami.
Oto co Szpony Pokoju jej ukradły. Całe życie trzymały ją uwięzioną w zatęchłym, ponurym powietrzu pod górą, kiedy powinna być tutaj, latać, pływać i żyć jak prawdziwy Morskoskrzydły.
Gwiezdny Lotnik zerknął na niebo i przesunął się w stronę ciemnego listowia okalającego plażę.
– Nie powinniśmy zostać pod drzewami? A jeśli wypatrzy nas patrol? Znaczy... – Urwał i głęboko odetchnął. – Musimy zostać pod drzewami. W porządku. Tak. W tej chwili wracamy pod drzewa!
Smoczęta udały, że go nie słyszą, chociaż Słonko rzuciła mu litościwe spojrzenie.
Tsunami pochyliła głowę, żeby przyjrzeć się falom obmywającym jej szpony.
Małe kształty, srebrne, zielone i żółte śmigały po płyciznach. Zapach morza miał w sobie znacznie więcej życia niż podziemna rzeka.
Naprawdę minął tylko tydzień od ich ucieczki od opiekunów? Trudno było przypomnieć sobie, jak dużo czasu spędzili w więzieniu Nieboskrzydłych.
Jednakże jedno Tsunami pamiętała doskonale: trzask łamanej kości pod swoimi łapami.
Wykopała szponem dziurę w piasku.
Musiałam zabić tego Morskoskrzydłego. Królowa Czerwień zmusiła nas do walki. Nie było innego wyjścia z areny. A on oszalał. Musiałam wybrać: on albo ja.
Te myśli krążyły jej po głowie jak smoki o połamanych skrzydłach. Pokręciła głową i rozłożyła skrzydła. To było idiotyczne. Była smokiem czy wyskrobkiem? Smoki powinny być zaciekłymi wojownikami; jedna mała śmierć nie powinna nią tak wstrząsnąć.
Poza tym Gloria narobiła większych szkód swoim jadem i nie sprawiała wrażenia ani trochę poruszonej.
– Wiecie, co mnie by się spodobało? – zapytał ponuro Łupek. – Ryby. Mnóstwo ryb. Ogromne ryby, które mógłbym zjeść, zamiast tego drobiazgu.
Błotoskrzydły usiadł na piasku obok Tsunami. W brzuchu zaburczało mu tak głośno, że wszyscy usłyszeli.
Słonko zachichotała.
– Przecież dopiero co złapałeś wczoraj tę ogromną świnię dla nas wszystkich.
– Nie była ogromna – powiedział Łupek. Westchnął i opuścił skrzydła. – To była najmniejsza świnka na całym świecie.
– Trzeba było zjeść moje marchewki. – Słonko wspięła się po jego grzbiecie i zerknęła na morze.
Słońce właśnie wstawało na jasnobrzoskwiniowym niebie, rzucając przerywane ścieżki światła na wodę. Dwa księżyce, zaledwie odpryski jak cieniutkie szpony, znikały za górami.
– Mówię poważnie – odezwał się Gwiezdny Lotnik. – Na plaży nie jest bezpiecznie. Szukają nas Błotoskrzydłe i Nieboskrzydłe.
Sam stał daleko poza zasięgiem fal i próbował strząsnąć z łap piasek.
Z punktu widzenia Tsunami już stracili dzień, lecąc na południe od delty Diamentowej Mgiełki, ponieważ Gwiezdny Lotnik zamartwiał się i narzekał tak długo, aż wszyscy ustąpili. Tak, Nieboskrzydłe ich szukały. I bez wątpienia były dość rozgniewane z powodu Glorii, która być może zabiła ich królową podczas ucieczki.
Tyle że Tsunami nie chciała ciągle uciekać. Chciała odnaleźć rodzinę. Kiedy już bliscy dowiedzą się, kim Tsunami jest, z pewnością ochronią ją i jej przyjaciół.
A przede wszystkim chciała, żeby Gwiezdny Lotnik przestał marudzić, narzekać i się szarogęsić. Pozostali denerwowali się przez to i trudniej było ich zorganizować. Niemal żałowała, że Nocoskrzydłe go zwróciły.
– Dlaczego akurat ty tak bardzo się martwisz? – zapytała go Tsunami. – Twoi Nocoskrzydli przyjaciele nie przylecą ci znowu na ratunek, jeśli Nieboskrzydłe jeszcze raz nas złapią?
Gwiezdny Lotnik zatrzepotał z oburzeniem skrzydłami.
– Nie martwię się o siebie – powiedział. – Staram się zadbać o bezpieczeństwo nas wszystkich. – Zerknął na Słonko i schylił głowę.
– Wystarczy, że ja dbam o nasze bezpieczeństwo! – zaprotestowała Tsunami. – Czy kiedykolwiek źle nas poprowadziłam?
– No wiesz – odezwała się Gloria – był taki moment, kiedy złapały nas Nieboskrzydłe i ich królowa omal nas nie zabiła...
Tsunami uderzyła ogonem w wodę, ochlapując Glorię zimną falą. Deszczoskrzydła syknęła i odskoczyła od morza.
– Przestańcie! – krzyknęła Słonko. – Przestańcie się kłócić. Łupek, powiedz im coś. – Poklepała go po głowie, żeby oderwał wzrok od maleńkich rybek pływających wokół jego stóp.
– A, tak, posłuchajmy naszego skrzydliska – zakpiła Gloria.
Jej łuski tego ranka były złote jak łuski Słonka, ale przesuwały się po nich rozbryzgi morskiego błękitu. Usiadła i ziewnęła, patrząc na Tsunami i odsłaniając zęby jadowe.
– Ej – powiedział Łupek, szturchając Tsunami skrzydłem. – Gwiezdny Lotnik ma prawo się martwić. Nie wiemy nawet, czy królowa Czerwień umarła, czy nadal żyje. Ale – dodał szybko – wiem, że chcesz jak najszybciej odnaleźć Morskoskrzydłe. No to poszukajmy ich, zamiast kłócić się o to, i wtedy szybciej znajdziemy się w bezpiecznym miejscu.
Tsunami rzuciła jeszcze jedno spojrzenie spod zmrużonych powiek Gwiezdnemu Lotnikowi, a potem odwróciła się do morza. Łupek miał rację; najistotniejsze było znalezienie jej rodziny i bezpiecznej kryjówki dla całej piątki.
– Rety, taki mądry i taki duży – pokpiwała Gloria.
– Właśnie, że tak – powiedziała Słonko, obejmując Łupka za szyję.
Gwiezdny Lotnik usiadł, smutno owijając ogon wokół łap.
Gloria złożyła skrzydła barwy słońca.
– To co teraz? Powinniśmy zawołać: „Ej, Morskoskrzydłe, mamy waszą zaginioną księżniczkę!” i poczekać, aż smoki wyskoczą radośnie z morza?
– Z ucztą! – wykrzyknął Łupek, płosząc mewę, która poderwała się w powietrze. – Pod koniec historii była uczta! Kiedy zaginiona Morskoskrzydła księżniczka wróciła do domu, jej rodzice tak się ucieszyli, że urządzili ucztę. Pamiętam ucztę. Zjedli całego wieloryba. To była świetna uczta. Założę się, że zjadłbym wieloryba. Myślicie, że będzie uczta?
– „Zaginiona księżniczka” to tylko historyjka na zwoju – powiedział Gwiezdny Lotnik. – Nie mamy pojęcia, na co tak naprawdę natrafimy w Królestwie Morza.
– To prawda. – Łupkowi oklapły skrzydła. – Możesz nie znaleźć tego, na co masz nadzieję, Tsunami. Tak jak kiedy ja się dowiedziałem, że matka sprzedała mnie za krowę.
– Ejże – upomniała go Gloria – za co najmniej dwie krowy.
– Hm. Pocieszyłaś mnie.
Tsunami była pewna, że jej się coś takiego nie przytrafi. Może marzenia Łupka na temat rodziny okazały się całkiem nierealne, ale jej rodzina będzie idealna. Nabrała pewności zwłaszcza teraz, kiedy się dowiedziała, że jej jajo wykradziono z Królewskiej Wylęgarni.
Była córką Morskoskrzydłej królowej.
I to nie koniec – według Gwiezdnego Lotnika żadna z pozostałych córek królowej nie dożyła dorosłości. Tsunami była jedyną żywą następczynią tronu Morskoskrzydłych. Pewnego dnia zostanie ich królową.
Prawda, to znaczyło, że pewnego dnia będzie musiała walczyć z własną matką na śmierć i życie, żeby zostać królową. Ten dzień mógł być jednak tak odległy, jak tego zechce. Nie musiała myśleć o tym teraz.
Rozłożyła skrzydła i znowu odetchnęła słonym powietrzem. Kątem oka widziała maleńkie stworzenia wyskakujące spomiędzy drobinek piasku i znikające wśród nich ponownie.
– Mogłabym po prostu zanurkować i poszukać pałacu Morskoskrzydłych – zaproponowała.
– Tam? – Gwiezdny Lotnik sprawiał wrażenie zaniepokojonego.
Rozłożył skrzydła i strzepnął z nich piasek, mrugając nerwowo.
– A gdzie proponujesz, żebym szukała Morskoskrzydłych? – zapytała Tsunami.
– Pływanie w morzu nie przypomina pływania w podziemnej rzece – pouczył ją Gwiezdny Lotnik. – Są tam silne prądy i nieprzewidywalne fale, i wielkie stworzenia z zębiskami...
– Ja jestem wielkim stworzeniem z zębiskami. – Tsunami wyszczerzyła do niego zęby w uśmiechu.
Nie roześmiał się.
– To nie jest bezpieczne. A jeśli cię stracimy?
Tsunami chciała szturchnąć jego zmarszczony z troski pysk najostrzejszym szponem.
– Rozchmurz się – odezwała się do Nocoskrzydłego Słonko. – Tsunami wszystko potrafi. I jak ma dotrzeć do domu i swojej rodziny, jeśli nie wejdzie do morza?
– O, nie! – Łupek podniósł się, rozrzucając piasek i prawie zrzucając Słonko, która złapała się z krzykiem jego szyi.
Piasek, muszelki i maleńkie, zdumione krabiki poleciały na wszystkie strony, kiedy machnął ogonem.
– Ej! Przestań! – rozkazała Gloria, osłaniając oczy.
– A co z nami? – Łupek zatrzepotał wielkimi brązowymi skrzydłami. – Nie pomyślałem o tym! Tsunami, nie możemy udać się z tobą do pałacu Morskoskrzydłych. Nie potrafimy oddychać pod wodą! Jak mamy trzymać się razem, jeśli zejdziesz pod wodę? – Przejechał szponami po płytkiej wodzie, zostawiając głębokie rowki w mokrym piasku. – Co zrobimy?
Tsunami uwielbiała Łupka, kiedy tak się gorączkował. Uwielbiała też to, że potrzebował całego dnia, żeby dotarło do niego, że Królestwo Morza znajduje się pod wodą.
– Serio pytasz? – zapytała Łupka Gloria. – Tyle było tych lekcji geografii i nic ci nie zapadło w pamięć?
Zdumiony Łupek zatoczył kółeczko, obracając się. Kraby uciekały przed jego ogromnymi łapami.
– Co?
– Morskoskrzydłe mają też pałac nad wodą – rzekł Gwiezdny Lotnik tonem, który mówił „powinieneś był więcej się uczyć”. – Żeby przyjmować w nim gości, takich jak ich Piaskoskrzydła sojuszniczka Żagiew. Znajduje się gdzieś w Zatoce Tysiąca Łusek.
– Aha.
Łupek usiadł z powrotem i westchnął głęboko.
Słonko poklepała go po ramieniu.
– Ja też o tym nie pamiętałam – pocieszyła go. – Czyli lecimy tam, zgadza się?
– To nie takie łatwe – powstrzymał ją Gwiezdny Lotnik. – Oba pałace Morskoskrzydłych, podwodny i naziemny, są ukryte. Dzięki temu Morskoskrzydłe smoki przetrwały do tej pory w tej wojnie, chociaż nie dysponują ogniem jak inne plemiona. Nikt nie może ich odnaleźć i zaatakować ich domów.
– To coś w stylu Nocoskrzydłych – dogryzła mu Gloria.
– To nie ma nic wspólnego z Nocoskrzydłymi! – krzyknęła Tsunami. – Morskoskrzydłe nie próbują odgrywać tajemniczych i nie zachowują się pretensjonalnie. Po prostu rozsądnie chronią swoje domy.
– Mamy ponad tysiąc wysp do przeszukania, ale pewnie i tak... – Gwiezdny Lotnik urwał w połowie zdania i zerknął znowu w niebo. – Czy ktoś jeszcze czuje zapach ognia?
– Na trzy księżyce, nie będę się chować pod drzewami za każdym razem, kiedy przestraszy cię jakiś drobiazg. – Tsunami westchnęła.
– Czekaj, wydaje mi się, że Gwiezdny Lotnik ma rację – powiedziała Słonko, unosząc głowę. – Słyszę łopot skrzydeł.
– Ja też – dodał Gwiezdny Lotnik.
Zaniepokojony zjeżył kolczasty grzebień na grzbiecie i śmignął pod drzewa najszybciej jak potrafił.
– Z takiej odległości? – powątpiewała Tsunami. – Niczego tam nie widzę.
Kiedy to powiedziała, dostrzegła grupkę czerwonych kropek, niczym rozbryzg krwi na niebie, lecącą od strony gór na północnym zachodzie.
Ku nim nadlatywał patrol Nieboskrzydłych.