Читать книгу W poszukiwaniu źródła Kim jesteśmy i skąd pochodzimy - Łukasz Kulak - Страница 5

Zapomniana prawda

Оглавление

Od urodzenia ludzkie oczy spowija zasłona niewiedzy. Jeżeli powiem ci, że jesteś Nieskończoną Świadomością i Miłością, w zasadzie nie przekazuję ci niczego, o czym nie wiesz. Mówię ci natomiast to, o czym zapomniałeś. Przed przyjściem na ten pozornie fizyczny świat byłeś czystą Świadomością. Jako niematerialny byt, nie musiałeś myśleć, by wiedzieć. Na poziomie wyższej świadomości stanowiłeś (wciąż stanowisz) przejaw czystego potencjału i zawierałeś w sobie wszystkie możliwości. W świecie, z którego pochodzisz, nie ma czasu, sekwencji zdarzeń, materialności w jakiejkolwiek formie, odległości między miejscami, a więc możesz być jednocześnie w tym, co nazywamy przeszłością i przyszłością, jednocześnie. Nasza prawdziwa tożsamość, czyli Nieskończona Świadomość, jak już zdążyłem napisać, operuje na nieporównywalnie wyższym i głębszym wymiarze rzeczywistości. W swojej pierwotnej formie jesteśmy istotami energetycznymi, duchowymi. Można by teraz zadać pytanie: „Skąd w takim razie wiadomo, że jesteśmy nieskończoną świadomością? I co to w ogóle oznacza?”. Przede wszystkim badania naukowe potwierdziły, że świadomość nie jest efektem procesów zachodzących w mózgu. Przypadki śmierci klinicznej dowodzą, że pomimo ustania pracy tego narządu, pacjent potrafił np. opowiedzieć, co działo się podczas reanimacji jego ciała. Świadomość jest nieskończona, ponieważ jest nieśmiertelna. Oprócz niepodważalnych faktów dostarczanych przez akademicką naukę (medycynę, ale i fizykę) do odpowiedzi na postawione wyżej pytanie nieocenione są „metody” alternatywne. Jedną z tych metod jest medytacja. Ideą medytacji jest zaprzestanie myślenia i przejście w stan wytężonej koncentracji, co jednak dla większości ludzi jest rzeczą wręcz niemożliwą. Jest to w ogóle podstawową przyczyną, dla której ludzkość zapomniała, kim jest tak naprawdę. Staliśmy się niewolnikami naszego rozumu, ale nie oznacza to, że już nic nie da się zrobić. Żeby wejść w stan medytacyjny wystarczy się na niego nastawić. Nic na siłę. Po prostu wyraź mocną intencję wyciszenia myśli. Najlepiej jak wokół ciebie panować będzie cisza. Umysł jest jak małpa skacząca po drzewach. Wszędzie jej pełno, ale brakuje jej koncentracji na chwili teraźniejszej, a oto chodzi w medytacji. Najważniejsze, aby nie próbować zaprzestania myślenia. Gdy nastawisz się na ciszę, umysł sam zniknie. Im głębszy poziom medytacji, tym bardziej poszerzasz świadomość tak, że po otwarciu oczu (bo najlepiej, żeby były zamknięte) okaże się, że widzimy ten sam świat, ale zupełnie inaczej. Jednym z darów medytacji jest poczucie braku identyfikacji z własnym ciałem. Medytacja daje możliwość drastycznej zmiany postrzegania świata i samego siebie, dlatego według mnie sanowi klucz do transformacji współczesnej cywilizacji na lepsze. Kiedy dociera do ciebie fakt, że nie jesteś ciałem, od razu pada w głowie pytanie: „To kim w takim razie jestem?”. Pamiętam, jak sam znalazłem się w identycznej sytuacji po raz pierwszy i wtedy zdałem sobie sprawę, że w stanie medytacyjnym, któremu towarzyszy silne skupienie na obecnej chwili, jedyną rzeczą, którą mogłem „zrobić”, było uświadomienie sobie dziejących się na moich oczach wydarzeń, a także myśli, które przelatywały przez mój mózg, tyle że ja się do nich nie „podczepiałem”. Byłem po prostu obserwatorem. W tamtym czasie nie za dużo wiedziałem o tzw. wyższej naturze człowieka, ale pomimo to, dzięki medytacji trwającej ledwie kilka minut, uzmysłowiłem sobie, że jestem Świadomością (tym, który uświadamia sobie) doświadczającą subiektywnie rzeczywistości. To było naturalne odczucie. Przeżycie wywarło na mnie ogromny wpływ, ponieważ nagle prysła niewidoczna bariera poznawcza, której wcześniej, o dziwo, zupełnie nie zauważałem! Jednocześnie ogarnęło mnie wielkie zrozumienie, jak bardzo ograniczeni jesteśmy, przebywając w ciele fizycznym, pod względem percepcji. W moim przypadku medytacje przyczyniły się do rozwoju pewnych kanałów pozazmysłowych, np. wzmożona intuicja, odczuwania energii ludzi i miejsc. Uświadamiając sobie, kim jestem, zupełnie zmieniło się moje podejście do środowiska zewnętrznego. Nagle zacząłem odczuwać rzeczywistość jako jeden połączony ze sobą organizm, w którym formy nie mają żadnego znaczenia. W pewnym sensie stajesz się niewzruszony, ponieważ emocje ustępują miejsca koncentracji, z której nie może wytrącić żadna okoliczność. Patrzysz na wszystko z góry (jakby z lotu ptaka). Cokolwiek by się nie działo, czujesz ogromny wewnętrzny spokój (ten stan jest dosyć trudno utrzymać przez dłuższy czas). Nie ma mowy o uleganiu jakimkolwiek żądzom lub prowokacjom. Dopiero wtedy stajemy się panami własnego ciała. Gdybyśmy mieli Świadomość, niepotrzebne byłyby żadne prawa, rządy, wojsko, policja itd., ponieważ każdy wiedziałby, czego może się dopuścić, a czego nie. Przykładem tego są np. ludy neolityczne, bądź starożytni Indianie, u których nie było nigdy systemów władzy, prawnych lub religijnych, a mimo to członkowie tych społeczności żyli zgodnie z literą prawa i dodatkowo w wielkim uduchowieniu. Oprócz wspomnianych wyżej cech, Nieskończona Świadomość posiada jeszcze jeden, ale jakże kluczowy składnik, a mianowicie miłość. Najgłębszy poziom naszego jestestwa nigdy nie byłby tak wspaniały, gdyby nie stanowił nieskończonej miłości. Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tematem miłości? Czym ona właściwie jest? Niektórzy powiadają, że miłość nie jest uczuciem, potrafi wszystko wybaczyć, przetrwać i przezwyciężyć nie jedną, ale… nieskończenie wiele trudności. Zwykle postrzegamy ją tylko w rozumieniu typowo ludzkim. Zbyt często materializujemy i odnosimy ją do fizycznych spraw – jakichś żądz. Miłość nie ogranicza się wyłącznie do relacji pomiędzy poszczególnymi osobami. Kochać możesz rośliny, zwierzęta, wodę, powietrze… całą planetę, świat. Zwykle zawężamy nasz światopogląd do najbliższego otoczenia i nie potrafimy dostrzegać rzeczywistości z szerszej perspektywy, jednak gdyby ludzkość, a zwłaszcza ludzie piastujący najwyższe stanowiska państwowe i korporacyjne otworzyli swoje skamieniałe serca, to myślę, że dramatycznie zmieniłby się stosunek ludzi do samych siebie oraz do natury, bez której nie możemy przecież istnieć (ale ona, owszem, tak). Natura służy swoimi darami każdemu mieszkańcowi planety, ale jest również bezcenna. Wyobraźmy sobie planetę kompletnie wyjałowioną, bez wody zdatnej do picia, pozbawioną organizmów żywych i wypełnioną trującymi gazami. Jest to wizja dosyć tragiczna i ekstremalna, ale analizując sytuację, jaka ma miejsce obecnie na Ziemi, można łatwo dojść do wniosku, że środowisko naturalne naszej planety jest w coraz gorszym stanie, co nie sprzyja rozwojowi życia, a także naszemu zdrowiu. Niestety, najbardziej wpływowi mieszkańcy Niebieskiej Planety, którzy mogliby uchronić naturę od zniszczenia, nie widzą tego problemu (albo udają, że nie widzą) i w coraz większym stopniu eksploatują dziedzictwo naturalne Ziemi. Wszystko dlatego, że w pogoni za bogactwem i dominacją utracili serce, stając się bezdusznymi biologicznymi komputerami. Powiedziałbym więc, że miłość jest wyższym stopniem świadomości i można do niego dojść poprzez medytację. To zdanie sobie sprawy z faktu, że wszyscy jesteśmy jednością bez względu na poglądy, rasę, pochodzenie, wyznanie itd. Motto bezgranicznej miłości brzmi: „Kocham bez względu na wszystko”. Gdybym miał wskazać, czego najbardziej brakuje w świecie XXI wieku, to bez zastanowienia byłaby to miłość. Nie chodzi tutaj o rzucanie się każdemu na szyję, ale o zrozumienie, że na wyższym poziomie egzystencji jesteśmy (razem z innymi istotami) tym samym, eterycznym bytem – kosmiczną, nieograniczoną Świadomością. Nieważne, jaką rolę odgrywamy w holograficznym, trójwymiarowym świecie. Dzisiejsza ludzkość jest tak sztuczna i pozbawiona głębi myślenia i kreatywności, że prędzej czy później ten model cywilizacyjny, którego jesteśmy członkami, musi upaść po to, by ludzie pojęli, o co rzeczywiście chodzi w cudzie zwanym życiem. Bezsprzecznie miłość stanowi fundamentalny składnik przyszłej cywilizacji, jaka ma powstać na Ziemi, a jaka zapowiadana jest przez kultury pozaziemskie (o tym później). Aby pojąć prawdziwy sens miłości należy wznieść się ponad ciasny i analityczny umysł, ponad emocje, uczucia i w końcu wymazać z pamięci plik zatytułowany „moi wrogowie i przeciwnicy”. Wówczas docieramy do esencji człowieczeństwa oraz wszelkiego życia – właśnie miłości. Tak jak wspomniałem wcześniej, nie mam na myśli miłości fizycznej, ale taką opartą na poczuciu połączenia ze wszystkim, co istnieje wokół nas. Dla takiej miłości nie istnieją podziały, negatywne myśli i uczucia. Nie istnieje też strach, czyli coś, co hamuje rozwój osobisty człowieka. Jest natomiast jedność i różnorodność. Może się wydawać, że te dwa pojęcia się ze sobą gryzą, lecz nic podobnego. Wszystkie istoty bowiem są i żyją, ponieważ stanowią energię, manifestującą w najróżniejszy oraz najsłuszniejszy dla siebie sposób w fizycznych realiach. Tak więc, jeżeli zbierzemy informacje dotyczące faktycznej natury każdego człowieka, otrzymamy następującą definicję: jesteśmy nieskończoną, wieczną, wszystkowiedzącą, zawierającą wszystkie możliwości oraz kochającą, ponad zmysłową Świadomość. Każdy z nas stanowi wielki, kosmiczny ocean świadomości. Jednak problem w tym, że gdy przychodzimy na ten świat, zostajemy oderwani od tego oceanu i zaczynamy identyfikować się z naszą fizyczną postacią, czyli imieniem, nazwiskiem, datą urodzenia, narodowością, miejscem zamieszkania i tak dalej. Zatem, jeżeli ktoś zada ci pytanie: „Kim jesteś?”, odpowiadasz na przykład: „Mam na imię Andrzej Nowak, lat 55, urodzony w Warszawie”, bądź coś w tym stylu. Tymczasem twoja ziemska tożsamość nie jest w żadnym stopniu tym, kim jesteś naprawdę. To zaledwie doświadczenie nieskończonej świadomości – bytu, który stanowisz w rzeczywistości. Ponieważ w pewnym sensie zostaliśmy oddaleni od Źródła, czyli oceanu, staliśmy się kroplami. Zdaj sobie sprawę, że twój fizyczny wymiar nie ma nic wspólnego z twoją pierwotną formą, lecz nawet pomimo tego – powiedzmy – dyskomfortu mamy w sobie wielką moc. W przeciwieństwie do zwyczajnej kropli wody, jesteśmy bowiem nadal połączeni z Oceanem Świadomości, choć o tym fakcie zapomnieliśmy. W Ewangelii św. Łukasza (17:20–25) czytamy:

Zapytany przez faryzeuszów (Jezus – przypis autora), kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: Oto tu jest albo: Tam. Oto, bowiem królestwo Boże pośród was jest…

W przytoczonym cytacie chodzi o to, by poszukiwać w sobie, a nie na zewnątrz. Jezus zawsze powtarzał, by szukać prawdy, a nie wierzyć w dogmaty przyjęte przez autorytety. Nie odmienimy gnijącej cywilizacji XXI wieku, jeżeli nie zmienimy samych siebie od środka. Powinniśmy zrozumieć, że to człowiek stanowi świątynię Boga (jakkolwiek byśmy Go nie rozpatrywali: czy jako Istotę, czy Samoświadomą Energię). Podczas narodzin cała wiedza na temat tego, kim jesteś, została stłumiona przez rozum. Oczywiście, jak napisałem na początku, informacje dotyczące naszego prawdziwego pochodzenia wciąż są w nas zawarte, lecz, aby je przywrócić, musimy się trochę natrudzić – spojrzeć we własne wnętrze i przestać patrzeć notorycznie na zewnątrz. Fizyczny świat można porównać do zwierciadła, w którym się przeglądasz. Twoja materialna rzeczywistość jest zwykle obrazem twoich myśli, uczuć, poglądów, działań i świadomości. Kiedy oglądamy w kinie film, którego nie lubimy, na nic się zdadzą nasze okrzyki: „Zmienić film! Jest beznadziejny!”, dopóki nie zmienimy ustawień projektora, z którego jest on wyświetlany. Innymi słowy, aby zaszła widzialna zmiana na ekranie, należy zwrócić się do źródła problemu, czyli w tym wypadku projektora. W życiu codziennym tym projektorem jesteśmy my, a obraz (sytuacja życiowa) zależy od wspomnianych wyżej aspektów, z których ponad wszystko najważniejsza jest świadomość, bo jej poziom „warunkuje” całą resztę, np. czyny. Większość ludzi uważa, że wzrost świadomości nierozerwalnie związany jest z doświadczeniem życiowym, konkretnymi sytuacjami, które przydarzają nam się w życiu, jednak pomijany jest stale niezwykle istotny punkt w tym procesie – rozwój duchowy (świadomości). Zwykle na słowo „duchowość” nasze skojarzenia „biegną” w kierunku religii. Próbujemy przez cały czas ściśle utożsamiać duchowość z religijnością, ale jak wykażę, są to bardzo często dwa zupełnie różne pojęcia. Zazwyczaj wiara religijna oznacza poddanie się jakiejś upersonifikowanej sile mającej ciągły wpływ na ludzki los. Aby zjednać sobie przychylność bóstwa musimy oddawać mu hołd, składać dary, odprawiać modły, powinniśmy również odczuwać żal za popełnione grzechy i tym podobne rzeczy. Gdy próbujesz żyć zgodnie ze sztywnymi regułami religijnymi, wówczas dochodzi do sytuacji, w której czujesz się ofiarą, małym ludzikiem mającym ograniczone możliwości, za to potężny dług w stosunku do bóstwa. A właśnie, prawie zapomniałem. Dochodzi jeszcze jedna kwestia. Nieważne jakiego wyznania jesteś, musisz martwić się o życie wieczne po śmierci! Przecież ziemski żywot nie ma większego wymiaru niż walka o byt, radzenie sobie z wyzwaniami i zalewającymi nas problemami. O wstawiennictwo prosisz Najwyższego i uczęszczasz do spowiedzi, by oczyścić się z „grzechów”, których dopuszczasz się każdego dnia. Tak nawiasem mówiąc, to większość ludzi, pomimo przystępowania do sakramentu spowiedzi, i tak powiela te same czynności, z których się regularnie spowiada, tworząc w ten sposób zamknięte koło. Spowiedź nie ma zatem jakiejkolwiek wartości, bo ludzie nie rozumieją, nie mają jakby świadomości, dlaczego pewne rzeczy czynią. Po prostu nie poddają analizie swoich poczynań, co oznacza, że sami nie wiedzą, z czego wynikają tzw. grzechy. Współczesna definicja uduchowienia sprawiła, że z biegiem lat traktujesz swoje życie jako tzw. „szarą rzeczywistość”, gdzie szczęście jest zaledwie nikłym promieniem słonecznym przebijającym się przez kłębowisko chmur. Nie wiem, czy ktokolwiek widzi w tym przesmutnym religijnym przedstawieniu jakąkolwiek szczyptę duchowości, ale ja jej nigdzie nie dostrzegam. Religia w obecnym kształcie nie spełnia roli, jaką powinna pełnić, czyli zbliżać człowieka do doświadczania Boskości w sobie. Czy zatem można powiedzieć, że duchowość i religijność stanowią monolit?

Moim zdaniem w żadnym wypadku. Ludzie uczęszczający do kościoła i modlący się powinni przynajmniej w jakimś stopniu posiadać szersze pojęcie rzeczywistości i roli człowieka w świecie…, ale czy tak jest? Niekoniecznie. Raczej rzadko. Ludzie robią mnóstwo głupot. Idą do świątyni, potem wracają z niej, by zabijać ludzi, wyzywać się, toczyć zażarte spory o to, kto ma rację, a kto się pomylił, robić sobie przeróżne bezsensowne wyrzuty, kłócić się – w zdecydowanej większości – o niezbyt ważne sprawy, i tak dalej w nieskończoność. Brak świadomości jest wszechobecny! Następnie bogobojni idą do świątyni, aby na nowo „przywrócić” swoim duszom równowagę, wracają i, mówiąc kolokwialnie, odśpiewują dokładnie identyczną lub podobną śpiewkę. Ostatecznie podstawą twojego życia staje się cierpienie i udręka. Mówisz sobie: „Tak, na pewno to jest cały sens tego zasranego żywota ziemskiego”. Tak więc, pomimo faktu, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby poznać i doświadczyć na własnej skórze (!) prawdy o swojej faktycznej naturze, nigdy nie zbliżasz się do sedna własnego jestestwa, bo uważasz się za zwykłego, szarego człowieczka niemającego w sobie żadnego czaru i magii. Czasem wydaje mi się, chyba całkiem słusznie, że ludzie nie dorośli do tego, aby być ludźmi… Zapominamy, iż jesteśmy kimś znacznie więcej niż „biologicznymi robotami”, zaprogramowanymi w określony sposób przez system edukacji, wierzenia religijne i całą stertę niepotrzebnych informacji. A przecież stanowimy nieskończoną świadomość, mającą tylko doświadczenie w tym materialnym świecie. Jak powiedział Siddhartha Gautama (Budda):

Jesteśmy tym, co o sobie myślimy. Wszystko, czym jesteśmy, wynika z naszych myśli. Naszymi myślami tworzymy świat.

Słowa Buddy mogą na pierwszy rzut oka wydać się abstrakcyjne, ale jest to bardzo głęboka i trafna sentencja.

Na pozór żyjemy otoczeni fizycznymi przedmiotami, jak więc myśl (niematerialna) może wpływać na rzeczywistość? Zauważmy jednak, że cokolwiek istnieje wokół nas, na początku było myślą w czyjejś głowie. Nieważne czy weźmiemy pod uwagę samochód, samolot, komputer, wszystko to zostało powołane do „życia” poprzez niematerialną ideę.

W poszukiwaniu źródła Kim jesteśmy i skąd pochodzimy

Подняться наверх